14. Wyspy Cienia


Thresh wyprostował się i poruszył ramionami. Zastane kości zatrzeszczały. Bolały niewyobrażalnie, tępym, nieprzemijającym bólem. Thresh czuł go już od kilku godzin. Mimo tego nie wyszedł z Bractwa. Czekał w jego wnętrzu, tak blisko resztek błogosławionej wody, oczekując cudów, oczekując niemożliwego.

Na łóżku tuż obok niego spała Aylin. Była nieprzytomna i to od momentu, gdy zemdlała mu na łodzi. Przyniósł ją tutaj, przerażony i błagał Yoricka o pomoc. Ale grabarz westchnął tylko, wbił łopatę w ziemię i pokręcił głową.

- Nie mogę jej już pomóc – odpowiedział. – Nie mogłem nawet wtedy, gdy po raz pierwszy ją przyniosłeś tutaj.

Thresh nie rozumiał tego. Krzyczał, wściekał się i błagał. Yorick jednak był niewzruszony. Dopiero potem przyszło zrozumienie i zgoda na taki, a nie inny stan rzeczy.

Thresh zacisnął rękę na dłoni Aylin. Palce paliły go tak, jakby włożył je do ognia. Odzyskana niedawno, zielonkawa poświata magii zniknęła, skóra na ręce stała się szarawa, jeszcze kilka godzin temu była ciemna, teraz jednak robiła się coraz jaśniejsza i jaśniejsza – Thresh zauważył z niezadowoleniem, że nabierała naturalnego, bladego koloru ludzkiej skóry. Pomimo tego nie wypuścił dłoni Aylin – trzymał ją cały czas, odkąd tylko Yorick wskazał mu ten pokój i to łóżko.

- Lepiej by było, gdybyś zabrał ją do swojej Twierdzy.

Thresh odwrócił się i zerknął na Yoricka. Grabarz wciąż miał na szyi fiolkę z błogosławioną wodą – ciecz sprawiała, że po plecach Thresha przebiegał nieprzyjemny dreszcz, a coś, co kiedyś nazwałby wnętrznościami, wywracało mu się w środku na drugą stronę.

- Gdybyś dał jej wtedy wodę…

- Dałem jej wodę – zaprzeczył Yorick. – A mimo to umarła. Jej serce przestało bić jeszcze zanim opuściłeś wtedy Bractwo.

- Nie jest martwa – zaprzeczył Thresh. – Nie wygląda na martwą. Jej dusza…

- Jej dusza trzyma się jej ciała tak długo, jak ona będzie tego chciała – odparł Yorick. – Chciała tu zostać. I zostanie. Zabierz ją do siebie. Tutaj, przy wodzie, nie obudzi się tak szybko.

Thresh zacisnął szczękę, patrząc nienawistnym wzrokiem, jak grabarz po prostu odchodzi. W końcu jednak upiór podniósł się i delikatnie ujął ciało kobiety. Podniósł ją i przytulił do siebie. Aylin była lekka i bezbronna. Thresh czuł się przez to jeszcze bardziej beznadziejnie zrozpaczony.

Gdy wyszedł z Bractwa, uczucie mdłości i bólu w kościach nieco zelżało. Zniknęło całkowicie w połowie drogi. Wtedy też Aylin poruszyła się po raz pierwszy. Westchnęła, zamruczała coś i otworzyła swoje oczy.

- Thresh?

- Czemu nic mi nie powiedziałaś? – mruknął niechętnie.

- Ja… Yorick mówił, że może uda mi się wrócić - wyszeptała. – Że jeśli będę chciała wystarczająco mocno… to wrócę.

- Czemu nie chciałaś, głupia?

Spojrzała na niego i wiedział już, dlaczego nie chciała. On też nie chciał. Ani jedno z nich nie chciało, by wracała do świata żywych. Thresh westchnął i zatrzymał się. Znajdowali się niedaleko Gaju, na ścieżce, prowadzącej do twierdzy Thresha. Upiór odstawił Aylin na ziemię, ale nie wypuścił jej z uścisku. Kobieta wciąż była osłabiona.

- Zostałeś ze mną – przyznała nagle.

Miała cichy głos i spuszczone spojrzenie. Thresh westchnął i ujął jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała mu prosto w oczy.

- Wtedy na plaży, tak?

Skinęła krótko głową. W jej błyszczących oczach nie wiedział ani odrobiny spaczenia. Wydawały się tak żywe, a przecież żywe nie były. Teraz o tym już wiedział.

- Czy wiesz, na co się skazałaś? – zapytał.

Pokręciła tylko głową. Nie, nie miała pojęcia. A nawet jeśli by miała, jej głupie serce wołało tak samo tęsknie, jak i jego. Thresh parsknął tylko śmiechem.

- Nie chciałem, abyś wypływała – przyznał.

To wyznanie przyniosło mu ulgę. Długo i zawistnie skrywane, w końcu wydostało się z jego ust, ujmując mu tyle bólu i rozdrażnienia.

- Nie chciałam wypływać – odpowiedziała mu. – Thresh… czy mogę zostać tu z tobą?

- Chyba nie masz wyboru – odpowiedział, drugą dłoń układając na jej policzku. – Chociaż wolałbym, żebyś została w Twierdzy. Gaj to niezbyt bezpieczne miejsce.

Aylin skrzywiła się, niezadowolona z jego żartu. Nie pozwolił jej jednak długo się boczyć. Gdy pochylił się ku niej, poddała się mu całkowicie, niemal od razu zarzucając mu ręce na szyję.

Na ten pocałunek i na każde z kolejnych czułości, które pojawiały się między nimi później wiele, wiele razy, jego ciało wracało do niego, za każdym razem szybciej i na dłużej. W końcu zostało z nim na zawsze. Tak samo, jak Aylin.

 

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz