Viego siedział pod sufitem na
belkach tak, jak zwykł to robić, odkąd pozbył się bestii z morza. Czasami coś
czytał lub przeglądał mapy, które przynosiłam mu z biblioteki; teraz jednak wybrał
krótką drzemkę – z zamkniętymi oczyma i otoczony Mgłą jak ciasnym kokonem trwał
nieruchomo, złość i smutek całego świata.
Odetchnęłam jedynie i spojrzałam
na rozrzucone wokoło suknie, szale, płaszczyki, rękawiczki i dodatki. Było tego
dużo, wszelkie nietypowe i nieprzydatne projekty, które szyłam, gdy miałam czas
i ochotę. Część z nich była nieudanymi tworami dla dam dworu, część zrobiłam
jedynie dla siebie. Z tego wszystkiego Viego wybrał dla mnie kilka sukien, ale
żadna tak naprawdę mi się nie podobała.
Z jękiem opadłam na jedno z
krzeseł. Jak miałam iść na bal, skoro tak naprawdę ani nie miałam ochoty, ani
nie potrafiłam niczego dla siebie wybrać?
- Znowu wszystko komplikujesz,
tak?
A więc jednak nie spał. Nie
poruszył się jednak nawet o milimetr, wciąż trwając w mroku. Na jego uwagę
zrobiłam jedynie niezadowoloną minę – jak zwykle swoimi słowami sprawiał, że
czułam się zażenowana i nieporadna.
- We wszystkich ci będzie
pięknie, Marie – westchnął, otwierając jedno oko i przyglądając mi się z uwagą.
– Chyba że koniecznie chcesz wyglądać o wiele piękniej niż którakolwiek z dam
dworu i szlachty. Co, w gruncie rzeczy, nie będzie aż tak trudne.
Zaczerwieniłam się jedynie na
jego uwagę, co Viego momentalnie skwitował rozbawionym prychnięciem. Zrujnowany
król podniósł się, przeciągnął i zeskoczył z belek, miękko lądując tuż przede
mną.
- To może być doskonały pomysł –
wymruczał na wpół do sobie, na wpół do mnie.
- V-Viego?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i
wyciągnął do mnie swoją dłoń.
- Chcesz wybrać się ze mną na
Wyspy? – zapytał cicho. – Być może znajdziemy tam dla ciebie coś, przez co
zawładniesz królewskim sercem, Marie.
I chociaż powinno mnie to
przerażać, ujęłam jego dłoń bez cienia wahania i pozwoliłam poprowadzić się w
tę ciemność, mrok i przekleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz