Viego ze śmiechem zostawił mnie
w ogrodach Twierdzy, przywołując jednak przed swoim zniknięciem Ledrosa.
Wojownik pojawił się kilka minut po tym, jak wylądowaliśmy na Wyspach i od razu
został przydzielony do pilnowania mnie. Nie zdążyłam nawet zatrzymać Viego -
zrujnowany król po prostu zniknął z tym swoim szalonym uśmiechem, który
ewidentnie miał sprowadzić na mnie jakieś kłopoty.
- Zostawił mnie… - jęknęłam.
- Panno Marie? - Ledros stanął
bliżej mnie. - Nic panience się nie stanie, jestem tu…
- Poszedł zrobić coś złego i
mnie tu zostawił - przerwałam mu.
Ledros zerknął na mnie, po czym
uśmiechnął się ciepło.
- Czy to źle, panno Marie?
- Nie wiem - odpowiedziałam. -
Czy on robi tak często?
- Kiedyś robił to bardzo często
- przyznał Ledros. - Ale wtedy Isolde żyła. Tak samo jak on i ja.
Westchnęłam tylko. Szalony,
szalony, szalony król! Czy pojmę go kiedyś chociaż w małej części?
- Czy chce panienka odwiedzić
bibliotekę? Lub ogrody? - zaproponował Ledros.
- Tak, byłabym wdzięczna -
wyznałam, uśmiechając się. - Ogrody. Czy będziesz mógł opowiedzieć mi coś
jeszcze, Ledros?
Wojownik uniósł swoją tarczę i
założył ją na swoje plecy. Dopiero przez ten ruch zauważyłam, że oprócz tarczy
nosi jednak przy sobie również i miecz - ostrze włożone było w tarczę tak, że
razem stanowiły oręż doskonałej obrony i ataku.
- Co chciałaby panienka
wiedzieć? - zapytał Ledros, kierując się razem ze mną ku ogrodom.
- Jak miała na imię?
Ledros zerknął tylko na mnie nic
nie rozumiejącym wzrokiem.
- Panno Marie?
- Jak miała na imię ta
dziewczyna, dla której wciąż tu jesteś - wyjaśniłam swoje pytanie.
Ledros zatrzymał się, ewidentnie
zaskoczony moim pytaniem. Po chwili jednak jego wzrok stał się wyjątkowo
smutny, chociaż na jego twarzy pojawił się martwy, czuły uśmiech.
- Dlaczego panienka o to pyta?
- To smutna historia? -
zapytałam. - Czy została w Camavorze?
- Nie - odpowiedział, ponownie
ruszając ze mną przez ogród. - Miała na imię Kalista. Jest tutaj.
- Oh! - westchnęłam tylko. -
Więc dlaczego nie jesteście razem?
Ledros uśmiechnął się tylko
smutno.
- Bo nigdy, nawet za naszego
życia, nie dane nam było być razem, panno Marie - odparł. - Więc i nie dane
jest nam to po śmierci.
Zrobiłam bardzo, bardzo
niezadowoloną minę. Już w czasie ostatniej wizyty na Wyspach Cienia
przeczuwałam, że historia Ledrosa jest piękna i smutna, ale nie sądziłam, że aż
tak. Uwielbiałam historie o wielkiej miłości, kochałam, gdy szczęśliwie się one
kończyły. Słowa Ledrosa tym bardziej mnie zasmuciły.
- Czy nie próbowałeś mimo to? -
zapytała.
- Próbuję - odpowiedział.
Utraciłem swoje życie, ale nie swój cel. Kiedyś ją uwolnię. Kiedyś zapytam ją
jeszcze raz.
- Oh, Ledros! - jęknęłam.
- Nie powinna się tym panna
zajmować, panno Marie - przerwał mi z ciepłym, ale smutnym uśmiechem. - Ma
panna więcej na głowie. Zrujnowanego do cna króla dla przykładu.
Nie wiedząc czemu zaczerwieniłam
się mocno. Ledros zaśmiał się na ten gest. Wydawał mi się teraz o wiele bliższy
niż wtedy, gdy zobaczyłam go pierwszym razem. Wtedy niesamowicie mnie
przerażał, teraz - czułam się przy nim bezpieczna. Bardzo też ceniłam sobie
nasze rozmowy.
- Viego bardzo panienkę ceni -
wyznał Ledros. - Gdy wrócił… jego szaleństwo przerażało nawet tych, którzy nie
czuli strachu od tysiąca lat. Ale panienka… panienka go odmieniła. Znów zaczął
być roztrzepanym królem, którego tak dobrze znaliśmy.
- Był roztrzepany? - zapytałam.
- Nadal jest - zaśmiał się
Ledros. - Budzi w nim panienka to, o czym może nawet on sam zapomniał.
- Ja wcale… wcale nic nie robię
- wyszeptałam niepewnie.
- Jest panienka przy nim -
zauważył Ledros. - Czasami to wszystko, czego trzeba.
Odetchnęłam. Słowa Ledrosa były
miłe, ale sprawiały, że czułam się jeszcze bardziej rozdarta. Tak blisko Joela
nie byłam jeszcze nigdy, a mimo tego, że kochałam naszego króla, to właśnie
przy Viego ostatnimi czasy chciałam być. Zrujnowany król zrujnowanego świata
sprawił, że wszystko w moim życiu przewróciło się do góry nogami.
Nagłe wrzaski i krzyki zwróciły
moją uwagę. Ledros wyprostował się natychmiast i sięgnął po swoją tarczę.
Krzyki powtórzyły się, tym razem jednak towarzyszyło im rżenie koni i dudnienie
końskich kopyt. Mgła momentalnie uniosła się wokół nas, ze wściekłym sykiem
odgradzając nas od wszystkiego.
- Niech panienka tu zostanie. -
Ledros odwrócił się do mnie i usadził mnie na kamiennej ławce. - Mgła zostanie
z panienką.
- Ale…
- Proszę, panno Marie. Niech
panienka tu zostanie!
Ledros odwrócił się i z tarczą w
dłoni ruszył przez Mgłę ku krzykom. Moje serce zatrzepotało jak szalone. Co
takiego mogło się stać na Wyspach, że podniosło to aż taki rumor, że dusze
krzyczały ze strachu i bólu?
Mgła otoczyła mnie ciasno,
broniąc przed duchami i przed widokiem czegoś, co mogłoby być dla mnie nieodpowiednie.
Odetchnęłam, zacisnęłam pięści i podniosłam się. Mgła momentalnie uniosła się
jeszcze wyżej i zakotłowała przede mną ostrzegawczo. Zignorowałam ją,
przechodząc przez ciemne, zimne pasma.
Złapałam brzeg sukni i ruszyłam
szybciej ku krzykom. Mgła wściekle podążyła za mną, starając się mnie
odciągnąć. Była jednak zbyt ulotna, by cokolwiek zmienić.
Widziałam jak w oddali Ledros
walczy z ogromnym centaurem. Ścieżkę ich pojedynku znaczyły głębokie bruzdy w
ziemi i przełamane drzewa. Wśród tych potężnych, poskręcanych roślin siedział
potężny twór, płacząc cicho i z żalem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz