3. Rejs

 


Gdy otworzyłam oczy, w kajucie wciąż było ciemno. Za ogromnymi oknami widać było morze i granatowe niebo, na którym jednak, w przeciwieństwie do tego z Wysp Cienia, widać było tysiące złotych, radośnie mrugających gwiazd. A zatem byliśmy dość daleko od przeklętych ziem. Jak daleko jednak? – Nie wiedziałam.

Łóżko było wyjątkowo wygodne, chociaż dziwnie zimne w dotyku. Pozwoliło jednak mi odpocząć po długim, samodzielnym rejsie na Wyspy i po strasznych przeżyciach wśród przekleństwa i upiorów. Potarłam ramiona palcami i założyłam szeroką chustę na plecy. Było chłodno, nie wiedziałam jednak, czy to efekt przeklętego statku, czy zimna nocy.

Wysunęłam się z kajuty. Na zewnątrz było cieplej. Zatem samo Odkupienie było zimne i nieprzyjazne. Statek był piękny, ale przeklęty jak wszystko, co pochodziło z Wysp Cienia.

Rozejrzałam się wokoło. Nigdzie nie było widać zrujnowanego władcy. Za to ocean nocą wydał mi się teraz urzekająco piękny. Był spokojny, fale łagodnie obijały się o burtę, a delikatny wiatr wydymał żagle. Podeszłam do burty i zachwycona spojrzała w granat nieba i ciemność oceanu, na to wszystko, co było upstrzone miliardem złotych punktów gwiazd.

- Czy dobrze spałaś?

Odwróciłam się. Zrujnowany władca stał za mną z lekkim uśmiechem i dziwnie nieodgadnionym wzrokiem. Nie miał przy sobie miecza, jednak teraz zdołałam zauważyć coś jeszcze… potężną dziurę w miejscu jego serca, z której to sączyła się ciemna Mgła. Ciemne pasma spływały lekko ku ziemi i garnęły do mnie. Gdy dotknęły moich stóp, poczułam wyjątkowe zimno. Cofnęłam się o krok, mocniej zaciskając palce na otaczającym mnie szalu.

Król zerknął na mnie i zagarnął Mgłę ręką, przesuwając pasma za siebie.

- Tak, dziękuję – odpowiedziałam na jego pytanie.

Zrujnowany władca stanął obok mnie i spojrzał na morze. Był wyższy ode mnie, musiałam zatem nieco zadrzeć głowę, by spojrzeć na jego twarz. Wydawał się spokojny, ale w jego spojrzeniu czaiło się coś dziwnego… przeogromny smutek i rozżalenie, jakiego nie znał jeszcze ten świat.

- Przepraszam – wyszeptałam nagle.

- Za co? – zdziwił się, od razu kierując na mnie swoje spojrzenie.

- Za to, że cię obudziłam – wyznałam cicho, spuszczając spojrzenie. – Ja… nie chciałam sprawiać ci bólu.

Uśmiechnął się lekko. Wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął mojego policzka. Miał zimne palce, zimne niczym lód, ale jego dotyk nie był nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie – rozpalał coś w środku mnie i to na tyle mocno, że poczułam to też na własnej twarzy.

- Ileż ty masz w sobie uległości? – zapytał cichym, dziwnie czułym tonem. – I jak bardzo musisz kochać swojego króla, że przebyłaś dla niego cały swój świat?

Tym razem gorąco na moich policzkach zapłonęło mocno i nieznośnie. Zrujnowany król uśmiechnął się nieco szerzej na to i opuścił swoją dłoń. Dziwny żar jednak nie zniknął z mojego ciała. Mimo, że bardzo chciałam się uspokoić, wzrok i dotyk zrujnowanego władcy rozpalały moje serce i duszę tak samo mocno, jak mroziły moje uczucia.

- Jak masz na imię, szwaczko?

- M-Marie – odpowiedziałam nieskładnie. – Mam na imię Marie.

- Jesteśmy już w połowie drogi, Marie – zauważył, ponownie spoglądając na morze. – Dotrzemy do brzegu Sudaro nim nastanie ranek. A potem zaniesiesz Zrujnowane Ostrze swemu królowi i zdobędziesz serce swego ukochanego. Dobrze?

Momentalnie pokręciłam głową, na tyle gwałtownie, że moje włosy rozsypały się w falowanych pasmach dookoła. Co też ten oszalały król opowiada? Ja? Miałabym zdobyć serce Joela?

- Czyż nie taki był plan, szwaczko? – Zrujnowany władca zaśmiał się, widocznie rozbawiony moją reakcją. – W końcu po to płynęłaś przez ocean, po to przyszłaś na przeklętą Wyspę i po to zbudziłaś mnie ze snu. Prawda?

Jęknęłam jedynie. Przeklęty król przeklętego królestwa miał rację, ale ten plan w jego ustach brzmiał tak nieprawidłowo i szalenie.

- Ja… wcale… nie myślałam, że po tym…

Zacięłam się. Mój głos zmroził się w moim gardle, zacisnęłam więc zęby i przełknęłam własną ślinę. Nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć na zaczepne słowa zrujnowanego króla.

- Znałem kiedyś jedną szwaczkę – wyznał cichym głosem przeklęty władca. – I też była zakochana w królu.

Uniosłam spojrzenie, zaciekawiona jego słowami. Król patrzył na mnie, ale ewidentnie myślami był gdzieś daleko, daleko. Za daleko, bym mogła nawet myśleć o tym, by tam sięgnąć.

- Czy udało się jej zdobyć jego serce? – zapytałam.

- Tak – odpowiedział dziwnie wyprutym z emocji głosem. – Zakochał się w niej bez pamięci. Kocha ją po dziś. I będzie kochał aż po kres.

Westchnęłam tylko. Te kilka słów, ta niemożliwa historia… tak bardzo mi się to spodobało. Byłam niepoprawną romantyczką, karmiącą się niestworzonymi historiami i ich szczęśliwymi zakończeniami. Marzyłam o tym, by samej przeżyć tak ogromną miłość. By ktoś pokochał mnie ponad wszystko tak, jak ten król kochał szwaczkę i jak zrujnowany władca kochał swoją żonę.

- Wróćmy do ciebie, Marie. – Zrujnowany Władca otrząsnął się i znów spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem. – Jaki jest ten twój król?

- Ja… on… wcale nie jest mój – wyjęczałam nieskładnie.

Martwy król zaśmiał się, wyjątkowo rozbawiony moją reakcją. Ewidentnie wprowadzanie mnie w zakłopotanie podobało mu się. Westchnęłam tylko, spuszczając spojrzenie, ukrywając zażenowany wzrok i czerwone, gorące policzki.

- Być może będzie – zauważył zrujnowany król. – Jeśli Ostrze okaże się prawdziwą pomocą dla waszego kraju… wywalczysz sobie nim drogę do serca swego króla.

Pokręciłam tylko głową. Ja? Miałabym walczyć? Nie potrafiłam walczyć i oprócz wczoraj nigdy nie miałam nawet miecza w ręku.

- Ostrze nie przepada za obcymi – przyznał zrujnowany władca. – Jest równie niechętne do poznawania ludzi, co Mgła. Jednak pozwolił sobie trwać w twoich rękach wczoraj bez najmniejszego sprzeciwu. Co ty w sobie masz, Marie?

- Ja… nie wiem – wyznałam cicho.

Zrujnowany władca parsknął tylko śmiechem. Mgła z jego serca zawirowała przy jego nogach i sięgnęła ku mnie. Była zimna, przerażająco zimna, ale nie wydawała mi się groźna. Powoli owijała się wokół moich nóg, a następnie rąk. Gdy rozgięłam palce, ochoczo je otoczyła. Była niczym delikatne, mordercze szczenię. Uśmiechnęłam się lekko, bawiąc się przepływającą między palcami Mgłą.

- Nie tylko Ostrze widać tobie sprzyja – zauważył czułym, cichym tonem zrujnowany król.

Zaczerwieniłam się ponownie, chowając dłonie w szalu. Mgła z cichym szeptem otoczyła mnie całą, niczym zazdrośnie strzegący mnie, demoniczny ogar.

- Co to… właściwie jest?

- To? – Zrujnowany król zagarnął Mgłę jedną ręką i odsunął ja ode mnie; wycofała się niechętnie, z jękliwym sykiem. – Mgła. Na Wyspach widziałaś to, co kiedyś otaczało Helię. Spaczona mgła teraz też strzeże Wysp. Ta Mgła jednak jest… nieco inna.

- Inna? -  zapytałam zaciekawiona.

- Inna – potwierdził. – Mieliśmy rozmawiać o tobie, szwaczko. Nie o przeklętej Mgle, ani tym bardziej o mnie.

Westchnęłam tylko. Zrujnowany król był naprawdę dziwny. Legendy, pieśni i księgi opiewały jego miłość, jego upór i jego brutalność, ale nikt nie napisał, że jest wyjątkowo zadziorny i uwielbia wprowadzać w zażenowanie swoimi słowami. Taka postawa nie pasowała mi do postaci zrujnowanego do cna króla, władcy całego kraju, utraconego tak samo, jak jego miłość.

- Marie? Bujasz w obłokach? Czy znowu myślisz o swoim królu, hm?

Zerknęłam na zrujnowanego władcę. Uśmiechał się lekko, a w jego przeklętych oczach widać było niesforność i nieomal dziecięcą radość. Oh, jakże musiał być niezwykły za swego życia. Wcale nie dziwiła mnie teraz ta szalona miłość, która łączyła się z jego osobą – był niesamowity na swój sposób, zatem zakochać się w nim wcale nie było aż tak trudno.

Pokręciłam głową, zarówno odpowiadając tym samym na pytanie zrujnowanego króla, jak i przywołując się do porządku. Marie, o czym ty myślisz?!

- Co zatem cię dręczy, szwaczko?

- Ja…

Nie chciałam za nic w świecie przyznawać się, o czym właśnie myślałam. Wydawało mi się, że wypowiadanie tego na głos byłoby wyjątkowo nieprawidłowe. Pustka w głowie jednak nie pomagała – nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć królowi.

- Marie?

Zrujnowany król miał nieco zmartwioną minę i oczekujący wzrok. Był niepoprawnie miły i niezwykle zadziorny. Takie połączenie bardzo mi się w nim spodobało.

- Właściwie… nie wiem, jak mam do ciebie mówić – przyznałam.

Wydawał się tym zaskoczony, ale zaraz uśmiechnął się ciepło.

- Mam na imię Viego – przedstawił się. – Nie obrażę się, jeśli będziesz mi mówić po imieniu, Marie.

Pokiwałam głową. Viego. Żadne księgi, mity, ani legendy nie mówiły tak naprawdę, jak ma na imię przeklęty król.

- Nie czujesz się zmęczona, Marie? – zapytał mnie po chwili. – Zostało jeszcze sporo drogi.

- Nie – odpowiedziałam. – Kiedy płynęłam na Wyspy, czułam się taka zagubiona i niepewna, że nie zauważyłam, jak piękny jest ocean.

Viego zerknął na mnie, po czym uśmiechnął się lekko. Odwrócił się ku wodzie i oparł się o burtę. Stanęłam obok niego. Drewno statku wciąż lśniło magią Wysp, wolałam jednak go nie dotykać. Otoczyłam się mocniej szalem – noc była chłodna, a lekki wiatr sprawiał, że czasami po moich ramionach przechodziły dreszcze.

- Nie wypływałaś zbyt często poza swój kraj, prawda?

- Nie – przyznałam. – Właściwie… to moja pierwsza taka podróż.

- Podróżowanie to przekleństwo i błogosławieństwo  - zauważył Viego. – Bardzo też uzależnia. Królowie rzadko jednak podróżują. Dasz radę wytrzymać w Pałacu do końca swojego życia u boku swojego króla, Marie?

Odetchnęłam tylko. Nagle pomyślałam, że Viego wcale nie jest przerażający ani tak niespokojny, jak opisywały legendy – był zbyt zadziorny, chętny do przekomarzania się. Nie  tak wyobrażałam sobie przedwieczne zło i władcę zaginionego królestwa.

- Nie wiem – odpowiedziałam na jego pytanie. – Raczej o tym nie myślałam.

Viego parsknął tylko śmiechem. Wciąż wpatrywał się w ocean i ja też spojrzałam w tamtą stronę. Na horyzoncie nie widać było niczego – bezkres oceanu był naprawdę piękny i w pewien sposób przerażający.

- Czasami nie warto myśleć – zauważył Viego. – Czasami trzeba tylko działać. Brać i działać, Marie. Inaczej będziesz wszystkiego żałować.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz