Gdy otworzyłam oczy, w kajucie
wciąż było ciemno. Za ogromnymi oknami widać było morze i granatowe niebo, na
którym jednak, w przeciwieństwie do tego z Wysp Cienia, widać było tysiące
złotych, radośnie mrugających gwiazd. A zatem byliśmy dość daleko od
przeklętych ziem. Jak daleko jednak? – Nie wiedziałam.
Łóżko było wyjątkowo wygodne,
chociaż dziwnie zimne w dotyku. Pozwoliło jednak mi odpocząć po długim,
samodzielnym rejsie na Wyspy i po strasznych przeżyciach wśród przekleństwa i
upiorów. Potarłam ramiona palcami i założyłam szeroką chustę na plecy. Było
chłodno, nie wiedziałam jednak, czy to efekt przeklętego statku, czy zimna
nocy.
Wysunęłam się z kajuty. Na
zewnątrz było cieplej. Zatem samo Odkupienie było zimne i nieprzyjazne. Statek
był piękny, ale przeklęty jak wszystko, co pochodziło z Wysp Cienia.
Rozejrzałam się wokoło. Nigdzie
nie było widać zrujnowanego władcy. Za to ocean nocą wydał mi się teraz
urzekająco piękny. Był spokojny, fale łagodnie obijały się o burtę, a delikatny
wiatr wydymał żagle. Podeszłam do burty i zachwycona spojrzała w granat nieba i
ciemność oceanu, na to wszystko, co było upstrzone miliardem złotych punktów
gwiazd.
- Czy dobrze spałaś?
Odwróciłam się. Zrujnowany
władca stał za mną z lekkim uśmiechem i dziwnie nieodgadnionym wzrokiem. Nie
miał przy sobie miecza, jednak teraz zdołałam zauważyć coś jeszcze… potężną
dziurę w miejscu jego serca, z której to sączyła się ciemna Mgła. Ciemne pasma
spływały lekko ku ziemi i garnęły do mnie. Gdy dotknęły moich stóp, poczułam
wyjątkowe zimno. Cofnęłam się o krok, mocniej zaciskając palce na otaczającym
mnie szalu.
Król zerknął na mnie i zagarnął
Mgłę ręką, przesuwając pasma za siebie.
- Tak, dziękuję – odpowiedziałam
na jego pytanie.
Zrujnowany władca stanął obok
mnie i spojrzał na morze. Był wyższy ode mnie, musiałam zatem nieco zadrzeć
głowę, by spojrzeć na jego twarz. Wydawał się spokojny, ale w jego spojrzeniu
czaiło się coś dziwnego… przeogromny smutek i rozżalenie, jakiego nie znał
jeszcze ten świat.
- Przepraszam – wyszeptałam
nagle.
- Za co? – zdziwił się, od razu kierując
na mnie swoje spojrzenie.
- Za to, że cię obudziłam – wyznałam
cicho, spuszczając spojrzenie. – Ja… nie chciałam sprawiać ci bólu.
Uśmiechnął się lekko. Wyciągnął
dłoń i delikatnie dotknął mojego policzka. Miał zimne palce, zimne niczym lód,
ale jego dotyk nie był nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie – rozpalał coś w środku
mnie i to na tyle mocno, że poczułam to też na własnej twarzy.
- Ileż ty masz w sobie
uległości? – zapytał cichym, dziwnie czułym tonem. – I jak bardzo musisz kochać
swojego króla, że przebyłaś dla niego cały swój świat?
Tym razem gorąco na moich policzkach
zapłonęło mocno i nieznośnie. Zrujnowany król uśmiechnął się nieco szerzej na
to i opuścił swoją dłoń. Dziwny żar jednak nie zniknął z mojego ciała. Mimo, że
bardzo chciałam się uspokoić, wzrok i dotyk zrujnowanego władcy rozpalały moje
serce i duszę tak samo mocno, jak mroziły moje uczucia.
- Jak masz na imię, szwaczko?
- M-Marie – odpowiedziałam
nieskładnie. – Mam na imię Marie.
- Jesteśmy już w połowie drogi,
Marie – zauważył, ponownie spoglądając na morze. – Dotrzemy do brzegu Sudaro
nim nastanie ranek. A potem zaniesiesz Zrujnowane Ostrze swemu królowi i
zdobędziesz serce swego ukochanego. Dobrze?
Momentalnie pokręciłam głową, na
tyle gwałtownie, że moje włosy rozsypały się w falowanych pasmach dookoła. Co
też ten oszalały król opowiada? Ja? Miałabym zdobyć serce Joela?
- Czyż nie taki był plan,
szwaczko? – Zrujnowany władca zaśmiał się, widocznie rozbawiony moją reakcją. –
W końcu po to płynęłaś przez ocean, po to przyszłaś na przeklętą Wyspę i po to
zbudziłaś mnie ze snu. Prawda?
Jęknęłam jedynie. Przeklęty król
przeklętego królestwa miał rację, ale ten plan w jego ustach brzmiał tak
nieprawidłowo i szalenie.
- Ja… wcale… nie myślałam, że po
tym…
Zacięłam się. Mój głos zmroził
się w moim gardle, zacisnęłam więc zęby i przełknęłam własną ślinę. Nie bardzo
wiedziałam, co mam odpowiedzieć na zaczepne słowa zrujnowanego króla.
- Znałem kiedyś jedną szwaczkę –
wyznał cichym głosem przeklęty władca. – I też była zakochana w królu.
Uniosłam spojrzenie,
zaciekawiona jego słowami. Król patrzył na mnie, ale ewidentnie myślami był
gdzieś daleko, daleko. Za daleko, bym mogła nawet myśleć o tym, by tam sięgnąć.
- Czy udało się jej zdobyć jego
serce? – zapytałam.
- Tak – odpowiedział dziwnie
wyprutym z emocji głosem. – Zakochał się w niej bez pamięci. Kocha ją po dziś.
I będzie kochał aż po kres.
Westchnęłam tylko. Te kilka
słów, ta niemożliwa historia… tak bardzo mi się to spodobało. Byłam niepoprawną
romantyczką, karmiącą się niestworzonymi historiami i ich szczęśliwymi
zakończeniami. Marzyłam o tym, by samej przeżyć tak ogromną miłość. By ktoś
pokochał mnie ponad wszystko tak, jak ten król kochał szwaczkę i jak zrujnowany
władca kochał swoją żonę.
- Wróćmy do ciebie, Marie. –
Zrujnowany Władca otrząsnął się i znów spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem.
– Jaki jest ten twój król?
- Ja… on… wcale nie jest mój –
wyjęczałam nieskładnie.
Martwy król zaśmiał się,
wyjątkowo rozbawiony moją reakcją. Ewidentnie wprowadzanie mnie w zakłopotanie
podobało mu się. Westchnęłam tylko, spuszczając spojrzenie, ukrywając
zażenowany wzrok i czerwone, gorące policzki.
- Być może będzie – zauważył
zrujnowany król. – Jeśli Ostrze okaże się prawdziwą pomocą dla waszego kraju…
wywalczysz sobie nim drogę do serca swego króla.
Pokręciłam tylko głową. Ja?
Miałabym walczyć? Nie potrafiłam walczyć i oprócz wczoraj nigdy nie miałam
nawet miecza w ręku.
- Ostrze nie przepada za obcymi
– przyznał zrujnowany władca. – Jest równie niechętne do poznawania ludzi, co
Mgła. Jednak pozwolił sobie trwać w twoich rękach wczoraj bez najmniejszego
sprzeciwu. Co ty w sobie masz, Marie?
- Ja… nie wiem – wyznałam cicho.
Zrujnowany władca parsknął tylko
śmiechem. Mgła z jego serca zawirowała przy jego nogach i sięgnęła ku mnie.
Była zimna, przerażająco zimna, ale nie wydawała mi się groźna. Powoli owijała
się wokół moich nóg, a następnie rąk. Gdy rozgięłam palce, ochoczo je otoczyła.
Była niczym delikatne, mordercze szczenię. Uśmiechnęłam się lekko, bawiąc się
przepływającą między palcami Mgłą.
- Nie tylko Ostrze widać tobie
sprzyja – zauważył czułym, cichym tonem zrujnowany król.
Zaczerwieniłam się ponownie,
chowając dłonie w szalu. Mgła z cichym szeptem otoczyła mnie całą, niczym
zazdrośnie strzegący mnie, demoniczny ogar.
- Co to… właściwie jest?
- To? – Zrujnowany król zagarnął
Mgłę jedną ręką i odsunął ja ode mnie; wycofała się niechętnie, z jękliwym
sykiem. – Mgła. Na Wyspach widziałaś to, co kiedyś otaczało Helię. Spaczona
mgła teraz też strzeże Wysp. Ta Mgła jednak jest… nieco inna.
- Inna? - zapytałam zaciekawiona.
- Inna – potwierdził. – Mieliśmy
rozmawiać o tobie, szwaczko. Nie o przeklętej Mgle, ani tym bardziej o mnie.
Westchnęłam tylko. Zrujnowany
król był naprawdę dziwny. Legendy, pieśni i księgi opiewały jego miłość, jego
upór i jego brutalność, ale nikt nie napisał, że jest wyjątkowo zadziorny i
uwielbia wprowadzać w zażenowanie swoimi słowami. Taka postawa nie pasowała mi
do postaci zrujnowanego do cna króla, władcy całego kraju, utraconego tak samo,
jak jego miłość.
- Marie? Bujasz w obłokach? Czy
znowu myślisz o swoim królu, hm?
Zerknęłam na zrujnowanego
władcę. Uśmiechał się lekko, a w jego przeklętych oczach widać było niesforność
i nieomal dziecięcą radość. Oh, jakże musiał być niezwykły za swego życia.
Wcale nie dziwiła mnie teraz ta szalona miłość, która łączyła się z jego osobą
– był niesamowity na swój sposób, zatem zakochać się w nim wcale nie było aż
tak trudno.
Pokręciłam głową, zarówno
odpowiadając tym samym na pytanie zrujnowanego króla, jak i przywołując się do
porządku. Marie, o czym ty myślisz?!
- Co zatem cię dręczy, szwaczko?
- Ja…
Nie chciałam za nic w świecie
przyznawać się, o czym właśnie myślałam. Wydawało mi się, że wypowiadanie tego
na głos byłoby wyjątkowo nieprawidłowe. Pustka w głowie jednak nie pomagała –
nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć królowi.
- Marie?
Zrujnowany król miał nieco
zmartwioną minę i oczekujący wzrok. Był niepoprawnie miły i niezwykle
zadziorny. Takie połączenie bardzo mi się w nim spodobało.
- Właściwie… nie wiem, jak mam do
ciebie mówić – przyznałam.
Wydawał się tym zaskoczony, ale
zaraz uśmiechnął się ciepło.
- Mam na imię Viego –
przedstawił się. – Nie obrażę się, jeśli będziesz mi mówić po imieniu, Marie.
Pokiwałam głową. Viego. Żadne
księgi, mity, ani legendy nie mówiły tak naprawdę, jak ma na imię przeklęty
król.
- Nie czujesz się zmęczona,
Marie? – zapytał mnie po chwili. – Zostało jeszcze sporo drogi.
- Nie – odpowiedziałam. – Kiedy
płynęłam na Wyspy, czułam się taka zagubiona i niepewna, że nie zauważyłam, jak
piękny jest ocean.
Viego zerknął na mnie, po czym
uśmiechnął się lekko. Odwrócił się ku wodzie i oparł się o burtę. Stanęłam obok
niego. Drewno statku wciąż lśniło magią Wysp, wolałam jednak go nie dotykać.
Otoczyłam się mocniej szalem – noc była chłodna, a lekki wiatr sprawiał, że
czasami po moich ramionach przechodziły dreszcze.
- Nie wypływałaś zbyt często
poza swój kraj, prawda?
- Nie – przyznałam. – Właściwie…
to moja pierwsza taka podróż.
- Podróżowanie to przekleństwo i
błogosławieństwo - zauważył Viego. –
Bardzo też uzależnia. Królowie rzadko jednak podróżują. Dasz radę wytrzymać w
Pałacu do końca swojego życia u boku swojego króla, Marie?
Odetchnęłam tylko. Nagle
pomyślałam, że Viego wcale nie jest przerażający ani tak niespokojny, jak
opisywały legendy – był zbyt zadziorny, chętny do przekomarzania się. Nie tak wyobrażałam sobie przedwieczne zło i
władcę zaginionego królestwa.
- Nie wiem – odpowiedziałam na
jego pytanie. – Raczej o tym nie myślałam.
Viego parsknął tylko śmiechem.
Wciąż wpatrywał się w ocean i ja też spojrzałam w tamtą stronę. Na horyzoncie
nie widać było niczego – bezkres oceanu był naprawdę piękny i w pewien sposób
przerażający.
- Czasami nie warto myśleć –
zauważył Viego. – Czasami trzeba tylko działać. Brać i działać, Marie. Inaczej
będziesz wszystkiego żałować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz