Wygładziłam suknię i
odetchnęłam. Miękki, lekki materiał zafalował fantazyjnie, mieniąc się
połyskliwą czernią i zielenią. Wyglądał tak pięknie, tak przecudownie
zachwycająco, że sama byłam zaszokowana jego niezwykłością.
- Gotowa? - Viego podszedł do
mnie.
Skinęłam tylko głową, a
zrujnowany król zarzucił mi lekki szal na ramiona i delikatnie owinął go wokół
mnie. Uśmiechnął się i przejechał po moim policzku zimnymi palcami. Ten dotyk
był, mimo zimna, bardzo przyjemny dla mnie.
- Prawie gotowa - zamruczał,
wyciągając swoją dłoń.
Zaskoczona zerknęłam na niego,
ale posłusznie podałam mu swoją dłoń. Ujął ją delikatnie w obie ręce, po czym
na moim nadgarstku zapiął niewielką bransoletę.
- Jest wypełniona Mgłą -
wyjaśnił. - Będzie ci lżej, gdy będziesz miała ją ze sobą. Prawda?
Pokiwałam ochoczo głową.
- Byłoby mi jeszcze lżej, gdybyś
ty poszedł ze mną - wyszeptałam.
- Głupia szwaczka - zaśmiał się,
stukając mnie kilka razy palcami w nos. - Martwy król na balu w słonecznym
Sudaro? Oszalałaś do cna, Marie. Nie mogę z tobą iść, dobrze o tym wiesz.
Zrobiłam jedynie niezadowoloną
minę, na co Viego uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Marie, twój król czeka -
zauważył. - Uśmiechnij się i zatańcz z nim. Nic więcej nie potrzebujesz, by
królewskie serce było twoje, uwierz mi.
Westchnęłam ciężko. Viego mówił
tak pewnie, ale mimo tego ciężko było mi uwierzyć w te słodkie obietnice.
Do drzwi ktoś zapukał. Viego
zerknął tam krótko, po czym podszedł do mnie i krótko ucałował mnie w czoło.
- Baw się dobrze, Marie -
zamruczał.
Pokiwałam tylko głową, po czym
skierowałam się ku drzwiom. Na ulicy przed warsztatem stał jeden zbrojny, ten
sam, który przynosił mi zaproszenia na audiencję i bal. Jego wzrok prześlizgnął
się po mnie i zatrzymał, nieruchomy i dziwacznie nieprzenikniony, Dopiero gdy
skłoniłam się, odwzajemnił ten gest swoim ukłonem i wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Panno Marie, czy pozwoli się
panienka zabrać na bal? - zapytał.
Pokiwałam głową i ujęłam jego
palce. Żołnierz poprowadził mnie ku karocy i pomógł mi wsiąść do środka, sam
zajmując miejsce obok mnie. Powóz nie był duży, zaprzęgnięto go w parę białych
koni, ale dla mnie, zwykłej szwaczki, wszystko to zaczęło wyglądać jak
całkowicie z innej bajki.
- Proszę mi wybaczyć, panno
Marie - zaczął zbrojny, gdy powóz ruszył - ale wygląda panienka olśniewająco.
Zaczerwieniłam się momentalnie
na te słowa. Gdzieś w moim umyśle rozległ się śmiech Viego. Złośliwy król
zrujnowanego świata zapewne nie przepuściłby okazji do skomentowania słów
żołnierza.
- D-dziękuję - wyszeptałam
jedynie.
- Wiem, że to bardzo niezgodne z etykietą, ale…
zaszczyci mnie panienka pierwszym tańcem?
Zerknęłam na niego zaskoczona,
ale po chwili pokiwałam głową, na co żołnierz uśmiechnął się szeroko i ciepło.
- Dziękuję. - Mężczyzna skłonił
się lekko przede mną. - Będę naprawdę zaszczycony, panno Marie.
Odchrząknęłam tylko, odwracając
wzrok ku niedużemu oknu. Za cienką szybką widać było kolorowe kamienice,
rozświetlone latarniami uliczki i tłumy ludzi, którzy udawali się na festyn do
miasta lub na bal do Pałacu.
Droga spod warsztatu do pałacu
nie była długa, już po kilku minutach nasz powóz ustawił się w kolejce mu
podobnych. Gdy znaleźliśmy się przed wejściem, towarzyszący mi żołnierz
otworzył drzwi, wyskoczył z powozu i odwrócił się, wyciągając ku mnie swoją
dłoń.
Z jego pomocą wysiadłam z powozu
i stanęłam przed wrotami Pałacu. Szeroko otwarte zapraszały wszystkich gości.
Towarzyszący mi żołnierz zacisnął mocniej palce na mojej dłoni i poprowadził
mnie przez tłum ku wnętrzu.
- Um… - zaczęłam niepewnie. -
Nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Zaton - przedstawił się
żołnierz. – Czy zgodzisz się, bym wprowadził cię również na salę balową,
panienko Marie?
- Marie, wystarczy Marie –
odparłam. – Będę wdzięczna, jeśli nie zostawisz mnie samej w tym tłumie.
Przynajmniej na początku.
Zaton uśmiechnął się i skinął
głową, po czym razem ze mną wszedł do wnętrza Pałacu. Piękne korytarze
pełne były ludzi, Zaton jednak bez
wahania prowadził mnie przez pałacowy labirynt i przez tłum, a potem również przez
ogromne, szeroko otwarte wrota. Za wrotami znajdowała się nieduża przestrzeń, a
dalej szerokie schody, prowadzące do ogromnej, przepięknej i rozświetlonej sali
balowej.
Przy schodach stał jeden ze służących królewskich.
Co chwilę wykrzykiwał imiona, nazwiska i tytuły, zapowiadając przybycie nowych
gości. Podeszliśmy do niego, a Zaton nachylił się i wyszeptał coś tak cicho i
szybko, że nie byłam tego w stanie wyłapać. Gdy wrócił do mnie, uśmiechał się
lekko.
- Co powiedziałeś? – zapytałam.
- Zaraz się dowiesz – zapewnił.
Chciałam drążyć dalej, ale nie
musiałam – królewski służący ogłosił bowiem twardym, wyraźnym głosem, że
przebyliśmy:
- Panna Marie, bohaterka Sudaro
i towarzyszący jej Zaton, królewski rycerz!
Momentalnie zaczerwieniłam się,
speszona taką, a nie inną zapowiedzią. Oczy wielu osób zwróciły się na nas –
część patrzyła ze złością i wyższością, część z pobłażaniem, ale zdecydowana
większość była po prostu zaciekawiona. Zaton chwycił mocniej moje palce i
poprowadził mnie w głąb sali tam, gdzie bawili się wszyscy goście.
- W porządku, Marie? – zapytał,
gdy wmieszaliśmy się w tłum.
- Nie – jęknęłam. – Ta
zapowiedź… to naprawdę…
Zaton zaśmiał się tylko.
- Była po prostu adekwatna,
Marie.
Westchnęłam tylko. Zaton był
miły i uroczy, ale ta zapowiedź… czułam, że była bardzo nie na miejscu i mogła
przysporzyć mi niepotrzebnej uwagi.
- Zatańczymy, Marie? – Zaton
wskazał na parkiet, na którym już znajdowało się kilkanaście par. – Pamiętaj,
że obiecałaś mi pierwszy taniec.
Skinęłam tylko głową, mimo że
czułam się zbyt pewnie w czasie tańca. Zaton wyprowadził mnie na środek sali i
pewniej przyciągnął mnie do siebie.
Pamiętałam, jak ćwiczyłam taniec
z Viego. Zrujnowany król tańczył niesamowicie dobrze, wyprzedzając moje błędy i
niwelując je własnymi, odpowiednio dobranymi krokami. Zaton nie był aż tak
zręczny w tańcu, przez co ja denerwowałam się jeszcze mocniej.
- Marie, nigdy nie byłaś na
balu, prawda?
- N-nie – jęknęłam. – Wybacz…
- Nie masz za co przepraszać –
zaśmiał się. – Nie musisz się też denerwować, Marie. Dobrze tańczysz.
Wiedziałam, że to wierutne
kłamstwo, ale w tym momencie sprawiało ono, że stałam się nieco spokojniejsza.
Uśmiechnęłam się, a Zaton natychmiast odpowiedział podobnym gestem. Dalej
taniec mijał już o wiele, wiele milej, nawet jeśli wciąż nie czułam się pewnie i nawet jeśli moje
ruchy absolutnie nie były płynne. W końcu jednak muzyka przycichła, wszystkie
pary stanęły, zarówno ja, jak i Zaton zatrzymaliśmy się.
- Dziękuję, Marie. – Zaton
skłonił się nisko. – To był prawdziwy zaszczyt towarzyszyć ci dzisiejszego
wieczoru.
Również skłoniłam się ku niemu,
czując dziwny ucisk w żołądku. Czułam, że nie będzie ze mną przez cały czas,
jednak to, że tak szybko musiał iść nieco mnie przerażało.
- Marie?
Odwróciłam się i zamarłam. Joel.
Stał tuż za mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz