Viego zaprowadził mnie do
jednego z pokoi. Duża komnata była bogato zdobiona i wypełniona masywnymi,
pięknymi sprzętami – łóżkiem, toaletką oraz kilkoma szafami. Pod oknem stał
stolik, a przy nim dwa fotele. Całość za czasów świetności musiała prezentować
się niesamowicie. Teraz jednak była mroczna, wypełniona przeklętą magią. Wciąż
jednak niesamowicie mnie zachwycała.
Wszystko tu, pomimo widocznego
przekleństwa, było czyste. Nie było tu kurzu, ani resztek gruzu, komnata była
utrzymana w doskonałym stanie. Nie była też zawieszona w czasie, jak niektóre
miejsca na Wyspach - ktoś dbał o to miejsce od tysiąca lat.
- Co chciałeś mi pokazać? –
zapytałam, gdy Viego usadził mnie w jednym z foteli. – Viego?
Zrujnowany król zaśmiał się
tylko. Otworzył ogromną szafę, która stała w rogu pomieszczenia i odetchnął
cicho. Widziałam w jego oczach tyle uczuć - żal, smutek, tęsknotę i czającą się
gdzieś pomiędzy tym wszystkim zwykłą mu zadziorność.
- Viego?...
- Skoro masz wyglądać lepiej niż
niejedna szlachcianka, zasługujesz na suknię godną królowej, Marie - zauważył
Viego, zagarniając z szafy kilka strojów. - Musimy wybrać coś wyjątkowego,
szwaczko, inaczej nic z tego nie będzie.
Zrobiłam głupią minę, a Viego
wyszedł na środek komnaty i rzucił stroje przed siebie. Mgła natychmiast
pochwyciła każdą z sukni, rozkładając ją w powietrzu tak, że idealnie można
było je wszystkie obejrzeć.
Odetchnęłam zachwycona. Suknie z
Wysp Cienia… nie… suknie z Camavoru. Były przepiękne, kolorowe i niezwykłe w
każdym calu. Viego widząc mój zachwyt zaśmiał się tylko i podszedł do kolejnej
szafy, wyjmując z niej następne stroje.
- Nie siedź tak, głupia szwaczko!
- zawołał ku mnie. - Możesz wybrać tylko jedną, pamiętaj!
Podniosłam się i podeszłam do
pierwszej sukni. Była piękna, tak cudowna, że z zachwytem przyglądałam się
materiałom i krojom. Mgła odsunęła ją ode mnie i przysunęła kolejną, a potem
kolejną i jeszcze jedną. Było ich ponad tuzin, a każda wydawała się jak
najbardziej odpowiednia na wielki, królewski bal.
- Viego… skąd one…
- Czy to ważne, szwaczko? -
zamruczał. - Podoba ci się któraś?
- Wszystkie - wyznałam z jękiem.
Viego zaśmiał się tylko.
- Wszystkich nie ubierzesz na
raz - zauważył. - Mówiłem, że możesz zabrać tylko jedną.
- Ale… - jęknęłam. - Wszystkie
są takie piękne.
Zrujnowany król zaśmiał się i
dotknął pierwszej z sukni. Jego wzrok stajał nagle i wypełnił się smutkiem i
tęsknotą. Obejrzałam się wokoło, nie tylko oglądając suknie, ale również i
pokój.
- Należały do Isolde, prawda? -
zapytałam cicho.
Viego nie odpowiedział od razu,
ale widziałam w jego oczach, że tak, wszystkie suknie należały do jego żony.
Były zatem naprawdę godne królowej. Nie zwykłej szwaczki.
- Viego, nie mogę ich przyjąć -
zauważyłam, podchodząc do niego. - Są piękne, ale należały do Isolde. Nie
mogłabym…
- Nie byłaby zła - przerwał mi.
- Proszę, Marie. Jak inaczej chcesz zdobyć serce swego króla, co?
Odetchnęłam tylko.
- Czy była jakaś, której nigdy
nie ubrała? - zapytałam.
Viego zamrugał tylko oczyma,
zaraz jednak skinął głową. Mgła podsunęła jedną z sukni. Była piękna, lekka,
zwiewna, materiał powiewał w powietrzu, poruszany zarówno Mgłą, jak i własną
lekkością. Wysoki kołnierz łączył się z ładnie skrojonym gorsetem. Pod nim
znajdowała się lekka bluzka i długa suknia zbudowana z różnej długości
zwiewnych materiałów. To był bardzo prosty, a jednocześnie niebanalny krój.
Strój utrzymany był w ciemnych barwach, ale gdy Mgła chwyciła go i otoczyła,
zaczął wypełniać się przepięknym, zielonym kolorem przeklętej magii.
- Czy mogę wziąć tę suknię?
- Czy ta ci się podoba, Marie?
- Bardzo - wyznałam. - Jest
przepiękna, Viego.
Król odwzajemnił uśmiech i
machnął ręką, a Mgła momentalnie zabrała resztę strojów, ukrywając je w
szafach.
- Zostało więc wybrać dla ciebie
dodatki, Marie - zauważył.
- Ale… - zaczęłam. - Przecież w
domu…
- Marie, nie bądź niemądra -
przerwał mi, kierując się do stojących przy szafach szerokich komód. - Nie ubierzesz
byle czego do takiej sukni! Chodź tu, głupia szwaczko, myślisz, że ja się znam
na tym wszystkim, sama musisz coś wybrać!
Odetchnęłam, ale posłusznie
podeszłam do Viego. Król wyrzucał z komody masę rzeczy, a Mgła łapała to
wszystko w locie, ustawiając przede mną. Czasami sama coś odrzucała, a czasami
pozwalała, by to moja decyzja odsunęła na bok pewne przedmioty.
Dość problematyczne okazały się
buty. Viego nie chciał nawet słyszeć o tym, że w domu mam odpowiednie obuwie -
twierdził, nie bez racji właściwie, że moje buty nie będą pasować do sukni i
trzeba wszystko zabrać z Wysp. Przerzucał zatem pantofle, buty na obcasie,
wysokie szpilki i niskie bootki, odrzucając jednak wszystko to, co chociażby w
najmniejszym stopniu mu się nie podobało. Z jękiem patrzyłam jak wybiera coraz
to nowe pary, a było tego o wiele, wiele więcej niż sukni.
Gdy w końcu jakaś para spodobała
mi się, ucięłam kolejne poszukiwania. Viego obrzucił mnie tylko nieco
niezadowolonym spojrzeniem, ale gdy stanowczo zaprzeczyłam temu, by mierzyć
cokolwiek jeszcze, przeszedł dalej, wybierając rękawiczki i szale. Zerknęłam na
buty - były proste, na niedużym obcasie, ale podobały mi się i swoim ciemnym
kolorem pasowały do sukni.
Nagłe milczenie i cisza w
komnacie zastanowiły mnie. Odkąd Viego pokazał mi suknie, nie przestawał mówić,
ganiąc mnie, zachęcając i wprowadzając swoimi słowami w niemałe zakłopotanie.
Teraz jednak milczał, a gdy zerknęłam na niego, zauważyłam, jak stoi przy
jednej z komód, trzymając w rękach pięknie tkany, wyszywany zieloną nicią
ciemny szal. Jego spojrzenie było puste, zakładałam jednak, że gdybym
przyjrzała się mu lepiej, zobaczyłabym ten ogrom tęsknoty.
Nie pomyliłam się - gdy
dotknęłam ramienia Viego, zwrócił na mnie wilgotne, zmęczone i smutne
spojrzenie. Szybko jednak otrząsnął się i podał mi szal.
- Powinien pasować - stwierdził.
- Nie będzie pasował -
odpowiedziałam cicho, przesuwając tkaninę ku niemu. - Czy bardzo go lubiła?
Viego tylko uśmiechnął się i
pogładził materiał palcami.
- Bardzo - przyznał. - Był
jednym z jej ulubionych. Gdyby nie ten szal… zauważyłem ją w tłumie dzięki temu
szalowi.
- Nie mogę go przyjąć zatem,
Viego - wyznałam. - Ale możesz znaleźć mi coś innego, dobrze?
Skinął głową i delikatnie
odłożył szal na bok. To, że chciał mi go podarować było ewidentnie ogromnym
gestem z jego strony. Tym bardziej nie potrafiłam przyjąć jego daru od tak.
Viego otworzył kolejną szufladę i chwilę w niej grzebał, po czym wyciągnął długi,
piękny, ciemny szal. Był o wiele lżejszy niż poprzedni, ale nie mniej cudowny.
- Ten będzie pasował? - zapytał.
Pokiwałam głową i odebrałam od
niego szal.
- Będzie idealny - zamruczałam,
wtulając się w Viego. - Dziękuję.
- Proszę, szwaczko - zaśmiał
się, również przytulając się do mnie. - A teraz chodź podbijać królewskie
serce, Marie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz