Kwiat siódmy: Słoneczniki Brzasku

 


Itachi otworzył swoje czarne jak smoła oczy. Znów sen... nie ma jasnych ścian laboratorium, nie ma zatroskanej Kat.

Uchiha porozglądał się wokół. Czarna łąka, czarne kwiaty, czarna trawa. Wszystko wokół miało odcienie czerni. Wszystko.

- Bracie... – usłyszał cichy szept za sobą.

- Sasuke... – zaczął, odwracając się.

Jego młodszy brat stał z ostrzem gotowym do ataku.

- Sasuke – Itachi próbował powstrzymać brata. – Ty nie wiesz...

- Zabiję cię! – warknął młody Uchiha.

Itachi zacisnął powieki i stał spokojnie, czekając na decydujący cios. Ten jednak nie nadszedł. Starszy Uchiha otworzył oczy i odetchnął spokojnie.

- Nie bój się, Itachi – Uchiha usłyszał kojący głos. – To tylko sen, słyszysz?...

- Kateńka... – wyszeptał z ulgą. – Gdzie Sasuke?

- Itachi... tu Sasuke nie było. To tylko sen – dziewczyna uśmiechnęła się do niego. – Patrz...

Ręką zakreśliła łuk w czerni przestrzeni. Za jej ręką wytrysnęły jasne i żywe barwy, zamieniając mrok w kolory dnia. Wokół zakwitły kolorowe kwiaty. Szarooka ruszyła wolno ścieżką, a Itachi pobiegł za nią.

- Co ty tu robisz? – zapytał. – To mój sen.

Dziewczyna zaśmiała się, a jej śmiech rozlegał się kojąco w umyśle Uchihy.

- Mój, czy twój... co za różnica? – wzruszyła ramionami. – To tylko sen. Jak każdy inny. Tu wszystko jest możliwe. Zobacz.

Wskazała ręką na lazurowe niebo. Jedna z puchatych, białych chmur zmieniła kształt i po niebie zaczął biegać labrador. Prawdziwy labrador.

- Śmiechowy, nie? – Szarooka się zaśmiała. – Ale te są lepsze.

Itachi podążył za jej wzrokiem i zauważył kilka barwnych, wręcz tęczowych łasiczek, biegających kółko i wykrzykujących ‘Itacz! Itacz!’.

- Niezmiernie zabawne – zauważył ponuro Uchiha, mrużąc oczy.

Kat tylko zaśmiała się w odpowiedzi.

- To twój sen... – zauważyła powtórnie.

Itachi tylko spojrzał na nią dziwnie. Po chwili spojrzał na łasiczki i wszystkie zwierzątka zamieniły się w tęczowe wilki, które biegały wokół, wyśpiewując kołysanki. Szarooka zaśmiała się szczerze, patrząc na stworzenia. W końcu doszli do stojącej przy ścieżce ławeczki, otoczonej przez duże talerze słoneczników.

- Usiądziemy? – zapytała dość retorycznie Kat.

Razem usadowili się na ławeczce, a Itachi syknął cicho. Mimo że był to jego sen, rana wciąż paliła.

- Co się stało, Itachi? – zapytała Kat.

- Walczyliśmy z Liściem – zauważył Uchiha. – Dostałem, najpierw kunai, a potem ognistą techniką. Rana nie zagoi się szybko.

- Gorączkujesz – zauważyła Kat. – A to w tym przypadku nie jest dobre. Ledwo co pozbyłeś się zakażenia, a teraz ta gorączka... może być z nią źle, Itachi.

- Kat... – zaczął nieco podenerwowany Itachi.

- Spokojnie... – Kobieta uśmiechnęła się do niego. – Zaraz to naprawimy.

Jej ręce zwinnie ściągnęły koszulę z Itachi’ego i rozwiązały bandaże. Rana nie była nawet w części zaleczona, ale nie miała zakażenia. Szarooka przyłożyła ciepłe dłonie do cięcia i zaczęła szeptać sobie tylko znane słowa. Itachi krzyknął – rana zaczęła palić go żywym ogniem.

- Itachi, spokojnie... – W jego umyśle rozległ się kojący głos Szarookiej, choć niemożliwością było, żeby kobieta mogła mówić do niego, w końcu wciąż szeptała swoje zaklęcia uzdrawiające. – Nie bój się... to minie. To chwilowe. Spokojnie, Itachi... Spokojnie... spokojnie... Itachi... to... minie... minie...

 

~ * ~

 

Uchiha Itachi otworzył czarne oczy. Tym razem zdołała zauważyć jasne ściany laboratorium. Czuł, że do oczu mimowolnie napływają mu łzy, które jednak zdusił w sobie skutecznie. Nie chciał zamykać powiek, jakby bojąc się, że jeszcze i to, co widzi, okaże się tylko mdłym snem...

- Obudził się... – jakby z daleka usłyszał znajomy mu głos. – Obudził się, hm!

- Deidara?... – wychrypiał nienaturalnym sobie głosem. – Dei?

- Wielki Uchiha w końcu postanowił się obudzić, hm – blondyn stanął przy jego łóżku. – Cóż za zaszczyt.

- Gryź glinę, artysto zakichany – odpowiedział mu Itachi, uśmiechając się pod nosem.

- Sharingan to szajs, hm – odgryzł się od razu Deidara.

Poczuł, że ktoś sprawdza jego bandaże. Zdziwił się... już dawno powinien był zobaczyć Kat, usłyszeć jej głos, uświadczyć troskę w jej oczach – ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca.

- Deidara... – zaczął słabo. – Kat... Gdzie Kat?

-  Na misji – odpowiedział blondyn. – Kat tutaj nie ma, hm.

Itachi spojrzał na niego z mieszaniną zawodu, zaskoczenia, a nawet przerażenia.

- Nie ma? – zapytał. – Ale...

- Niech nic więcej nie mówi – do uszu Uchihy doszedł nieznany mu dziewczęcy głos. – To go tylko osłabia.

Uchiha z trudem obrócił nieco głowę i zauważył stojącą obok Deidary dziewczynę. Niebieskie oczy i blond włosy przypomniały mu kogoś, kogo znał bardzo dawno temu lub co najmniej widział dawno temu. Dziewczyna uniosła nieco jego głowę i przytknęła mu do ust kubek wody. Wypił go łapczywie, niemal dławiąc się cieczą.

- Musi odpocząć – zauważyła dziewczyna. – Wypij jeszcze to.

Uchiha znów przełknął zawartość kolejnego kubka, tym razem krzywiąc się przez cierpki smak płynu. Poczuł się senny i nim się obejrzał, znów zamknął oczy, zapadając w długi, leczniczy sen.

 

~ * ~

 

- Jak to nie ma rany, hm? – zapytał dziewczynę zaszokowany Deidara. – Przecież...

- Nie ma – przerwała mu. – Rana została całkowicie wyleczona. Nie wiem jak. Spałam, gdy obudziło mnie jego mamrotanie. Majaczył w gorączce. A potem po prostu poczułam takie nakłady chakry, o jakich jeszcze w życiu nawet nie słyszałam. Gdy sprawdziłam mu opatrunki, rany nie było. Nie wiem, jak to się stało.

Deidara podszedł do Uchihy i sam sprawdził jego stan. Przejechał palcami po bliźnie na brzuchu, patrząc na to zaszokowanymi oczyma. W końcu okrył kolegę kocem i spojrzał na Ino.

-Co mówił, hm? – zapytał. – O czym mamrotał?

- Mówił o Sasuke – odpowiedziała. – Wzywał jego imię. Nazywał go bratem. A potem cały czas szeptał o Kat...

- Kat? Jesteś pewna, hm? – drążył blondyn.

Młoda Yamanaka skinęła głową. Deidara tylko odetchnął z ulgą, uśmiechając się pod nosem.

- Takiego anioła stróża mamy zatem, tak? – szepnął. – Mała wariatka...

Do sali wszedł Sasori. Omiótł wzrokiem pomieszczenie i sam podszedł do Itachiego, sprawdzając zaleczoną już w pełni ranę.

- Kat... – wyszeptał.

Deidara tylko skinął głową w odpowiedzi.

- Ciekaw jestem jak – zamruczał lalkarz.

- Tylko sama Kat wie – rzucił blondyn. – Co teraz, hm?

- Weź młodą na obiad – zarządził Sasori. – Dziś zje z nami. Decyzja Lidera.

- Chyba nie chcesz przez to powiedzieć... – zaczął Deidara.

- Nie mam pojęcia, co planuje Pein – przerwał mu lalkarz. – Być może, że twoje oczekiwania są zgodne z prawdą Deidara. Zapewne bardzo się z tego cieszysz.

Blondyn nie wiedzieć czemu zaczerwienił się mocno. Ino zerknęła na niego zaciekawiona, ale artysta szybko opanował się i spojrzał już swoim zwykłym, radosnym wzrokiem na Yamanakę.

- Chodź, hm – zaczął. – Zaprowadzę cię do kuchni.

Dziewczyna wyszła za nim z laboratorium i znalazła się na korytarzu. Blondyn zaprowadził ją do kolejnych drzwi po drugiej stronie korytarza. Weszli do środka, w gwar, zgiełk, śmiech i rozmowy. Ino omiotła wzrokiem stół. Na długich ławach siedziało kilku członków Brzasku, a na środku stołu stał wazon z żółtymi słonecznikami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz