Ino spojrzała na leżącego na
łóżku Uchihę. Itachi z godziny na godzinę czuł się coraz lepiej, zakażenie
ustępowało, a gorączka opadła godzinę temu. Kruczowłosy nie majaczył już, choć
jeszcze ciężko mu było oddychać i co jakiś czas pojękiwał z bólu. Młoda Yamanaka
nie wychodziła z laboratorium już ani razu więcej – a była tu już od dobrych
dwóch dni. Krótkie drzemki na drugim łóżku laboratorium i przynoszone przez
blondyna posiłki jednak wystarczały jej całkowicie.
Dziewczyna podeszła do Uchihy i
sprawdziła jego temperaturę. Nie było nawrotu gorączki. Delikatnie odgięła jego
bandaże na brzuchu. Rana powoli goiła się, ale do pełnego wyleczenia zostało
jeszcze dużo czasu. Młoda Yamanaka przeszła do stołu laboratoryjnego i
przygotowała nowy napar do obmycia rany.
Ciekawiło ją, czy w Liściu ktoś
zorientował się, że zniknęła. To na pewno... Ale czy ktoś już ruszył jej na
ratunek? Czy ktoś ją szuka? Czy Piąta wysłała grupę poszukiwawczą? A może sam
Shikamaru i Choji wybrali się na poszukiwanie koleżanki z drużyny?
Taką miała nadzieję, a jednak...
w jej sercu rodziły się dzikie myśli, że gdzieś tam jest czekoladowooki mężczyzna,
który także jej szuka.
‘Oj, głupia... – skarciła się w
myślach. – Przecież ci mówił! Nie spotkacie się już więcej! Czemu ty się
jeszcze łudzisz...?’
Dziewczyna przejrzała szafki w
poszukiwaniu kwiatów lipy. Znalazła odpowiednie pudełko i niemal zamarła z
zaskoczenia – na kartonie wygrawerowany był znak kwiaciarni Yamanaka.
‘Jak to możliwe?! – zapytała
sama siebie. – Przecież... rozpoznałabym płaszcze Brzasku! Mama też! Jak to się
tu znalazło?!’
Dziewczyna odłożyła pudełko i
przygotowała napar z lipy. Czekając, aż kwiaty oddadzą wodzie swój kolor,
zapach i właściwości, przyjrzała się pudełku. Kwiaty lipy mogły być kupione
zaledwie miesiące temu. A o ile Ino sobie przypominała, tylko jeden klient je
kupował...
Młoda Yamanaka przejrzała szafki
i znalazła wszystkie towary, jakie sama kiedyś sprzedała nieznajomej
dziewczynie i czekoladowokiemu chłopakowi. Wszystkie... Ganit, fint, jaskier,
magoria, dari, tarka, clove... Wszystko.
‘Niemożliwe... Czy on... Brzask?...’
– zaczęła plątać się w swoich myślach.
Do pomieszczenia wszedł Deidara,
niosąc tacę z jej posiłkiem.
- Rudzielec zakichany! Też mi
Lider! – mruczał wściekle pod nosem. – Rudy jest fałszywe. Mistrz jest fałszywy. Rudy Lider też. Rude jest
naprawdę fałszywe...
Ino zerknęła zaciekawiona na
blondyna, gdy ten zaczął mówić o rudzielcach. Deidara położył tacę z jedzeniem
na stole i usiadł na łóżku pod ścianą, zakładając ręce na pierś.
- Jedz – polecił już o wiele
łagodniejszym głosem.
Dziewczyna odłożyła
dotychczasową pracę i zabrała się do jedzenia. Skończyła szybko, ale wiedziała,
że blondyn posiedzi z nią jeszcze przez chwilę. Zaczęła dodawać do naparu z
lipy sobie tylko znane składniki, zastanawiając się, jak można by zacząć
rozmowę z Deidarą, a potem skierować ją na jego doświadczenia z rudymi.
- Ciekaw jestem, skąd zna cię
mój mistrz? – zaczął Deidara.
- Nie mam pojęcia – przyznała
dziewczyna.
- Nie, hm? – drążył blondyn. –
Gdzieś cię widziałem jednak.
- Chciałeś mnie zabić dwa, czy
trzy tygodnie temu – zauważyła dziewczyna. – Na polanie w Kraju Rzek.
- Serio? – blondyn się zaśmiał.
– No możliwe. Dzieciak z Liścia, już sobie przypominam... Sasori zabronił mi
cię zabijać. Jak widać, miał rację. Nienawidzę, jak on ma rację... Robi się
ważny jak Lider.
- Lider? – zapytała dziewczyna.
- Pein – odpowiedział Deidara. –
Rude i fałszywe. Nie interesuj się.
Młoda Yamanaka powstrzymała się
przed zadaniem kolejnego pytania. Zrozumiała, że nadmiar wiedzy w jej przypadku
mógłby być dosłownie zabójczy. Blondynka podniosła głowę, gdy usłyszała
dobiegające zza korytarza głosy.
- Dobrze, że już mu lepiej –
zaczął władczy głos. - Byłoby kiepsko, gdyby Kat zastała go w fatalnym stanie.
- Dziewczyna z Liścia go leczy. –
Ino uświadczyła chrapliwy głos karła.
- Dałeś słowo – zauważył
nieznany jej głos. - Niech będzie.
Drzwi do sali otworzyły się i
Ino zamarła nad stołem. Początkowe podniecenie szybko jednak opadło, gdy
właścicielem rudej czupryny nie okazał się czkoladowooki chłopak.
- Co z nim? – zapytał rudzielec,
wskazując na Uchihę.
- Wciąż nieprzytomny, ale
gorączka opadła i zakażenie ustępuje – odpowiedziała Ino, próbując zamaskować
własny zawód. – Samo gojenie się rany jednak potrwa jeszcze długo.
- Kiedy się obudzi? – zapytał
Lider.
- Nie wiem – odpowiedziała
zgodnie z prawdą. – Zależy od niego. Może dziś, może jutro. Najpóźniej w ciągu
tygodnia.
- Lepiej żeby się obudził –
stwierdził Pein, a po plecach Ino przebiegł dreszcz grozy. – W ciągu miesiąca
ma stać na nogach.
Rudy wyszedł z pomieszczenia,
zostawiając w środku Deidarę, Ino i Sasoriego. Lalkarz usadowił się przy
wejściu.
- Deidara, możesz już iść –
zauważył lalkarz.
- Co? Czemu, hm? – zapytał
butnie blondyn.
- Możesz już iść – powtórzył o
wiele chłodniej Sasori.
Artysta tylko prychnął
niechętnie, ale zebrał tacę i wyszedł z laboratorium. Sasori posiedział jeszcze
chwilę z Ino. Dziewczyna tylko raz spojrzała mu w oczy. Zaskoczona uświadczyła
w nich dziwną tęsknotę, którą widziała tylko raz, ale nie potrafiła sobie
przypomnieć gdzie. Sasori nagle odwrócił wzrok, po czym nie zamieniwszy z Ino
nawet słowa, wyszedł.
~ * ~
Gdzie był? Nie bardzo
wiedział. Czuł otaczającą go ciemność i wiedział doskonale, że zna ją jak starą
przyjaciółkę. Rozpoznał ją od razu - ciemność nieprzytomności.
A więc był nieprzytomny?
Możliwe... Ostatni obraz, jaki przewinął mu się przed oczyma, to własne ręce,
zaciskające kurczowo na brzuchu. Pomiędzy palcami przepływała rdzawa krew. Czuć
było jej metaliczny posmak na języku, a jego ciało drżało w spazmach bólu.
Ale to było... tak dawno
temu. Zaledwie przed minutą... a może przed rokiem?
‘Gdzie jestem?’ – zapytał.
Zacisnął oczy, a po chwili
zdał sobie sprawę, że chyba śni. Bo przecież tak naprawdę przez cały czas ma
zamknięte powieki. Tak... musi śnić.
Otworzył czarne oczy.
Spodziewał się jasnych ścian laboratorium w siedzibie i widoku zmartwionej
twarzy Kat. Ale... nie było tego. Zamiast tego w mroku zajarzyły czerwone oczy,
doskonale mu znane czerwone oczy.
- Sasuke... – szepnął.
- Nienawidzę cię, bracie –
ostry głos przeszył jego uszy. – Zabiję cię!
Rana znów zaczęła go rwać,
gdy młody Uchiha przebił go w tym miejscu kunai. Itachi krzyknął głośno, jednak
jego krzyk pozostał niemy.
~ * ~
- Co robisz, hm?! – Deidara
wpadł do laboratorium.
- Jego rana się otworzyła –
jęknęła Yamanaka. – Pomóż mi...
Blondyn doskoczył do dziewczyny,
która kurczowo próbowała przytrzymać szarpiącego się na łóżku Uchihę. Deidara
mocno przygwoździł Itachiego do łóżka, pozwalając dziewczynie zedrzeć
zakrwawione bandaże i opatrzyć na nowo Uchihę.
- Sasuke! Sasuke!
Ze spierzchniętych ust
Itachi’ego wydostawały się krzyki skierowane ku bratu. Ino drgnęła nieco,
usłyszawszy imię znanej jej osoby. W końcu zdołał zmienić bandaże i z trudem
podała Uchice napój uspokajający. Itachi opadł na poduszki, wciąż szepcząc imię
brata.
- Co mu jest, hm? – zapytał
Deidara.
- Gorączka wróciła – zauważyła
Ino. – Ale nie ma zakażenia.
- Pewna jesteś, hm? – Blondyn
rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Tak – potwierdziła dziewczyna.
– Sprawdzałam to kilka razy.
- Hm... – rzucił Deidara
- Czemu wam tak zależy? –
zapytała go po chwili dziewczyna.
Blondyn spojrzał na nią jak na
wariatkę. W końcu westchnął ciężko i usiadł na łóżku, wskazując dziewczynie
miejsce obok siebie. Usiadła posłusznie, wpatrując się w niego z oczekiwaniem.
- Cały Brzask było kiedyś
zbieraniną kilku niezbyt zgranych shinobi – zaczął Deidara. – Nikt nikogo nie
obchodził. A potem... do organizacji dołączyła pewna dziewczyna. Pokazała nam,
że my także możemy kogoś obchodzić, że możemy być dla kogoś ważni. Dlatego
teraz... tak bardzo zależy nam na tym, by Itachi wyzdrowiał. Dla niego samego,
ale także i... dla niej, hm.
Ino zerknęła na Deidarę. Chłopak
był zamyślony i wpatrywał się w ciężko oddychającego Itachi’ego.
- Czas już na mnie – stwierdził
po chwili. – Przyjdę wieczorem, hm.
- Pa – rzuciła dziewczyna.
- Cześć, Ino – odpowiedział jej
radośnie, znikając za drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz