Kwiat piąty: Rumianek nie wystarcza


Sasori wyszedł ze swojego pokoju i od razu zdołał usłyszeć krzyk Deidary.

- Mistrzu! Sasori!

Lalkarz szybko skierował się ku wejściu do organizacji.

- Cholera... – syknął.

Przez korytarz szedł Deidara i Kisame z obu stron podtrzymujący Itachiego. Uchiha miał sporą ranę w dolnej części brzucha. Cięcie było poszarpane, a jakby tego było mało oparzone na brzegach i bardzo mocno krwawiło.

- Do laboratorium – zarządził lalkarz. – Deidara, idź po Kakuzu i Peina.

- Lidera nie ma – zauważył blondyn.

- Niech to! – warknął Skorpion. – Idź po Kakuzu!

Blondyn skinął głową i oddał Itachiego pod opiekę rudzielca. Sasori z pomocą Kisame zaprowadził Uchihę do laboratorium. Po chwili pojawił się także Kakuzu i Deidara.

 

~ * ~

 

Yamanaka Ino wraz z Sakurą i Tsunade po raz ostatni obejrzały rany grupy pościgowej. Nie były poważne, ale i nie mogły być od tak zostawione samym sobie.

- Nie udało im się złapać członków Brzasku – zauważyła Piąta. – Ale mocno ranili Uchihę Itachiego i prawdopodobnie nie przeżyje on kolejnego dnia.

Sakura tylko drgnęła nieco. Bądź, co bądź Itachi był bratem Sasuke. A młody Uchiha wyruszył z zamiarem zemsty na starszym bracie. Skoro więc Itachi nie przeżyje, Sasuke... mógłby…

Ino otrząsnęła się z tych myśli. Szybko opuściła szpital i zamiast do kwiaciarni, skierowała się na swoje ulubione wzgórze. Stanęła na nim, pozwalając, by lekki wiatr bawił się kosmykiem jej włosów. Za sobą usłyszała nikły szelest. Odwróciła się na pięcie i z przerażeniem zauważyła znanego już jej członka Brzasku.

- To t-ty... – zauważyła.

Karzeł nie odezwał się ani słowem.

- Czas spać, mała. – Ino usłyszała przy swoim uchu głos blondyna, który kiedyś obmywał rany przy strumieniu.

Poczuła nikły ból w tylnej części głowy i opadła w ramiona mężczyzny, czując, jak powoli otacza ją ciemność.

 

~ * ~

 

- Sasori, ona się nie budzi – z daleka dało się słyszeć podenerwowany głos blondyna. – Mistrzu... a gdyby tak Kat...?

- Nie – odpowiedział mu chłodny głos karła. – Kat ma swoje zadanie. Jeśli teraz ją odwołamy, możliwe, że nigdy do nas nie wróci. Damy radę sami, Deidara. Wszystko jest w porządku, musimy tylko pokonać zakażenie. Młoda nam pomoże...

Ino otworzyła oczy. Znajdowała się w jasnym pomieszczeniu. Ściany nie były białe, ale jasnoszare, co nie raziło tak, jak biel szpitalnych sal w Liściu.

- Obudziła się – zauważył blondyn.

Dziewczyna przeniosła wzrok w miejsce, gdzie stał chłopak. Blondyn opierał się plecami o jakąś szafkę ze szklanym blatem. Nad szafką wisiały półki, wypełnione słoikami i pudełkami. Deidara patrzył niebieskimi oczyma na dziewczynę, założywszy ręce na pierś. Z jego oczu biła nadzieja i dzika prośba o pomoc.

Ino usiadła z trudem na łóżku i porozglądała się wokoło. W pomieszczeniu znajdowała się jeszcze kilka szerokich, dwuosobowych łóżek, a na jednym z nich leżał kruczowłosy mężczyzna, w gorączce rzucając się po pościeli. Przez biały materiał bandaży na jego brzuchu przebijała się rdzawa krew. Młoda Yamanaka zauważyła stojącego przy łóżku karła, który wpatrywał się w dziewczynę chłodnym wzrokiem.

- Wstawaj – zarządził karzeł.

Młoda Yamanaka z ociąganiem zeskoczyła z łóżka i stanęła na środku pomieszczenia. Karzeł wskazał jej szafki za Deidarą.

- Jesteś zielarką – stwierdził chłodno. – Przygotuj coś na zakażenie i gorączkę. Już!

Dziewczyna pokręciła tylko głową. Nie miała zamiaru pomagać Brzaskowi!

- Powiedziałam, już – syknął lalkarz. – Jeśli tego nie zrobisz, zginiesz. Pomóż nam, to my pomożemy ci wrócić do Liścia.

- I tak mnie zabijecie – zauważyła cierpko.

- Brzask nie łamie obietnic – zauważył chłodno karzeł. – Pomóż mu, to przeżyjesz.

Karzeł skierował się do drzwi. W progu odwrócił jeszcze głowę.

- Pilnuj jej, Deidara – rzucił.

- Jasne, mistrzu – odpowiedział blondyn.

Lalkarz wyszedł, zostawiając trójkę osób w środku. Uchiha zaczął majaczyć w gorączce, wypowiadając nieskładne, urywane słowa.

- Zabierz się do swojej roboty – Deidara odsunął się na bok, robiąc dziewczynie miejsce przy stole laboratoryjnym.

Ino z lekkim ociąganiem stanęła przy miejscu pracy i wzięła do ręki kilka zlewek i pojemników. Otwierała po kolei wszystkie szafki i sprawdzała ich zawartość, wyjmując potrzebne jej składniki.

- Tu nie ma rumianku – stwierdziła.

- Jest w zielarni – odpowiedział jej nie wiedzieć, od kiedy znajdujący się w pomieszczeniu karzeł. – Choć za mną.

Ino posłusznie wstała i wyszła za karłem. Znalazła się w długim, krętym korytarzu. Co kilka metrów znajdowały się ciemne drzwi lub odnogi korytarzy, a pomiędzy nimi na ścianach wisiały lampy, oświetlające dość mroczne wnętrze. Lalkarz poprowadził Ino w głąb tego labiryntu, stając w końcu przed jakimiś drzwiami. Drewno było lekko zielonkawe i Ino zdawało się, że oddycha.

‘Rany, Ino! Ty naprawdę wariujesz!’ – skarciła się w myślach.

Zdziwiła się, gdy lalkarz po prostu nie otworzył drzwi. Po minucie bezczynnego stania drzwi jednak otworzyły się same i karzeł wszedł do środka jako pierwszy. Ino cicho ruszyła za nim.

- Panie Sasori – Dziewczyna usłyszała dziwny głos. - Obcy w siedzibie? I drzwi go przepuściły? A Kat? Ją też wpuściły. Kat nie jest obca. Jest nasza. Moja. I moja. Nasza. Ale ta... nie jest nasza. Ani moja. Ani moja. Nie jest nasza.

Ino nieomal krzyknęła, zauważywszy właściciela głosu – chłopak miał jedną część twarzy białą, a drugą czarną. Wokół jego głosy wiła się muchołówka, nadając mu upiorny wygląd. Roślina poruszała się dziwacznie, mimo że tkwiący w środku mężczyzna trwał nieruchomo.

- Więc czemu drzwi ją wpuściły? Ona nie jest nasza – ciągnął swoje nieznajomy. – A jednak... wpuściły ją. Może by ją zjeść? Ale żywych nie jadamy. Martwi lepsi. Więc co z nią zrobić?

- Uspokój się, Zetsu – lalkarz przerwał mu swoim chłodnym głosem. – Dziewczyna chce zebrać tylko rumianek. Jest tu po to, żeby uleczyć Itachiego. Zostaw ją w spokoju.

- Uleczyć? Uleczyć Uchiha? – zapytał Zetsu, przekrzywiając uroczo głowę na bok. – A Kat? Kat jest nasza. Kat powinna go leczyć. Ale Kat jest na misji. Kazała ci, panie Sasori, leczyć nas. Czemu więc ta dziewczyna? To nie Kat...

- Wystarczy – skarcił go Sasori. – Po prostu daj jej pracować.

Karzeł wskazał Ino kępkę rumianku, a dziewczyna drżącymi rękoma zaczęła zbierać białe kwiaty.

- Ona ma leczyć? – zapytał Zetsu. – Ona? To nie jest Kat. Ona nie leczy jak Kat. Kat jest nasza, a ona jest obca. Nie jest nasza. Kat jest nasza. Kat powinna uleczyć Uchiha. Ale Kat jest na misji. Ściągnąć ją z tej misji, to tak jakby ją zabić. Nie można zabić Kat. Kat jest nasza... drzwi wpuściły tą, więc... ona nie jest obca?

- Nie jest nasza – zauważył chłodno Sasori. – Zrobi swoje i odejdzie.

- Odejdzie? Nie może – zauważył Zetsu, a Ino niemal zamarła nad kwiatami. – Nie może, gdy nas widziała. Tutaj.

- Dałem słowo – zauważył lalkarz.

- Słowo? To co innego – zamruczał Zetsu. – Słowo cię wiąże. Musisz ją wyprowadzić, jeśli dałeś takie słowo. Kat nie byłaby zadowolona, gdybyś je złamał. A Kat jest nasza.

Ino odniosła się znad rumianku.

- Skończyłam... – szepnęła.

- Idziemy – zarządził Sasori.

- Oby jej się udało – Zetsu odwrócił się do nich plecami. – Bo Kat jest nasza, a my jesteśmy jej. Kat by tego nie zniosła.

Ino zatrzymała się, gdy Sasori stanął nagle w miejscu. Po kilku sekundach ruszył w stronę drzwi, a te otworzyły się przed nim same.

- Byłoby źle, gdyby jej się nie udało – doszedł do nich jeszcze pomruk Zetsu. – Gniew naszej Kat straszniejszy od śmierci. Kat by tego nie zniosła.

Drzwi same zamknęły się za Ino z cichym trzaskiem. Dziewczyna ze ściśniętym sercem szła powoli za lalkarzem, starając się nie wypuścić zebranych kwiatów z rąk.


Następny rozdział >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz