Kwiat dwunasty: Żonkil prawdy

 


- Mistrzu!

- Mam ją!

- Cholera!

- Trzymacie ją!

- Wyprowadź Tobiego, Hidan! Już!

- Zrozumiane!

Drzwi do laboratorium zamknęły się i na korytarzu zapadła głucha cisza. Hidan chwilę szarpał się z Tobim, aż w końcu chłopak, wyrzuciwszy z siebie wiązankę przekleństw, próśb i obietnic, opadł mu bezwładnie w ramiona. Kruczowłosy osunął się na ziemię i pojękując cicho, wpatrywał się w drzwi.

Hidan usiadł przy ścianie, dysząc ciężko. Niedaleko stała Konan, z twarzą ukrytą w rękach. Kisame opierał się jedną ręką o ścianę, próbując oddychać spokojnie. Itachi chodził w tę i z powrotem, zaciskając bezsilnie pięści. Deidara wodził za nim wzrokiem, od czasu do czasu patrząc z nadzieją na drzwi. Zetsu stanął cicho w kącie, rozmawiając ze sobą szeptem. Pein i Sasori byli zapewne w laboratorium, przy Szarookiej.

Ino stanęła niedaleko Deidary i dopiero wtedy zauważyła, że przy ścianie leży Sasori. Nie. Hiruko. Pancerz Sasoriego. Marionetka leżała bezwładnie na ziemi, jej ręce i nogi rozrzucone były w nieładzie, płaszcz okrywał ją chaotycznie. Na materiale leżało kilka żonkili. Ino wpatrywała się w marionetkę jak zaklęta. Odwróciła wzrok na drzwi, jakby nagle miał wyjść stamtąd Sasori. Sasori jako czekaladowooki, rudy chłopak.

Cały Brzask czekał pod drzwiami. Zaledwie po kilku minutach wyszedł z laboratorium Pein i omiótł wzrokiem resztę.

- Nic jej nie jest – szepnął. – Wokamina ją uleczył. Za godzinę zje z nami kolację.

Ino poczuła jak dziwny ciężar, ciążący niemal od obiadu w siedzibie, opadł w jednej chwili. Hidan ukrył twarz w rękach, a spomiędzy jego palców wypłynęły łzy, skapując na podłogę w akompaniamencie jego szeptów. Tobi wstał i zaczął krążyć zamiast Itachiego, gdy Uchiha z westchnięciem ulgi oparł się o ścianę. Deidara uśmiechnął się tylko pod nosem.

- Możemy iść do niej? – zapytał.

- Teraz nie – pouczył Pein. – Za kilka minut. Kat śpi. Jeśli wyjdzie Sasori i Kakuzu, możecie wejść.

Deidara skinął głową. Ino jak zaklęta stała pod drzwiami, oczekując, aż w końcu ktoś wyjdzie z laboratorium. Podniosłą głowę, gdy drzwi otworzyły się i...

Jej serce, dotychczas bijące z podniecenia, nagle wróciło do swojego normalnego rytmu. Ino poczuła zawód, bardzo duży zawód. Oczekiwała czekoladowookiego, a zamiast rudego, z laboratorium wyszedł wysoki shinobi z maską na twarzy. Zielone oczy omiotły resztę, przez chwilę zatrzymując się na Ino.

- Hidan, nie rycz, nie przystoi shinobi – powiedział dziwnie spokojnym głosem.

- Odwal się – warknął tamten, ścierając spod oczu łzy. – Przystoi przyjacielowi.

Zielonooki westchnął tylko i skierował się do jednego z pokoi. Ino już miała pójść do siebie, gdy drzwi laboratorium otworzyły się znowu. Dziewczyna tylko rzuciła tam przelotne spojrzenie i nagle zamarła.

- Mistrzu Sasori! – Deidara doskoczył do lalkarza. – Ja chcę do Kat!

- Idź – rzucił mężczyzna, nawet nie patrząc na blondyna. – Tylko jej nie zamęcz. I nie obudź przypadkiem.

- Tak, tak... – zapewnił blondyn.

Wszedł do laboratorium razem z Tobim i Hidanem. Sasori chwilę stał w miejscu, po czym powoli ruszył ku Hiruko. Ino patrzyła na chłopaka jak zaklęta.

Sasori... ten sam Sasori, burkliwy, chłodny i gburowaty, ten Sasori, nagle okazał się być... jej Sasorim. Tym czekoladowookim nieznajomym, w którym nagle, całkiem przypadkiem się zakochała. Tym, o którym śniła tyle razy. Teraz tak nagle...

- Panie Sasori... – szepnęła cicho.

Lalkarz nie odezwał się. Złożył Hiruko w całość i wyciągnął z kieszeni zwój. Zapieczętował marionetkę i włożył zwój z powrotem w poły płaszcza.

- Sasori... – jęknęła niemal na wpół błagalnie.

- Wracaj do siebie, Ino – polecił melodyjnym, choć wciąż nieco burkliwym głosem. – Przyjdź dop...

- Sasori! – warknęła, niemal wściekle.

Chłopak spojrzał na nią z mieszaniną zdziwienia i jakiegoś dzikiego pragnienia. Dziewczyna speszyła się pod naporem wzroku lalkarza. Bądź, co bądź te brązowe tęczówki wręcz ją otumaniały...

- Sasori, ja... – zaczęła cicho. – Ja chciałam...

Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco. Zauważyła, że palce jego rąk drżą nieznacznie, próbując uczepić się połów płaszcza.

- Ja... – jąkała się, czując, że jej policzki czerwienią się coraz bardziej.

- Ino, idź do siebie – polecił już o wiele łagodniejszym głosem.

Wyminął dziewczynę i zniknął w swoim pokoju. Ino odetchnęła i z ciężkim sercem wróciła do siebie.

Nagle z laboratorium wypadła grupa osób. Trzech chłopaków próbowała powstrzymać wychodzącą z pomieszczenia dziewczynę.

- Puszczajcie! – warknęła Szarooka. – To sprawa krytyczna! Tobi! Puszczaj!

Tobi posłusznie opuścił ręce, co jego dwaj koledzy skwitowali jękami zrezygnowania. Szarooka wyrwała się Deidarze i Hidanowi i przebiegła przez korytarz, wpadając do pokoju lalkarza.

- I szlag... – skwitował to zdyszany Hidan. – Lider nas zabije.

- Mnie i Tobiego – zauważył Deidara. – U ciebie słowo ‘zabić’ mija się z rzeczywistością.

 

~ * ~

 

- Powinnaś odpocząć – zauważył spokojnie Sasori, stojąc nad stołem roboczym.

- Nie pieprz – warknęła na niego. – Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak, Sasori. Nie po to wykonałam zadanie w ekspresowym tempie, wracałam z połowy misji i zostałam napadnięta po drodze, żeby teraz słuchać wywodów o moim nic nie wartym zdrowiu.

- Przestań – skarcił ją poważnie lalkarz. – Nigdy więcej nie mów, że jesteś nic nie warta. Znaczysz dla nas więcej, niż możesz sobie wyobrazić!

- Możemy teraz odpuścić ten temat? – syknęła.

Marionetkarz z Piasku westchnął ciężko i zaczął naprawiać jedną ze swoich marionetek.

- Co cię hamuje, Sasori? – zapytała go cicho, siadając na brzegu stołu.

- Co mnie hamuje? – zaśmiał się gorzko. – Ty się pytasz, co mnie hamuje? Kat! Wiesz, kim ja jestem?! Niedorobionym dziełem! Potworem!

- Dość – skarciła go. – Nie mów tak o sobie, Sasori.

Lalkarz rzucił pracę na stół i oparł się ciężko rękoma o blat stołu.

- Nienawidzę siebie – przyznał. – Zraniłem kogoś tak mocno.

Sasori odetchnął, a po chwili podjął:

- Kat... ona ma nadzieję, że wszystko się ułoży, że jak już mnie poznała, to wszystko będzie dobrze. A tak nie będzie. Byłem cholernym głupcem i egoistą, sprowadzając ją tu... gdyby została w Liściu, ułożyłaby sobie spokojne życie, z dala od czczych marzeń.

- Naprawdę uważasz ją za tak głupią i beznadziejną? – zapytała Kat.

Spojrzał na nią z zaszokowaniem.

- Może jednak nie zapomniałaby o tobie? – zauważyła Szarooka. –Posłuchaj mnie... ta dziewczyna nie jest jedną z tych płytkich idiotek, jakich w cholerę na świecie. Ona naprawdę potrafi pokochać mocno.

- Jesteś szalona, Kat – stwierdził lalkarz. – Czy ty tego nie widzisz? Mnie nikt nie jest zdolny pokochać.

- Ja cię kocham – uśmiechnęła się Kat. – Myślę, że ona też to potrafi.

Kobieta wyszła, zostawiając marionetkarza z własnymi przemyśleniami. Lalkarz spojrzał na własne ręce i zacisnął je wściekły z własnej bezsilności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz