Wszystkie drogi prowadzą do Shurimy

 


- Był pod twoją opieką! – zakrzyknął Renekton.

- Uważaj, generale. – Za’ wyprostowała się. – Nie tym tonem.

Renekton parsknął i mocniej zacisnął pięść. Nie miał zamiaru odpuścić, ale wciąż wahał się – był w gorącej wodzie kąpany, owszem, ale czuł też i wiedział, że Za’ nie jest kimś, kogo tak łatwo pokonać. Im dłużej stali tam i wpatrywali się w siebie, tym gęstsza wydawała się atmosfera. Renekton w końcu ściągnął swoją kosę z pleców, a jedna ręka Za’ popłynęła w tył, gotowa do silnego ciosu. Talon i Zed zauważyli, że palce pokryła ciemna, chitynowa, zbudowana z małych fragmentów zbroja.

- Wystarczy – ostry głos Nasusa przeciął powietrze. – To, czy zostanie ukarana, czy nie, nie należy do naszej decyzji, Renekton.

Krokodyli wyniesiony sapnął, ale posłusznie cofnął się o krok, chociaż tak naprawdę nie rozluźnił się. Z dłoni Za’ zniknęła dziwna, żyjąca zbroja, rozwiewając się na nieistniejącym wietrze.

- Nazywają cię teraz Uzdrowicielką nie bez powodu – zauważył Nasus. – Rany Imperatora są paskudne, ale przeżył je i przeżył również powrót tutaj. Idź zatem i dokończ swoją pracę.

Za’ odetchnęła. Ewidentnie nie przepadała za tym, by jej rozkazywano, ale posłusznie skinęła głową i skierowała się do komnat Imperatora.

- Poczekacie na nią w barakach – polecił Nasus, wskazując na Talona i Zeda. – Pod strażą.

Dwójka mężczyzn nie odezwała się, ale ewidentnie obu nie w smak była taka decyzja. Gdy jednak dwóch żołnierzy Azira stanęło przy nich, posłusznie ruszyli za nimi.

Za’ tymczasem znalazła się w komnacie Imperatora. Na ogromnym łóżku leżał Azir. Bandaże pozostały, ale zbroję ściągnięto i zmieniono na lżejsze ubranie. Za’ westchnęła tylko. Martwiła się, że w czasie tego procesu służba mogła naruszyć delikatne szwy i opatrunki.

Gdy Uzdrowicielka podeszła do łoża, zauważyła, że w komnacie nie jest sama wraz z nieprzytomnym Imperatorem. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy zauważyła Słowika Pustyni. Śpiewaczka siedziała z cierpiętniczą miną przy Imperatorze, tuż przy jego łóżku. Jej delikatna dłoń zaciskała się na szponiastych palcach mężczyzny z czułością, o której wiedziało niewielu.

- Musi ci bardzo na nim zależeć – zauważyła łagodnie Za’, uśmiechając się lekko ku Isis.

Na uwagę Uzdrowicielki Isis momentalnie cofnęła swoją dłoń, czerwieniąc się również lekko.

- To mój pan – wyznała cicho, spuszczając swoje spojrzenie. – Podarował mi dom i dobre życie. Tylko tak mogę wyrazić mu swoją wdzięczność.

- Byłaś niewolnicą – wyznała Za’. – Wielu niewolników potępia Azira. Ty jednak trwasz przy nim cały czas. Taka wierność nie zdarza się często i zwykle nie jest zwykłą wiernością, wiesz?

- Ja… jestem mu tylko posłuszna – wymamrotała nieskładnie Isis, a jej rumieniec nabrał mocniejszego odcieniu.

- Oczywiście. – Za’ uśmiechnęła się czule, podchodząc do łóżka.

Isis zerknęła na kobietę, ale Uzdrowicielka przez chwilę zajęła się tylko Azirem. Kobieta sprawdziła jego opatrunki i z zadowoleniem odsunęła się po chwili

- Niech lepiej nie wstaje, nie chcę, aby jego rany znów się otworzyły.

- Nie będziesz przy nim? – zdziwiła się Isis.

- Myślę, że ma wystarczająco dużo dobrej opieki – wyznała rozbawiona Uzdrowicielka. – Będę u Nasusa. Gdyby cokolwiek się działo, zawołaj.

Isis niepewnie pokiwała głową, a gdy Uzdrowicielka wyszła, Słowik Pustyni delikatnie ujęła rękę Azira. Nie przerażały ją ani czarne, jastrzębie szpony, ani łuskowata, szara, ptasia skóra na dłoni. Gładziła też miękkie, szare pióra, które porastały wierzch dłoni Imperatora i układały się dalej, przez przedramię, ramię i całe ciało mężczyzny.

Wielu uważało Wyniesionych za potwory, ale Isis nie bała się Azira. Wręcz przeciwnie – zachwycała się jego postawą, jego wiedzą, jego doświadczeniem i jego pewnością siebie. Ten tytan, mimo że był tuż obok niej, wydawał się jej często tak daleki przez to, że był taki wspaniały.

Isis odetchnęła i mocniej zacisnęła palce na dłoni Imperatora. W Pałacu, w jego komnatach, było cicho, ale Isis bała się bardziej okazać swoją troskę – już ten czuły gest wydawał się jej zbyt śmiały, nieodpowiedni wobec władcy pustynnej krainy.

Trwała przy Imperatorze, mimo że minęła noc, dzień i kolejna noc, zanim Ukochany Matki Pustyni otworzył swoje oczy.

 

~ * ~

 

Nie bardzo wiedziałem, co się właściwie działo. Pamiętałem jak przez mgłę walkę z ogromną bestią, moich piaskowych żołnierzy, którzy rozsypywali się pod naporem siły potwora, głośne, wyraźne i nie znoszące sprzeciwu rozkazy Uzdrowicielki i jej małe, chaotyczne wojsko.

Otworzyłem oczy i z cichym jękiem rozejrzałem się wokoło. Byłem w Pałacu. Rozpoznałem bez problemu swoją komnatę, kolorowe materiały, zwieszające się od sufitu, ożywczy zapach wód z oaz i suchy powiew wiatru znad pustyni. Pachniało tu też kwiatami i cytrusami. Nie to jednak było najważniejsze.

Tuż obok mnie znajdowała się Isis. Słowik Pustyni pochylała się nade mną z tym swoim urokliwym, czułym spojrzeniem i drżącymi, malinowymi ustami.

- Isis… - wyszeptałem słabo. – Wiedziałem, że cię jeszcze zobaczę, słowiczku.

- Mój panie – jęknęła, zbliżając się. – Już myślałam, że… tak bardzo… gdybyś…

- Wygadana jak zawsze – zaśmiałem się, unosząc swoją dłoń. – Mój słowiczku, powinnaś śpiewać, nie mówić.

Moja szponiasta dłoń odgarnęła z jej policzka pasma pofalowanych, ciemnych włosów. Po policzkach Isis spływały jasne łzy, otarłem je więc delikatnie.

- Czy było aż tak źle, mój słowiczku? – zapytałem, układając dłoń na jej policzku.

Pokiwała głową, w milczeniu przełykając własne łzy.

- Żyję, słowiczku – wyszeptałem. – Byłaś przy mnie cały ten czas, Isis?

- Tak, mój panie – wyszeptała, układając dłoń na mojej dłoni.

- Głupi słowiczek – skarciłem ją rozbawionym tonem.

Kobieta nie odpowiedziała, mocniej jednak zacisnęła palce na moich palcach. Jej uścisk był tak czuły, tak tęskny. Przymknąłem tylko oczy. Tak bardzo chciałem, aby kobieta była tutaj tylko dla mnie, nie marząc o nikim innym. Czy to jednak było możliwe? Nie wiedziałem – a chciałem być pewny tego, musiałem być tego pewny.

- Isis – zacząłem, otwierając oczy. – Dla kogo ruszyłaś na pustynię?

Kobieta zerknęła na mnie płochliwie, zaraz jednak zaczerwieniła się lekko.

- Ja… - jęknęła. – Widziałam, jak ruszałeś we wcześniejszej karawanie i… chciałabym być przy tobie, mój panie.

- Przy mnie?

Moje serce uderzało szybko i mocno. Przy mnie! Jeśli chciała być przy mnie, to ona i ja… wciąż mogliśmy… Przesunąłem palce z jej policzka i złapałem za jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała na mnie.

- Chciałaś być przy mnie? – zapytałem.

- Tak, panie – odpowiedziała.

Odetchnąłem z dziwną ulgą. Te słowa… były właściwie wszystkim, co chciałem usłyszeć.

- Musisz być zmęczona. Odpocznij.

- Zostanę z tobą, panie mój – zaprzeczyła cichutko.

Zaśmiałem się tylko i opuściłem dłoń, wolno przymykając oczy. Byłem zmęczony, wyczerpany i obolały. Żyłem jednak i ciekawiło mnie nawet, właściwie komu zawdzięczam ten stan. Bestia Pustki była ogromna, a ja nie pamiętałem końca walki z nią zbyt dobrze.

- Wyjątkowo głupi słowiczek – westchnąłem. – Chodź tu do mnie.

- P-panie?

- Połóż się obok mnie, Isis – poleciłem. – Chcę odpocząć.

Czułem, jak kobieta waha się, ale w końcu ułożyła się obok mnie, a ja objąłem ją jedną ręką i przyciągnąłem do siebie. Była spięta, ale nie uciekła.

- Jestem taki zmęczony, słowiczku – wyznałem. – Jakbym nie spał od lat.

- Śpij, mój panie – wyszeptała czule, układając się przy moim boku.

- Zostaniesz tu ze mną? – zapytałem.

- Tak, mój panie – potwierdziła.

Odetchnąłem i oparłem głowę o czoło kobiety. Isis po dłuższej chwili rozluźniła się i poczułem, jak układa dłoń na mojej piersi. Wiele więcej nie byłem w stanie poczuć – odpłynąłem, zmęczony i wyczerpany.

 

~ * ~

 

Za’ uśmiechnęła się lekko i spojrzała na drzwi do komnaty Azira. W rękach miała tacę z gorącą herbatą i kilka przekąsek, ale nie sądziła, aby ktoś mógł się tym wszystkim delektować w najbliższym czasie.

- Co z nim?

Uzdrowicielka odwróciła się i uśmiechnęła, widząc za sobą Nasusa. Zostawiła kustosza przed chwilą w sali, ale ewidentnie Nasus nie był zbyt cierpliwy, jeśli chodziło o stan zdrowia Azira.

- Odpoczywa – odpowiedziała.

- Nie obudził się? – dopytywał Nasus, podchodząc bliżej. – To już trzeci dzień.

- Wydaje mi się, że nie śpi – odpowiedziała, zręcznie zagradzając drogę wysokiemu wojownikowi.

- Wydaje ci się? – Nasus zmarszczył brwi.

Za’ odetchnęła i odstawiła tacę z herbatą i przekąskami na bok, na drewniany, zdobiony złotem stoliczek.

- Jest pod dobrą opieką, czy naprawdę musisz to sam sprawdzać?

- Ty jesteś tutaj, pod niby czyją opieką jest Azir? – zdziwił się Nasus.

Uzdrowicielka uniosła jedną brew do góry, a Nasus po chwili sapnął tylko.

- W końcu? – zapytał.

- W końcu – wyznała radośnie. – Czy wobec tego mogę zabrać moich chłopców z baraków? Zed najpewniej medytuje i nic mu nie jest, ale Talon nie należy do cierpliwych. Za chwilę zacznie sprawiać kłopoty wszystkim dookoła.

Nasus skinął tylko głową.

- Wolałbym wiedzieć, co z Azirem – wyznał.

- Daj im czas – poprosiła. – Zostanę z wami jeszcze kilka dni, upewnię się, że nic mu nie jest. Dobrze, mistrzu Nasusie?

Wyniesiony skinął głową i odsunął się na bok, przepuszczając Uzdrowicielkę przez korytarz. Kobieta wyszła z głównego Pałacu, przeszła przez niewielki plac i skierowała się do baraków, gdzie czekali na nią niecierpliwi, milczący i skłóceni towarzysze.

 

~ * ~

 

Woda szemrała cicho, a kwiaty pachniały niesamowicie. Suche powietrze znad pustyni było mimo wszystko wyjątkowo przyjemne – nawiewał je spokojny wiatr, który niósł ze sobą jedynie śmiechy moich poddanych. Shurima, mimo ucieczki Xeratha i mojej dłuższej niedyspozycji wciąż trwała w swojej potędze i swoim pięknie.

Za’ zabroniła mi opuszczać Pałac, ale zachęcała mnie do spacerów po ogrodach. W takowych zazwyczaj towarzyszyła mi Isis. Śpiewaczka właściwie towarzyszyła mi teraz zawsze, niezależnie, czy przebywaliśmy w sali tronowej, w ogrodach, czy w sypialni.

Teraz też była obok, siedząc na tej samej leżance, na której odpoczywałem. Śpiewała cicho, a to słodkie wołanie sprawiało, że czułem się niezwykle ukojony.

- Imperatorze?

Uniosłem swoją głowę, a Isis natychmiast przestała śpiewać. Przed nami stała Za’. Kobieta uśmiechała się lekko, odstawiła też tacę z herbatą na stolik przy mojej leżance.

- Znów to samo? – westchnąłem, patrząc na zielonkawy napój.

- To już ostatni raz – zapewniła.

- Ostatni raz? – zdziwiłem się, podnosząc z miejsca, a po chwili odetchnąłem. – Chcesz ruszać dalej?

- Chcę wrócić do domu – odpowiedziała spokojnie. – Potem jednak tak, chcę ruszyć dalej. Nie do końca wiem, dlaczego mnie obudzono, ale ewidentnie mam jeszcze wiele do zrobienia.

Skinąłem tylko głową, po czym spojrzałem na Isis.

- Czy możesz zostawić nas na chwilę samych? – zapytałem.

- Oczywiście, mój panie – odpowiedziała cicho.

Isis podniosła się i zniknęła, a gdy skinąłem ręką na służbę, pozostali też wyszli z patio. Za’ usiadła naprzeciw mnie na niskim stołku i zerknęła na mnie zaciekawiona.

- Jesteśmy sami – zauważyłem, siadając powoli na leżance. – Czy teraz możesz odpowiedzieć na moje pytania, na które nie odpowiedziałaś na pustyni?

Kobieta wyprostowała się i odetchnęła. Nie odpowiedziała od razu, a ja nie chciałem jej popędzać. W końcu jednak uśmiechnęła się lekko, smutno i nalała herbaty do jednego naczynka.

- Tak, Imperatorze – odpowiedziała. – Czego chciałbyś się dowiedzieć?

 

~ * ~

 

Zed poruszył głową na prawo i lewo. Mimo że ćwiczył przy pałacowych barakach z Talonem, a nawet z żołnierzami Azira, czuł się dziwnie zastany. Misja z poszukiwaniem Xeratha okazała się ciekawą i miłą odskocznią od spokojnego życia w domu Za’. Teraz Zed najchętniej ruszyłby dalej.

- Też się nudzisz?

Iończyk podniósł swoje spojrzenie i zerknął niezadowolony na Talona. Wciąż nie przepadał za noxiańczykiem, nawet jeśli w czasie walki z bestiami Pustki współpraca z nim poszła wyjątkowo gładko. Teraz jednak musiał przyznać rację nożownikowi – nudził się i to całkiem mocno.

- Mówiła, kiedy ruszamy dalej? – zapytał Zed.

- Nie – odparł Talon. – Ale powiedziała, że powinniśmy być gotowi do drogi.

Zed westchnął tylko, założył ręce na pierś i spojrzał na błękitne, przejrzyste niebo, z którego lał się pustynny żar.

- Może zatem ruszymy niedługo – mruknął.

- Oby. – Talon wydawał się mieć kiepski humor. – Nudzę się kurewnie, a do tego jest pierońsko gorąco.

- Znowu narzekasz, Talon? – zaśmiała się Za’, stając obok mężczyzn.

- Jest gorąco i nudno, oczywiście, że narzekam! – zawołał. – Czy możemy już wracać do domu?

Za’ zaśmiała się i ku zdziwieniu obu mężczyzn, skinęła głową.

- Tak – odparła. – Chociaż… będziemy musieli jeszcze coś załatwić. Nie zajmie to jednak zbyt wiele czasu. Chodźmy już.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz