11. wybory


Thresh sprawdził raz jeszcze, czy łódź jest dobrze przycumowana. Liny trzymały, łódka unosiła się delikatnie na wodzie, kołysząc to w prawo, to w lewo, delikatnie obijając się o drewniane molo. Thresh przypłynął nią tutaj wczoraj, sam, z delikatną pomocą zamkniętych w latarni dusz, które służyły mu wtedy i za żagiel, i za siłę napędową do wioseł. Upiór uzupełnił wszelkie ubytki, naprawił wiosła i powiesił nowy maszt. Teraz łódź czekała już tylko na Harrowing.

Thresh podniósł się z krzywą miną. Znalezienie tej łodzi było niebywałym szczęściem. Radość Aylin była ogromna, tak samo zresztą, jak i Thresha. Upiór wiedział jednak, że w sercu obojga równie silne, co radość, płynie mrożący i palący smutek.

Strażnik nie przyznałby tego przed sobą, ale nie chciał, by Aylin wyjeżdżała. Im częściej się z nią widywał, tym bardziej skłaniał się ku temu, by błagać ją, już nie prosić, ale błagać, by została. Wiedział jednak, że to głupie i nielogiczne - wolał zatem trzymać się z dala od kobiety, z dala od niej, jej uroczych oczu, zaróżowionych policzków i lekkiego uśmiechu. Z dala od tego, co tak niesamowicie rozgrzewało jego martwe serce.

Łódź trwała w oczekiwaniu na Harrowing. Wielki dzień miał zacząć się niedługo – Thresh czuł już przeogromną siłę Mgły, która zachęcona lamentami ludzi zza oceanu zbierała się do podróży. Przygotowywały się też upiory i duchy, kierowały się ku portowi i plaży, oczekując możliwości przejścia wraz z Mgłą tam, gdzie był świat żywych i tam, gdzie zwykle nie mieli najmniejszej możliwości trafić.

Thresh odetchnął i jeszcze raz zerknął na łódź. Była cała, sprawdzał ją codziennie, dbając o to, by była gotowa do podróży. Im bliżej Harrowing było, tym częściej to sprawdzał. Nie chciał odrzucać tej szansy od losu, nawet jeśli pragnął, by Aylin tu została.

Warknął, zły na siebie ponad miarę. Nie! Thresh, głupcze, nie! Nie może tu zostać. Po prostu nie może.

Nie potrafił się skupić na pracy, dlatego krążył między Twierdzą, a portem, sprawdzając łódź i znosząc zapasy dla Aylin. Zakładał, że bezpieczniej będzie, gdy  popłynie w Harrowing wraz z nią. Nie zbyt często wyruszał poza Wyspy w ten dzień, uznawał to za tęskne łkanie za niczym, ale teraz… wolał upewnić się, że kobieta dotrze bezpiecznie gdzieś, gdzie poradzi sobie dalej sama.

Mimo przestróg do samego siebie, mimo upominania i obietnic koniec końców znalazł się pod budynkiem Bractwa Zmierzchu. Tym razem jednak w ogrodzie nie było Aylin. Przy skruszonym murze pracował jednak Yorick, przekładając kamienie i czyszcząc gruz.

- Przygotowuje się – mruknął grabarz, nie odwracając się nawet do Thresha. – Nie do podróży jednakże.

- Zatem? – Thresh odstawił latarnię poza krąg działania błogosławionej wody.

- Tysiąc lat zdecydowanie przyćmiło ci logikę – parsknął Yorick, wbijając swoją łopatę w ziemię i opierając się o nią ciężko. – Jest kobietą. Naiwna i młodą, ale wciąż kobietą.

Coś w sercu Thresha ścisnęło się na te słowa. Coś rozpaliło niespokojnym żarem, a coś innego zmroziło serce i duszę.

- Zaskoczyłeś mnie – przyznał po chwili Yorick.

Thresh przechylił jedynie głowę na bok.

- Odprowadziłeś ją za każdym razem – wyjaśnił grabarz. – Dlaczego?

Thresh nie potrafił odpowiedzieć. Sam zadawał sobie wiele razy to pytanie, ale nigdy nie znalazł na nie odpowiedzi. Tak samo mocno chciał zbadać kobietę, jak i ją chronić. Te sprzeczne uczucia bardzo mu się nie podobały.

- Nie wiem – wyznał w końcu.

Yorick parsknął tylko, wyprostował się i wyjął łopatę z ziemi.

- Jeśli uważałeś, że teraz jest ci ciężko, niedługo będzie jeszcze gorzej – zauważył.

Thresh zacisnął tylko szczękę. Coraz mniej podobało mu się to, jakimi zagadkami mówił grabarz. Upiór czuł się niczym głupiec, nie pojmując niczego z przeklęcie zawiłych słów Pasterza. Yorick jednak widocznie nie miał zamiaru niczego więcej wyjaśniać. Zabrawszy swoją łopatę, zniknął w głębi Bractwa, pozostawiając po sobie oczyszczoną wyrwę w murze. Przejście było wygodne i nie trzeba było go przeskakiwać. Thresh usiadł w nim, opierając się plecami o wyrwany mur.

Czy było mu teraz ciężko? Nie wiedział. Targały nim sprzeczne uczucia, pragnął niemożliwego i to czasami doprowadzało go do szaleństwa. Myśl, że będzie jeszcze gorzej, niczego nie poprawiała.

- Thresh!

Upiór uniósł spojrzenie i jego niebijące serce zatrzymało się w czasie i przestrzeni tak samo, jak jego ciało i umysł. Aylin. Przygotowywała się. Nie do podróży. Przygotowywała się dla niego.

Wyglądała olśniewająco. Blade policzki, ciemne włosy, ten niezwykły uśmiech. Umalowała się delikatnie, założyła piękną, krótką, zwiewną sukienkę. Była żywa, nieosiągalna i Thresh zdał sobie sprawę, że pragnął jej, jak nikogo innego na świecie.

- Thresh? – Aylin stanęła tuż przed nim w pełnej krasie.

- Łódź jest gotowa i bezpieczna w porcie – wymruczał uważając, by składać logiczne zdania i dokładnie wymawiać wyrazy. – Niedługo Harrowing.

Aylin skinęła tylko głową, ale jej smutna mina nie wskazywała, że kobieta wyjątkowo cieszy się z takiego obrotu sprawy. Threshowi się to nie spodobało. Nie chciał mieć więcej problemów ze sprzecznymi myślami, a właśnie takie problemy robiła mu niepewność kobiety.

- Co jeśli nie dam sobie rady sama? – zapytała, siadając tuż obok niego.

- Popłynę z tobą – obiecał. – Tyle, ile się da. Trochę więcej wiary, Aylin.

Kobieta pokiwała tylko głową. Thresh nie patrzył na nią – bał się, że jeśli to zrobi, poprosi kobietę, żeby z nim tu została, a ona, naiwna, zgodzi się na to na własną zgubę.

- Thresh…

- Tak? – odpowiedział niemal od razu.

- Możemy iść jeszcze raz na spacer?

Upiór po chwili skinął głową, podniósł się i chwycił swoją latarnię. Aylin wcisnęła się pod jego ramię. Czuł jej ciepło, nie powinien, ale czuł. Podobało mu się to na równi z przyjemnym zapachem delikatnych, kwiatowych perfum.

- Gdzie chcesz iść? – zapytał.

- Gdziekolwiek – wyszeptała. – Tylko żebym szła z tobą.

Thresh uniósł latarnię i z dziwnie ściśniętym, martwym sercem ruszył z Aylin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz