Thresh sprawdził raz jeszcze,
czy łódź jest dobrze przycumowana. Liny trzymały, łódka unosiła się delikatnie
na wodzie, kołysząc to w prawo, to w lewo, delikatnie obijając się o drewniane
molo. Thresh przypłynął nią tutaj wczoraj, sam, z delikatną pomocą zamkniętych
w latarni dusz, które służyły mu wtedy i za żagiel, i za siłę napędową do
wioseł. Upiór uzupełnił wszelkie ubytki, naprawił wiosła i powiesił nowy maszt.
Teraz łódź czekała już tylko na Harrowing.
Thresh podniósł się z krzywą
miną. Znalezienie tej łodzi było niebywałym szczęściem. Radość Aylin była
ogromna, tak samo zresztą, jak i Thresha. Upiór wiedział jednak, że w sercu
obojga równie silne, co radość, płynie mrożący i palący smutek.
Strażnik nie przyznałby tego
przed sobą, ale nie chciał, by Aylin wyjeżdżała. Im częściej się z nią widywał,
tym bardziej skłaniał się ku temu, by błagać ją, już nie prosić, ale błagać, by
została. Wiedział jednak, że to głupie i nielogiczne - wolał zatem trzymać się
z dala od kobiety, z dala od niej, jej uroczych oczu, zaróżowionych policzków i
lekkiego uśmiechu. Z dala od tego, co tak niesamowicie rozgrzewało jego martwe
serce.
Łódź trwała w oczekiwaniu na
Harrowing. Wielki dzień miał zacząć się niedługo – Thresh czuł już przeogromną
siłę Mgły, która zachęcona lamentami ludzi zza oceanu zbierała się do podróży.
Przygotowywały się też upiory i duchy, kierowały się ku portowi i plaży,
oczekując możliwości przejścia wraz z Mgłą tam, gdzie był świat żywych i tam,
gdzie zwykle nie mieli najmniejszej możliwości trafić.
Thresh odetchnął i jeszcze raz
zerknął na łódź. Była cała, sprawdzał ją codziennie, dbając o to, by była
gotowa do podróży. Im bliżej Harrowing było, tym częściej to sprawdzał. Nie
chciał odrzucać tej szansy od losu, nawet jeśli pragnął, by Aylin tu została.
Warknął, zły na siebie ponad
miarę. Nie! Thresh, głupcze, nie! Nie może tu zostać. Po prostu nie może.
Nie potrafił się skupić na
pracy, dlatego krążył między Twierdzą, a portem, sprawdzając łódź i znosząc
zapasy dla Aylin. Zakładał, że bezpieczniej będzie, gdy popłynie w Harrowing wraz z nią. Nie zbyt
często wyruszał poza Wyspy w ten dzień, uznawał to za tęskne łkanie za niczym,
ale teraz… wolał upewnić się, że kobieta dotrze bezpiecznie gdzieś, gdzie
poradzi sobie dalej sama.
Mimo przestróg do samego siebie,
mimo upominania i obietnic koniec końców znalazł się pod budynkiem Bractwa
Zmierzchu. Tym razem jednak w ogrodzie nie było Aylin. Przy skruszonym murze
pracował jednak Yorick, przekładając kamienie i czyszcząc gruz.
- Przygotowuje się – mruknął
grabarz, nie odwracając się nawet do Thresha. – Nie do podróży jednakże.
- Zatem? – Thresh odstawił
latarnię poza krąg działania błogosławionej wody.
- Tysiąc lat zdecydowanie przyćmiło
ci logikę – parsknął Yorick, wbijając swoją łopatę w ziemię i opierając się o
nią ciężko. – Jest kobietą. Naiwna i młodą, ale wciąż kobietą.
Coś w sercu Thresha ścisnęło się
na te słowa. Coś rozpaliło niespokojnym żarem, a coś innego zmroziło serce i
duszę.
- Zaskoczyłeś mnie – przyznał po
chwili Yorick.
Thresh przechylił jedynie głowę
na bok.
- Odprowadziłeś ją za każdym
razem – wyjaśnił grabarz. – Dlaczego?
Thresh nie potrafił
odpowiedzieć. Sam zadawał sobie wiele razy to pytanie, ale nigdy nie znalazł na
nie odpowiedzi. Tak samo mocno chciał zbadać kobietę, jak i ją chronić. Te
sprzeczne uczucia bardzo mu się nie podobały.
- Nie wiem – wyznał w końcu.
Yorick parsknął tylko,
wyprostował się i wyjął łopatę z ziemi.
- Jeśli uważałeś, że teraz jest
ci ciężko, niedługo będzie jeszcze gorzej – zauważył.
Thresh zacisnął tylko szczękę.
Coraz mniej podobało mu się to, jakimi zagadkami mówił grabarz. Upiór czuł się
niczym głupiec, nie pojmując niczego z przeklęcie zawiłych słów Pasterza.
Yorick jednak widocznie nie miał zamiaru niczego więcej wyjaśniać. Zabrawszy
swoją łopatę, zniknął w głębi Bractwa, pozostawiając po sobie oczyszczoną wyrwę
w murze. Przejście było wygodne i nie trzeba było go przeskakiwać. Thresh
usiadł w nim, opierając się plecami o wyrwany mur.
Czy było mu teraz ciężko? Nie
wiedział. Targały nim sprzeczne uczucia, pragnął niemożliwego i to czasami
doprowadzało go do szaleństwa. Myśl, że będzie jeszcze gorzej, niczego nie
poprawiała.
- Thresh!
Upiór uniósł spojrzenie i jego
niebijące serce zatrzymało się w czasie i przestrzeni tak samo, jak jego ciało
i umysł. Aylin. Przygotowywała się. Nie do podróży. Przygotowywała się dla
niego.
Wyglądała olśniewająco. Blade
policzki, ciemne włosy, ten niezwykły uśmiech. Umalowała się delikatnie, założyła
piękną, krótką, zwiewną sukienkę. Była żywa, nieosiągalna i Thresh zdał sobie
sprawę, że pragnął jej, jak nikogo innego na świecie.
- Thresh? – Aylin stanęła tuż
przed nim w pełnej krasie.
- Łódź jest gotowa i bezpieczna
w porcie – wymruczał uważając, by składać logiczne zdania i dokładnie wymawiać
wyrazy. – Niedługo Harrowing.
Aylin skinęła tylko głową, ale
jej smutna mina nie wskazywała, że kobieta wyjątkowo cieszy się z takiego
obrotu sprawy. Threshowi się to nie spodobało. Nie chciał mieć więcej problemów
ze sprzecznymi myślami, a właśnie takie problemy robiła mu niepewność kobiety.
- Co jeśli nie dam sobie rady
sama? – zapytała, siadając tuż obok niego.
- Popłynę z tobą – obiecał. –
Tyle, ile się da. Trochę więcej wiary, Aylin.
Kobieta pokiwała tylko głową.
Thresh nie patrzył na nią – bał się, że jeśli to zrobi, poprosi kobietę, żeby z
nim tu została, a ona, naiwna, zgodzi się na to na własną zgubę.
- Thresh…
- Tak? – odpowiedział niemal od
razu.
- Możemy iść jeszcze raz na
spacer?
Upiór po chwili skinął głową, podniósł się i chwycił swoją latarnię. Aylin wcisnęła się pod jego ramię. Czuł
jej ciepło, nie powinien, ale czuł. Podobało mu się to na równi z przyjemnym
zapachem delikatnych, kwiatowych perfum.
- Gdzie chcesz iść? – zapytał.
- Gdziekolwiek – wyszeptała. – Tylko żebym szła z tobą.
Thresh uniósł latarnię i z dziwnie ściśniętym, martwym sercem ruszył z Aylin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz