Aylin trzymała się blisko
Thresha. Była już o wiele odważniejsza i pewniejsza, niż w czasie ich
pierwszego spaceru, ale mimo tego, że sama potrafiła wyjść nawet dość daleko
już od Bractwa, przy Threshu zawsze trzymała się niesamowicie blisko upiora.
Strażnik nie wiedział, czy go to cieszy, czy wręcz przeciwnie - niepokoi.
Mimo wszystko otaczał kruchą
postać kobiety swoim ramieniem, szponiastą, ukrytą za metalową rękawicą dłoń
układając albo na ramieniu, albo na talii kobiety. Druga dłoń upiora zawsze
mocno przytrzymywała latarnię tak, by światło miliona udręczonych dusz
ukazywało dwójce drogę wśród spaczenia i nieprzyjemności Wysp.
Był wieczór, zaczynało się zatem
robić naprawdę ciemno. Poskręcane drzewa w półmroku i migotliwym świetle lampy
wyglądały naprawdę upiornie. Nieprzyjemnie i smutno.
- Thresh…
- Tak? - odparł od razu
Strażnik.
- Myślisz, że kiedyś król i
królowa do siebie wrócą?
Thresh zmrużył oczy. Widział
Viego, oszalałego z miłości, gotowego na wszystko, na rzeczy straszne i piękne,
na poświęcenie ostateczne. Widział też Isolde, wściekłą i opętaną spaczeniem,
wynikającym ze zderzenia życia ze śmiercią. Czy gdyby znaleźli się w końcu w
tej Mgle, wszystko by się naprawiło, czy pogrążyłoby to w mroku cały ich świat?
- Nie wiem - przyznał Thresh. -
Nie wiem, czy powinni to byli robić.
- Oboje są martwi, prawda?
- Tak - potwierdził.
- Czy nic nie może ich ocalić? -
zapytała dziwnie płaczliwym głosem.
Thresh westchnął jedynie.
Przypomniał sobie tysiąc lat mroku i przekleństwa, zobaczył na nowo miliony
martwych dusz, błagające o koniec, który nigdy nie będzie im dany. Zobaczył
spaczenie i nienawiść, zło, które zrodziło się z szaleńczej miłości.
A potem przypomniał sobie, jak
wiele setek lat temu walczono o beznadziejną sprawę. Tymi opowieściami karmił
się w dzieciństwie i był zachwycony przebiegiem wydarzeń. Nawet to, że odkrył
prawdę o Czarnym Generale, nie umniejszało piękna historii i patosu zdarzeń.
- Zawsze jest jakieś wyjście,
Aylin - odpowiedział powoli. - Nie wiem, jakie jednak byłoby najlepsze w tej
sytuacji. Być może to, że król i królowa trwają martwi osobno, jest dla nas
błogosławieństwem.
Aylin westchnęła, ciężko i
tkliwie. Jej ta historia wydawała się wyjątkowo smutna. Threshowi - pełna jego
błędów, które dziś już by nie popełnił. Thresh pamiętał, że Szara w dziwaczny
sposób połączyła te wszystkie uczucia w jedno. Uważała tę historię za piękną i
żałowała, że sama nie znała błogosławionych źródeł w czasach, gdy żyła i
decydowała o losie milionów.
- Harrowing jest już niedługo -
zauważyła cicho Aylin.
- Za dwa dni - doprecyzował
Thresh. - Powinnaś zacząć przygotowywać się do podróży, Aylin.
- Wiem - wyznała cichutko. -
Boję się tego, Thresh.
- Nie masz powodu -
odpowiedział. - Będę obok. Tak długo, jak tylko dam radę.
- Co będzie dalej ze mną?
Thresh nie odpowiedział od razu.
Nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć.
- Nie wiem, Aylin - przyznał w
końcu. - Nie żyję od tysiąca lat. Nie mam zielonego pojęcia, co teraz robią
żywi.
- Nigdy nie chciałeś na nowo być
żywym? - zapytała cicho.
- Nie, Aylin - odpowiedział. -
Jestem martwy. Historia nauczyła nas już, że nic tego nie zmieni. Nawet
błogosławiona woda.
- Ale… wtedy…
Zacięła się, Thresh zerknął więc
na nią krótko. Miała czerwone od wstydu policzki i odwrócony od niego wzrok.
Szybko pojął, o czym myślała – wtedy, na plaży jego ciało wróciło do niego na
krótko, bardzo krótko. Wątpił jednak, by dało się w taki sposób ożywić upiora
na nowo do ludzkiego życia.
Jego prawa ręka, ta, którą
opierał wtedy o policzek Aylin, wróciła do normalności kilka dni po incydencie.
Znów świeciła jasno przeklętą magią Wysp i nie bolała go za każdym razem, jak
zginał palce. Thresh był ciekawy, co spowodowało te zmiany, skoro nie
błogosławiona woda i jej niezwykłe właściwości.
- Wtedy? – podjął zadziornie
mimo wszystko.
Aylin ostentacyjnie odwróciła
głowę, trwając jednak cały czas pod ramieniem Thresha. W czasie rozmowy doszli
do ogrodów biblioteki. Zawiłe dróżki, bujne, chociaż dziwaczne rośliny i
przepiękne rzeźby wciąż mogły w pewien sposób urzekać. Thresha urzekały.
- Aylin?
Thresh zatrzymał się nad
niewielkim stawem. Ponad wodą zwieszały się poskręcane gałęzie płaczącej
wierzby. Wokoło rosły żywopłoty i wysokie krzewy, to odosobnione miejsce z
jedną, kamienną ławeczką zawsze mu się podobało. Było mroczne i spokojne.
- Aylin… - powtórzył rozbawiony,
gdy kobieta zignorowała jego wołanie.
- Ja wcale… i… Możemy o tym nie
mówić? – jęknęła.
Zaśmiał się i pokiwał głową.
Usiadł na ławce, latarnię odstawiając na wysoki postument. Aylin po chwili
usiadła obok niego, wciąż czerwona jak piwonia, zażenowana i niepewna.
- Przepraszam – wyszeptała
cichutko.
- Za co? – zdziwił się.
- Za… to wtedy…
- Ten pocałunek?
Pokiwała głową, wciąż z tym
uroczym, słodkim spojrzeniem. Thresh musiał przyznać, że ten widok bardzo mu
się podoba. Może nawet za bardzo.
- Nie musisz – odparł. – Nie
sprawiłaś mi tym żądnej przykrości. Raczej przeciwnie.
- Ale… czy to cię… nie bolało?
- Bolało. Potem – potwierdził
szczerze. – Nie bardziej, niż cokolwiek innego, związanego z tym, że jestem
upiorem. Nie zadręczaj się tym. Nie ma sensu.
Kobieta wyraźnie chciała jeszcze
o coś zapytać, jeszcze coś powiedzieć, ale milczała. Może bała się, a może
wstydziła – Thresh nie wiedział. Właściwie Aylin też tego nie wiedziała.
- Thresh… a jeśli… się nie uda?
- Jeszcze nawet nie
spróbowaliśmy – zauważył.
- Ja po prostu…
- Jeśli nie uda się w to
Harrowing, uda się w kolejne – zauważył. – Los ci sprzyja. Znaleźliśmy łódź.
Tuż przed Harrowing.
Kobietka niemrawo skinęła tylko
głową.
- Powinniśmy wracać – zauważył
Thresh. – Powinnaś się przygotować do podróży i…
- Możemy jeszcze zostać? –
przerwała mu. – Proszę.
Skinął głową. Gdy przytuliła się
do jego boku, nie zareagował. Bał się, że jakikolwiek ruch lub gest może
jedynie sprawić, że kobieta odwróci się od ich planu i będzie chciała zostać na
Wyspach na zawsze. Widział to w jej oczach – tęskne pragnienie za czymś, za
czym nie powinna była tęsknić.
Jeszcze bardziej jednak bał się tego, że właściwie on też tego samego chciał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz