Wiedział, na czym to polega. Im
dłużej kazał jej czekać, tym chętniej do niego ruszała. Z niezadowoleniem
stwierdził jednak, że działa to w dwie strony – im więcej czasu mijało bez
niej, tym ciężej było mu to wytrzymać. I tym chętniej ruszał ku niej, gdy w
końcu zdecydował się iść.
Z jednej strony dziwnie go to
cieszyło, ale z drugiej – nie czuł tego od ponad tysiąca lat, nie rozumiał do
końca tych uczuć i w ogóle właściwie bał
się przyznać, że czuje cokolwiek. To nie pasowało do niego.
Gdy stanął przy skruszonym
murze, nie zauważył Aylin ani na jej ławce, ani w oddali, gdzieś w ogrodzie.
Przysiadł na kamieniach, latarnię umieszczając poza obręb działania
błogosławionej wody. Ostatnim razem przez swoją głupotę stracił całkiem sporo
dusz. Kilka dni bez Aylin minęły mu zatem na zbieraniu utraconych obiektów do
eksperymentowania. Dzięki temu nie odczuwał tak mocno braku kobiety przy sobie.
Zajęty pracą łatwiej znosił upływ czasu.
Było koło południa. Szarówka
jednak trwała, niczym półmrok świtu. To najlepsze, co miały do zaoferowania
Wyspy – słońce nie przebijało się zwykle przez gęstą Mgłę, zatem ciemność
towarzyszyło mieszkańcom przeklętych wysp aż za często.
Siedział na skruszonym murze
dość długo. Minęła godzina, może dwie, a Aylin nie pojawiała się. Thresh był
ciekawy, czy może Yorick, po niefortunnej wycieczce kobiety, zabronił jej
wychodzić do ogrodu i widywać się ze Strażnikiem.
Thresh zaczynał się
niecierpliwić. Mijały kolejne minuty, a Aylin nie pojawiła się. Nim jednak upiór
zniecierpliwił się do końca, z Bractwa wyszła kobieta.
Wyglądała wyjątkowo dobrze. Na
policzkach pojawiło się zdrowe zaróżowienie, a oczy błyszczały wyjątkowo. Miałą
też na sobie nową sukienkę. Gdy szła, ciemne włosy falowały w powietrzu.
Thresh nagle poczuł na plecach
wyjątkowo dziwny, nieprzyjemny dreszcz. Im bardziej wpatrywał się w Aylin, tym
mocniej odczuwał przechodzące mu po plecach ciarki. Przez chwilę nie wiedział,
co się z nim dzieje, to dziwne uczucie nie towarzyszyło mu przecież codziennie.
Potem pomyślał jednak, że przecież Yorick wciąż może podawać kobiecie
błogosławioną wodę. Thresh nie podejrzewał jednak, że ciecz działa aż tak mocno
na niego – był w końcu nie byle jakim upiorem, a odległość do kobiety była dość
duża.
Aylin w końcu zauważyła go przy
murze. Od razu rozpromieniła się. Radosny uśmiech zdecydowanie do niej pasował.
Dzięki niemu wydawała się Threshowi jeszcze piękniejsza.
Plan, który zakładał wywabienie
kobiety i zaciągnięcie jej do Twierdzy, nagle wyparował z jego głowy. Nie
liczył się, tak samo, jak nie liczyło się teraz dla upiora nic, oprócz samej
kobiety. Wpatrywał się w nią martwymi oczyma niczym w najdroższy skarb, niczym
w cud na ziemi. Cud, który zdecydowanie nie powinien być na Wyspach Cienia.
Ta myśl nagle przyczepiła się do
niego niczym rzep psiego ogona. Aylin nie powinna być na Wyspie Cieni. Chociaż
Thresh bardzo chciał ją zbadać i posiąść jej magię dla siebie, to jeszcze
mocniej nagle zapragnął jak najszybciej wywieźć stąd kobietę.
- Przyszedłeś.
Strażnik spojrzał na kobietę.
Rozpromieniona i szczęśliwa była czymś, czego Wyspy Cienia nie widziały od
tysiąca lat. Jednocześnie podobała się Threshowi i sprawiała, że czuł się
nieswojo. Chciał, by była obok i by zniknęła jak najszybciej. Ta mieszanina
uczuć kompletnie mu się nie podobała.
- Obiecałem, że przyjdę –
zauważył. – Nie jestem przykładem świętego, ale dotrzymuję swoich obietnic,
Aylin.
- Dziękuję – odpowiedziała
cicho.
Thresh parsknął tylko krótkim
śmiechem. Kobieta usadziła się na murze tuż przy nim, podciągając kolana pod
brodę. Wydawała się szczęśliwa i jednocześnie bardzo zagubiona. Thresh
niechętnie, niczym z użyciem nadludzkiej siły, odwrócił od niej wzrok. Gdy
patrzył na kobietę, działo się z nim coś niepokojącego i złego. Wolał zatem na
nią nie spoglądać. Tak było bezpieczniej dla niego i jego planu.
- Żadnych postępów z ucieczką? –
zapytał.
Pokręciła głową tak gwałtownie,
że zerknął ku niej krótko. Szybko pożałował tego odruchu – wpatrywało się w
niego bowiem uroczo zrozpaczone spojrzenie. Przez te błagalne oczy coś ściskało
się mocno w środku klatki piersiowej Thresha. Strażnik nie wiedział, czy w taki
sposób wydobywa się z kobiety magia błogosławionej wody, czy… czy to może coś
innego, coś jeszcze. Szybko odwrócił spojrzenie, skupiając się na przelewającej
się przez las Mgle.
- Mogę cię zabrać do portu –
zaproponował nagle. – Stoją tam łodzie. Być może któraś nada się do podróży.
Miał nadzieję, że kobieta zgodzi
się. Port był daleko, tak długa trasa na pewno zniweluje magię błogosławionej wody
i pozwoli Threshowi zabrać kobietę do Twierdzy.
- J-ja… nie umiem pływać łodzią
– wyznała.
- Nauczysz się zatem –
zaproponował.
Aylin zerknęła na niego krótko.
- Co jeśli nie zdołam dotrzeć do
portu? – zapytała cicho. – Ostatnio… przecież…
- Szliśmy wolno – przerwał jej.
– Pośpieszymy się.
Kobieta nie wyglądała na
przekonaną, ale gdy zszedł z muru, wziął latarnię i wyciągnął dłoń, ujęła ją
zaledwie po krótkiej chwili wahania. Thresh przyciągnął ją bliżej siebie i
podał jej swoje ramię tak, jak poprzednim razem.
Ruszyli kamienną ścieżką, tym
razem jednak nieco szybciej niż ostatnio. Aylin trzymała się wyjątkowo blisko
Thresha, obejmując jego ramię w dość mocnym uścisku. Strażnikowi nie
przeszkadzało to, nawet jeśli jej dotyk, pomimo grubego materiału płaszcza i
metalowych wzmocnień ubrania wywoływał dziwne dreszcze. Thresh nie wiedział,
ile błogosławionej wody krąży w żyłach kobiety, ale zakładał, że wycieczka do
portu zdoła wszystko usunąć.
- Czy Yorick był zły za ostatni
spacer? – zapytał Thresh.
- Nie – odpowiedziała. –
Wyglądał tylko na zaskoczonego.
- Zaskoczonego? – zdziwił się
Strażnik. – Czym?
- Chyba tym, że mnie oddałeś –
odparła. – Myślał, że jeśli pójdę z tobą, już nie wrócę, że zabierzesz mnie i
ukryjesz w swojej Twierdzy.
Thresh nie odpowiedział. Nie
bardzo wiedział co, w końcu jego plan został jasno przedstawiony przez
brunetkę. Nie zamierzał jednak przyznawać jej racji – to mogłoby zepsuć
wszystko. Kobieta ufała mu, pomimo logicznego myślenia i ostrzeżeń Yoricka.
To nie ma znaczenia, przestrzegł
sam siebie Thresh, Aliyn jest tutaj, poza Bractwem. Krótki spacer i będzie mógł
bez obaw zaciągnąć ją do Twierdzy. Dokładnie tak, jak tego chciał i planował.
- Powiedziałem, że nic ci się
przy mnie nie stanie – zauważył cicho. – Dotrzymuję obietnic, Aylin.
Do portu dostali się w ciągu
kilkunastu minut. Przez cały ten czas Aylin trzymała się blisko Thresha, mocno
obejmując jego ramię. Strażnik nie zauważył jednak, by tak jak ostatnim razem
kobieta słabła z każdym krokiem. Wydawała się wciąż silna, zdrowa, chociaż
nieco przerażona.
Nie spodobało mu się to. Czyżby
tym razem magia błogosławionej wody była zbyt silna? Thresh czuł przebiegające
mu po plecach dreszcze za każdym razem, gdy Aylin mocniej ujmowała jego ramię.
To na pewno była ta cholerna magia błogosławionych wód. Prawda?
- Boisz się – zauważył w końcu
Thresh, gdy Aylin objęła jego ramię prawą i lewą dłonią, jednocześnie mocno
przyciskając się do upiora. – Upiory dość dobrze wyczuwają strach. Im bardziej
się boisz, tym więcej ich się pojawia.
- Ja… przepraszam… - jęknęła
cicho.
Thresh parsknął śmiechem i pokręcił
głową, jednocześnie wysuwając ramię z uścisku Aylin. Otoczył kobietę ręką i przyciągnął
ją do siebie. Ufnie ukryła się pod jego ramieniem. Przez plecy Thresha
przeszedł kolejny, nieprzyjemny dreszcz.
- Czy Yorick wciąż podaje ci
błogosławioną wodę? – zapytał nagle.
- Nie – odparła lekko
zaskoczona. – Yorick podał mi błogosławioną wodę tylko raz. Wtedy, gdy
przyniosłeś mnie do Bractwa.
Thresh zatrzymał się nagle. Nie
miał zielonego pojęcia, jak to możliwe. Przecież czuł tę magię błogosławionej
wody. Czuł, jak po plecach przebiegają mu dreszcze, widział, jak działało to na
jego ciało, na dłoń! To niemożliwe, aby brunetka tak długo opierała się magii
przeklętych Wysp tylko z pomocą swojej własnej siły. Nie… Yorick musiał…
cholera… przecież…
- Thresh?
- Jesteśmy – mruknął, wciąż
zaskoczony tym wszystkim. – Port.
Aylin zerknęła przed siebie i
mocniej wtuliła się w bok Strażnika. Port pełen był duchów i upiorów, które
jednak, widząc Thresha, czmychały w ciemne zakątki. Strażnik Łańcuchów
poprowadził Aylin na szerokie, drewniane molo.
Port był właściwie pusty. Przy
molo, na wpół zatopiony, na wpół oparty o brzeg leżał potężny statek. Kilka
mniejszych łodzi znajdowało się dalej, na brzegu, większość jednak miała
podziurawione burty lub przełamane maszty. Na pierwszy rzut oka nic, co
znajdowało się w porcie, nie byłoby pomocne dla Aylin.
- Wiem, jak to wygląda – mruknął
ponuro Thresh. – Ale może znajdziemy coś dla ciebie. Chodź.
Kobieta posłusznie ruszyła razem
z upiorem, wciąż jednak kryjąc się w cieniu jego ramienia. Przeszli przez całe
molo, sprawdzając łodzie, a potem plażą, oglądając leżące na piasku wraki.
Sprawdzili wiele, ale nic nie nadawało się do żeglugi morskiej.
Gdy stanęli w końcu na pustej
plaży, pełnej odłamków drewna i pozrywanych masztów, Aylin westchnęła i ukryła
twarz w rękach. Thresh zerknął na nią, a coś w środku niego ścisnęło się tak
mocno, że aż zabolało. Widok kobiety w takim stanie bardzo mu się nie podobał.
‘Co za różnica? – pomyślał. –
Czas zabrać ją do Twierdzy.’
Jednak pomimo tego, że miał ku
temu idealną sposobność, nie potrafił tego zrobić. To dziwaczne uczucie, które
ściskało go gdzieś w środku, nie pozwalało skrzywdzić brunetki – a przecież
gdyby zabrał ją ze sobą, zdecydowanie by ją skrzywdził.
- Aylin… to nie czas na płacz –
westchnął po chwili. – Po drugiej stronie Wysp jest jeszcze jeden port. Może
też zdarzy się jakiś szaleniec, który tu przypłynie.
Kobieta zaszlochała raz jeszcze,
ale gdy objął ją i przycisnął do siebie, uspokoiła się. Czuł dziwne gorąco na
sobie i nie chciał uwierzyć, że Yorick podał brunetce błogosławioną wodę
jedynie raz.
- Pomogę ci – wymruczał, sam nie
wiedząc, co go podkusiło do wyrzucenia z siebie takich słow. – Obiecuję, że
pomogę ci wrócić do domu, Aylin.
Brunetka była niska, niemal o
dwie głowy niższa niż Thresh, wtulała się zatem w jego tors, opierając czoło o
pierś Thresha. Jej palce zaciskały się na płaszczu Strażnika, gdy ten wtulał
kobietę w siebie tak, jakby jutra miało nie być.
Może i nie będzie, pomyślał
Thresh. Obiecał coś Aylin i pomimo tego, że bardzo chciał ją przebadać, jeszcze
mocniej chciał, by przestała płakać, by nie była smutna, by wróciła do żywego,
słonecznego, radosnego świata.
- No już – wymruczał, szponiastą
dłoń w metalowej rękawicy umieszczając na ciepłych, ciemnych włosach kobiety. –
Wróćmy do Bractwa. Jutro przejdziemy na drugą stronę Wyspy i sprawdzimy tamte
łodzie, dobrze?
- Naprawdę mi pomożesz?
- Naprawdę – parsknął
niechętnie. – Powiedziałem już to, nie?
Usłyszał, jak pociąga nosem.
Wydawała się zagubiona i jednocześnie urocza.
- Dziękuję… - wyszeptała.
Thresh parsknął tylko. Był jednocześnie zły na siebie i rozbawiony postępowaniem brunetki. Zerknął na nią, gdy przesunęła ręce z jego torsu na szyję. Nim zdołał ją zatrzymać, nim zdołał zatrzymać siebie lub cokolwiek, Aylin stanęła na palcach, przyciągnęła go lekko ku sobie i tak po prostu pocałowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz