1. mgła

 



Radogost, 63 lata przed założeniem Brzasku

- Jesteś moją mamą?

Zatrzymała się i mimowolnie mocniej ścisnęła dłoń chłopca.

- Bo ja nigdy nie miałem jeszcze mamy…

Gdzieś w jej sercu coś pękło po raz kolejny. Gdzieś w jej duszy coś rozerwało się boleśnie. Westchnęła ciężko i przykucnęła przy chłopcu. Jej uśmiech był słaby, ale szczery. Dawno już takiego nie miała. Szydercze uśmiechy, które posyłała Radzie, były czymś całkowicie innym. Tego nie chciała pokazywać malcowi. Nie było potrzeby. Wszystko, co się działo i co się kiedyś stało, nie było jego winą. Jej uśmiech pokrzepił malca na tyle, że sam pozwolił sobie na podobny gest względem kobiety.

- Nie. Nie jestem twoją mamą – przyznała szczerze. – Twój ojciec uznał, że ktoś inny nią powinien być i dlatego odszedł ode mnie bardzo dawno temu. Ciebie zresztą też zostawił, prawda?

Brunet zwiesił tylko głowę. Kobieta westchnęła i stuknęła go dwoma palcami w czoło. Malec zrobił niezadowoloną minę i potarł szybko skórę.

- Nie łam się, słodki – szepnęła. – Nigdy nie jest aż tak źle, żebyśmy nie dali rady się z tego podnieść.

Chłopak stał spokojnie, cichutko analizując słowa kobiety. Widziała, że jest mu ciężko. W czarnych oczkach zalśniły małe łezki.

- Ale mogę iść z tobą, prawda? – zapytał po chwili.

Pokiwała głową.

- Tak, słodki. Możemy iść razem, skoro twój ojciec uznał, że żadnego z nas już nie chce. – Blondynka starła spod oczu chłopaka kilka łez. – Ale nie mów do mnie nigdy mamo.

- A mogę nazywać cię siostrą? – zaproponował. – Siostry też nigdy nie miałem.

Uśmiechnęła się, szerzej i czulej niż wcześniej.

- Niech będzie – wzięła malca na ręce i posadziła na swoim biodrze. – Mogę zostać twoją siostrą.


Czarna Twierdza, 93 lata przed założeniem Brzasku

Wściekłe wycie rozlegało się w sali raz po raz, mieszane z kobiecym krzykiem, dziecięcym płaczem i demonicznym chichotem. Pomimo że dwóch strażników bardzo chciało odejść spod drzwi, trwali tam, zaciskając kurczowo ręce na długich włóczniach. Wiedzieli, że gdy przyjdzie co do czego, ta broń wcale im nie pomoże walczyć z tym, co jest najgorsze za tymi drzwiami.

- Czego się boicie? – Do ich uszu doszedł twardy głos.

- S-sir… - zaczął pierwszy strażnik.

- Kapitanie Brawura… - zawtórował mu drugi.

Strażnicy wyprężyli się, witając swojego dowódcę. Kapitan westchnął tylko i spojrzał na drzwi. Kobiecy krzyk rozległ się wokoło, a Brawura przymknął oczy. Ten krzyk bolał go w głębi serca i duszy nienawistnym, zazdrosnym i płaczliwym uczuciem.

- Jeśli wilk się wydostanie, nie zostanie nic po nas. – Brawura zacisnął dłoń na mieczu; pomimo hardych slów też czuł gdzieś w głębi serca obawę, ale nie mógł pokazać tego przed podwładnymi. – A jeśli będzie trwać w swym więzieniu, wszystko skończy się dobrze. Tak czy siak, strach jest nie na miejscu, chłopcy.

Żołnierze skinęli głowami, ale mieli nietęgie miny. Słowa Brawury były surowe i trudne, tak samo zresztą, jak sam kapitan.

- Kapitanie? – Z sali wysunął się jeden z zaklinaczy. – Może kapitan wejść.

Brawura drgnął. Żerca nie wyglądał na zadowolonego. Wiele rzeczy mogło pójść nie tak w tej całej sytuacji, wiele mogło się stać. Kapitan miał tylko nadzieję, że los oszczędził mu najgorszego.

Brunet wszedł do sali i odetchnął tylko. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że los wcale nie miał zamiaru niczego złego mu zaoszczędzić. Na środku, wśród zakrwawionej pościeli, leżała kobieta. Złote włosy były mokre od potu, podobnie zresztą jak twarz blondynki. Pasma przykleiły się do policzków i czoła. Mimo że blada, spocona skóra i zapadnięte oczy ujmowały piękna kobiecie, Brawura pomyślał jednak, że nigdy nikogo nie będzie kochał tak mocno, jak właśnie ją w tej jednej, teraźniejszej chwili.

- Lil…

Kobieta uniosła spojrzenie i westchnęła tylko.

- Brawura… jak dobrze, że już jesteś.

Kapitan zerknął ponad kobietę. Stojąca za stołem zaklinaczka ostańcowa pokręciła głową. Wyciągnęła dłoń i pokazała dwa palce. Coś w środku ścisnęło mu się mocno, serce na chwilę przestało nawet bić. A zatem zostało mu naprawdę niewiele czasu.

Podszedł szybko do stołu i ujął dłoń kobiety. Była zimna i wilgotna.

- Brawura…

- Lil. – Zmusił się do uśmiechu, chociaż jego serce krwawiło i pękało na pół.

- Brawura, zobacz. – Lilia przytuliła do siebie niewielkie zawiniątko.

Kapitan przysiadł przy kobiecie i delikatnie odgiął materiał z zawiniątka. Spojrzały na niego spokojne, szare oczy, idealnie takie same, jak miał ten przeklęty ninja. Dziecko było mokre od krwi, niedokładnie z niej otarte i Brawura aż zadrżał na ten widok.

- Brawura…

- Tak, Lil? – odpowiedział natychmiast, odwracając wzrok od tych hipnotyzujących, szarych oczu.

- Nie mogę z nią zostać. – Lilia uśmiechnęła się słabo. – I jej ojciec też nie mógł. Wiem, że to zbyt wiele, ale…

- W porządku, Lil. – Brawura uśmiechnął się słabo. – Zostanę z nią.

Ta prośba była tak okrutna, a zgoda na nią – dziwnie naturalna dla Brawury. Nie potrafił odmówić blondynce. Nie, kiedy prosiła go po raz ostatni.

Lil zaśmiała się tylko i dotknęła palcami policzka mężczyzny. Brawura zobaczył, jak żerczyni z tyłu zagina jeden palec, pozostawiając już tylko jeden wyciągnięty.

- Dziękuję. – Głos Lil był coraz słabszy. – I przepraszam. Wiem, że…

- Lil, robisz się okropnie ckliwa, jak chce ci się słodkiego – przerwał jej, zaciskając palce na jej palcach.

Kobieta zrobiła nieco głupią minę, ale zaraz uśmiechnęła się ciepło.

- Ona musi kiedyś wrócić do kraju jej ojca – poprosiła jeszcze. – To bardzo, bardzo ważne, Brawura.

- Lil. – Kapitan pochylił się i zacisnął oczy, opierając swoje czoło o czoło kobiety.

- Wokamina będzie ją chronił, ale błagam, Brawura…

- Lil, proszę – jęknął.

Zamilkła. Zadrżała. Brawura otworzył oczy i delikatnie ucałował kobietę w policzek. Bal się sięgnąć ustami gdzieś indziej. Chociaż jego ciało i umysł o to wołały, pozostał jedynie przy tym czułym, przyjacielskim geście.

- Zrobię wszystko, co będzie potrzebne, Lil. – wyszeptał. – Poczekaj na mnie tam po drugiej stronie, dobrze? Bo tym razem… tym razem nie oddam cię nikomu, Lil.

Spojrzała na niego zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się czule, opadając na stół. Żerczyni z tyłu opuściła ręce. Brawura zacisnął oczy i ukrył twarz w jednej dłoni, łkając cicho. Druga dłoń wciąż zaciskała się ma martwych palcach kobiety. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz