Ogromne sale i pałacowe hole
były pełne przepychu. W długim korytarzu stali na baczność uzbrojeni żołnierze,
w jednej ręce trzymając długie halabardy, a drugą dłoń opierając na rękojeści
mieczy. Żaden z mężczyzn nawet nie spojrzał na mnie, gdy wraz z Adonem przechodziłam
tuż obok nich.
Pod Pałacem znalazłam się
rankiem. Przy ogromnej, na oścież otwartej bramie wartę pełnił Adon i z
uśmiechem zgodził się odprowadzić mnie do króla. W jego towarzystwie czułam się
nieco pewniej, ale wciąż moje serce ściskało się ze strachu. Z każdym krokiem
było mi coraz to ciężej. Bałam się i jednocześnie pragnęłam tego spotkania.
Adon zatrzymał się u wejścia do
sali tronowej. Rozmówił się krótko ze stojącym tam strażnikiem i po chwili
skinął na mnie ręką.
- Chodź, Marie - polecił.
- Nie… nie idziemy do króla? -
zdziwiłam się, gdy Adon skierował się bocznym, nieco mniejszym korytarzem w
głąb Pałacu.
- Idziemy, idziemy - zaśmiał
się. - Chodź, Marie. Król już na ciebie czeka.
Przełknęłam ślinę i podbiegłam
do Adona, zrównując z nim swój krok. Mężczyzna poprowadził mnie korytarzami raz
w prawo, raz w lewo, raz w górę, a raz w dół. Szybko zgubiłam się w tym
labiryncie, Adon jednak doskonale wiedział, gdzie się kierował - w końcu oboje
stanęliśmy przed zwyczajnymi, ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Adon zakukał dwa
razy w taflę, a gdy usłyszał ze środka stanowczy głos, zachęcił mnie prostym
gestem ręki.
Ze ściśniętym sercem nacisnęłam
klamkę i wkroczyłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się
niepewnie. Pomieszczenie nie było duże, ale znajdowało się tu sporo mebli.
Wysokie okna oświetlały wszystko idealnie - piękny, czerwony dywan na kamiennej
posadzce, rzędy regałów wypełnione księgami oraz mocne, drewniane biurko, za
którym siedział… Joel.
Król słonecznego Sudaro uniósł
głowę i się uśmiechnął. Miał uroczy, promienny uśmiech, który idealnie pasował
do jego szlachetnej twarzy, błyszczących oczu i opadającej na czoło ciemnej
grzywki. Był naprawdę przystojny, pełny życia i dziwnej, dostojnej radości.
Moje serce momentalnie zatrzymało się, a chwile później zaczęło bić szaleńczo.
Ostatkiem sił i przejawem zdrowego rozsądku skłoniłam się nisko, spuszczając
spojrzenie ku ziemi.
Wyprostuj się, unieś
spojrzenie.
Oh, Viego! Zwykła szwaczka nie
może być tak bezczelna wobec króla, prawda?
- Marie! - Joel podniósł się zza
biurka. - Jak dobrze, że już jesteś! Nie miałaś problemów w Pałacu, prawda?
- N-nie, panie - odpowiedziałam
cicho. - Adon przyprowadził mnie tutaj.
- Adon? Tak, Adon! - Joel
uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Zuch chłopak! No, chodź tu Marie, nie stój
tak przy drzwiach. Jadłaś już śniadanie? Umieram z głodu! Marie, idziesz?
Skinęłam tylko głową i równie
zaszokowana, co zachwycona ruszyłam za Joelem. Ten król… na bogów, ten król
wydawał się taki bliski teraz, ludzki, przyjazny. Nie, nie tak wyobrażałam go
sobie. Zawsze był tylko ideałem w oddali, a teraz… tak blisko… okazał się mi
być jeszcze bliższy, niż bym zakładała, że będzie. Tak nie czułam się nawet
wtedy, gdy tuż po pokonaniu bestii wezwał mnie do siebie.
Joel otworzył duże drzwi
tarasowe i poczekał na mnie. Podeszłam szybko i niepewnie przeszłam pierwsza
przez otwarte drzwi. Joel wyszedł za mną i zamknął za sobą drzwi.
- Oh! No i jest śniadanie!
Siadaj, Marie!
Na tarasie stał nieduży, biały
stolik przykryty śnieżnobiałym obrusem. Stały przy nim trzy zdobione, białe
krzesła, tapicerowane w kremowy materiał w paski. Joel stanął przy stoliku i
poczekał, aż usiądę na jednym z krzeseł, dopiero wtedy zajął drugie.
Stolik zastawiony był
różnościami. Były tu jajka, gotowane i sadzone, pachnące bułki, masło i sery.
Wędliny dopełniały całości. Ciemny imbryk pachniał kawą, a jasny – herbatą.
Stały tu też dzbany z sokami oraz słodycze i owoce. Nie było tego dużo,
wszystkiego w sam raz na porządne śniadanie.
Niepewnie zerknęłam na Joela.
Znajdował się tak blisko… zaledwie na odległość tego jednego stolika. Wydawał
się radosny i zadowolony. Nalał sobie do kubka kawy i wypił połowę niemal na
raz.
- Tak, tego było mi trzeba –
westchnął. – Marie, nie jesteś głodna?
Pokręciłam tylko głową, nie
bardzo wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Nie, zdecydowanie nie tego się
spodziewałam, gdy otrzymałam zaproszenie na audiencję. Myślałam wtedy raczej o
sali tronowej, pełnej dystansu i etykiety, której nie wolno było łamać.
Śniadanie z królem nie należało do żadnej z tych rzeczy.
- Ja umieram z głodu – zauważył
Joel. – Spróbuj przynajmniej czegoś, inaczej Indra z kuchni będzie wyjątkowo
niepocieszona. Bierze gotowanie bardzo na poważnie.
Pokiwałam tylko głową, nie
bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Joel wypił jeszcze trochę kawy i nałożył na
pięknie zdobiony talerzyk praktycznie wszystkiego po trochu.
- Mam nadzieję, że przyjście
tutaj nie sprawiło ci żadnych nieprzyjemności, Marie – zauważył Joel,
przełknąwszy wcześniej nieco jedzenia. – Chciałbym pójść do ciebie osobiście,
ale przez to, że bestie nie nękają już szlaków handlowych, mamy o wiele więcej
dostaw i pracy tutaj w Pałacu. Na szczęście.
Uśmiechnęłam się tylko lekko w
odpowiedzi.
- Sudaro jest ci naprawdę
wdzięczne, Marie – zauważył jeszcze mężczyzna.
- Czy po to mnie wezwałeś,
panie? – zapytałam tylko.
- Co? Nie, skądże! – zaśmiał
się. – Chciałbym złożyć zamówienie u ciebie.
- Zamówienie? – zdziwiłam się.
Joel pokiwał radośnie głową.
Wyprostował się, zerknął za mnie i uniósł swoją dłoń, uśmiechając się szczerze.
W jednej chwili stał się jeszcze bardziej promienny i szczęśliwy, niż przed
chwilą. Spojrzałam w tył i zrozumiałam, dlaczego.
Aria Casteel. Była piękną
kobietą, wysoką, szczupłą, ciemnymi oczami, smolistoczarnymi włosami i śniadą cerą.
Byłą też hrabianką i w przyszłości to większość ludzi widziało ją jako stojącą
u boku naszego króla.
Momentalnie wstałam i spuściłam
spojrzenie, odsuwając się nieco na bok. Aria była piękna, ale w jej spojrzeniu
kryło się wiele – wyższość, zimno i władczość, jakiej nie miał w sobie Joel.
Przy niej czułam się o wiele mniej pewnie.
Wyprostuj się, unieś
spojrzenie.
O nie! Nie potrafię, Viego, nie
przy niej!
- Aria! – Joel również podniósł
się i podał kobiecie dłoń, pomagając jej w tym nikłym geście dotrzeć do stołu i
usiąść na trzecim krześle. – Już jesteś, doskonale!
Aria usadziła się naprzeciw
Joela. Ja wciąż stałam z boku, ze spuszczonym spojrzeniem i ciężkim sercem
wpatrując się w piękną posadzkę tarasu.
Co innego było słyszeć o
plotkach, a co innego było widzieć to szczęście, to przeogromne szczęście w
oczach Joela. Był taki radosny, gdy tylko jego spojrzenie uchwyciło Arię. Byś
może kochał ją, być może nie – niezależnie od tego poczułam, jak mała jestem i
jak bardzo nieosiągalne jest moje marzenie, jak bardzo głupie jest moje
uczucie.
- Marie, usiądź, proszę. – Joel
zrobił lekko zmartwioną minę. – Aria, zjesz z nami, prawda?
Posłusznie zajęłam swoje
miejsce, siadając na końcu krzesła i zwijając swoje ręce na podołku. Nie
chciałam patrzeć ani na króla, ani na jego towarzyszkę. Czułam, że takie
spojrzenie mogłoby być bardzo bolesne dla mnie.
- Marie, chciałbym zamówić u
ciebie suknię – podjął przerwany wątek Joel. – Z okazji pokonania bestii Pałac
wyprawia bal. Będzie też festyn w mieście! – Głos Joela był radosny i
szczęśliwy jak żaden inny. – Jesteś najlepszą szwaczką na Sudaro, będziesz
zatem tak miła i uszyjesz suknię dla Arii?
Uniosłam swoje spojrzenie. Joel
patrzył na mnie z radosnym, niemal dziecięcym oczekiwaniem. Jego spojrzenie
było przyjemne, zachęcające. Szybko jednak moja pewność siebie zniknęła –
spojrzenie Arii bowiem mroziło coś w głębi mego serca i duszy tak mocno, że
chciałam odwrócić swój wzrok.
Wyprostuj się, unieś
spojrzenie.
Zacisnęłam zęby i tym razem
posłuszna słowom mego zrujnowanego króla skinęłam głową i z uśmiechem,
wyprostowana i z uniesionym spojrzeniem odpowiedziałam:
- Będę zaszczycona, panie.
Aria momentalnie wydęła wargi.
- Z Noxus ma przyjechać dostawa
sukni – zauważyła. – Chcę wybrać którąś z nich, Joel.
- Ależ oczywiście! – Joel
pokiwał głową. – Dostaniesz jedną suknię tak, jak obiecałem. Ale chcę, aby
Marie uszyła ci też jedną. Sama wybierzesz, która będzie lepsza.
Zamarłam. Miałam konkurować z
noxiańskimi sukniami? Stroje te uważane były za niezwykłe w swojej formie, a
pochodzić mogły właściwie z każdego
zakątka świata – wszędzie tam, gdzie Noxus wbił swój miecz, zagarniania była
również kultura, a wraz z nią modne stroje i wyjątkowe tkaniny. W Sudaro były
uważane za wysokiej jakości towary, za które płaciło się naprawdę wiele. Dużo
rodów przekładało je ponad to, co byliśmy w stanie wyprodukować sami.
- Zobaczysz, Marie stworzy dla
ciebie niezwykłą suknię – zapewnił Joel. – Zostawię was, żebyście porozmawiały
o tym i…
- Ma być piękna. – Aria
podniosła się i rzuciła śnieżnobiałą
serwetkę na pełen jedzenia talerzyk. – To wszystko.
Nim Joel zdołał ją zatrzymać,
wyszła z tarasu w towarzystwie swoich dam
dworu. Odetchnęłam krótko. Bez kobiety atmosfera wydawała się o wiele lżejsza, ale moje serce wciąż
ściskało się z dziwnego bólu i zawodu.
- Wybacz, Marie – zaczął
łagodnie Joel. – Jeśli to sprawi ci kłopot, możesz nie podejmować się tego
zlecenia.
- Uszyję suknię tak, jak
obiecałam, panie – odpowiedziałam. – Czy oczekujesz czegoś jeszcze ode mnie,
czy mogę wrócić do swojej pracowni?
Joel pokręcił tylko głową.
- Adon! – zawołał, a żołnierz od
razu znalazł się przy nim. – Odprowadź proszę Marie do jej domu.
Adon skinął głową i poczekał aż
podniosę się z miejsca. Wstałam i skłoniłam się przed królem, po czym razem z Adonem
wróciłam do swojej pracowni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz