Pracownia była cicha i ciemna,
odetchnęłam więc tylko, zamknęłam za sobą drzwi i odłożyłam wszystkie torby i
pakunki na jeden z roboczych stołów. W kącie pomieszczenia, na najdalszym
warsztacie leżało Zrujnowane Ostrze. W mroku błyszczało niezdrową, przeklętą
zielenią. Ten widok jednak bardzo mnie uspokoił – jeśli Ostrze wciąż tu było,
Viego również.
Zapaliłam kilka świec i
podeszłam do Ostrza. Gdy dotknęłam stali, szepcząca Mgła owinęła się czule
wokół moich palców. Pozwoliłam jej chwilę trwać przy sobie i cofnęłam dłoń.
Mgła podążyła kawałek za mną, tęsknie szukając kontaktu ze mną. To pradawne zło
ulegało mi jak nic innego, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego się tak dzieje.
Zaniosłam sprawunki na zaplecze.
Wypakowałam jedzenie do szafek i przejrzałam resztę paczek. Zostały w nich
jedynie księgi dla Viego, mapy oraz te dziwne kosmetyki, na które nie wiedzieć
czemu zdołano mnie namówić. Zaczerwieniłam się mocno na samą myśl. Przez tyle
lat nie były mi one potrzebne, a teraz… nagle…
Pokręciłam głową. Głupia, naiwna
szwaczka. Żadne kosmetyki nie pomogą ci uwieść króla, Marie. Ani tego króla,
ani tego drugiego króla…
Na samą myśl o tym, że perfumy
mogłyby spodobać się też Viego, zaczerwieniłam się mocno. Przecież… kupowałam
je z myślą o Joelu, prawda? O tym, że wezwał mnie do siebie i za dwa dni miałam
stawić się w Pałacu. Chciałam wyglądać pięknie właśnie dla niego. Prawda?
Odetchnęłam tylko. Jeśli to była
prawda, to powinnam wybrać zapach, który nie nawiązywał do jaśminu, ulubionego
zapachu Viego…
Głupia. Naiwna. Szwaczka.
- Wróciłaś.
Poniosłam wzrok i spojrzałam na
stojącego w kuchennym progu Viego. Martwy król opierał się bokiem o framugę i
ogarniał mnie ciepłym, przerażającym, martwym uśmiechem. W jego błyszczących
zieloną, zapomnianą magią oczach widziałam usłużne oczekiwanie. Na bogów! Ten
upiór z piekła rodem potrafił być tak szczerze ujmujący, a ja cała w takich
chwilach byłam myślą tylko i jedynie przy nim.
- Co masz dla mnie? – zapytał,
podchodząc do stołu i zaglądając do pakunków jak pięcioletnie dziecko po
powrocie matki z targu. – Oh!
Nim zaoponowałam, Viego
przejrzał pierwszą z toreb i wyjął jeden z tomów, które wypożyczyłam dla niego
w bibliotece. Król od razu otworzył księgę i zagłębił się w lekturze. Przeczytał
pierwszą stronę, a potem przejrzał jeszcze kilka.
- Wybacz. – Uniósł w końcu
spojrzenie. – Dziękuję, Marie.
Uśmiechnęłam się tylko z ulgą i
zabrałam torbę z kosmetykami z dala od niego.
- Jest jeszcze kilka ksiąg i
mapy, o które prosiłeś – wyjaśniłam. – Jeśli skończysz, wypożyczę ci więcej.
Pokiwał głową z uśmiechem i
zajrzał znów do torby, wyciągając tomy. Wydawał się szczęśliwy niczym dziecko,
jakby wcale nie był przeklętym, tysiącletnim, upiornym królem.
Odniosłam pakunek z kosmetykami
do swojego pokoju i ułożyłam go na łóżku, ściągając z siebie też szal i
płaszczyk. Czekało mnie jeszcze sporo pracy dzisiaj – zlecenia dla Jal’donetów
wciąż czekało, a do tego von Vemirowa zamówiła kolejny szal. Ściągnęłam
rękawiczki i czepiec i rozpuściłam spięte dotąd mocno włosy.
Jeśli ludzie wiedzieliby, że w
moim domu przebywa martwy król zniszczonego królestwa z przeklętych Wysp
Cienia, wygnaliby mnie tak samo żywiołowo, jak żywiołowo wiwatowali mi po
pogromie bestii. Gdyby wiedzieli, że w towarzystwie mężczyzny, nawet jeśli takowy
był dawno martwy, przebywałam w tak luźnym stroju i upięciu włosów, wytykaliby
mnie palcami, nie bacząc na niedawne miano bohaterki. Sudaro było pięknym i
szczodrym krajem, ale miało też swoje irytujące, złe cechy.
Gdy weszłam do pracowni, Viego
siedział przy jednym ze stołów, opierając się o niego rękoma. Dłonie ułożył po
prawej i lewej stronie mapy, która leżała równo na warsztacie. W tym momencie
doskonale widziałam, że mam przed sobą nie tylko przeklętego upiora, ale również
niegdysiejszego króla, władcę całego kraju, taktyka, stratega i żołnierza.
Uśmiechnęłam się tylko. Wokół
Viego roztaczała się, jak zawsze zresztą, szepcząca Mgła. Ciemne pasma
zawirowały, gdy tylko weszłam do pracowni. Viego uniósł nieco głowę, a zaraz potem
odwrócił się i ogarnął mnie spojrzeniem. Jego wzrok prześlizgnął się w dziwny
sposób po mnie. Pomyślałam, że możliwe, iż dla niego rozpuszczone włosy i brak
czepca lub chusty też może być nieodpowiedni.
- Nie będę ci przeszkadzał,
prawda? – zapytał cichym, dziwnie spokojnym tonem.
- N-nie – odparłam cicho. –
Tylko nie zajmuj więcej stołów, dobrze?
Pokiwał sztywno głową i odwrócił
spojrzenie z powrotem na mapy. Trwał nad nią dziwnie nieruchomo, a ja podeszłam
do pierwszego z warsztatów, chcąc zająć się chustą dla von Vemirów.
Baronowa wybrała piękny, chociaż
ciężki materiał. Zażyczyła sobie prostej, ale eleganckiej chusty, półdługiego
szala na ramiona. Projekt był bardzo oszczędny, ale wiedziałam, że baronowa
potrafi z prostych rzeczy zrobić coś niezwykłego – ona, jako jedna z niewielu w
Sudaro, doskonale radziła sobie z doborem każdej części swojej garderoby,
pomimo wieku była dzięki temu wciąż uważana za jedną z najpiękniejszych w całym
kraju. Prosty szal zapewne przyozdobi odpowiednią biżuterią, co nada chuście i
jej samej niesamowitego blasku.
Szycie przebiegało sprawnie,
chociaż musiałam być ostrożna – materiał był ciężki, ale delikatny i łatwo było
narobić w nim niepotrzebnych, nieestetycznych dziur. Szyłam ręcznie, gdyż
szybka igła maszyny mogłaby zniszczyć efekt delikatnego i błyszczącego
materiału.
Gdy wokół moich palców owinęła
się Mgła, zatrzymałam dłoń. Ciemne pasma czule zagarnęły mnie aż po opuszki,
trzymając się jednak z dala od materiału. Uśmiechnęłam się tylko i nieco
rozchyliłam palce. Mgła radośnie przesunęła się tak, by ogarnąć całą moją dłoń.
Przez umysł przebiegła mi myśl, że niektórzy mają szczeniaki, a niektórzy, jak
martwy król martwego królestwa, przeklętą, szepczącą Mgłę. Różnica była
niewielka – i to, i to potrafiło się tulić do mej dłoni z dziwną, tęskną
czułością.
- Viego?
- Wybacz. – Jego rozbawiony głos
rozległ się za mną. – Powinienem bardziej pilnować, gdzie to się pcha.
- Nie powinieneś też stać za mną
– westchnęłam, unosząc głowę i odwracając się ku niemu. – Czy mapy się przydały?
- Tak, nawet bardzo –
odpowiedział. – Będę musiał wyjść na jakiś czas.
- Czy na długo? – zapytałam
dziwnie zmartwiona.
- Nie, nie na długo. – Viego
uśmiechnął się jedynie. – Ale zabiorę ze sobą Ostrze. I Mgłę. Nie zdążysz
zatęsknić za nimi, obiecuję, szwaczko.
Skrzywiłam się nieco. Ten
uparty, szalony, zrujnowany król. Wciąż i wciąż próbował wpędzić mnie swoimi
słowami w zakłopotanie. Takie uwagi niesamowicie go bawiły.
- Uważaj na siebie –
wyszeptałam.
- Oczywiście, szwaczko –
odpowiedział.
Martwy król odwrócił się, a
powietrze przed nim zafalowało od nadmiaru Mgły. Gdy mężczyzna wyciągnął dłoń,
pojawiło się w niej Ostrze. Mgła tęsknie wycofała się z moich palców, a po
chwili zniknęła wraz z Viego.
Pomieszczenie nagle stało się
jasne, świeże i puste. Odetchnęłam i wróciłam do szycia szala.
Nie zdążysz zatęsknić za nimi,
obiecuję, szwaczko.
Kłamca, pomyślałam. Kłamca. Wbijając i wyciągając igłę raz po raz, tęskniłam za Mgłą, za Ostrzem, a w szczególności za Zrujnowanym Królem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz