Sudaro szybko wróciło do
codzienności. Świętowanie trwało kilka dni, ale z każdym kolejnym było coraz
mniej muzyki i coraz więcej pracy oraz markotnego, miejskiego życia zwykłych,
zapracowanych ludzi.
Dużo osób słyszało o moim
powrocie. Odwiedzali pracownię co chwilę, cześć ze zwykłej ciekawości, część,
by po prostu na nowo zacząć zamawiać nowe stroje. Nie byłam jedyną szwaczką w
Sudaro, ale jedyną na rynku i właściwie uważałam, że byłam w szyciu i
projektowaniu całkiem niezła. Zamówień przybywało. Ewidentnie miałam niedługo
mieć ręce pełne pracy.
Zgodnie z obietnicą Viego został
ze mną. Przyniosłam mu księgi z biblioteki, zachwycony zabrał się od razu za
czytanie. Znalazł sobie miejsce do tego na szerokich, drewnianych belkach,
które podtrzymywały sufit i konstrukcję całej kamienicy. Wypływająca z jego serca
Mgła sprawiała, że cały ten róg pod sufitem wypełniał się ciemnością, szepczącą
i złą.
Gdy pierwszy klient przestąpił
próg mojej pracowni, zamarłam z przerażenia. Viego nie ukrył się, trwał tam pod
sufitem, spokojnie czytając jeden z wypożyczonych tomów. Widziałam go w tej
Mgle. Moi klienci jednak ewidentnie tego nie zauważali. Mogli widzieć ciemność,
ale nie rozpoznawali w niej ani Mgły, ani zrujnowanego króla. Byli jednak
niepewni i przerażał ich ten widok.
Przeganiałam Viego spod sufitu
tak często, jak tylko się dało. Mgła ewidentnie nie sprzyjała interesom,
wolałam zatem trzymać króla z dala od klientów - przynajmniej w godzinach pracy
mojego warsztatu.
Wieczorami było całkiem
przeciwnie – bardzo ceniłam sobie towarzystwo przeklętego władcy nawet wtedy,
gdy nie rozmawialiśmy. Viego najczęściej czytał pod sufitem, a ja zajmowałam
się zleceniami. Jego obecność była jednak wyjątkowo kojąca.
Podskoczyłam na krześle jak
oparzona, gdy do drzwi pracowni ktoś zapukał. Był wczesny wieczór, ale nie
spodziewałam się już żadnych klientów, ani tym bardziej gości. Odetchnęłam,
podniosłam się i wygładziłam suknię, po czym podeszłam do drzwi i otworzyłam
je.
Przed drzwiami stał jeden z
żołnierzy Joela. Skłonił się lekko przede mną, odpowiedziałam mu tym samym.
- Panna Marie?
- Tak – odpowiedziałam. – Coś
się stało?
- Nasz pan kazał przekazać
panience zaproszenie. – Żołnierz wyciągnął rękę z niedużą kopertą. – Liczy na
to, że panienka pojawi się w wyznaczonym terminie. Jeśli jednak data i godzina
panience nie odpowiada, proszę o wiadomość.
- Za-zaproszenie? – zdziwiłam
się.
Żołnierz skinął głową, a ja
nieco drżącą ręką ujęłam list. Wojskowy zasalutował i skłonił się jeszcze raz.
- Dobrej nocy, panno Marie.
Skinęłam ku niemu głową i
zniknęłam za drzwiami. Zamknęłam je za sobą i z trzepoczącym w klatce
piersiowej serduszkiem zerknęłam na list. Kremowa koperta była niewielka, widać
było na niej moje imię i królewską pieczęć. Trzymałam ją w obu rękach niczym
skarb, wpatrując się w to pismo i tę pieczęć.
Czy Joel sam zaadresował kopertę?
Nie, to głupota, skarciłam się w myślach. Król ma od takich rzeczy swoich
ludzi, na pewno nie…
- Otworzysz to, czy nie?
Pisnęłam cicho, gdy głos Viego
rozległ się tuż przy mnie. Nawet nie zauważyłam ani nie usłyszałam, kiedy
zrujnowany król zszedł z belek pod sufitem. Stał tuż obok mnie, czułam, jak
Mgła przepływa wokół nas, szepcząc cicho swoje przeklęte pieśni.
- Nie strasz mnie – jęknęłam.
- Wybacz. – Viego uśmiechnął się
i absolutnie nie wyglądało to na przepraszający uśmiech. – Przysłał ci to twój
ukochany król, Marie. Powinnaś to otworzyć.
Odetchnęłam i otworzyłam
kopertę. W środku znajdowała się jedna kartka, a na niej zapisane pięknym,
równym pismem zaproszenie do Pałacu. Audiencja miała odbyć się rankiem za kilka
dni.
- No, no, no… Marie. – Viego
obszedł mnie dookoła i stanął za mną, zaglądając mi za ramię. – A więc jednak
zawróciłaś w głowie swojemu królowi.
- Ja wcale nie… - jęknęłam,
czerwieniąc się. – Nic nie zrobiłam. Viego…
Król zaśmiał się jeszcze raz,
tym razem jednak jego uśmiech wydawał mi się o wiele delikatniejszy i czulszy.
- Powinnaś iść, Marie -
zauważył. - Twój król nie bez przyczyny wzywa cię do siebie. To dobra okazja na
bliższe poznanie, czyż nie?
Pokiwałam tylko głową. Tak,
Viego miał rację. Cała ta podróż, te dni trudu i wyrzeczeń - w końcu to
wszystko się opłaciło. Widziałam króla kilka dni temu i za kilka dni znów
miałam go zobaczyć. To było więcej niż przez całe moje poprzednie życie.
- Pójdziesz, prawda? - Viego
bardzo chciał się upewnić co do mojej decyzji.
- Tak - odpowiedziałam. - Król
mnie wzywa. Nie byłoby na miejscu, gdybym mu odmówiła.
- Bardzo nie na miejscu -
potwierdził. - Dobrze, Marie. Cieszę się, że nie rezygnujesz z niego tak łatwo.
Odetchnęłam tylko. Ta szalona,
nieprawidłowa miłość nie miała najmniejszego prawa bytu, ale z Viego i z jego
nastawieniem wydawało mi się to wszystko o wiele prostsze i przede wszystkim -
tak po prostu możliwe.
- Będę musiał wyjść dzisiaj,
Marie - zauważył Viego.
- Wyjść? - zdziwiłam się,
unosząc spojrzenie.
Viego wpatrywał się we mnie z
delikatnym uśmiechem. Teraz nie wydawał mi się przeklętym tytanem, który bez
najmniejszego trudu pokonał potężne bestie. Teraz był czułością, przyjaznym
uczuciem, które ciągnęło mnie do niego nie mniej, niż otaczająca nas przeklęta Mgła.
- Tylko na krótką chwilę, głupia
szwaczko - zaśmiał się. - Ale zabieram Ostrze i Mgłę. Dasz sobie radę bez nich,
prawda?
Westchnęłam tylko. Oh, Viego!
Szalony, szalony królu!
- Wrócę nim nastanie ranek -
obiecał. - Odpocznij, Marie. Od jutra zaczniemy przygotowania do twojej
audiencji.
Pokiwałam głową, a Viego
uśmiechnął się raz jeszcze i się odwrócił. Mgła podniosła się, zakotłowała
wokół przeklętego króla, tworząc przed nim wypełniony ciemnością duży punkt.
Viego wszedł w ten mrok bez najmniejszego wahania. Minęło kilka krótkich
sekund, Mgła otoczyła go całego, po czym tak po prostu wszystko zniknęło.
Momentalnie pracownia
pojaśniała. Promienie jasnego księżyca niemrawo zaglądnęły przez szkła okien,
świecie rozświetliły mrok i zrobiło się też nawet cieplej. Viego i Mgła
sprawiali, że mrok i zimno gościło w mojej pracowni. Uznałam jednak, że wcale
mi to nie przeszkadzało.
Nie minęła nawet minuta, a moje
szalone, trzepoczące serduszko tęskniło za Viego, za Ostrzem i za Mgłą. Oh,
Marie! Szalona, szalona, szalona szwaczko!
Co jeszcze głupiego zrobisz w
imię miłości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz