9. List

 


Sudaro szybko wróciło do codzienności. Świętowanie trwało kilka dni, ale z każdym kolejnym było coraz mniej muzyki i coraz więcej pracy oraz markotnego, miejskiego życia zwykłych, zapracowanych ludzi.

Dużo osób słyszało o moim powrocie. Odwiedzali pracownię co chwilę, cześć ze zwykłej ciekawości, część, by po prostu na nowo zacząć zamawiać nowe stroje. Nie byłam jedyną szwaczką w Sudaro, ale jedyną na rynku i właściwie uważałam, że byłam w szyciu i projektowaniu całkiem niezła. Zamówień przybywało. Ewidentnie miałam niedługo mieć ręce pełne pracy.

Zgodnie z obietnicą Viego został ze mną. Przyniosłam mu księgi z biblioteki, zachwycony zabrał się od razu za czytanie. Znalazł sobie miejsce do tego na szerokich, drewnianych belkach, które podtrzymywały sufit i konstrukcję całej kamienicy. Wypływająca z jego serca Mgła sprawiała, że cały ten róg pod sufitem wypełniał się ciemnością, szepczącą i złą.

Gdy pierwszy klient przestąpił próg mojej pracowni, zamarłam z przerażenia. Viego nie ukrył się, trwał tam pod sufitem, spokojnie czytając jeden z wypożyczonych tomów. Widziałam go w tej Mgle. Moi klienci jednak ewidentnie tego nie zauważali. Mogli widzieć ciemność, ale nie rozpoznawali w niej ani Mgły, ani zrujnowanego króla. Byli jednak niepewni i przerażał ich ten widok.

Przeganiałam Viego spod sufitu tak często, jak tylko się dało. Mgła ewidentnie nie sprzyjała interesom, wolałam zatem trzymać króla z dala od klientów - przynajmniej w godzinach pracy mojego warsztatu.

Wieczorami było całkiem przeciwnie – bardzo ceniłam sobie towarzystwo przeklętego władcy nawet wtedy, gdy nie rozmawialiśmy. Viego najczęściej czytał pod sufitem, a ja zajmowałam się zleceniami. Jego obecność była jednak wyjątkowo kojąca.

Podskoczyłam na krześle jak oparzona, gdy do drzwi pracowni ktoś zapukał. Był wczesny wieczór, ale nie spodziewałam się już żadnych klientów, ani tym bardziej gości. Odetchnęłam, podniosłam się i wygładziłam suknię, po czym podeszłam do drzwi i otworzyłam je.

Przed drzwiami stał jeden z żołnierzy Joela. Skłonił się lekko przede mną, odpowiedziałam mu tym samym.

- Panna Marie?

- Tak – odpowiedziałam. – Coś się stało?

- Nasz pan kazał przekazać panience zaproszenie. – Żołnierz wyciągnął rękę z niedużą kopertą. – Liczy na to, że panienka pojawi się w wyznaczonym terminie. Jeśli jednak data i godzina panience nie odpowiada, proszę o wiadomość.

- Za-zaproszenie? – zdziwiłam się.

Żołnierz skinął głową, a ja nieco drżącą ręką ujęłam list. Wojskowy zasalutował i skłonił się jeszcze raz.

- Dobrej nocy, panno Marie.

Skinęłam ku niemu głową i zniknęłam za drzwiami. Zamknęłam je za sobą i z trzepoczącym w klatce piersiowej serduszkiem zerknęłam na list. Kremowa koperta była niewielka, widać było na niej moje imię i królewską pieczęć. Trzymałam ją w obu rękach niczym skarb, wpatrując się w to pismo i tę pieczęć.

Czy Joel sam zaadresował kopertę? Nie, to głupota, skarciłam się w myślach. Król ma od takich rzeczy swoich ludzi, na pewno nie…

- Otworzysz to, czy nie?

Pisnęłam cicho, gdy głos Viego rozległ się tuż przy mnie. Nawet nie zauważyłam ani nie usłyszałam, kiedy zrujnowany król zszedł z belek pod sufitem. Stał tuż obok mnie, czułam, jak Mgła przepływa wokół nas, szepcząc cicho swoje przeklęte pieśni.

- Nie strasz mnie – jęknęłam.

- Wybacz. – Viego uśmiechnął się i absolutnie nie wyglądało to na przepraszający uśmiech. – Przysłał ci to twój ukochany król, Marie. Powinnaś to otworzyć.

Odetchnęłam i otworzyłam kopertę. W środku znajdowała się jedna kartka, a na niej zapisane pięknym, równym pismem zaproszenie do Pałacu. Audiencja miała odbyć się rankiem za kilka dni.

- No, no, no… Marie. – Viego obszedł mnie dookoła i stanął za mną, zaglądając mi za ramię. – A więc jednak zawróciłaś w głowie swojemu królowi.

- Ja wcale nie… - jęknęłam, czerwieniąc się. – Nic nie zrobiłam. Viego…

Król zaśmiał się jeszcze raz, tym razem jednak jego uśmiech wydawał mi się o wiele delikatniejszy i czulszy.

- Powinnaś iść, Marie - zauważył. - Twój król nie bez przyczyny wzywa cię do siebie. To dobra okazja na bliższe poznanie, czyż nie?

Pokiwałam tylko głową. Tak, Viego miał rację. Cała ta podróż, te dni trudu i wyrzeczeń - w końcu to wszystko się opłaciło. Widziałam króla kilka dni temu i za kilka dni znów miałam go zobaczyć. To było więcej niż przez całe moje poprzednie życie.

- Pójdziesz, prawda? - Viego bardzo chciał się upewnić co do mojej decyzji.

- Tak - odpowiedziałam. - Król mnie wzywa. Nie byłoby na miejscu, gdybym mu odmówiła.

- Bardzo nie na miejscu - potwierdził. - Dobrze, Marie. Cieszę się, że nie rezygnujesz z niego tak łatwo.

Odetchnęłam tylko. Ta szalona, nieprawidłowa miłość nie miała najmniejszego prawa bytu, ale z Viego i z jego nastawieniem wydawało mi się to wszystko o wiele prostsze i przede wszystkim - tak po prostu możliwe.

- Będę musiał wyjść dzisiaj, Marie - zauważył Viego.

- Wyjść? - zdziwiłam się, unosząc spojrzenie.

Viego wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmiechem. Teraz nie wydawał mi się przeklętym tytanem, który bez najmniejszego trudu pokonał potężne bestie. Teraz był czułością, przyjaznym uczuciem, które ciągnęło mnie do niego nie mniej, niż otaczająca nas przeklęta Mgła.

- Tylko na krótką chwilę, głupia szwaczko - zaśmiał się. - Ale zabieram Ostrze i Mgłę. Dasz sobie radę bez nich, prawda?

Westchnęłam tylko. Oh, Viego! Szalony, szalony królu!

- Wrócę nim nastanie ranek - obiecał. - Odpocznij, Marie. Od jutra zaczniemy przygotowania do twojej audiencji.

Pokiwałam głową, a Viego uśmiechnął się raz jeszcze i się odwrócił. Mgła podniosła się, zakotłowała wokół przeklętego króla, tworząc przed nim wypełniony ciemnością duży punkt. Viego wszedł w ten mrok bez najmniejszego wahania. Minęło kilka krótkich sekund, Mgła otoczyła go całego, po czym tak po prostu wszystko zniknęło.

Momentalnie pracownia pojaśniała. Promienie jasnego księżyca niemrawo zaglądnęły przez szkła okien, świecie rozświetliły mrok i zrobiło się też nawet cieplej. Viego i Mgła sprawiali, że mrok i zimno gościło w mojej pracowni. Uznałam jednak, że wcale mi to nie przeszkadzało.

Nie minęła nawet minuta, a moje szalone, trzepoczące serduszko tęskniło za Viego, za Ostrzem i za Mgłą. Oh, Marie! Szalona, szalona, szalona szwaczko!

Co jeszcze głupiego zrobisz w imię miłości?

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz