14. Żal

 


Adon pozostawił mnie pod drzwiami do pracowni. Przytulił mnie czule na pożegnanie i z uśmiechem pomachał jeszcze z drugiego końca ulicy. Odetchnęłam, otworzyłam drzwi do warsztatu i zniknęłam w środku. Południowe słońce powoli zaczynało wypełniać pracownię. Zamknęłam drzwi za sobą i usiadłam ciężko przy jednym z warsztatów.

Moje serce drżało, zmrożone wzrokiem Arii i zbolałe widokiem radosnych oczu Joela. Wiedziałam, jaka jest prawda – nigdy, przenigdy nie będę mogła spełnić swoich marzeń, Joel nigdy nie będzie mój. Jednak uświadomienie sobie tych faktów bolało, bolało tak mocno za każdym razem.

Ukryłam twarz w dłoniach. Moje ramiona zadrżały, a do oczu zaczęły cisnąć się słone łzy.

- Marie?

Zamarłam. Viego. Przez ten cały żal i smutek niemal zapomniałam, że właściwie nie mieszkam już sama. Szybko przetarłam oczy i wygładziłam suknię.

- Już wróciłam – odpowiedziałam, starając się nadać głosowi radosny ton.

- Widzę.

Przejechałam rękoma jeszcze raz po sukni i ściągnęłam zapinkę z szala.

- Marie.

- Jeśli potrzebujesz ksiąg albo map, to powiedz, będę dziś iść na targ, więc…

- Wystarczy, Marie.

Miał spokojny, ale twardy ton. Zamilkłam posłusznie i drżącymi rękoma odłożyłam na warsztat zapinkę. Nie odwróciłam się do zrujnowanego króla. Moje serce wciąż bolało, bałam się, że nie będę jednak w stanie przy nim ani nie płakać, ani nie ukazywać swojego smutku.

Viego nie był łatwym przeciwnikiem, jeśli chodziło o takie rzeczy. Poczułam, jak Mgła zawirowała wokół mnie, a chwilę później tuż obok kucnął Viego. Złapał mnie jedną dłonią za ręce i ze zmarszczonym czołem zapytał:

- Co się stało?

- Nic, Viego – odpowiedziałam, ale drżenie mojego głosu było idealnie wyczuwalne. – Król chciał złożyć zamówienie na suknię.

- Dlaczego nie jest przy tobie? – Viego drugą dłoń ułożył na moim policzku, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. – Czy jest aż takim głupcem, że pozwolił tak po prostu ci odejść, Marie?

Chciałam wyjaśnić mu, że nie, że przecież to nie miało znaczenia, że całe to moje płoche uczucie i tak było bez sensu – ale nie potrafiłam. Do moich oczu napłynęły łzy. Viego momentalnie wyprostował się i wtulił mnie w siebie, rezygnując całkowicie ze zwykłej mu ostrożności i dystansu. Jego zimny, martwy uścisk był czuły i silny.

- Oh, Marie… - westchnął, gładząc moje włosy. – Miałaś stać wyprostowana z uniesionym spojrzeniem. Pamiętałaś o tym?

Pokiwałam tylko głową, twarz ukrywając w jego ciele.

- Głupia szwaczko, czemu zatem płaczesz?- zamruczał. – Skoro wygrałaś jedną bitwę, wygraj teraz całą wojnę, Marie.

Wygrałam cokolwiek? Pociągnęłam nosem i już nieco uspokojona oparłam czoło o ciało Viego. Zrujnowany król wciąż trzymał mnie w mocnym uścisku, a jego zimne czułości uspokajały mnie jak nic innego.

Co wygrałam? Przyszłam do Pałacu jako zwykła szwaczka i jako zwykła szwaczka stamtąd wyszłam. Nie zmieniło się nic, kompletnie nic, wciąż byłam daleko od Joela i wciąż to uczucie nie miało najmniejszej możliwości bytu.

- Byłaś tam z uniesioną głową, szwaczko - zauważył cichym, spokojnym i czułym tonem Viego. - I uwierz mi, nawet bogowie spojrzeliby na ciebie z przychylnością. Twój Joel jest jedynie królem. Oczywiście, że to wygrałaś, Marie.

Viego odsunął się nieco i spojrzał na mnie z uśmiechem. W jego martwych, wypełnionych przeklętą magią oczach widziałam władcę wieków, tytana, który chce i ma. Ta siła… była tak niezwykła, tak niepokonana, że niemal zadrżałam na widok tych pewnych oczu.

- Poza tym - ciągnął Viego - to ona wyszła pierwsza.

Zamrugałam oczyma. Skąd Viego… jak on…

- Viego?

- Poprosiłaś mnie, żebym poszedł z tobą - zauważył zrujnowany król. - A ja obiecałem ci, że będę niedaleko. Chyba nie myślałaś, Marie, że nie dotrzymuję swojego słowa.

Zrobiłam nieco głupią minę. Szalony, szalony król bez żadnych zahamowań! Był taki niezwykły i bliski mi jednocześnie. Oh, Viego! Czy to dzięki twojej obecności wtedy uniosłam głowę i spojrzałam w twarz Arii? Czy to dzięki tobie zgodziłam się na to zamówienie, podejmując wyzwanie, którego nie podjąłby się nikt?

Uśmiechnęłam się tylko do Viego, a zrujnowany król odpowiedział podobnym gestem, W końcu zaśmiał się i postukał mnie kilka razy palcami w nos. Ten delikatny, zadziorny gest zawsze sprawiał, że czułam się jednocześnie lepiej i gorzej - dokładnie tak Viego ukazywał swoją czułość, jednocześnie sprawiając, że czułam się jak niesforne dziecko. Skrzywiłam się nieco i odsunęłam, pocierając nos palcami.

- Nie poddałaś się, prawda, Marie?

Pokręciłam głową. Jeszcze kilkanaście minut temu powiedziałabym, że to koniec, że mam wszystkiego dość i że wystarczy już płochych marzeń, ale teraz, z tą pewnością Viego, z jego siłą i uporem - wszystko wydawało mi się możliwe.

- Dobrze. - Viego uśmiechnął się lekko. - Głupia szwaczka, nie możesz się poddawać, jeśli cel jest tak prosty do spełnienia.

Odetchnęłam tylko. Viego, szaleńcze jakich mało… dla ciebie wszystko jest proste. Jesteś tytanem wieków i władcą utraconego kraju, nie ma dla ciebie niczego niemożliwego.

- No, a teraz wstań, zbierz się na targ i przynieś mi księgi, szwaczko. - Viego odsunął się i oparł o warsztat. - Mogę cię o to prosić, prawda, Marie? I trochę map ze wschodnich granic? Im starszych, tym lepiej.

Westchnęłam tylko, ale podniosłam się i pokiwałam głową. Z Viego było mi ze wszystkim lżej. Uspokajał mnie, wspierał i koił moje smutki. Gdy zabrałam przeczytane już przez niego księgi i wychodziłam na targ, pomyślałam, że bez niego będzie mi o wiele ciężej.

Wtedy to nagle przez umysł przebiegła mi myśl, że przecież nie chcę, aby go nie było. Zatrzymałam się na środku rynku i spojrzałam za siebie, na swoją pracownię. Co za szaleństwo! Viego nie mógłby przecież tu zostać na zawsze. Nie mógłby być ze mną do końca wszystkiego.

Prawda?

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz