19. Ogród

 


Po bolesnym wyznaniu Viego zabrał mnie z powrotem do Twierdzy. Zostawił mnie tam, sam znikając na długo, naprawdę długo. Chodziłam po ogrodach sama, Mgła pilnowała mnie jednak bez ustanku. Była w stanie mnie obronić bez najmniejszego problemu – duchy i upiory niechętnie zatem przystępowały do mnie.

Całą Wyspę pokrywała Mgła, zatem mimo wszystko zrujnowany król wiedział doskonale, gdzie się znajduję i czy potrzebuję jakiejkolwiek jego pomocy. Był w stanie pojawić się obok w ciągu kilku sekund – przez to czułam się niezwykle bezpiecznie w jednym z najbardziej przeklętych miejsc na ziemi.  Poza tym niedaleko zawsze czuwał Ledros – widziałam go, jak patrolował teren wokół Twierdzy, przeganiając co niebezpieczniejsze upiory.

Duża część duchów wciąż zachowała swoje wspomnienia i zdolność mowy. Czasami podchodzili bliżej, pustymi oczyma obserwując mnie z widoczną tęsknotą. Dla nich obecność żywej osoby była równie drażniąca, co kojąca. Nie robiły mi krzywdy, Mgła i strach przed własnym, zrujnowanym królem trzymały je z daleka. Ledros nie zatrzymywał ich, widziałam jednak, jak uważnym spojrzeniem ogarnia każdego, kto podchodził zbyt blisko mnie.

Pamiętałam, jak po raz pierwszy się tu znalazłam. Przyciskałam do siebie jasno świecąca lampę i byłam taka przerażona, że nie byłam w stanie zauważyć smutnego piękna tego miejsca. Teraz gdy chodziłam tutaj wolna i bezpieczna, Wyspy Cienia odkrywały przede mną swoje słodkie, chociaż przeklęte tajemnice.

Jednym z ciekawszych miejsc była dla mnie biblioteka. Tysiącletnie zbiory wciąż były w dobrym stanie, utrzymywane przez magię w zaklętym stanie zawieszenia wobec czasu i przestrzeni. Z początku oglądałam tylko mapy i albumy, szkice miast i osób, ale szybko zainteresowały mnie również opowieści. Chłonęłam je, siedząc w zniszczonych, okrytych Mgłą ogrodach przy Twierdzy.

Rozległe tereny zielone sięgały daleko. Gdy w ciągu pierwszych dwóch dni Viego zabierał mnie tutaj na spacery, byłam zachwycona zaklętymi w czasie roślinami, fantazyjnie poskręcanymi i zrujnowanymi, spaczonymi Mgłą i nieznanym mi przekleństwem. Później, gdy zrujnowany król pozostawiał mnie samą na dłużej, również tu przychodziłam, a zazdrosna Mgła odganiała z upiornym szeptem wszelkie duchy i upiory. W jej czułych objęciach byłam bezpieczna, wiedziałam o tym doskonale.

Dziś też wybrałam się na spacer po ogrodach. Wśród wysokich żywopłotów i rzeźb pracowały duchy ogrodników, ścinając konary i liście, które nigdy nie wyrosły i nigdy już nie będą rosły. Upiory wiodły za mną tęsknymi spojrzeniami, ale bały się podejść bliżej. Wszyscy na Wyspach wiedzieli, co Viego zrobił w pierwszy dzień swego powrotu – nikt nie chciał zginąć od jego nienawistnego miecza, przez przypadek zaczepiając szwaczkę, która pozostawała pod opieką władcy.

Ogród powoli kończył się, przechodząc w gęsty, ciemny las. Tamta przestrzeń intrygowała mnie, chociaż moje serce drżało na samą myśl o tym, że mogłabym się tam zagłębić. Mgła również tego nie chciała – odciągała mnie od tego miejsca, łagodnie otaczając moje ciało i prowadząc mnie z powrotem ku pałacowym ogrodom. Obejrzałam się – Twierdza była daleko, straciłam też z oczu Ledrosa. Pomyślałam, że mogę poprosić Viego o wycieczkę w ciemny bór. Ze zrujnowanym królem nie bałabym się ani trochę zagłębić w ciemny, nieznany las.

Z lasu nagle dobiegły do mnie przerażające dźwięki. Cofnęłam się o krok, słysząc trzask łamanego drewna i upiorny charkot oraz wściekły krzyk. Mgła jak na zawołanie podniosła się, otoczyła mnie całą i sycząc, zagęściła się, tworząc ciasny kokon.

- Marie!

Tuż obok mnie pojawił się Viego, wychodząc z Mgły szybkim krokiem. Dopadł do mnie i ułożył mi dłoń na ramieniu, zagarniając moje ciało ku sobie.

- Marie, nic ci nie jest?

- N-nie… - odszepnęłam. – Ale tam… w lesie…

Trzask powtórzył się, dziwny ryk zresztą też. Viego westchnął jedynie i poprowadził mnie w stronę Twierdzy. Jego ramię wciąż otaczało mnie całą, a Mgła zazdrośnie przyciskała nas do siebie. Nie przeszkadzało mi to w ogóle, obecność zrujnowanego króla w tym momencie jak nic innego uspokajała moje drżące ze strachu serce.

- To Maokai – wyjaśnił cicho Viego. – Był kiedyś opiekunem tych Wysp. Zrujnowanie sprawiło, że oszalał. Nie jest jednak ani pod moją kontrolą, ani nie boi się Mgły. Nie chodź tam, dobrze, Marie? Nie chcę, żeby cokolwiek złego ci się stało.

Skinęłam głową, mocniej przyciskając do siebie księgę, którą zabrałam ze sobą z biblioteki pałacowej. Viego zerknął na mnie i uśmiechnął się lekko. Poprowadził mnie dróżkami do centrum ogrodowych założeń i przysiadł razem ze mną nad pięknym, szerokim stawem. W ciemnej wodzie odbijało się ciemne niebo, a smutne, przerażające wierzby zwieszały swoje poskręcane konary ku tafli. Widok był równie piękny, co niepokojący. Jak zresztą obraz wszystkiego, co było na Wyspach Cienia.

- Czy wciąż jesteś zajęty? – zapytała cicho.

- Tylko trochę. – Viego uśmiechnął się lekko. – Mam jeszcze kilka spraw do uregulowania na Wyspach. Czy chcesz już wracać do domu?

- C-co? Nie! – zaprzeczyłam od razu, kręcąc gwałtownie głową. – Nie…  jeszcze nie... Jeszcze mogę zostać tutaj chwilę, prawda?

- Tak długo, jak tylko zechcesz, Marie – odpowiedział czułym tonem. – Chociaż nie powinnaś tu przebywać zbyt długo. Wyspy Cienia i Mgła to nie miejsce dla żywych.

W odpowiedzi ciemna osobliwość przeklętych wysp zasyczała niechętnie i owinęła się zazdrośnie wokół moich nóg i dłoni. Viego westchnął tylko i odtrącił ją ręką, Mgła cofnęła się niechętnie.

- Jesteś żywa, Marie – zauważył spokojnym tonem Viego, odgarniając z mojego policzka pasma zabłąkanych, pofalowanych włosów. – Zbyt długie przebywanie wśród umarłych nie sprzyja żywym. Już jesteś okropnie blada. I zimna. Niedługo musimy wrócić.

Spuściłam tylko spojrzenie. Chciałam zostać tutaj dłużej. Przez mój umysł przebiegła mi myśl, że być może i na zawsze.

- Czy w Sudaro nie czeka na ciebie twój król, szwaczko? – Viego cofnął dłoń i zaśmiał się cicho. – Zapomniałaś już o nim?

Pokręciłam gwałtownie głową. Nie, nie zapomniałam o Joelu, a moje serce wciąż i wciąż chciało być przy nim. Chciało? Prawda?

- Jutro wrócimy do Sudaro, Marie – zarządził Viego.

- Ale…

- Marie – przerwał mi szybko. – Jeśli dłużej tu zostaniesz, może to naprawdę źle się skończyć. Będziesz mogła tu wrócić przecież. Musisz nabrać jedynie sił na to.

Westchnęłam tylko cichutko i skinęłam głową.

- Czy chcesz coś zabrać ze sobą? – zapytał. – Więcej romansów?

Zaczerwieniłam się mocno, zaciskając bardziej palce na księdze. Opowiadała o miłości, rycerzach i pannach dworu. Moje dziewczęce, trzepoczące w klatce piersiowej serce zachwycało się tą opowieścią.

- Isolde też uwielbiała je czytać – przyznał cicho. – Czytała je wieczorami, gdy ja zajmowałem się rozliczeniami i dekretami.

Spojrzałam na niego z uwagą. Viego niezwykle rzadko wspominał o swojej żonie, o Isolde, w której zakochał się do szaleństwa i przez którą sprowadził zrujnowanie na ten świat. Z początku mówił o niej z żalem, bólem, który nie mógł być nijak ukojony. Teraz, pogodzony z losem, wspominał ją czule i tęsknie.

Gdy dotknęłam jego dłoni, zerknął na mnie zaskoczony. W jego oczach odbijało się tyle uczuć. Gdzieś głęboko w jego sercu tkwił smutek wszechświata i to z tego żalu i tęsknoty zrodziła się przeklęta Mgła. Viego szybko otrząsnął się, jego oczy na powrót zagorzały jedynie nieumarłym przekleństwem.

- Czy nie jesteś  głodna? – zapytał. – Przyniosłem dla ciebie z Sudaro trochę owoców. Jeśli masz tylko ochotę to…

Zamilkł, gdy przytuliłam się do niego nagle. Ten jego ból, ten żal, ta tęsknota… tyle uczuć w jednym, zrujnowanym władcy, który nie powinien skłaniać się ku żadnym afektom. Viego przez chwilę trwał w bezruchu, zaraz jednak objął mnie, tym razem mocno, porzucając zwykłą mu oszczędność i dystans.

- Jest mi tak przykro, Viego – wyznałam jękliwie.

- Wiem, Marie – odpowiedział cicho. – Mnie też. Mnie też jest przykro.

W moich oczach mimowolnie zebrały się łzy. Viego westchnął i oparł się o mnie mocniej, przyciskając twarz do mojej szyi. Być może pierwszy raz od wielu, wielu lat pozwolił sobie na żal i rozpacz w czyimś towarzystwie, na zrzucenie ciężaru smutku na barki kogoś innego. Był mi tak drogi, tak bardzo, bardzo drogi… Nie mogłam inaczej postąpić, niż trwać przy nim, gdy było mu ciężko.

Oh, Viego! Okrutny, zrujnowany władco martwego świata pełnego duchów, upiorów i żalu! Czy na tym świecie może zaistnieć cokolwiek, co ukoi twój ból, szaleńcze?

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz