21. Suknia

 


Poprawiłam materiał przy sukni i wygładziłam wszystkie fałdy na tasiemkach. Strój był gotowy, piękny i olśniewający, pełen złotych łez i srebrnych dodatków. Doskonale nadawał się dla pierwszej z dam dworu. Dla przyszłej żony naszego króla.

Ta myśl zabolała na chwilę. Wiedziałam, że pomimo uratowania kraju, nigdy takiej sukni nie ubiorę i nigdy nie stanę w niej u boku naszego króla. Ten przywilej nie należał do zwykłych szwaczek.

- Jeśli tak bardzo cię to boli – usłyszałam spokojny, ale zimny głos – rozedrzyj tę suknię, spal i weź to, co ci się należy.

- Nic mi się nie należy – odparłam. – Czy ty zawsze wszystko rozwiązywałeś siłą?

Viego spojrzał na mnie uważnie. Siedział pod stropem, na jednej z szerokich belek. Z jego piersi leniwie wypływała Mgła, otaczając swojego władcę tak, że kąt pod stropem stał się mrocznym i mrożącym krew w żyłach miejscem.

Viego krył się tam, gdy interesanci przychodzili do pracowni. Każdy zmieszany odwracał wzrok od ciemności. To nie był przyjemny widok. Przeganiałam stamtąd zrujnowanego króla tak często, jak tylko mogłam. Mgła nie sprzyjała interesom.

- Większość rzeczy – odparł.

- I nie widziałeś jakiegoś powiązania tego z tym, gdzie teraz wylądowałeś?

- A co ma mój system działań do twojego stropu w pracowni, szwaczko?

Westchnęłam tylko ciężko, a Viego zaśmiał się lekko. Takie rzeczy niezmiernie go bawiły, chociaż właściwie nie wiedziałam dlaczego.

- Nawet jeśli ją zniszczę, to nic nie zmieni – odparłam, narzucając na suknię delikatną, półprzeźroczystą tkaninę. – Narobi mi tylko kłopotów...

- Jeśli dziś twój król się tu zjawi, czy powiesz mu o tym, co czujesz?

Zerknęłam na niego całkowicie zaskoczona.

- O czym ty mówisz?

- Zadałem ci pytanie, szwaczko.

Zmarszczyłam nieco nos. Viego nigdy nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano. Nie lubił też, gdy na swoje pytania nie uzyskiwał odpowiedzi. Jego ton głosu robił się wtedy zimny i nieprzyjemny. Rządził i dzielił bardzo dawno temu, ale wciąż pozostał w każdym calu władcą.

- Nie, nie powiem mu o tym – odparłam cicho.

- Dlaczego? – Viego wyprostował się i zeskoczył, stając przede mną. – Czyż to nie zmieniłoby wszystkiego?

- Czy gdyby tobie zwykła szwaczka wyznała miłość, uległbyś jej?

Viego zmarszczył brwi. Przez chwilę pomyślałam, że moje pytanie mogło nie być wystarczającą odpowiedzią dla niego.

- Uległem jej cały – wyszeptał, odwracając się plecami do mnie. – I ta uległość zgubiła mnie, zgubiła ją i zgubiła cały mój kraj.

- V-Viego?...

Chciałam zapytać o więcej, chciałam wyjaśnień i jego odpowiedzi. Nie pozwolił mi jednak nawet na jedno słowo. Otoczywszy się Mgłą, ciemną i szepczącą masą złości i pragnień, zniknął. Westchnęłam tylko ciężko i spojrzałam na suknię. Wciąż była piękna i wciąż pasowała tylko do wybranki króla. Nie do mnie.

Drzwi do pracowni otworzyły się wolno. Pierwszy zbrojny otworzył je na oścież i stanął przed nimi, skinąwszy do mnie tylko krótko głową. Ukłoniłam mu się, tak samo jak kolejnemu z żołnierzy. Za dwójką do pracowni wszedł sam król, Joel. Moje serce zabiło mocniej. Spuściłam wzrok i skłoniłam się nisko.

Jeśli dziś twój król się tu zjawi, czy powiesz mu o tym, co czujesz?

Oh, Viego... szaleńcze bez celu. Wiedziałeś doskonale, kto podążał ku memu domowi, a mimo to nie powiedziałeś niczego. Usunąłeś się z drogi, zostawiając żywych żywym. Martwy królu zrujnowanego królestwa, zadziwiałeś mnie dzień po dniu.

- Marie!

Joel uśmiechnął się szeroko, rozkładając ręce. Dwóch żołnierzy skłoniło się i wyszło, pozostawiając mnie samą ze swym władcą.

- Panie mój...

- Jak dobrze cię widzieć, Marie! Czy nasza bohaterka miała czas na zwykłą pracę?

Zaczerwieniłam się. Bohaterka? Wciąż zapominałam, że według wszystkich to ja, a nie Viego, wybiłam bestie z morza.

- Suknia jest gotowa, panie – odpowiedziałam cicho, odsuwając się na bok.

Joel uśmiechnął się i spojrzał na strój. Widziałam w jego oczach zachwyt. Strój bardzo mu się spodobał.

- Jest naprawdę piękna – przyznał, podchodząc do niej. – Marie... jesteś nie tylko bohaterką, ale i mistrzynią w swej sztuce.

- Nie jestem bohaterką, panie – wyszeptałam tylko, spuszczając wzrok.

- A czy to nie ty wyszłaś z przeklętym mieczem naprzeciw bestiom, Marie? – zapytał zadziornie.

- Nie, mój panie – wyznałam.

Joel zmarszczył tylko brwi.

- Zaniosłam tam miecz, a Zrujnowane Ostrze ruszyło do boju, panie.

- Samo? – zdziwił się Joel.

Pokiwałam tylko głową. Wieść o tym, że sprowadziłam Zrujnowanego Króla do Sudaro nie byłaby mi na rękę.

- Zatem ostrze musi mieć ku tobie niemały afekt, Marie. – Joel uśmiechnął się. – Gdzie jest w ogóle ostrze?

Pobladłam nieco. Zrujnowane Ostrze zawsze towarzyszyło swemu władcy. Jeśli nie było tu Viego, nie było też Ostrza.

- J-ja...

- Oh, tutaj jest!

Joel zaśmiał się i podszedł do stołu, na którym zwykle kroiłam materiały. Leżało tam Zrujnowane Ostrze, jarząc się pięknym, mrocznym światłem. Odetchnęłam lekko. Joel podszedł do stołu, a ja rozejrzałam się niepewnie po pracowni. Nigdzie nie było widać martwego króla, ale wiedziałam, że tu jest. Musiał być, skoro jego Ostrze lśniło tak mocno.

- Przepiękny – przyznał Joel. – Czy wiedziałaś, że Zrujnowany Król zakochał się w szwaczce? Być może dlatego ostrze usłuchało cię, Marie.

Zamrugałam oczyma. Viego był zakochany w szwaczce? W szwaczce, która wyznała mu miłość i której uległ bez słowa. I ta uległość zgubiła jego, ją i cały ich kraj.

- Czy mogę? – zapytał cicho Joel.

Skinęłam głową. Król wyciągnął rękę ku Ostrzu, ale to pokryło się Mgłą. Rozległ się szept, cichy krzyk, który szybko przerodził się we wrzask. Joel cofnął się, a ja podbiegłam do Ostrza, wtulając go w siebie. Mgła uspokoiła się i cofnęła, a Ostrze na powrót zalśniło nieziemskim pięknem.

- Ewidentnie ma do ciebie ogromny afekt, Marie.

Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się tylko słabo. Ostrze trwało w moich dłoniach, ciężkie i ogromne. Lśniło przyjaznym blaskiem. Niczym rozświetlone, radosne oczy jednego zrujnowanego upiora.

- Czy widziałaś Zniszczonego Króla, Marie?

- P-panie?...

- Być może zakochał się w tobie tak samo, jak w swej szwaczce, Marie? – Joel podszedł do mnie. – Czemu wcale bym się nie dziwił. Suknia, którą stworzyłaś, jest naprawdę piękna. Ale nie najpiękniejsza w tej pracowni.

Uniosłam spojrzenie. Joel wpatrywał się we mnie z uwagą. Zaczerwieniłam się mocno. Spuściłam spojrzenie i skłoniłam się tylko.

- Jesteś zbyt łaskawy w swoich słowach, panie.

- Jestem tylko szczery – odparł. – Marie...

Uniosłam spojrzenie gdy ujął mój podbródek i uniósł moją głowę.

- Jesteś taka piękna, Marie.

Moje serce drżało. Czyż nie o tym marzyłam przez tyle dni? Dla tego momentu i tych słów wyruszyłam w daleką podróż, uwolniłam pradawne zło i sprowadziłam mrok do mego własnego domu.

Jeśli dziś twój król się tu zjawi, czy powiesz mu o tym, co czujesz?

Wysunęłam się z lekkiego uścisku jego dłoni. Skłoniłam się nisko, ze smutkiem uśmiechając się lekko.

- Spakuję suknię dla ciebie, panie.

Joel uśmiechnął się tylko. Przysiadł na jednym z prostych stołków, które używałam do szycia.

- Wybacz, jeśli cię uraziłem, Marie.

- Twoje słowa nie uraziły mnie, panie – odpowiedziałam od razu, przygotowując wyścielane jedwabiem pudło.

- Czy zatem jest ktoś, na kim ci zależy, Marie?

Spojrzałam na niego zaskoczona. Uśmiechał się lekko. Za jego plecami lśniło Zrujnowane Ostrze. Miecz wołał ku sobie tęsknie, a ja nagle zapragnęłam znaleźć jego właściciela.

Jeśli dziś twój król się tu zjawi, czy powiesz mu o tym, co czujesz?

- Musi być z niego naprawdę wielki szczęściarz, Marie. – Joel odebrał ode mnie pudło z suknią.

- P-panie?

- Ten mężczyzna, który skradł twe serce. Musi być naprawdę wielkim szczęściarzem, Marie.

Joel skinął głową i zagwizdał. Do środka weszli żołnierze, odebrali paczkę i pozostawili sakiewkę pełną złotą. Skłoniłam się, gdy wychodzili wraz ze swym królem.

Jeśli dziś twój król się tu zjawi, czy powiesz mu o tym, co czujesz?

Drzwi zamknęły się za Joelem, a ja odwróciłam się ku Zrujnowanemu Ostrzu. Tkwiło w dłoni Viego. Martwy król siedział na stole, przejeżdżając ręką po ostrzu.

- Tak – szepnęłam ku niemu.

Uniósł zdziwiony wzrok.

- Jeśli mój król zjawi się dziś, powiem mu, co czuję.

Viego uśmiechnął się lekko i zszedł ze stołu, prostując się.

- Twój król właśnie wyszedł, szwaczko.

- Mój król jest tu cały czas ze mną – wyszeptałam.

- Marie?

Oparłam czoło o jego tors. Mgła natychmiast ogarnęła moje ciało, czułym uściskiem przyciągając mnie do Viego.

- Co więc czujesz do swojego króla? – zapytał.

- Lubię go. Chcę, żeby został ze mną jeszcze trochę – przyznałam. – Czy może?

- Chyba może – odparł Viego rozbawionym tonem, przytulając mnie delikatnie. – Tak długo, jak tylko zechcesz, szwaczko.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz