Viego uniósł wzrok, podobnie
zresztą jak ja. Pukanie wyrwało nas oboje z zamyślenia. Było dość późno, nie
spodziewałam się zatem nikogo, zwłaszcza że większość osób raczej bawiła się i
cieszyła zwycięstwem nad bestiami.
Pukanie powtórzyło się, a ja
płochliwie zerknęłam na drzwi.
- Nie masz zamiaru otworzyć,
szwaczko? - zapytał mnie rozbawiony Viego. - Chyba że ja mam to zrobić. Widok
zrujnowanego do cna króla na pewno ukoi serca mieszkańców Sudaro i…
- Viego… - jęknęłam. - Po
prostu… nie pokazuj się, dobrze?
Pokiwał głową, ale nie ruszył
się ze swojego miejsca. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Zbladłam
nieco, widząc przed sobą dwóch zbrojnych. Żołnierze mieli na sobie mundury, a
przy pasach miecze.
- Panna Marie? - zapytał jeden z
nich.
Skinęłam tylko głową. Moje
drżące serduszko zaczęło niespokojnie trzepotać w klatce piersiowej. Nie
wiedziałam, co się dzieje i czego mogliby chcieć żołnierze.
- Czy może panna pójść z nami? -
zapytał wojskowy. - Król chciałby się z panienką widzieć.
Zamrugałam tylko oczyma. Król?
Król… Joel?
- Panno Marie?
- Tak, pójdę - odpowiedziałam. -
Tylko… proszę o kilka minut.
- Oczywiście, panno Marie. -
Wojskowy uśmiechnął się lekko. - Poczekamy tutaj na panienkę.
Pokiwałam głową i zamknęłam za
sobą drzwi, po czym odetchnęłam nieco przerażona. Viego po drugiej stronie
warsztatu uśmiechnął się i oparł wygodniej o swój fotel.
- No i co tak stoisz, głupia
szwaczko? - zaśmiał się cicho. - Rusz się, idziesz do swojego ukochanego króla.
Myk, myk, nie każ mu czekać, Marie.
Momentalnie w moim sercu
zrodziła się jednocześnie dzika radość i ogromne przerażenie. Miałam iść teraz
do króla. Teraz! Przecież nawet nie miałam na sobie odpowiedniej sukni, nie
byłam kompletnie na to przygotowana.
Viego podniósł się, wziął z
haczyka przy drzwiach mój szal i założył mi go na ramiona, zawiązując go w
finezyjny sposób wokół mojej szyi.
- Nie potrzebujesz niczego
więcej, Marie - zapewnił mnie, odgarniając też z mojego czoła kilka pasm
pofalowanych włosów. - To arystokratki potrzebują sukni i biżuterii. Tobie
wystarczy tylko twój uśmiech.
Nie wiem, jak bardzo
zaczerwieniłam się na te słowa, ale zakładałam, że bardzo. Palące gorąco na
moich policzkach robiło się wyjątkowo nieznośnie i wcale nie pomagało to, że
Viego ułożył mi na policzku swoją zimną dłoń - wręcz przeciwnie, to totalnie
pogarszało całą sytuację.
- Idziesz do swojego króla,
Marie - zauważył jeszcze Viego. - Dokładnie tego chciałaś, prawda? Przepłynęłaś
ocean, zbudziłaś przeklętego króla i sprowadziłaś zrujnowaną broń do słonecznego
Sudaro właśnie z powodu swego władcy. Walcz o niego, Marie. Dobrze?
Pokiwałam tylko głową i
odetchnęłam. Viego uśmiechnął się, wycofał, a ja podeszłam do drzwi, otworzyłam
je i stanęłam przy żołnierzach. Wyglądali na nieco zaskoczonych, widziałam, że
siedzieli na ławeczce przed kamienicą, zapewne przygotowani na dłuższe czuwanie
i oczekiwanie. Podnieśli się jednak natychmiast ze swoich miejsc.
- Jest panna gotowa, panienko
Marie? - zapytał pierwszy z nich.
- Tak - pokiwałam głową.
Żołnierze ruszyli, a ja pomiędzy
nimi czułam się taka malutka i bezbronna. Przeszliśmy przez rynek, a potem
główną ulicą do ogromnego Pałacu. Brama była otwarta na oścież, widać było, że
i tutaj ludzie świętowali i cieszyli się ze zwycięstwa nad przerażającymi
bestiami.
Żołnierze po chwili wprowadzili
mnie do sali tronowej. Pomieszczenie było ogromne, dobrze oświetlone i bogato
zdobione. Grała muzyka, na stołach stało nieco jedzenia i napoi, ludzie bawili
się i tak po prostu się cieszyli. Mimo tego wszechobecnego szczęścia chciałam
stąd zniknąć — tutaj bowiem bawili się tylko ci, których było stać na bogate
stroje i wystawne jedzenie. Zdecydowanie biedna, naiwna i głupia szwaczka nie
należała do tego grona.
Kobiety miały bogate suknie,
pełne biżuterii i dodatków. Mężczyźni prezentowali się nie gorzej w swoich
ładnie skrojonych strojach. W środku tego pięknego towarzystwa znalazłam się
nagle też ja — szwaczka w swojej prostej sukni i jeszcze prostszym szalu.
Oh, Viego! Jak mam konkurować z
tym wszystkim jedynie za pomocą swego uśmiechu?
- Panie. - Jeden z
towarzyszących mi dotychczas żołnierzy zasalutował. - Przyprowadziliśmy Marie,
panie.
Wołany odwrócił się, a moje
serce zatrzymało się w jednej chwili. Joel. Król Sudaro, Joel. Dotychczas
widziałam go jedynie z daleka, gdy wygłaszał swoje mowy ku ludowi, gdy stał gdzieś w oddali, gdy
przychodziłam do Pałacu z zamówieniami. Nigdy, przenigdy nie był tak blisko
mnie!
Miał cudowny uśmiech, szczery i
ciepły. Gdy tylko odwrócił się, jego spojrzenie osiadło na mnie, a jego twarz
momentalnie się rozpromieniła. Na ten nikły gest moje serce wróciło do życia i
zaczęło trzepotać jak szalone niczym zamknięty w klatce niewielki ptak.
- Doskonale! - zaśmiał się Joel.
- Marie, podejdź! Niech zobaczę bohaterkę Sudaro!
- B-bohaterkę? - zdziwiłam się.
Joel pokiwał tylko głowa i
ustawił mnie przed sobą. W sali rozbrzmiewała muzyka i śmiechy, ale teraz duża
część osób zwróciła swoje spojrzenie na mnie. Nagle poczułam się bardzo, bardzo
nie na miejscu.
- Adon mówił, że znalazłaś
Zrujnowane Ostrze - zauważył Joel. - I że sama ruszyłaś na bestie. To prawda,
Marie?
- Znalazłam Zrujnowane Ostrze -
potwierdziłam.
- Zatem jesteś bohaterką Sudaro!
- zawołał radośnie Joel. - Uratowałaś nasz kraj i wszystkich ludzi, Marie! I
jestem ci bardzo, bardzo wdzięczny.
Zaczerwieniłam się mocno, gdy
Joel tak po prostu mocno przytulił mnie do siebie. Był ciepły i silny, a jego
uścisk niesamowicie mi się spodobał. W sali rozbrzmiały oklaski i wiwaty -
ludzie naprawdę cieszyli się, że koszmar się zakończył.
- Mam nadzieję, że zostaniesz
tutaj jeszcze przez chwilę, Marie - zaproponował Joel, odsuwając się po chwili.
- Całe Sudaro świętuje twoje zwycięstwo, Marie.
Skinęłam tylko głową, nie bardzo
nawet wiedząc, co ze sobą zrobić. Joel uśmiechnął się jednak uroczo, ale zaraz
zmrużył oczy.
- Właściwie gdzie jest
Zrujnowane Ostrze, Marie?
Zamarłam. Ostrze. Ostrze
towarzyszyło zawsze Viego, a Viego tutaj nie było. Zatem i Ostrze nie miało
prawa się tutaj znaleźć. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Co teraz? Co
teraz?
Nie zdołałam jednak nawet
pomyśleć o tym, co powinnam była zrobić lub powiedzieć – tuż obok mnie
powietrze zawirowało, wszystko wokoło pociemniało i z małej drobiny zawieszonej
w powietrzu zaczęła wypływać ciemna Mgła. Powiększała się i powiększała, aż
wynurzyło się z niej pięknie lśniące zieloną, przeklętą magią Ostrze. Miecz
obrócił się, stanął na sztorc i delikatnie uderzył o posadzkę, pozostawiając w
niej niewielkie wgłębienie.
- Oh! – Joel westchnął z
zachwytu. – Wygląda groźnie. I pięknie.
Tak samo, jak jego właściciel,
pomyślałam nagle. Ta myśl pojawiła się nagle w mojej głowie i nim się
zorientowała, zawładnęła mną całkowicie.
Pojawienie się Mgły i
Zrujnowanego Ostrza wywołało niemałe poruszenie. Dużo osób podeszło, oglądając
z zaciekawieniem i przerażeniem w oczach piękny i niebezpieczny miecz oraz
sunącą wokół niego Mgłę. Ktoś podszedł bliżej, ktoś inny wyciągnął dłoń –
Ostrze zareagowało natychmiast, Mgła podniosła się i rozległ się przerażający
wrzask.
Jęknęłam przerażona, podbiegając
jednak ku Ostrzu. Uspokoiło się niemal natychmiast, gdy tylko moje palce
zanurzyły się we Mgłę i dotknęły przerażająco zimnego metalu. Miecz znów stanął
równo na sztorc, końcem ostrza uderzając w posadzkę, a Mgła wycofała się nieco,
pozostając już tylko w bezpośredniej bliskości Ostrza. Ludzie też się wycofali,
przerażeni małym pokazem sprzed chwili.
- Wybacz, panie – wyszeptałam.
Joel skinął tylko głową, zapewne
nie mniej przerażony, niż reszta uczestników przyjęcia. Po nim jednak było
widać zdecydowanie mniej - był królem, zatem musiał zachowywać się jak król.
Dotyczyło to również tego, że nawet w chwilach strachu był spokojny, jak nikt.
- Zabiorę Ostrze, panie. –
Skłoniłam się przed wszystkimi. – Dziękuje za zaproszenie dzisiaj.
Gdy wychodziłam z sali, Ostrze
sunęło obok mnie w powietrzu, strzegąc mnie niczym zazdrosny ogar. Nikt nie
stanął mi na drodze – wszyscy odsuwali się, bojąc się nawet spojrzeć na
przeklęte Ostrze i Mgłę, która wciąż szeptała szaleńczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz