Otaczało go ciemność i
nieprzyjemne, szemrzące, syczące i stukające dźwięki. Miał otwarte oczy, ale
niewiele to pomagało – hełm był wyłączony, a wraz z nim jego widzenie. Legion szarpnął
dłonią. Przytrzymujące go nieprzyjemne, oślizgłe więzy pękły, zdarł więc hełm z
głowy.
Bez osłony czuł się bardziej
podatny na ataki, ale widział też więcej. Odetchnął i rozejrzał się dookoła.
Siedział w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu wypełnionym oślizgłymi, lepkimi
więzami i trupami cywili i żołnierzy. Skrzywił się mocno – śmierdziało tu
niemiłosiernie. Część zwłok zaczęła się już rozkładać.
Brunet rozerwał pozostałe więzy
i podniósł się wolno. Cały jego mundur oblepiony był oślizgłą, na wpół zastygłą
galaretą.
- Diabli nadali – burknął,
próbując zetrzeć z siebie maź.
Nie schodziła, zostawił ją więc
w spokoju. Rozejrzał się jeszcze raz. Jego broni brakowało, ale znalazł
pistolet przy jednym z martwych żołnierzy. Zostało w nim zaledwie pół magazynka
naboi, ale nic lepszego nie zdołał zauważyć. Broń lepiła się nieprzyjemnie, ale
Legion był pewny, że zdoła jeszcze wystrzelić. Musiał być pewny tak po prostu,
gdyż na próby nie było amunicji, a wszelki dodatkowy hałas był aktualnie bardzo
nie na miejscu.
Pomieszczenie było niewielkie, a
w ścianach nie widział żadnych wnęk. Wiedział jednak, że jakoś musiał tu
trafić. Przeszedł po trupach wzdłuż ścian, aż w końcu natrafił na panel. Jego
karabin zniknął, ale pozostał mu jeszcze nóż – ostrzem podważył panel i zerknął
na plątaninę kabli.
- Diabli. Nadali.
Był naprawdę zmęczony i bardzo
zniechęcony, ale mimo to nie potrafił inaczej. Przecinając kabel po kablu,
zastanawiał się, dlaczego właściwie nie przestał jeszcze trzymać się kurczowo
tej cienkiej nici życia. Gdyby odpuścił, chociaż na chwileczkę, miałby spokój.
Wszystko by zniknęło i nastałaby ta nicość i pustka, której tak mocno pragnął.
Panel w końcu zatrzeszczał,
zadźwięczał uroczo i fragment ściany przesunął się ku górze. Legion przylgnął
do ściany i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Pistolet, który trzymał w rękach,
wcale nie zwiększył jego pewności siebie - naboi było niewiele, a ich siła
nieduża.
Korytarz był pusty, ciemny i
cichy. Legion przesunął się szybko przez drzwi i stanął tuż pod ścianą
korytarza. Bez hełmu mógł liczyć jedynie na własne zmysły, systemy pancerza
były nieaktywne, a co za tym idzie - nieprzydatne, nie miał przy sobie zatem
zwykłego nawet skanera ruchu lub wzmacniacza szeptów. Starając się wytężyć
słuch i wzrok, krok za krokiem sunął przy ścianie z pistoletem gotowym do
strzału.
Nie wiedział nawet do końca,
gdzie się znajduje. Ostatnim, co pamiętał, była walka w mieście. Ogromna
maszyna wylądowała w samym centrum, siejąc postrach i zniszczenie. Ruszył do
walki z nią, chociaż wiedział, że sam już nie zdziała wiele. Gdy potężny
ładunek skondensowanej masy cieplnej uderzył obok niego, stracił przytomność.
To, gdzie i kto go zabrał z ulicy, pozostało dla niego zagadką.
Korytarz był długi, ale po
trzecim zakręcie pojawiły się w nim małe lampy, dające mdłe, nieprzyjemne,
czerwone światło. Umieszczone były po bokach korytarza i co jakiś czas
pulsowały tak, jakby pojedynczy, duży impuls przechodził przez systemy. Impuls
prowadził od komory, w której Legion się obudził, dalej, wgłąb tego korytarza.
Mocny wstrząs sprawił, że
wszystko zadrżało, a lampy zapulsowały mocniej i niemiarowo. Legion oparł się o
ścianę, oboma dłońmi, gdy wszystko zaczęło nieprzyjemnie drżeć. Ze zdziwieniem
wyczuł pod palcami ciepło i tętno. Metalowy korytarz przestał wydawać mu się
przez to taki martwy i zimny.
Zaraz za kolejnym wstrząsem
rozległ się bardzo charakterystyczny, przeciągły zgrzyt. Wielkie maszyny, które
napadły cały wszechświat i w ciągu kilku dni rozpętały piekło, były blisko.
Legion zmarszczył brwi. Chyba że… on teraz… właśnie…
Korytarz nagle zmienił położenie
tak, jakby cały obiekt, w którym hol się znajdował, przewrócił się na bok.
Legion parsknął, podniósł się i przylgnął plecami do ściany, która właściwie do
niedawna służyła mu za podłogę.
- Diabli nadali - mrukął. -
Diabli nadali.
Wstrząsy powtarzały się, ale
były coraz słabsze. Czymkolwiek było też to, gdzie znajdował się Legion, nie
poruszyło się i nie wstało na powrót. Dotąd pulsujące wściekle lampy powoli
traciły swój szybki rytm, świeciły też zdecydowanie słabiej. Legion przez
moment pomyślał, że w czymkolwiek jest to, gdzie się znajduje, to coś umiera.
Stąpając po nieprzyjemnej,
dziwnie miękkiej ścianie Legion dotarł do końca korytarza. Ściana była gładka,
ale panel sterujący był tym razem łatwiejszy do zlokalizowania - odstawał nieco
od ściany, a spod metalu wysypywały się co jakiś czas iskry. Legion oderwał
panel i przeciął kable tak samo, jak poprzednio, jeden po drugim, aż drzwi nie
rozsunęły się z jękliwym zgrzytem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz