Pomieszczenie przed nim było
pełne migotliwego, czerwonego światła. Legion wszedł tam wolno i przyjrzał się
świetlistej kuli, która zwieszała się smutno na długich, cienkich kablach.
Trzeszczały one nieprzyjemne i co jakiś czas sypały pióropuszem iskier.
Legion zacisnął szczękę.
Pamiętał wygląd tych kul - pojawiły się one na niebie w huku i zapowiedziały
zagładę świata twardym, mechanicznym, pozbawionym emocji głosem. Kilka sekund
później rozpętało się piekło i niewielu dało radę przeżyć kilka pierwszych godzin.
Legionowi się udało przetrwać trzy tygodnie. A teraz wylądował tutaj, w sercu
jednej z maszyn, które spopieliły cały wszechświat.
Wiedział, że powinna ogarnąć go
wściekłość, żal i gniew, ale nic takiego się nie stało. Patrzył w to smutne,
pulsujące serce starożytnej maszyny i nie czuł niczego. Nie potrafił już czuć.
Może obawiałby się takiego stanu i marazmu, ale strachu też nie odczuwał już
normalnie.
- Chciałbym widzieć, jak cię
ściągają - przyznał jedynie. - Chciałbym widzieć, jak upadają bogowie.
Maszyna zazgrzytała, czerwone
światło zapulsowało mocniej. Legion wiedział już, że ponury system
przedwiecznej maszyny rozpoznał, przeanalizował i zrozumiał jego słowa. Z
westchnięciem mężczyzna zabezpieczył pistolet, włożył go do kabury i przysiadł
pod ścianą.
- Stąd nie ma wyjścia, prawda? -
zapytał.
- Nie.
Głos maszyny był rozedrgany i
trzeszczący, jakby ktoś źle nastawił stację radiową. Legion parsknął śmiechem i
oparł głowę o ścianę za sobą, przymykając oczy. Czuł, że dotąd dość ciepła
powierzchnia zaczyna powoli stygnąć. Maszyna umierała.
- Jest.
Legion otworzył oczy i
przechylił głowę na bok, zaciekawiony ponad wszelką miarę. Głos maszyny nie
miał w sobie nawet odrobiny emocji, Legion nie wiedział więc, o co tak naprawdę
chodzi, czy maszyna żartuje, czy może jednak jest całkiem poważna.
- Gdzie jest wyjście? - zapytał
mimo wszystko.
- Czy boisz się umierać?
Pytanie zaskoczyło Legiona. Było
proste, ale odpowiedź sprawiała mu zawsze problemy. Szedł do każdej walki tak
samo, z uporem i bez emocji, ale czy tak naprawdę bał się umierać? Nie bał się
walczyć, życia trzymał się jednak bardzo kurczowo. To pragnienie życia było
silniejsze nawet niż jego ochota na zanurzenie się w nicości.
- Nie wiem - przyznał. - Nie
chcę umierać. Nie tak.
- A jak? - Maszyna nie dawała za
wygraną.
Legion zastanowił się chwilę, a
potem parsknął śmiechem.
- Ku Walhalli - mruknął.
Maszyna zamigotała. Legion nie
wiedział, co teraz robi, ale zauważył dziwny ciąg liczb i znaków, które
przesuwały się w czerwonej kuli w górę i w dół. Legion pomyślał, że maszyna
analizuje jego słowa, że myśli i że się waha.
- Dam ci siłę budowania i
niszczenia światów - stwierdziła w końcu maszyna. - I zobaczysz sam, jak
upadają bogowie.
Legion zmarszczył brwi.
- Dlaczego? - zapytał.
- Podejdź.
Brak odpowiedzi na pytanie
zaniepokoił Legiona. Z drugiej strony jednak umieranie tutaj w ciemności, z
głodu, pragnienia i wyczerpania nie stanowiło żadnej opcji dla niego. Podniósł
się i podszedł do kuli.
- Gdy nastanie kres - Maszyna
wydawała się coraz słabsza i coraz zimniejsza. - podziękuj w myślach jej
martwemu sercu.
Legion nie rozumiał tego, ale
możliwe, że maszyna nie potrzebowała też tego zrozumienia. Czerwone światło
rozbłysnęło, zamigotało i zgasło, a Legion uniósł w górę swoją jedną dłoń -
świeciła czerwonym, migotliwym blaskiem siły, która dana była tylko zapomnianym
bogom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz