Sasori mruczał coś pod nosem,
ale nie miałem ochoty go słuchać. Skarcił mnie już kilkukrotnie za ostatnią
misję. Na nic zdały się tłumaczenia. Czerwony Piach ewidentnie był nie w
humorze. Wycofaliśmy się z Piachu szybko, szybciej, niż zwykle podróżowaliśmy.
Mistrz ewidentnie nie lubił tam przebywać. Ja zresztą też nie miałem na to
ochoty.
Ramię, które oberwał mi Gaara,
było do niczego. Gorsze było jednak to, że rana bolała i jątrzyła się. Sasori
opatrzył to, jednak proszenie go o kolejne leki wcale mi się nie uśmiechało.
- Na co czekamy, mistrzu? –
mruknąłem, przerywając mu jego niezadowolone pomruki.
- Na Kakuzu i Hidana – odparł. –
Mają tu przyjść z pieniędzmi dla nas i aktywem, który mamy pilnować.
- Aktywem?
- Czy ty nigdy nikogo nie
słuchasz na spotkaniach, Deidara? – Sasori był w wyjątkowo złym humorze. –
Lider mówił o tym ostatnim razem.
Burknąłem tylko coś niechętnie.
Lider. Ten nadęty bufon, który wiecznie negował wszystkie moje pomysły.
- Idą…
Uniosłem głowę. Na zakręcie
pojawiło się dwie postaci. Nie… trzy postaci. Na rękach Hidana siedziała bowiem
młoda dziewczyna. Mogła mieć jakieś sześć lat. Długie, jasne włosy spięte były
w nieporządny warkoczyk. Hidan rozmawiał z nią, widocznie się przekomarzając.
Dziewczę obejmowało go za szyję, raz po raz odwracając się do Kakuzu.
- Co do… - zacząłem.
Sasori zamruczał coś niechętnie.
On chyba też zaczynał rozumieć, czego dotyczą „aktywa”, które mieliśmy
pilnować.
W końcu obaj ninja podeszli bliżej.
Kakuzu uniósł dłoń, skinąłem mu głową na przywitanie. Hidan zamilkł, o dziwo, a
siedząca na jego ramieniu dziewczynka mocniej wtuliła się w jego szyję.
- Co to ma znaczyć, Kakuzu? –
Sasori naprawdę nie był w humorze.
- Z tymi pytaniami to nie do mnie
– parsknął niechętnie. – Wykonuję to rozkazy, tak samo, jak i wy.
Zza pazuchy wyciągnął grubą
kopertę i podał Sasoriemu. Hiruko rozwinęło swój ogon, złapało przedmiot i
schowało.
- Jeśli myślisz, że będę
niańczyć dzieci to…
- To zrobisz to tak samo, jak
wszystkie inne zadania od Peina, Sasori. – Kakuzu uciął rozmowę twardym tonem.
– A jeśli masz z tym jakikolwiek problem, zgłoś to Pein’owi, nie mnie.
Czerwony Piach warknął. Był
wściekły, a ja nie miałem zamiaru się dodatkowo odzywać i go bardziej
denerwować.
- Hidan…
- Spokojnie, Ar. – Hidan
uśmiechnął się słabo i potarł policzek dziewczyny palcami. – Nie bój się,
będzie dobrze.
- Nie, ja… tego pana bardzo boli.
Czy pan Kakuzu mógłby stworzyć nowe ramię i mu oddać?
Zerknąłem zaskoczony na dziewczynkę.
W jej spokojnych oczach czaiła się wiedza wszechświata i łagodność wieków.
Zamrugałem powiekami. Wrażenie zniknęło, zastąpione widokiem zwyczajnych,
dziecięcych i nieco przerażonych oczu.
- Co się stało? – Kakuzu zerknął
na mnie. – Jeśli to tylko przyszycie, załatwmy to od razu.
- Pustynny Gaara zmiażdżył mi
ramię – odparłem. – Nie bardzo co jest przyszywać.
Kakuzu skinął na mnie dłonią.
Westchnąłem i ściągnąłem płaszcz, a potem rozwinąłem opatrunek, który założył
mi mistrz Sasori. Rana nie wyglądała za dobrze. Była nierówna, poszarpana i zaczynała
ropieć. Na sam jej widok ból spotęgował się kilkukrotnie.
- Lepiej by to było obciąć równo
wyżej – stwierdził Kakuzu.
Skrzywiłem się. Nie uśmiechało
mi się tracić kolejnych kawałków ciała. Wiedziałem jednak, że dużego wyboru nie
ma.
- Hidan…
- Hm?
Młode dziewczę wyciągnęło ku
mnie ręce. Hidan postawił małą na ziemi, a ona podeszła do mnie. Zrobiłem
niechętną minę, nie odsunąłem się jednak. Dziecko w końcu niewiele było w
stanie mi zrobić.
Gdy dotknęła rączką rany, ból
zniknął. Zamrugałem oczyma. Biała poświata otoczyła ranę, wyrównała jej brzegi
i usunęła sączącą się ropę. Po chwili tam, gdzie powinna być moja ręka,
pojawiła się delikatna, biała wizja kończyny. Zgiąłem palce – widmo podążyło za
moim wezwaniem.
- Nie ruszaj się, Deidara. –
Kakuzu pochylił się nad moją ręką. – To zajmie tylko chwilę.
Spod rękawa Kakuzu wysunęło się
dziesiątki ciemnych, długich nici. Wypełniły poświatę, scaliły się i wpięły w
moje ciało. Syknąłem. Procedura zabolała, ale po chwili znów miałem dłoń.
Dziewczynka cofnęła rączkę i zachwiała się.
- Dobra robota, Arystea. –
Kakuzu poklepał ją po głowie.
Mruknęła coś niemrawo i opadła
na tyłek, zmęczona ponad miarę. Ja z kolei wyciągnąłem przed siebie dłoń. Była
sprawna, reagowała na każdą moją myśl i powoli nabierała naturalnego koloru.
Hidan kucnął przy dziewczynce i
podniósł ją bez trudu. Oparła się o niego, otaczając jego szyję z ufnością.
- Co mamy z nią zrobić? – Sasori
albo nie był pod wrażeniem przedstawienia, albo nie dał po sobie tego poznać.
- Zajmijcie się nią przez jakiś
czas. – Kakuzu wzruszył ramionami. – Musi być w ruchu, inaczej ją znajdą. Nie
zostawajcie za długo nigdzie. Za dwa, trzy tygodnie przejmie ją Uchiha i
Hoshigaki.
- To głupota. Na co nam dziecko?
- Naprawdę jeszcze o to pytasz?
– Hidan wydął wargi, po raz pierwszy odzywajac się do nas. – Jeśteś ślepy, czy
nic nie poczułeś?
Sasori prychnął. Oczywiście, że
to poczuł. Biała chakra wydawała się potężna, a przedstawienie, jakie nam mała
zaprezentowała, było imponujące. Pein mógł być szaleńcem, ale bez przyczyny nie
kazałby porywać małej i się nią zajmować.
- Jak chcecie. – Sasori w końcu
przestał walczyć. – Idziemy.
Hiruko ruszyło, a ja także się
podniosłem. Hidan odetchnął tylko i pacnął małą palcami w nos.
- Pójdziesz z Deidarą i Sasorim,
dobrze? Arystea?
Zrobiła płaczliwą minkę. Musiała
bardzo przywiązać się do anihilisty przez ten czas. Wydawała się też być
wyczerpana po małej operacji sprzed chwili.
- Bądź dzielna – poprosił ją
jeszcze.
Pokiwała głową, chociaż widać
było, że wizja rozstania z opiekunem jest dla niej naprawdę przerażająca.
Trochę nawet się jej nie dziwiłem.
Zgiąłem swoje nowe ramię i
odetchnąłem. Mała wyglądała na naprawdę wyczerpaną. Podszedłem do Hidana i
wziąłem ją na ręce. Anihilista zamrugał zaskoczony oczyma, ale zaraz uśmiechnął
się lekko w podzięce.
- Deidara o ciebie zadba.
Prawda, Deidara?
Skinąłem głową. Dziewczynka
otoczyła moją szyję swoimi małymi rączkami. Była ciepła i lekka.
- Deidara!
Przewróciłem tylko oczyma.
Sasori, jak zwykle niecierpliwy. Odwróciłem się i ruszyłem za Czerwonym
Piachem. Siedząca na moim ramieniu Arystea zamachała jeszcze rączką, zapewne
żegnając się z Hidanem i Kakuzu.
- Zmęczona, hm? – zapytałem, gdy
opuściła dłoń.
- Tak, panie Deidara –
wyszeptała.
- Wystarczy Deidara. –
Uśmiechnąłem się. – Jeśli siądziesz mi na plecach, łatwiej będzie mi ciebie
nieść. I będziesz mogła się przespać, hm.
Pokiwała główką i przeniosła się
na moje plecy. Podtrzymałem ją rękoma i ruszyłem za Sasori’m. Nim doszedłem do
lalkarza, mała już zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz