- Arystea! Arystea, już czas!
Dziewczynka zaśmiała się tylko i
posłusznie podbiegła do mnie. Wyciągnąłem rękę, a mała uczepiła się moich
palców.
- Pan Kisame obiecał przynieść
mi coś pysznego! - pochwaliła się. – Wie
pan co to jest, panie Itachi?
- Nie – odpowiedziałem. – Kisame
będzie tu niedługo. Dowiesz się co to za chwilę.
Pisnęła, wybitnie szczęśliwa i
zadowolona z siebie. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko na widok jej
rozradowanej twarzyczki. Te pełne radości oczy przypominały mi Sasuke.
Widomość od Madary o tym, że
pieczęć Orochimaru została ściągnięta, ucieszyła mnie jak nic innego ostatnio.
Pod opieką Chivy Sasuke rósł w siłę. Niedługo pewnie będzie gotowy na to, by
ruszyć za mną. Nie pozostało mi zatem tak wiele czasu.
- Znowu się pan martwi, panie
Itachi?
- Nie, mała – zaprzeczyłem
cicho.
- Pan nie umie tak dobrze jednak
kłamać.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
Wyciągnąłem ręce, a Arystea chętnie dała się podnieść i usadzić na moim
ramieniu.
- Miałaś tego nie używać –
upomniałem ją.
- To się samo teraz używa –
naburmuszyła się. – Przepraszam.
- Będziemy musieli to potrenować
zatem – zauważyłem. – Jak wrócisz od Kakuzu i Hidana. Dobrze?
Ochoczo pokiwała główką,
wtulając się radośnie w moją szyję. Nim doszliśmy do zakrętu, dołączył do nas
Kisame.
- Panie Kisame! – mała od razu
się ożywiła.
- No już, dzieciaku. – Hoshigaki
uśmiechnął się upiornie i podał małej niedużą torbę ze słodyczami. – Nie zjedz
wszystkiego na raz.
Pokiwała ochoczo główką i
zabrała się za smakołyk. Ruszyliśmy dalej już w milczeniu. Droga ciągnęła się
jeszcze daleko, ale w oddali zdołałem zauważyć dwie postaci. Kakuzu i Hidan.
Byli nieco wcześniej, niż myślałem. Przeszedłem jeszcze kawałek, po czym postukałem
Arysteę w czoło.
- Patrz, kto idzie – pokazałem
małej odpowiedni kierunek.
- Pan Kakuzu! Hidan! –
zakrzyknęła radośnie.
Zamachała rączkami, ściągnąłem
ją więc ze swojego ramienia. Niczym strzała pomknęła ku dwóm shinobi. Hidan
przytulił się do niej pierwszy, od niego też mała otrzymała soczystego buziaka
w policzek. Kakuzu był bardziej oszczędny w czułościach – ułożył rękę na głowie
małej, wymrukując jedynie jakieś przywitanie.
- Itachi. – Skinął ku mnie
głową, gdy podszedłem wystarczająco blisko.
- Jesteście wcześniej –
zauważyłem.
- Byliśmy bliżej, gdy przyszedł
rozkaz od Pein’a – wyjaśnił Kakuzu. – Wasza działka.
Odebrałam od ninja pieniądze.
- Wszystko w porządku? – Kakuzu
był jak zwykle chłodny, ale jego profesjonalizm wcale mi nie przeszkadzał.
- Tak – odpowiedziałem. – Coraz
gorzej radzi sobie z opanowaniem linii. Postaraj się coś z tym zrobić, dobrze?
Jak wróci do nas, będę bardziej przygotowany, żeby ją szkolić.
Kakuzu skinął głową i stuknął
Arysteę palcami w czubek głowy.
- Pożegnaj się z Itachim i
Kisame – polecił.
Pokiwała główką i dopadła
najpierw do nóg Hoshigakiego. Kisame zaśmiał się i ukucnął przed nią.
- Uważaj na siebie, dzieciaku –
polecił. – Grzeczna bądź, słuchaj się Kakuzu.
- Dobrze, panie Kisame.
Dziewczynka mocno przytuliła Hoshigakiego,
składając na jego policzku soczystego całusa. Chwilę później już tkwiła w moich
ramionach, mocno przytulając się do mojej szyi.
- Za chwilę wrócisz, mała, nie
martw się – mruknąłem.
- Wiem – odparła rezolutnie. –
Niech pan się nie martwi, panie Itachi. Sasuke jeszcze o tym nie wie, ale już
nie potrzebuje ani zemsty, ani całej tej siły dla siebie. Poszedł Drogą Wilków,
a stamtąd nie wraca się nigdy samemu.
Zamrugałem jedynie oczyma.
- Arystea?
- Wiem, miałam tego nie używać –
zrobiła płaczliwą minkę, gdy odstawiałem ją na ziemię. – Ale to samo przyszło
teraz.
- Eh, mała – westchnąłem tylko.
– Uważaj na siebie, dobrze?
Pokiwała radośnie głową. Chwilę
później już tkwiła na ramionach Hidana, machając wesoło nam na pożegnanie.
- Słyszałem to. – Kisame zaśmiał
się cicho.
- Co? – zdziwiłem się.
- Sasuke. – Kisame wyszczerzył
swoje ostre zęby. – Jeśli podąża Drogą Wilków, wiesz, kto musiał się w to
mieszać, Itachi.
Odetchnąłem tylko. Wbrew
myśleniu Kisame, możliwości było wiele. A ja dobrze wiedziałem, czyj Dekalog
Wilków Sasuke może teraz wyznawać. I wcale jakoś mnie to nie martwiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz