Itachi: zazdrość

 


- Hidan!

Arystea niczym strzała pobiegła ku Hidanowi. Anihilista zaśmiał się i ukucnął, wyciągając ręce. Senju dopadła do niego i mocno wtuliła się w jego ciało. Zaskoczyło mnie to. Raczej nie pomyślałem, że tych dwoje znalazło wspólny język. Ani że Hidan, ten psychopata bez celu i logiki, może stać się komuś tak bliski.

- Obyło się bez problemów? – Kakuzu podszedł do nas.

- Cisza i spokój – potwierdziłem.

- Na południu zaczynają jej szukać – westchnął Kakuzu. – Skierujemy się na północ. Pein wie, wyśle was na południe, żeby to uregulować.

Skinąłem tylko głową. Hidan tymczasem tulił się nadal do małej. Dostał już przywitalnego, soczystego całusa w policzek i teraz z uśmiechem słuchał jej trajkotania. Przez te trzy tygodnie, gdy mała była u nas, wydawała się raczej cicha. W towarzystwie Kisame zdarzało jej się częściej śmiać i rozmawiać, ale tak radosną widziałem ją po raz pierwszy.

- Kakuzu – zacząłem niechętnie. – Wiesz, po co Pein ją trzyma?

Zamaskowany drgnął lekko, ale zaraz pokręcił głową.

- Nie – odparł. – Też to poczułeś, prawda?

Pokiwałem tylko głową. Ilekroć mała była obok, czułem, jak świat stoi otworem, że wszystko jest dobrze i nie ma już niczego złego i smutnego. Jej dotyk koił i uspokajał, ale jednocześnie… czasami jej słowa były niepokojące i niezrozumiałe.

- To Senju, powinieneś wiedzieć coś więcej niż ja. – Kakuzu wzruszył ramionami.

- Pierwszy raz widziałem ją na rękach Deidary – odparłem. – Nie wiem, czy pochodzi z innej gałęzi klanu, czy po prostu tak dobrze ją ukryli.

Kakuzu westchnął tylko i przysiadł się do stołu obok nas. Zza pazuchy wyciągnął kopertę i podał mi pieniądze. Przyjąłem paczkę bez słowa. Hidan w końcu podszedł do nas, usiadł przy stole i posadził małą na swoich kolanach.

- I pan Kisame zbierał mi tyle jabłek! – trajkotała zaaferowana. – I pan Itachi pozwalał mi bawić się przy jeziorze, ale tylko tam, gdzie było płytko. Hidan, tam były takie śliczne rybki!

Mimowolnie uśmiechnąłem się na widok jej rozradowanej twarzyczki. Poczułem też nikłe ukłucie zazdrości – ciekawiło mnie, jak minęłaby podróż, gdyby Seju była tak bardzo roztrajkotana przy nas przez cały czas.

- Głodna? – zapytał Hidan, a gdy mała pokręciła głową, westchnął. – Ale ja jestem głodny. Jak w ogóle było u Deidary i Sasori’ego, huh?

- Deidara jest bardzo miły – przyznała. – Nosił mnie, gdy zmęczyłam się marszem.

- A Sasori?

- Pan Sasori nie lubi, jak się mu przeszkadza.

O dziwo mała była też nieprawdopodobnie miła. Znałem już nieco Sasori’ego. Kawał niecierpliwego gnoja. Dziewczę nie miało zapewne z nim łatwo. A mimo to nie powiedziała złego słowa na Skorpiona.

- Paczcie go, nie lubi, jak mu się przeszkadza. – Hidan parsknął śmiechem.

Po chwili kelner przyniósł jedzenie dla dwójki. Odetchnąłem i podniosłem się, a zaraz za mną Kisame.

- Ruszacie? – zapytał Hidan.

- Nie mamy za wiele czasu – zauważyłem.

- Do widzenia, panie Itachi. – Arystea była jak zwykle urocza i zbyt dobrze wychowana. – Do widzenia, panie Kisame.

- Trzymaj się, dzieciaku. – Kisame pomachał jeszcze małej.

Chwilę później byliśmy w drodze. Hidan i Kakuzu zostali w restauracji, a Arysteę było słychać aż do samego zakrętu.

- Urocza, czyż nie? Jak na te czasy to prawdziwy cud.

Nie odpowiedziałem. Rzadko odpowiadałem na uwagi Kisame, ale Hoshigaki wcale nie przejmował się moim milczeniem. Zwykle po prostu wystarczyło mu to, że słuchałem.

- Ciekawe kiedy zniszczymy ją do cna.

Właściwie to też mnie ciekawiło. Byliśmy organizacją przestępczą i mała zapewne naogląda się przy nas ciekawych rzeczy. Ani jeden z nas przecież nie wahał się przed mordem z zimną krwią i nie bywały dni, kiedy nie walczyliśmy.

A jednak… mimo to… miałem dziwne wrażenie, że tym razem usłużność i dobroć wygrają.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz