Uśmiechnąłem się tylko. Grabarz
zachichotał i pokiwał głową. Szara grzywka opadła mu na czoło tak, że nie było
widać ani bandaża, ani krwawych śladów. Jego oczy należały już do mnie. Dzięki
nim świat wokoło był wciąż nieco rozmazany, ale widziałem na nowo.
- Doskonale! – Grabarz złożył
przed sobą ręce i przechylił się na bok niczym zadowolona ciotka. – Gdy wróci
Khalida, będzie przeszczęśliwa i wkurzona na całego!
- Nie mam jej tu? – zdziwiłem
się.
- Oczywiście, że jej tu nie ma –
zapewnił Grabarz, wyginając się zabawnie na boki. – Gdyby była, zabroniłaby mi
to robić. A przynajmniej z oboma oczami. Wczoraj ustaliliśmy, że odda ci jedno
swoje. – Grabarz zachichotał i zamachał rękoma. – Ależ będzie mieć
niespodziankę!
Skrzywiłem się nieco. Widziałem
już kilka razy Khalidę w momencie, gdy ktoś zrobił jej coś, co było jej nie na
rękę. Myśl o tym sprawiła, że coś w środku mnie się ścisnęło z obawą.
- Spokojnie. Ciebie lubi, więc
jesteś bezpieczny. A mnie… Khalida nie zdoła już mi nic zrobić, Izunuś.
Skrzywiłem się, słysząc
zdrobnienie. Nie zdołałem jednak zapytać o nic więcej. Ktoś przerwał nam naszą
rozmowę.
- A za co miałabym ci coś robić?
Malak wkroczyła do sali i
spojrzała najpierw na rozchichotanego Grabarza, a potem na mnie. Jej oczy
rozszerzyły się z zaskoczenia. Zaraz jednak ogarnęły ze złością Grabarza.
- Daksza!
Grabarz zachichotał. Malak
podeszła do niego i odgarnęła z jego czoła szarą grzywkę.
- Jak mogłeś? – jęknęła cicho,
wpatrując się w zakrwawiony bandaż. – Przecież… ustaliliśmy…
- Ty ustaliłaś – odparł
rozbawiony, kompletnie nie przejmując się tym, co dzieje się teraz z Malak. –
Ja ustaliłem swoje. Byłem po prostu szybszy w wykonaniu, Khalida.
Dziewczyna zrobiła płaczliwą
minę i nagle przytuliła się do mężczyzny, opadając na kolana. Otoczył ją czule,
uśmiechając się melancholijnie. Pierwszy raz widziałem go nie jako wariata, ale
jako delikatnego przyjaciela.
- Uwierz mi, moja droga – zaczął
poważnym, ale czułym szeptem. – Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich,
maleńka. Potrzebujesz obu swoich oczu, by móc pozostać moimi oczyma tam, gdzie
nie sięgnie moja dłoń. Dobrze?
Pokręciła głową. Usłyszałem, jak
szlocha cicho, wtulona w jego nogi.
- No już, maleńka – zaśmiał się.
Ten śmiech nie należał jednak do
jego zwykłego rechotu wariata. Był niczym dźwięk tysiąca dzwoneczków. Już raz
słyszałem to… wtedy, gdy myślałem, że śmierć jest tuż obok.
- Nie czas na żale, moja droga.
– Grabarz podniósł się i pomógł też wstać Khalidi. – Zajmij się Izuną, maleńka.
On chyba bardziej niż ja potrzebuje twoich czułości.
Zaczerwieniłem się tylko.
Khalida otarła łzy spod oczu, ale pozwoliła Grabarzowi wyjść. Mężczyzna, mimo
swojej ślepoty, wciąż miał ruchy pełne pewności i gracji. Jakby wcale nie oddał
mi swoich oczu.
- Khalida?...
Dziewczyna odetchnęła i
odwróciła się do mnie. Podeszła do łóżka i przysiadła na brzegu, uśmiechając
się czule.
- Pokaż no się tu.
Pozwoliłem, by ułożyła swoją
dłoń na moim policzku. Miała ciepłe ręce, czułe i pełne wdzięku. Uśmiechnąłem
się tylko lekko do niej.
- Biały ci nie pasuje, słodki.
- Biały? – zdziwiłem się.
- Grabarz miał białe oczy –
wyjaśniła. – Jak się czujesz?
- Zmęczony – przyznałem.
- Powinieneś odpocząć –
zaproponowała. – I nie przemęczać oczu. Łzawią.
Starła mi palcem mokre ślady z
policzków. Pozwoliłem jej owinąć sobie głowę bandażem i ułożyłem się na powrót
do snu. Z bandażem na oczach wydawałem się daleki od wszystkiego. Ciemność,
która mnie ogarniała, była zła i przerażająca.
- Jestem obok, słodki –
zapewniła mnie Khalida, mocno ściskając moją dłoń. – Przesuń się trochę.
Posłusznie odsunąłem się na bok.
Khalida przylgnęła do mojego boku. Czułem jej ciepło i ciężar jej ręki. Ta
bliskość uspokajała mnie.
Gdzieś daleko Madara z moimi
oczami próbował zmienić świat. Gdzieś indziej młodszy z braci Senju świętował
swoje zwycięstwo. Mój klan mógł teraz gotować się do wojny. Senju mogli
zdobywać świat. Nie liczyło się to dla mnie. Z dala od szczęku mieczy i prochu
bitwy w końcu czułem spokój.
- Khalida…
- Tak, słodki?
- Nie wracajmy do domu jeszcze
jakiś czas, dobrze?
Milczała, a ja nie byłem w
stanie stwierdzić dlaczego. Odetchnąłem ciężko.
- Zostaniemy tutaj – obiecała. –
Jeszcze jakiś czas.
Pokiwałem głową i rozluźniłem
się. Byłem zmęczony i wyczerpany, ranami, leczeniem i operacją, zasnąłem zatem
naprawdę szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz