- Mistrzem polowania był Cuatui.
Razem z Amedem i Dhiinem mieliśmy przechodzić rytuał przejścia na Atov T37.
Ruszyłem jako pierwszy. Tylko że… - Halkrath zaciął się, wciąż wahał się, czy
mówić, czy jednak milczeć. - Amed spanikował. Chciał wracać.
- Stchórzył? - zamruczałem z
niechęcią.
Halkrath skinął sztywno głową.
Nabrałem powietrza i wypuściłem go powoli. Jeśli jeden z niekrwawych spanikował
w taki sposób w czasie polowania, lepiej dla niego, że zginął.
- Jak zginęli? Nosili na sobie
ślady yautjańskiej broni.
- Cuatui nie chciał uwierzyć
Amedowi. Kazał mu iść na polowanie. Amed… wywiązała się walka i… nim wróciłem…
- Amed i Dhiin zabili Cuatui -
dokończyłem za niego. - Co stało się z nimi samymi?
- Amed był mocno ranny, a Dhiin…
sam się zabił, gdy tylko wróciłem.
Skinąłem tylko głową. Działania
Dhiina były dla mnie całkowicie zrozumiałe. Gdyby nie zabił się sam, ruszyliby
za nim egzekutorzy.
- Amed jeszcze żył. - Halkrath
ewidentnie miał dość tej opowieści. - Bał się umierać, ale… zostałem z nim i…
- Obiecałeś bronić jego honoru,
tak? - Warknąłem. - Honoru, którego nie miał. Halkrath! Poświęcasz własny honor
i życie dla kogoś, kto nie jest tego godny.
- To był mój brat krwi - mruknął
sucho.
Warknąłem niezadowolony.
Ustalenie kogoś bratem krwi było jednym z najwyższych określeń, które mogło
paść między niespokrewnionymi ze sobą łowcami. Z jednej strony rozumiałem
Halkratha, ale z drugiej… młody głupiec!
- Opowiesz to na osądzie -
zarządziłem.
Pokręcił jedynie głową, a ja z
nieprzyjemnym warkotem podniosłem się ze złością.
- Są martwi! Sami sobie winni! -
Uniosłem się, przecinając powietrze otwartą dłonią na znak uciętej dyskusji. -
Opowiesz to. Sam wyznasz tę prawdę.
Patrzył na mnie spokojnym spojrzeniem
i widziałem w nim upór i pewność mego brata. Halkrath był z jego krwi i wbrew
pozorom bardzo go przypominał. Wiedziałem zatem, że będzie trudno go przekonać.
Kiande rzadko kiedy byli na tyle usłużni, aby opuszczać swoją raz już obraną
drogę.
- Otrząśnij się - poleciłem
jeszcze sucho. - Wieczorem na osądzie powiesz wszystkim prawdę.
Wyszedłem z celi, nie czekając
na słowa młodego łowcy. Z jednej strony bałem się, że znów odmówi, a z drugiej
nie chciałem nawet dopuszczać do siebie myśli, że mógłby mi się sprzeciwić. Gdy
drzwi zasunęły się za mną, uniosłem spojrzenie. Na korytarzu pod ścianą
naprzeciwko siedziała Sztil, a obok niej Tarei’hsan. Stojący przy celi łowcy
rzucali ku tworowi niepewne, krótkie i zdenerwowane spojrzenia. Potwór,
przecudowna myśl naszego kompleksu naukowego, wciąż wywoływał strach wśród
naszych, mimo że Sztil zawsze pilnowała go i szkoliła twardą ręką.
- Miałaś być przy Bhu’ji —
mruknąłem, kierując się korytarzem ku wyjściu.
Podniosła się zgrabnie. Była
drobna i zwinna, niczym dym poruszała się w każdej przestrzeni. Widziałem ją
też w walce. Moje serce gorzało ogniem ze złości, gdy rozpoznawałem ten
taneczny, bardzo intymny i wyjątkowo skuteczny styl.
- Lord Bhu’ja został
ustabilizowany - zauważyła cicho. - Regeneracja zajmie jednak kilka tygodni.
Nie będzie w stanie stanąć dziś na osądzie.
Skinąłem tylko głową. Sztil szła
krok za mną, po mojej prawej stronie, a Tarei’hsan zamykał cały pochód.
Korytarze więzienia były dość niskie, musiał zatem iść pochylony, z pomrukiem
zahaczając raz po raz głową o sufit.
- Czy Halkrath zgodził się
wyznać prawdę? - zapytała z tą swoją szczerą, ludzką troską i czułością.
- Wiedziałaś o tym? - zmrużyłem
oczy.
Pokręciła głową, zaraz potem
pokiwała, w końcu wzruszyła ramionami. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią.
Miałem jakieś dwa i pół metra wzrostu, jak na yautja byłem dość wysoki. Ona ze
swoim metrem sześćdziesiąt wydawała się drobna, bezradna i słaba. Drażniło mnie
to, bo wiedziałem, że koniec końców, mimo młodego wieku i mieszanej krwi, jest po
stokroć silniejsza ode mnie. Gdyby przyszło mi dziś stanąć naprzeciw niej jeden
na jednego, poległbym i nawet by mnie to nie zaskoczyło.
Ten dziwaczny twór, Tarei’hsan,
też o tym wiedział. Może sprawiłby jej więcej problemów w walce, ale też
pokonałaby go do cna. Był dzikim zwierzęciem i miał doskonale rozwinięty,
pierwotny instynkt. Ten instynkt podpowiadał mu, aby absolutnie nie sprzeciwiać
się Sztil. Każdy z nas, gdzieś w głębi siebie czuł to samo.
- Czuję, że coś jest nie tak -
zauważyła wolno i rozważnie. - Jest z krwi twojego brata, Lorda Theiego. Nie
popełniłby głupiego błędu, prawda? Poza tym… on nie potrafi kłamać. Jak Lord
Thei.
Parsknąłem tylko śmiechem.
Owszem, mój brat był potężnym łowcą, silnym, brutalnym i nieustępliwym. Jego
siła przerażała nawet jego partnerkę, Wierę. I pomimo tego wszystkiego nigdy
nie widziałem, by kłamał. Był nieustępliwy również w wypowiadanej prawdzie.
Halkrath bardzo go przypominał.
- Oskarżono go też o stan Lorda
Bhu’ji - zauważyła Sztil.
- Został ranny w polowaniu - odparłem,
ruszając dalej korytarzem.
- Wobec poprzedniego oskarżenia
wysunięto też to - wyjaśniła. - Halkrath nie miał hełmu. Zostawił go na Ulunus?
Zamruczałem z niezadowoleniem.
- Hełm Bhu’ji? - podsunąłem.
- Zniszczony, nie możemy
odczytać danych, czyszczenie zajmie kilka dni.
- Nie mamy kilku dni -
warknąłem.
- Nie mamy - potwierdziła.
Zatrzymałem się i odetchnąłem.
Sztil była bardzo inteligentna, sprytna i żywiołowa. Pomimo że nienawidziłem
tego, jak bardzo przypominała Sir’kę, lubiłem z nią współpracować. Liczyłem się
z jej zdaniem i mimo jej młodego wieku powierzałem jej wiele ważnych dla klanu
misji.
- Leć na Ulunus - zadecydowałem.
- N’ritja ma napęd do skoków. Znajdź wszystko, co możesz. Wróć przed osądem.
Kobieta uśmiechnęła się,
skłoniła i pobiegła ku wyjściu, a jej czarny, krótki płaszcz zrobiony z
miękkiej, poszarpanej chusty zafalował za jej plecami. Tarei’hsan zaryczał
głośno i ruszył za nią.
Przez chwilę miałem nadzieję, że im się uda, potem jednak szybko zorientowałem się, kogo wysłałem na misję. Nie… kto, jak kto, ale Sztil wykona to zadanie bez problemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz