Madara: ona

 


Grabarz śpiewał cicho jakąś zapomnianą, pogrzebową pieśń. Obok niego, na koźle, siedziała Chiva, otulona płaszczem, oparta o ramię siwowłosego. Sasuke z kolei opierał się plecami o jedną z trumien, niespokojnie spoglądając to w prawo, to w lewo. On, podobnie jak ja, denerwował się tą całą podróżą, a w szczególności jednak tym, co miało być przy jej końcu.

W końcu drzewa zaczęły stawać się zbyt znajome, a my obaj – nazbyt zdenerwowani. Westchnąłem tylko i wyprostowałem się. Sasuke obrzucił mnie nerwowym spojrzeniem. Wiedziałem, że wolałby ruszyć do boju, niż mierzyć się z przeszłością. Tak samo zresztą, jak i ja.

- Nie śpij, maleńka. – Grabarz poruszył się, budząc Thwei. – Jesteśmy na miejscu.

Uniosłem głowę. W moim sercu coś zabiło mocniej, coś innego zmroziło wszystkie żyły. Liść. Brama Liścia. Odetchnąłem tylko i podniosłem się, zeskakując z wozu. Sasuke zrobił to samo.

Tuż przed bramą Grabarz zatrzymał klaczkę. Zarżała cicho i wstrząsnęła łbem. Odetchnąłem tylko i poklepałem Sasuke po ramieniu.

- Dasz radę, młody – mruknąłem, chociaż sam nie byłem już niczego pewny.

Pokiwał tylko głową w milczeniu i odgarnął włosy z czoła. Podeszliśmy do Grabarza, który rozmawiał właśnie ze strażnikami. Przy bramie stał też ktoś jeszcze. Grabarz zasłaniał go swoim ciałem, a ja pozostałem przy klaczce, głaszcząc zwierzę po szyi.

- To znaczy? – Usłyszałem kobiecy głos. – Co to znaczy, że masz dla mnie niespodziankę, Daksza?

Uniosłem nagle spojrzenie, wciąż odwrócony plecami do bramy. Ten głos… nie słyszałem go prawie sześćdziesiąt lat, ale doskonale pamiętałem ten głos. Był jedyny w swoim rodzaju, niczym łagodny dźwięk tysiąca srebrnych dzwoneczków. Zapowiedź ogromnej rozkoszy i niewyobrażalnego bólu.

- Tak, Itachi jest we wiosce, przyjdzie za chwilę, odnosił tylko coś do Hatake. Daksza? Czemu się tak śmiejesz?

Odwróciłem się powoli. Na bogów… tyle lat szukałem i czekałem. Przez tyle lat mijałem się z nią w tylu miejscach, przez tyle lat goniłem za duchem. Aż w końcu… tam, gdzie najmniej jej bym się spodziewał…

- K-Khalida?...

Grabarz odsunął się i dziewczyna w końcu mogła mnie zobaczyć. W jej oczach widniało zaskoczenie, nie mniejsze, niż zapewne w moich. Opuściłem ręce z szyi klaczki i zrobiłem jeden krok.

- Madara?...

Grabarz zachichotał po wariacku. Ja natomiast jęknąłem i podszedłem do dziewczyny, mocno wtulając ją w swoje ciało.

- Błagam, nie znikaj – wyszeptałem. – Proszę cię, nie znikaj.

- Madara…

- Tylko mi znowu nie znikaj, Khalida.

- Madara.

Wtuliła się w mnie mocno. Jęknąłem tylko, odsuwając się nieco. Ująłem jej twarz w dłonie i uśmiechnąłem się.

- To naprawdę ty – wyszeptałem. – Khalida… gdzieś ty była przez cały ten czas?

- J-ja… - zaczęła. – I Daksza… znaczy Grabarz… i…

- Grabarz? – zdziwiłem się, po czym spojrzałem na siwowłosego. – Wiedziałeś przez cały ten czas?

Mężczyzna zachichotał i rozłożył ręce na bok.

- Nigdy nie pytałeś – wymruczał.

Prychnąłem tylko. Paczcie go. Nigdy nie pytałem.

- Madara. – Khalida odgarnęła z mojego prawego oka grzywkę, czym na powrót zwróciła całą moją uwagę na siebie.

- Na bogów, jesteś tak samo piękna jak w dzień, gdy ostatni raz cię widziałem, Khalida.

Zaczerwieniła się widocznie. Chciała wysunąć się z moich rąk, ale nie pozwoliłem jej na to. Nie tym razem.

Zamruczała cichutko, gdy zanurzyłem się w jej ustach. Przymrużyła oczy, oparła się o mnie i objęła mnie mocno. Na bogów ziemi i nieba! Jak bardzo, bardzo mi tego brakowało.

Odsunąłem się nieco od Khalidii i odetchnąłem. Malak też westchnęła, opierając czoło o mój tors. Gdzieś tam wciąż chichotał Grabarz. Jego szatański plan w końcu się mu zapewne udał.

- Madara? Co ty tu… S-sasuke?...

Uniosłem spojrzenie i zamarłem. Przede mną stał Itachi. A za mną, o ile wciąż dobrze pamiętałem, znajdował się najmłodszy przedstawiciel klanu Uchiha.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz