Ulica klanu Uchiha już od
dobrych dziesięciu lat nie była tak zatłoczona i pełna życia. Uśmiechnąłem się
mimowolnie. Na głównym placu płonęło ognisko, a wokoło ustawiono ławy i stoły.
Swoje miejsce znalazł tutaj Brzask i wszyscy ci, którzy pozostali z szanowanego
niegdyś klanu wachlarzy.
Madara nie opuszczał Malak na
krok. Nie znałem tej kobiety, ale domyślałem się, że to o niej mówił nie raz w
pełnych żalu i tęsknoty słowach. Dwójce często towarzyszył Izuna i ten cichy
Tobirama. Z kolei mistrzyni, pomimo ostrych słów przed bramą, dawała się
zauroczyć Itachi’emu po raz kolejny. I nie sądziłem, by któremukolwiek z dwójki
to przeszkadzało.
- Sasuke!
Jęknąłem, gdy ktoś z hukiem
wpadł na mnie całym ciężarem własnego ciała.
- Naruto, idioto – parsknąłem. –
Jesteś ciężki. Oszczędzaj z tym ramenem, co?
Uzumaki zaśmiał się tylko i
przysiadł się obok mnie. Skrzywiłem się nieco. Ten prostolinijny idiota. Jemu
jako jednemu z niewielu mój powrót w takich okolicznościach i takim towarzystwie
kompletnie nie przeszkadzał.
- Mistrz Kakashi mówi, że teraz
będziemy mieć szanse w walce – zauważył. – Chce nas sprawdzić jutro na polanie.
Ciebie też, Sasuke!
Zmarszczyłem brwi. Widziałem jak
mistrzyni Chiva rozmawiała z mistrzem Kakashim. Nie pomyślałem jednak, że
sprawy przybiorą taki obrót. Teraz Thwei siedziała z Itachi’m, cicho
rozmawiając o czymś, co zapewne było niezwykle ważne dla dwójki.
- To twój brat, prawda? –
Uzumaki stał się nieco spokojniejszy. – Wszystko skończyło się jednak dobrze
między wami.
Pokiwałem głową. Uzumaki
uśmiechnął się lekko. Ten młotek… przez te trzy lata mojej nieobecności wyrósł,
spoważniał i zapewne urósł w siłę nie mniej, niż ja. W takim wypadku
reaktywowanie drużyny siódmej nie wydawało mi się być takim wielkim problemem i
tak dużą głupotą.
- Mistrz Kakashi powiedział, że
możemy wszystkim tutaj zaufać – westchnął Naruto. – Nawet… tym z Brzasku.
- Itachi jest w Brzasku –
zauważyłem.
Naruto pokiwał tylko głową.
- Czemu tu siedzicie? – Do
naszego stolika podszedł Izuna. – Nie powinniście znaleźć sobie dziewczyn?
- I kto to mówi, mistrzu! –
Naruto wyszczerzył tylko ząbki.
Izuna stuknął go dwoma palcami w
czoło. Poczułem się dziwnie. Ten gest towarzyszył mi od maleńkości, a teraz
wracał do mnie ze zdwojoną siłą.
- Idź ty już podrywać Hyugę –
westchnął.
- Hyugę? – zdziwił się Naruto. –
Ale…
- Naprawdę, nie zauważył tego
przez tyle lat? – parsknąłem śmiechem.
- Nie. – Izuna westchnął.
- O co wam chodzi?! – Uzumaki
oburzył się widocznie.
Zaśmiałem się tylko. Ten młotek.
Nie, jednak nie dorósł nawet odrobinę. Rozwrzeszczany, nieświadomy niczego
dzieciak z mocą wielkich tego świata.
- O nic, Naruto – odparłem.
- Eh… - Izuna westchnął tylko
głęboko. – Hinata! Oj, Hinata! Hinata, chodź tu natychmiast!
Młoda panienka Hyuga posłusznie
podeszła. Skłoniła się przed każdym z nas z szacunkiem.
- M-mistrzu? Sasuke. – Jej wzrok
osiadł na postaci Uzumakiego, momentalnie sprawiając, że kobieta zaczerwieniła
się mocno. – Naruto?
- Hinata, Naruto się źle czuje,
możesz go wziąć na spacer? – Izuna machnął ręką na dwójkę. – Świeże powietrze
znad rzeki dobrze mu zrobi.
- Ale mnie nic nie…
- A zaraz może być. – Głos Izuny
był zimny i nieprzyjemny.
Naruto przełknął tylko ślinę i
po chwili niezręcznie ruszył z Hyugą nad rzekę. Izuna natomiast odetchnął i
przysiadł naprzeciw mnie.
- Mistrzyni mówi, że czeka nas
coś złego – zauważyłem cicho.
- Owszem – potwierdził Izuna. –
Skoro jednak jesteśmy tu już wszyscy, powinno pójść nam z tym o wiele łatwiej,
Sasuke.
Odetchnąłem. Spojrzałem wokoło.
Część członków Brzasku siedziała przy ognisku, ciesząc się swoim towarzystwem.
Reszta rozmawiała, zabawiając młode dziewczę o białych włosach. Madara i
Khalida zniknęli, tak samo zresztą, jak mistrzyni i Itachi. A mnie, nie
wiedzieć czemu, nagle zrobiło się strasznie smutno i samotnie.
- Coś cię martwi, Sasuke? –
zapytał Izuna.
- Nie – skłamałem.
- Pan Sasuke kłamie. – Na ławę przy
naszym stole wdrapała się Arystea, wychowanica Brzasku. – Martwi się, bo mu
smutno i nie wie, czy wszystko się uda. Ale się uda. Itachi jest już w domu, a
niedługo wszyscy znajdą swoje serduszka do kochania.
Skrzywiłem się tylko, słysząc
małą.
- Ar, miałaś nad tym panować. –
Izuna uśmiechnął się tylko.
- Kiedy to prawda! – oburzyła
się widocznie. – I pan też nie musi się martwić. Nawet jeśli będzie pan czekał z
nas wszystkich najdłużej, panie Izuna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz