Sasori: tylko jedna bajka

 


Kisame i Itachi zajęli jeden pokój, a Deidara drugi. Arystea odmówiła spania osobno w czwartym, wolnym łóżku, wciskając się pod pościel razem z Uchihą. Itachi nie zaoponował, wręcz przeciwnie – o ile mi się dobrze wydawało, przyjął ten fakt z pewną dozą ulgi.

Dorzuciłem do paleniska trochę drew. Było chłodno, a ogień ogrzewał zarówno salon, jak i oba pokoje. Wolałem, żeby nikt nie przeszkadzał mi w pracy, nie chciałem też słuchać kolejnego narzekania Deidary na katar.

Był środek nocy, a ja dopiero złożyłem ogon Hiruko w całość. Zniszczona w ostatniej walce dłoń Cienia Wiatru też wymagała naprawy i nowych pieczęci. Westchnąłem i odłożyłem na bok Hiruko, wyjmując zwój z moją ulubioną kukłą. Rozpieczętowałem ją i ułożyłem równo przed sobą.

Drzwi do sypialni, w której spał Itachi i Kisame, otworzyły się. Zerknąłem tam i zmarszczyłem brwi, widząc drepczącą Senju. Miała na sobie o wiele za dużą koszulkę Deidary, w której niemal cała się topiła. Wyglądała wyjątkowo pociesznie i nieporadnie.

- Czemu nie śpisz? – skarciłem ją. – Jest późno, Ar.

- Czemu pan nigdy nie śpi, panie Sasori?

- Nie potrzebuję snu – odpowiedziałem. – Chcesz pić?

Pokręciła głową i przysiadła przed marionetką. Pogładziła palce kukły i westchnęła tylko. Może wyczuła, że kiedyś ten człowiek żył, a może po prostu spodobało jej się gładkie, czyszczone niemal do połysku drewno.

- Idź spać, Ar – mruknąłem.

- Mogę zostać z panem, panie Sasori?

- Nie spodobało ci się spanie z Itachim? – zauważyłem kąśliwie, a gdy zaczerwieniła się lekko, westchnąłem. – Eh, stanowczo za mała jesteś na takie uwagi.

- Nie jestem wcale mała! – oburzyła się.

- Dobrze, jesteś nieletnia na takie uwagi – odparłem. – Czemu chcesz tu siedzieć?

Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, odwracając wzrok na bok. Zmrużyłem oczy z uśmiechem. Senju zrobiła się ostatnio naprawdę dziwna. I, jak prawdziwa kobieta, zaczęła być bardzo kłopotliwa i niezrozumiała.

- Ar, mów wyraźnie – skarciłem ją, rozkręcając ramię kukły. – Albo wracaj spać.

- Opowie mi pan bajkę, panie Sasori?

Westchnąłem tylko, patrząc na nią niechętnie. Wiedziałem, że ten jeden raz, kiedy ostatnio opowiadałem jej bajkę, będzie się za mną ciągnął i ciągnął.

- Nie, idź spać – burknąłem. – Mam dużo pracy i nie mam czasu na bajki.

Nie odpowiedziała, ale też sobie nie poszła. Siedziała po drugiej stronie Cienia i kiwała się na piętach to w przód, to w tył. Jasne włosy wysunęły się z nieporządnego warkocza, odgarniała je raz po raz. Gdy kucała, sięgały aż do podłogi.

Wyjąłem drugi zwój i rozpieczętowałem odpowiednie części. Wymieniłem ramię kukły i wymalowałem na nim odpowiednie pieczęci. Złożyłem wszystko w całość z wyjątkową dokładnością i zapieczętowałem na powrót w zwojach.

- Teraz opowie mi pan bajkę, jeśli pan już skończył?

- Jesteś męcząca, Ar – westchnąłem, chowając zwoje.

- Proszę?

Westchnąłem tylko i usiadłem przed paleniskiem po turecku. Mała od razu wdrapała się na mnie i usadziła się pomiędzy moimi nogami. Oparłem głowę o rękę, której łokieć wsparłem o kolano.

- Nie pozwalasz sobie na za dużo? – zamruczałem, mimowolnie się uśmiechając.

- Proszę, panie Sasori – wyjęczała. – Tylko jedna bajka.

Westchnąłem tylko.

- Ostatnio też była tylko jedna – zauważyłem. – Idź spać do Itachi’ego, Ar.

Młoda panienka Senju robiła wybitnie niezadowoloną minkę, czym właściwie już topiła moje twarde i nieczułe serce. Odetchnąłem tylko głęboko, przymykając swoje oczy. Jeśli nie będę widzieć tej jej słodkiej, płaczliwej minki, może mała sobie po prostu pójdzie, czyż nie?

Ale nie, nie poszła sobie. Wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.

- Ar… przesadzasz.

- Tylko jedna?

Westchnąłem po raz kolejny i otworzyłem oczy. Arystea siedziała między moimi nogami i wtulała się we mnie całego. Ta mała, cholerna, irytująca dziewczyna. Nie zazdrościłem temu, który będzie ją musiał kochać w przyszłości.

Drgnąłem lekko. Jeśli Ar zostanie z nami dłużej, może nie mieć nikogo, kto ją będzie kochał w przyszłości. Nagle z tego powodu poczułem się zły i smutny. Senju mocniej przycisnęła się do mnie i wymamrotała coś niewyraźnie.

- Ar, nic nie rozumiem, jak tak mamroczesz – mruknąłem.

- Niech się pan nie martwi, panie Sasori – wyszeptała już wyraźniej. – Jeśli ani pan, ani reszta się nie zawahacie w odpowiednich momentach, wszyscy będą mieć kogoś, kto będzie ich kochał.

Skrzywiłem się mocno i postukałem Arysteę w czubek głowy.

- Miałaś tego nie robić – zauważyłem niechętnie. – Ar… to prywatne myśli, nie możesz ciagle się w nie wpinać.

- Kiedy to tak samo… - jęknęła płaczliwie. – Przepraszam, panie Sasori.

- Panuj nad tym – westchnąłem, prostując się. – Czy treningi z Kakuzu nic ci nie dały?

- Ale to tak do końca nie zależy od chakry, panie Sasori – zauważyła. – To raczej… tak samo się.

- Aha – westchnąłem. – Jedna bajka i wracasz do Itachi’ego, jasne?

Pokiwała ochoczo głową. Westchnąłem tylko i zacząłem opowiadać stare baśnie, które kiedyś opowiadała mi do snu babcia Chiyo. Nie były długie, nie były też krótkie. W sam raz, żeby zaspokoić dziecięce potrzeby i samemu nie zanudzić się na śmierć. Gdy skończyłem, Arystea ziewnęła i przytuliła się mocniej do mnie.

- No, no, no. – Odsunąłem ją od siebie niechętnie. – Spać, mała.

Arystea zeszła z moich kolan i skierowała się z powrotem do sypialni. Nim jednak tam dotarła, wróciła, ucałowała mnie mocno w policzek i już biegiem dopadła do drzwi. Westchnąłem tylko i uśmiechnąłem się. Ta mała, szalona dziewuszka nie przestawała mnie zaskakiwać.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz