- Niech to diabli.
Westchnąłem ciężko. Opowieść
Madary wiele wyjaśniała, ale nie pozostawiała miejsca na dużo nadziei.
- Zawsze możemy iść po twojego
brata – zauważył Madara.
- I mam go oślepić? –
parsknąłem. – Jak ty swojego?
Uśmiechnął się, ale widziałem, że
trafiłem w czuły punkt.
- Wymyśl coś lepszego, starcze –
burknąłem. – Tyle łazisz po tej ziemi, chwalisz się tym na każdym kroku, wymyśl
coś.
- Wieczny kalejdoskop był, jest
i będzie osiągany tylko w ten sposób. – Madara wyprostował się.
- Próbowałeś czegoś innego? –
zapytałem.
- Nie, ale…
- To spróbuj – rzuciłem,
wstając. – Masz idealny obiekt testowy. Wymyśl coś, bezużyteczny starcze.
Zostawiłem go na pomoście i
wróciłem pod wodospad. Dopóki ten przeklęty starzec czegoś nie wymyśli i tak
nie będzie sensu przy nim tkwić.
Przeskoczyłem po skałach na
swoje stałe miejsce. Usiadłem i złożyłem ręce przed sobą. Zanim jednak je
zamknąłem, zauważyłem, jak pod dom zajeżdża powóz. Klaczka, która go ciągnęła,
szła wolno i wyglądała, jakby sama śmierć na niej jeździła. Na koźle siedział
natomiast wysoki osobnik w ciemnym płaszczu.
- Grabarz – mruknąłem. – Tego
brakowało.
Odetchnąłem i zamknąłem oczy.
Nie minęło dziesięć minut, gdy moje ciało pokryło się cienką warstwą chakry i w
końcu przestałem czuć wodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz