Tobirama: obiad (1/2)

 


- He? – niezadowolony założyłem ręce na pierś. – Czemu dziś się rozdzielamy?

- Tobirama. – Ibot jak zwykle miał twardy, ale spokojny głos.

- Zaczniemy ćwiczyć nieco inaczej. – Z kolei Khalida jak zwykle była pełna optymizmu i energii. – Madara, Hashirama i Nefretetti ruszą z Ibotem jeszcze dziś. Izuna, Tobirama… zostaniecie tutaj ze mną.

Ta przeklęta dziewucha. Ibot mógł mieć twardy, nieznoszący sprzeciwu głos, ale to jej słowa, delikatne brzmienie, miało u nas więcej posłuchu. Było niezwykłe samo w sobie. Dźwięk tysiąca maleńkich dzwoneczków, zapowiedź ogromnego szczęścia i niewyobrażalnego smutku. Szliśmy za nim jak głupcy.

- Ahahahaha! W końcu trochę odpoczynku!

- Hashirama! To trening, idioto! – skarciłem brata. – Nie masz tu odpoczywać!

Hashirama zrobił niezadowoloną minę. Razem z Naomi i Uchihą po chwili posłusznie ruszyli za Ibotem. Na polanie treningowej zostałem ja, Izuna i Malak.

- Pod wodospad – zarządziła Khalida.

Obaj z Izuną skrzywiliśmy się. Wodospad był jednym z tych ćwiczeń, które trenowała z nami jedynie Malak. Były żmudne, monotonne i wyczerpujące. Doskonale wzmacniały ducha i ciało. Wiedzieliśmy o tym, ale mimo to nienawidziliśmy tego cholernie.

Izuna skierował się tam jako pierwszy, podążyłem za nim. Uchiha przeskoczył po kamieniach na swoje stanowisko, a ja, mimo że miałem ochotę stanąć dalej, zająłem swoją pozycję obok niego. Cofnęliśmy się o krok i pozwoliliśmy, aby silny strumień wody zaczął uderzać w nasze ciało.

To nie było przyjemne ćwiczenie. Już po chwili woda zaczęła boleśnie wrzynać się w ciała. A przecież to był dopiero początek. Czekało nas jeszcze długie stanie pod tym wodospadem w całkowitym bezruchu.

Za każdym razem, gdy wykonywaliśmy to ćwiczenie, Malak stała przed nami. Z rękoma założonymi na pierś, w lekkim rozkroku stawała się nie trenerem, ale dowódcą. Z początku często przechodziła między nami, poprawiając postawę i korygując błędy. Szybko jednak wszyscy nauczyliśmy się, jak perfekcyjnie wykonywać ćwiczenie. Od tego momentu po prostu tam stała. Nieruchomo niczym skała naprzeciw sztormom.

Mijały minuty, a wciąż tam staliśmy. Malak różnie rozdzielała czas na to ćwiczenie. Czasami staliśmy tu jedynie kwadrans, ale był tez dzień, w którym kazała nam trwać pod wodą od wschodu do zachodu. Sprzeciwiłem się jej tylko raz. Nikt z nas nie popełnił tego błędu później ponownie.

- Wahadła!

Wyskoczyliśmy z ulgą spod wodospadu i stanęliśmy przy wahadłach. To ćwiczenie było o wiele bardziej męczące, ale wolałem to, niż obijającą się o moje ciało wodę.

Malak chodziła przy nas i poprawiała nasze ruchy stanowczym głosem. W czasie treningów jej ton zmieniał się. Nie był tak czuły i radosny. Wymagał i karcił. Obiecywał siłę i potęgę całego świata. Wystarczyło słuchać.

Trzymała nas na wahadłach do późnej nocy. Byliśmy zmęczeni i głodni, wyczerpani wodospadem i ćwiczeniami. Gdy ściągnęła nas z wahadeł, było już dobrze po północy.

- Jutro o wschodzie słońca chcę was widzieć pod wodospadem – zarządziła.

Pokiwaliśmy tylko głowami. Zazdrościłem Hashiramie. W całej swej surowości Ibot nigdy nie był tak rygorystyczny, jak Malak.

- Ja jutro nie wstanę. – Izuna osunął się z jękiem po ścianie pod wahadłami. – Pojutrze też nie.

Odetchnąłem i przysiadłem obok niego. Byłem zmęczony. Głodny. Wiedziałem, że jutro wcale nie będzie łatwiej.

- Powinniśmy coś zjeść – zauważyłem. – Przespać się.

- Równie dobrze możemy już teraz iść pod wodospady – jęknął Izuna.

Ta myśl wydawała mi się cholernie nieprawdopodobna. Zaśmiałem się tylko i odetchnąłem.

- Ale najpierw coś zjedzmy – stwierdziłem.

Izuna zerknął na mnie zaskoczony, a zaraz potem parsknął ze śmiechem.

- Rumi miała zrobić dziś pieczeń – westchnął. – Chcesz się załapać?

Coś tknęło mnie w środku. Rumi. Ta nieporadna kobieta. Całkowite przeciwieństwo tego, co myślałem dotychczas o klanie Uchiha. Odetchnąłem tylko i pokiwałem głową.

- Chętnie.

Izuna uśmiechnął się radośnie. Jeszcze do niedawna darliśmy koty, zgodnie z przeznaczeniami naszych klanów, tłukąc się przy każdej, możliwej okazji. Izuna szybko zmienił nastawienie. Pod opieką Ibota i tej cholernej Malak wiele rzeczy przestało mieć sens i swój normalny rytm.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz