Tobirama: obiad (2/2)

 


Uchiha podniósł się i poczekał na mnie. Ruszyłem za nim. Zejście do wioski zajęło nam jakieś pół godziny. Domy klanu Uchiha nie były jednak aż tak daleko, znajdowały się o wiele bliżej, niż domy Senju. Ulokowane na obrzeżu wioski wydawały się puste i nawiedzone. Jak zawsze, przechodziły mnie ciarki, gdy się tutaj znajdywałem.

Izuna zeskoczył do jednego z ogrodów. Wnętrze domu było rozświetlone, podobnie zresztą, jak ogród. Było tu spokojnie, a ciszę nocy przerywał tylko łagodny, kobiecy śpiew.

Rumi. Nie znałem jej za długo, ale rozpoznałem bez problemu jej głos. Był łagodny i pełen ufności do świata, mimo tego, że świat niczego dobrego nie przyniósł jej rodowi.

- Tylko… wiesz… - Izuna zawahał się przed wejściem do wnętrza. – Gdybyś…

- Wyduś to z siebie – burknąłem zirytowany jego jąkaniną.

- Postaraj się jej nie przestraszyć więcej, dobra?

Zmarszczyłem niezadowolony nos. Cholerny Uchiha. Parsknąłem tylko.

- Nie moja wina, że jest strachliwa – rzuciłem. – Nauczyła się pływać?

- Naaaah! – Izuna zaśmiał się, wchodząc na taras. – Rumi nienawidzi wody. Dobry wieczór! Oj, Rumi, wróciłem!

Uchiha wszedł do wnętrza domu. Ruszyłem za nim. Z kuchni po lewej wychyliła się Rumi.

- Izuna? A gdzie Madara?

- Ma trening za miastem – poinformował Uchiha. – Przyprowadziłem kogoś! Znajdzie się obiad, prawda? Siostrzyczko? Obiad? Papu!

Rumi zerknęła ponad ramieniem brata i mimowolnie cofnęła się nieco. Zmrużyłem oczy. Ta dziewucha musiała się mnie bać jak ogień wody. Co, zważając na zdolności naszych klanów, było naprawdę ironiczne.

- Dobry wieczór, panie Tobirama – przywitała się cicho.

Skinąłem tylko głową. Izuna już wpakował się do kuchni, trajkocząc jak najęty. Rumi odsunęła się na bok, wszedłem zatem do pomieszczenia za Uchihą.

Kuchnia była duża, przestronna i dobrze oświetlona. Szafki biegły przy wszystkich trzech ścianach, a na samym środku stał ciężki, dębowy stół. Unosił się tutaj przyjemny zapach pieczonego mięsa. Ledwo co go poczułem, w brzuchu skręciło mi się coś z głodu.

- Padam z głodu, Ruuuumi! – Izuna usadził się za stołem. – Mistrzyni dała nam dzisiaj okropnie popalić na wahadłach. I do tego mamy tam być jeszcze przed świtem z powrotem.

- Zjesz i pójdziesz odpocząć, Izuna. –Rumi uśmiechnęła się uroczo, stawiając przed nim talerz gorącego jedzenia; podobny talerz postawiła przede mną. – Smacznego.

Jedzenie wyglądało naprawdę zachęcająco. Pieczone kawałki mięsa w sosie, ziemniaki i trochę zieleniny. Rumi ustawiła też na stole niedużą butelkę sake. Izuna zabrał się od razu do jedzenia. Uścisk w moim żołądku jeszcze się zwiększył, nie miałem zamiaru zatem dłużej czekać.

Rumi przysiadła naprzeciw Izuny. Uchiha trajkotał jak najęty, opowiadając jej szczegółowo każdy moment z całego dnia. Jakby było cokolwiek ciekawego w tym, że pół treningu spędził, stercząc pod wodospadem, a drugie pół robiąc obroty na wahadłach. Rumi jednak słuchała go przez cały czas z tym samym uroczym, czułym uśmiechem. Odwróciłem spojrzenie od dwójki i zająłem się jedzeniem. Widok radosnego rodzeństwa drażnił mnie, chociaż właściwie nie wiedziałem dlaczego.

- Oj, Rumi…

- Izuna, jeśli jutro masz wcześnie wstać, lepiej, żebyś więcej nie pił.

Rumi ściągnęła butelkę ze stołu. Izuna prychnął tylko. Jego zaróżowione policzki mówiły same za siebie o tym, ile alkoholu już wypił. Westchnąłem tylko. Jeśli do rana nie przetrzeźwieje, Malak zrobi z niego papkę na wahadłach.

- Nie muszę wstawać! – zaprzeczył, otaczając mnie ramieniem. – Uznaliśmy z Tobiramą, że więcej ćwiczeń jedynie nas wzmocni! Za chwilę wracamy.

- Nie dotykaj mnie, Uchiha – syknąłem, wysuwając się z jego uścisku.

Rumi zaśmiała się tylko.

- Muszę na stronę – wymamrotał cicho Izuna.

Uchiha wyszedł nieco chwiejnie. Zostałem sam w kuchni z Rumi. Kobieta zebrała naczynia ze stołu i złożyła je w zlewie. Poczułem się nieswojo. Gorący obiad rozleniwił mnie. Alkohol, który dodatkowo zaserwowała Rumi, również. Odetchnąłem tylko i oparłem ręce o stół, a głowę o własne dłonie.

Rumi zaczęła coś nucić. Zerknąłem na nią spomiędzy palców. Zmywała naczynia, lekko kołysząc się w rytm własnej muzyki. Miała długie, ciemne włosy, teraz spięte w luźną kitkę. Kołysały się na boki tak samo, jak ona. Długie, ciemne kimono ze znakiem Uchiha na plecach opinało ją ciasno w talii. Była naprawdę piękną kobietą. Do tego słodko nieporadną i uroczo czułą.

Nie spodobało mi się takie myślenie. Zmarszczyłem niezadowolony nos i odwróciłem od niej wzrok. Na ścianie w kuchni, tuż przy drzwiach, znajdowało się kilka zdjęć. Na większości z nich był Madara, Izuna i Rumi. Wyglądali na szczęśliwych.

- Jeszcze coś ci podać, panie Tobirama?

- Nie, dziękuję – odpowiedziałem. – Jak tylko Izuna wróci, zbierzemy się.

Uśmiechnęła się lekko do mnie. Wciąż było czuć od niej dystans i obawę, ale bała się mnie zdecydowanie mniej. Przysiadła przy stole naprzeciwko mnie.

- Izuna mówił, że nie nauczyłaś się pływać – zauważyłem. – Nadal.

Zaczerwieniła się i odwróciła speszony wzrok. Wyglądała tak słodko, że mimowolnie zaśmiałem się.

- Nauczę cię, jeśli chcesz – zaproponowałem.

Zerknęła ku mnie niepewnie. No tak… ta propozycja mogła być nieco nie na miejscu. W końcu jeszcze do nie tak dawna chciałem wybić ich wszystkich w pień. Czasami nadal chciałem…

Gdzieś w korytarzu coś huknęło. Usłyszeliśmy jęk Izuny.

- Nic mi nie jest! – zakrzyknął.

- Pójdę sprawdzić, co z nim – odetchnąłem, podnosząc się. – Zaraz się zbierzemy.

Wyszedłem z kuchni. Izuna siedział na środku korytarza, trąc czoło palcami. Podniosłem go za kołnierz.

- Lepiej zacznijmy z wodospadem – mruknąłem. – Może trochę to z ciebie zmyje.

Izuna mruknął coś niechętnie i przetarł oczy.

- Pffff… nic mi nie jest, Senju – burknął, wyrywając się.

Wyszedł z domu i zniknął mi w mroku. Odetchnąłem tylko. Gdy był zły lub pijany, wciąż wychodziła na wierzch ta zastana nienawiść dwóch klanów. Nie pozbyli się tego. Ja zapewne też nie.

- Um… Tobirama…

Odwróciłem się. Rumi. Stała niepewnie w drzwiach do kuchni.

- Może… jak skończycie tę serię treningów? Nauczysz mnie pływać?

Zaskoczyła mnie tym. Myślałem, że moja propozycja wydawałaby się jej nieodpowiednia. A jednak zgodziła się.

- Jasne. – Uśmiechnąłem się. – Po tej serii.

Odpowiedziała mi nikłym, ale ciepłym uśmiechem. Wyszedłem z domu i dogoniłem Izunę. Pół godziny później tkwiliśmy oboje pod wodospadem, pozwalając, by zimna woda tłukła się o nasze ciała.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz