Uchiha podniósł się i poczekał
na mnie. Ruszyłem za nim. Zejście do wioski zajęło nam jakieś pół godziny. Domy
klanu Uchiha nie były jednak aż tak daleko, znajdowały się o wiele bliżej, niż
domy Senju. Ulokowane na obrzeżu wioski wydawały się puste i nawiedzone. Jak
zawsze, przechodziły mnie ciarki, gdy się tutaj znajdywałem.
Izuna zeskoczył do jednego z
ogrodów. Wnętrze domu było rozświetlone, podobnie zresztą, jak ogród. Było tu
spokojnie, a ciszę nocy przerywał tylko łagodny, kobiecy śpiew.
Rumi. Nie znałem jej za długo,
ale rozpoznałem bez problemu jej głos. Był łagodny i pełen ufności do świata,
mimo tego, że świat niczego dobrego nie przyniósł jej rodowi.
- Tylko… wiesz… - Izuna zawahał
się przed wejściem do wnętrza. – Gdybyś…
- Wyduś to z siebie – burknąłem
zirytowany jego jąkaniną.
- Postaraj się jej nie
przestraszyć więcej, dobra?
Zmarszczyłem niezadowolony nos.
Cholerny Uchiha. Parsknąłem tylko.
- Nie moja wina, że jest
strachliwa – rzuciłem. – Nauczyła się pływać?
- Naaaah! – Izuna zaśmiał się,
wchodząc na taras. – Rumi nienawidzi wody. Dobry wieczór! Oj, Rumi, wróciłem!
Uchiha wszedł do wnętrza domu.
Ruszyłem za nim. Z kuchni po lewej wychyliła się Rumi.
- Izuna? A gdzie Madara?
- Ma trening za miastem –
poinformował Uchiha. – Przyprowadziłem kogoś! Znajdzie się obiad, prawda?
Siostrzyczko? Obiad? Papu!
Rumi zerknęła ponad ramieniem
brata i mimowolnie cofnęła się nieco. Zmrużyłem oczy. Ta dziewucha musiała się
mnie bać jak ogień wody. Co, zważając na zdolności naszych klanów, było
naprawdę ironiczne.
- Dobry wieczór, panie Tobirama
– przywitała się cicho.
Skinąłem tylko głową. Izuna już
wpakował się do kuchni, trajkocząc jak najęty. Rumi odsunęła się na bok,
wszedłem zatem do pomieszczenia za Uchihą.
Kuchnia była duża, przestronna i
dobrze oświetlona. Szafki biegły przy wszystkich trzech ścianach, a na samym
środku stał ciężki, dębowy stół. Unosił się tutaj przyjemny zapach pieczonego
mięsa. Ledwo co go poczułem, w brzuchu skręciło mi się coś z głodu.
- Padam z głodu, Ruuuumi! –
Izuna usadził się za stołem. – Mistrzyni dała nam dzisiaj okropnie popalić na
wahadłach. I do tego mamy tam być jeszcze przed świtem z powrotem.
- Zjesz i pójdziesz odpocząć,
Izuna. –Rumi uśmiechnęła się uroczo, stawiając przed nim talerz gorącego
jedzenia; podobny talerz postawiła przede mną. – Smacznego.
Jedzenie wyglądało naprawdę
zachęcająco. Pieczone kawałki mięsa w sosie, ziemniaki i trochę zieleniny. Rumi
ustawiła też na stole niedużą butelkę sake. Izuna zabrał się od razu do
jedzenia. Uścisk w moim żołądku jeszcze się zwiększył, nie miałem zamiaru zatem
dłużej czekać.
Rumi przysiadła naprzeciw Izuny.
Uchiha trajkotał jak najęty, opowiadając jej szczegółowo każdy moment z całego
dnia. Jakby było cokolwiek ciekawego w tym, że pół treningu spędził, stercząc
pod wodospadem, a drugie pół robiąc obroty na wahadłach. Rumi jednak słuchała
go przez cały czas z tym samym uroczym, czułym uśmiechem. Odwróciłem spojrzenie
od dwójki i zająłem się jedzeniem. Widok radosnego rodzeństwa drażnił mnie,
chociaż właściwie nie wiedziałem dlaczego.
- Oj, Rumi…
- Izuna, jeśli jutro masz
wcześnie wstać, lepiej, żebyś więcej nie pił.
Rumi ściągnęła butelkę ze stołu.
Izuna prychnął tylko. Jego zaróżowione policzki mówiły same za siebie o tym,
ile alkoholu już wypił. Westchnąłem tylko. Jeśli do rana nie przetrzeźwieje,
Malak zrobi z niego papkę na wahadłach.
- Nie muszę wstawać! –
zaprzeczył, otaczając mnie ramieniem. – Uznaliśmy z Tobiramą, że więcej ćwiczeń
jedynie nas wzmocni! Za chwilę wracamy.
- Nie dotykaj mnie, Uchiha –
syknąłem, wysuwając się z jego uścisku.
Rumi zaśmiała się tylko.
- Muszę na stronę – wymamrotał
cicho Izuna.
Uchiha wyszedł nieco chwiejnie.
Zostałem sam w kuchni z Rumi. Kobieta zebrała naczynia ze stołu i złożyła je w
zlewie. Poczułem się nieswojo. Gorący obiad rozleniwił mnie. Alkohol, który
dodatkowo zaserwowała Rumi, również. Odetchnąłem tylko i oparłem ręce o stół, a
głowę o własne dłonie.
Rumi zaczęła coś nucić.
Zerknąłem na nią spomiędzy palców. Zmywała naczynia, lekko kołysząc się w rytm
własnej muzyki. Miała długie, ciemne włosy, teraz spięte w luźną kitkę.
Kołysały się na boki tak samo, jak ona. Długie, ciemne kimono ze znakiem Uchiha
na plecach opinało ją ciasno w talii. Była naprawdę piękną kobietą. Do tego
słodko nieporadną i uroczo czułą.
Nie spodobało mi się takie
myślenie. Zmarszczyłem niezadowolony nos i odwróciłem od niej wzrok. Na ścianie
w kuchni, tuż przy drzwiach, znajdowało się kilka zdjęć. Na większości z nich
był Madara, Izuna i Rumi. Wyglądali na szczęśliwych.
- Jeszcze coś ci podać, panie
Tobirama?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałem.
– Jak tylko Izuna wróci, zbierzemy się.
Uśmiechnęła się lekko do mnie.
Wciąż było czuć od niej dystans i obawę, ale bała się mnie zdecydowanie mniej.
Przysiadła przy stole naprzeciwko mnie.
- Izuna mówił, że nie nauczyłaś
się pływać – zauważyłem. – Nadal.
Zaczerwieniła się i odwróciła
speszony wzrok. Wyglądała tak słodko, że mimowolnie zaśmiałem się.
- Nauczę cię, jeśli chcesz –
zaproponowałem.
Zerknęła ku mnie niepewnie. No
tak… ta propozycja mogła być nieco nie na miejscu. W końcu jeszcze do nie tak
dawna chciałem wybić ich wszystkich w pień. Czasami nadal chciałem…
Gdzieś w korytarzu coś huknęło.
Usłyszeliśmy jęk Izuny.
- Nic mi nie jest! – zakrzyknął.
- Pójdę sprawdzić, co z nim –
odetchnąłem, podnosząc się. – Zaraz się zbierzemy.
Wyszedłem z kuchni. Izuna
siedział na środku korytarza, trąc czoło palcami. Podniosłem go za kołnierz.
- Lepiej zacznijmy z wodospadem
– mruknąłem. – Może trochę to z ciebie zmyje.
Izuna mruknął coś niechętnie i
przetarł oczy.
- Pffff… nic mi nie jest, Senju
– burknął, wyrywając się.
Wyszedł z domu i zniknął mi w
mroku. Odetchnąłem tylko. Gdy był zły lub pijany, wciąż wychodziła na wierzch
ta zastana nienawiść dwóch klanów. Nie pozbyli się tego. Ja zapewne też nie.
- Um… Tobirama…
Odwróciłem się. Rumi. Stała
niepewnie w drzwiach do kuchni.
- Może… jak skończycie tę serię
treningów? Nauczysz mnie pływać?
Zaskoczyła mnie tym. Myślałem,
że moja propozycja wydawałaby się jej nieodpowiednia. A jednak zgodziła się.
- Jasne. – Uśmiechnąłem się. –
Po tej serii.
Odpowiedziała mi nikłym, ale
ciepłym uśmiechem. Wyszedłem z domu i dogoniłem Izunę. Pół godziny później
tkwiliśmy oboje pod wodospadem, pozwalając, by zimna woda tłukła się o nasze
ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz