Poranek tuż po balu przyszedł
szybciej, niż bym się tego spodziewała – w Pałacu z Viego spędziliśmy dużo
czasu, zrujnowany król zabrał mnie stamtąd dopiero, gdy niemal zaczęło świtać.
Odprowadził mnie do warsztatu i dopiero tam zniknęła ta ułuda tego, że jest
żywy – martwe oczy wypełniły się martwą magią Wysp Cienia, bladość jego skóry
stała się idealnie widoczna, a Mgła uniosła się i ogarnęła go całego tak samo
zresztą, jak i mnie.
- Viego? – zaczęłam cicho, gdy
stał tak nieruchomo dość długo.
- Dobrze się bawiłaś, Marie? –
zapytał, otrząsając się z dziwnego marazmu.
- Tak – odpowiedziałam,
uśmiechając się. – Dziękuję, Viego.
Zrujnowany król odpowiedział mi
uśmiechem, ale gest wydawał się smutny. W oczach Viego nie widziałam też
zwykłej mu radości i zadziorności. Władca martwego świata martwił się czymś, a
jego widok sprawiał, że moje serce pękało na pół z dziwnego bólu.
- Viego? – położyłam dłoń na
jego ramieniu. – Wszystko w porządku?
Zrujnowany król skinął głową,
ale jego uśmiech przybladł. Coś dręczyło go, jednak nie chciał o tym opowiadać.
Zrobiło mi się zimno. Czy stan
zrujnowanego władcy był wynikiem tego jednego, nagłego wybuchu namiętności,
któremu i Viego, i ja poddaliśmy się wtedy w ogrodzie? Było mi wtedy tak
przyjemnie… Viego widocznie to dręczyło, mimo że w Pałacu nie pokazał niczego
po sobie.
- Już późno, Marie – zauważył. –
A raczej bardzo wcześnie. Powinnaś odpocząć chwilę, przespać się trochę.
Dobrze?
Pokiwałam głową.
- Co z tobą? – zapytałam.
- Nie potrzebuje snu, głupia
szwaczko – zaśmiał się, tym razem jednak jego uśmiech był zadziorny i uroczy. –
Poczytam trochę.
Pokiwałam głową i zniknęłam na
tyłach warsztatu, pozostawiając Viego samego. Zaczynało świtać, a ja czułam się
szczęśliwa i jednocześnie bardzo, bardzo zmęczona. Ściągnęłam z siebie suknię,
a Mgła, która wciąż wiła się między materiałami, zaszczebiotała cicho.
Wyciągnęłam ku niej ręce, a pasma od razu owinęły się wokół moich palców.
Przycisnęłam je do siebie z czułością.
- Zostań ze mną – poprosiłam
cicho. – Ty, Ostrze i… Viego. Proszę.
Mgła mocniej przylgnęła do mnie,
jakby chciała pokazać, że absolutnie nie chce mnie opuszczać. Uśmiechnęłam się
i ułożyłam w łóżku, a Mgła wciąż przepływała wokoło mnie, szepcząc mi swoje
szalone pieśni.
Obudziłam się kilka godzin
później. Słońce było już wysoko, ciepłe promienie wpadały do mojej sypialni,
ogrzewając moja twarz i ręce. Podniosłam się i przetarłam oczy, rozglądając
niemrawo wokoło.
Suknia, w której byłam na balu,
leżała tam, gdzie ją zostawiłam, jednak wydawała się teraz wyblakła, pozbawiona
blasku, który zapewniała jej Mgła. Mgły też nigdzie nie było widać. W moim
sercu zrodziła się niepewność, coraz bardziej ogarniając mnie całą.
Wyskoczyłam z łóżka i ubrałam
się szybko. Spięłam włosy i odetchnęłam. Nie, wszystko jest w porządku. Zaraz
przekonasz się, że wszystko jest w porządku, głupia szwaczko.
Z drżącym, przerażonym nie
wiedzieć czemu sercem wkroczyłam do warsztatu. Było tu cicho, ale o wiele mniej
słonecznie niż w sypialni, mimo że warsztat miał o wiele większe okna.
Odetchnęłam. Zimno i ciemność wskazywały, że ani Viego, ani Mgła nie zniknęli.
- Odpoczęłaś, Marie? – Viego
zeskoczył z belek pod sufitem i stanął przede mną.
- Tak. – Uśmiechnęłam się
natychmiast. – Czy dużo przeczytałeś?
- Wszystko – wyznał.
- Oh! – westchnęłam zaskoczona.
– Zatem wypożyczę ci…
- Nie, Marie – przerwał mi. –
Ja… powinienem wracać już, Marie.
- Wracać? – zdziwiłam się.
Tak, doskonale wiedziałam, o co
może mu chodzić. Moje serce zamarło
jednej chwili, zrobiło mi się też nieprzyjemnie zimno. Nie… to nie może
się dziać. Viego tak po prostu… nie…
- Dziękuję ci za wszystko, Marie
– zaczął cichym tonem, a lekki, smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Nie idź – wyszeptałam. –
Viego, nie idź.
Zrujnowany król westchnął tylko
i dotknął mojego policzka. Jego uśmiech stał się jeszcze smutniejszy.
- Należysz do światła, Marie –
zauważył. – A ja… przeciągałem cię do ciemności już zbyt długo. Czas przestać.
- Nie idź – powtórzyłam, łapiąc
jego rękę.
Mgła otoczyła moje palce z
cichym sykiem ukazując, jak bardzo nie chce mnie zostawiać. Viego delikatnie
ściągnął moją dłoń drugą ręką i przytrzymał obie moje ręce przy mojej piersi.
Gdy pochylił się nade mną i czule, ale krótko ucałował mnie w czoło,
wiedziałam, że nic już nie dam rady zrobić, ani zmienić.
- Proszę… - jęknęłam cichutko.
- Twój król czeka na ciebie –
zauważył Viego. – Zostanie i zaopiekuje się tobą, Marie.
- Viego, proszę…
- Żegnaj, Marie.
Zrujnowany król odsunął się, a
gdy próbowałam wyciągnąć dłoń, cofnął się o kolejny krok. Po chwili Mgła
ogarnęła go całego, z sykiem zakotłowała się i zniknęła. Warsztat wypełnił się
słońcem i ciepłem, a ja opadłam na kolana, szlochając za utraconym uczuciem.
Szalona, szalona, szalona Marie!
Cóż jeszcze zrobisz dla swojej miłości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz