39. Płacz

 


Joel zostawił mnie w ogromnej komnacie. Widziałam w jego oczach tę tęsknotę i ból, ale zrozumiał mnie i usłuchał, pozostawiając samą. Usiadłam na potężnym łóżku i ukryłam twarz w dłoniach, po raz kolejny wylewając z siebie swoje łzy. Gdzieś w środku mnie ściskało się wszystko nieprzyjemnie. Gdzieś w środku mnie coś znowu wyło z tęsknotą.

Dzisiejsze wydarzenia były przerażające. Joel uznał, że wstrząsnęły mną do głębi, bo jak inaczej wytłumaczyć ten cały płacz i żal? Nikt nie wiedział nic o martwym królu. Wszyscy uznawali, że sprowadziłam jedynie Zrujnowane Ostrze. A ja płakałam wciąż i wciąż za martwym królem martwego królestwa.

Oh, Viego! Jak mogłeś?! Jak mogłeś ulec głupiej, naiwnej szwaczce, oddając jej swój miecz, swoje umiejętności, swój czas? Gdybyś zostawił mnie wtedy, gdyby rozszarpały mnie upiory… wszystko byłoby inaczej.

- Jesteś naprawdę kłopotliwa, Marie…

Uniosłam spojrzenie i zamarłam. Mój marazm trwał jednak tylko sekundę, może dwie, a zaraz potem z jękiem dopadłam do Viego, wtulając się w jego martwe ramiona. Przerażająca, szepcząca Mgła ogarnęła mnie od razu, niczym czuły kochanek witający swoją ukochaną.

- Viego… - jęknęłam.

- Głupia, naiwna, szalona i kłopotliwa szwaczka – wymienił z lekkim uśmiechem. – Ile jeszcze określeń sobie przysposobisz, zanim zacznę doceniać coś dobrego w tobie, hm?

Załkałam ponownie, wtulona w jego tors. Jego skóra była blada i zimna, a jego uścisk twardy i surowy. A mimo to trwałam tu, ukojona martwą obecnością martwego władcy.

- Marie… jesteś w pałacu twojego ukochanego króla – wyszeptał cicho, układając mi ręce na policzku. – Czyż nie powinnaś być teraz z nim? Czemu znów płaczesz za przeklętym, martwym władcą?

- Ty jesteś moim królem, Viego – jęknęłam, łapiąc jego dłonie. – Proszę… nie zostawiaj mnie.

- Jestem martwy, Marie. – Jego zimny głos był pełen bólu i tęsknoty, a oczy wyrażały każde z jego niespełnionych, zakazanych pragnień. – A ty należysz wciąż do światła…

- Zabierz mnie ze sobą – poprosiłam.

- Nie.

- Viego…

- Nie, Marie – powtórzył, uśmiechając się smutno. – Nie potrafię. Nie umiem rozszarpać twojej duszy i spaczyć twego ciała, zrujnować cię do cna. Marie… nie potrafię cię skrzywdzić. I tak samo nie potrafi tego zrobić ani ta przeklęta Mgła, ani to Zrujnowane Ostrze.

Zrobiłam płaczliwą minę. Tak bardzo, bardzo nie chciałam, by Viego odchodził. Sam zrujnowany król zaśmiał się tylko i ostrożnie, czule ucałował mnie w czoło. Miał zimne usta, zimne i martwe, jak on cały. A jednak to wszystko podobało mi się o wiele mocniej, niż czułe gesty Joela. Marie! Czy już oszalałaś do cna?

- Marie, próbowałem odejść – przyznał z bólem. – Chciałem zostawić cię w twoim słonecznym, żywym świecie. Ale gdy tylko dziś zakrzyknęłaś z bólem… ta przeklęta Mgła powiedziała mi o wszystkim, a to Zrujnowane Ostrze kazało do ciebie biec. Jak mogłem odmówić, Marie?

- Więc nie odmawiaj też mi – poprosiłam. – Zostań ze mną.

Viego westchnął tylko i oparł swój podbródek o moją głowę. Mgła przyciskała nas do siebie tak mocno. Ona, podobnie jak ja, nie chciała, by kończyło się to w ten sposób, smutno i bez celu.

- Będę blisko – obiecał. – Ale nie będziesz nigdy moja, szwaczko. Jesteś w Pałacu swego ukochanego króla, Marie. Czyż nie tego pragnęłaś? Czy nie dlatego obudziłaś pradawne, zrujnowane zło?

Pokręciłam tylko głową. Nawet jeśli tego pragnęłam wtedy, wypływając w zdradliwe morze, to teraz moje marzenia były całkowicie inne.

- Czy możesz chociaż raz dać swemu ukochanemu królowi szansę? – zapytał cicho. – Jego troska o ciebie była ogromna. Zabrał cię tutaj. Nie powinnaś go odrzucać. On, jako król pięknego królestwa, nie może płakać i prosić o uwagę tak, jak ty, głupia i naiwna szwaczko.

Oh, Viego! Tak logicznym w szaleństwie możesz być tylko ty!

- Czy naprawdę mnie nie chcesz, Viego? – zapytałam z bólem.

Poczułam, jak drgnął i jak zamarł w jednej chwili. Zaraz jednak westchnął.

- Jestem martwym królem, szwaczko. Nie chcę i nie pragnę już niczego – wyznał powoli. – Ta szalona Mgła i to Zrujnowane Ostrze ukochały cię z głębi swego przekleństwa. I będą trwać przy tobie, ale ja nie jestem nimi.

Coś w moim sercu pękło, coś w mojej duszy rozdarło się na dwoje. Jego słowa, zimne jak on sam, bolały do głębi.

- Powinnaś odpocząć, Marie – zauważył, odsuwając się nieco. – I jutro spróbować być milsza dla swojego ukochanego króla. Hm?

Chciałam płakać, chciałam krzyczeć, ale milczałam z bólem. Viego ujął moją dłoń i poprowadził mnie do łóżka, po czym poczekał, aż wsunę się pod koc.

- Zostaniesz na noc? – zapytałam.

- Nie – odpowiedział. – Mam bardzo dużo pracy, Marie. Śpij. Jutro rano twój ukochany król będzie na ciebie czekał.

Wyciągnęłam do niego dłoń, ale nie dotknął jej. Skłonił się lekko z uśmiechem i odwrócił, chociaż Mgła syczała i kotłowała się obok niego w gniewie. Gdy zniknął, opuściłam rękę i opadłam na poduszkę, łkając po raz kolejny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz