Joel zostawił mnie w ogromnej
komnacie. Widziałam w jego oczach tę tęsknotę i ból, ale zrozumiał mnie i
usłuchał, pozostawiając samą. Usiadłam na potężnym łóżku i ukryłam twarz w
dłoniach, po raz kolejny wylewając z siebie swoje łzy. Gdzieś w środku mnie
ściskało się wszystko nieprzyjemnie. Gdzieś w środku mnie coś znowu wyło z
tęsknotą.
Dzisiejsze wydarzenia były
przerażające. Joel uznał, że wstrząsnęły mną do głębi, bo jak inaczej
wytłumaczyć ten cały płacz i żal? Nikt nie wiedział nic o martwym królu.
Wszyscy uznawali, że sprowadziłam jedynie Zrujnowane Ostrze. A ja płakałam
wciąż i wciąż za martwym królem martwego królestwa.
Oh, Viego! Jak mogłeś?! Jak
mogłeś ulec głupiej, naiwnej szwaczce, oddając jej swój miecz, swoje
umiejętności, swój czas? Gdybyś zostawił mnie wtedy, gdyby rozszarpały mnie
upiory… wszystko byłoby inaczej.
- Jesteś naprawdę kłopotliwa,
Marie…
Uniosłam spojrzenie i zamarłam.
Mój marazm trwał jednak tylko sekundę, może dwie, a zaraz potem z jękiem
dopadłam do Viego, wtulając się w jego martwe ramiona. Przerażająca, szepcząca
Mgła ogarnęła mnie od razu, niczym czuły kochanek witający swoją ukochaną.
- Viego… - jęknęłam.
- Głupia, naiwna, szalona i
kłopotliwa szwaczka – wymienił z lekkim uśmiechem. – Ile jeszcze określeń sobie
przysposobisz, zanim zacznę doceniać coś dobrego w tobie, hm?
Załkałam ponownie, wtulona w
jego tors. Jego skóra była blada i zimna, a jego uścisk twardy i surowy. A mimo
to trwałam tu, ukojona martwą obecnością martwego władcy.
- Marie… jesteś w pałacu twojego
ukochanego króla – wyszeptał cicho, układając mi ręce na policzku. – Czyż nie
powinnaś być teraz z nim? Czemu znów płaczesz za przeklętym, martwym władcą?
- Ty jesteś moim królem, Viego –
jęknęłam, łapiąc jego dłonie. – Proszę… nie zostawiaj mnie.
- Jestem martwy, Marie. – Jego
zimny głos był pełen bólu i tęsknoty, a oczy wyrażały każde z jego
niespełnionych, zakazanych pragnień. – A ty należysz wciąż do światła…
- Zabierz mnie ze sobą –
poprosiłam.
- Nie.
- Viego…
- Nie, Marie – powtórzył,
uśmiechając się smutno. – Nie potrafię. Nie umiem rozszarpać twojej duszy i
spaczyć twego ciała, zrujnować cię do cna. Marie… nie potrafię cię skrzywdzić.
I tak samo nie potrafi tego zrobić ani ta przeklęta Mgła, ani to Zrujnowane
Ostrze.
Zrobiłam płaczliwą minę. Tak
bardzo, bardzo nie chciałam, by Viego odchodził. Sam zrujnowany król zaśmiał
się tylko i ostrożnie, czule ucałował mnie w czoło. Miał zimne usta, zimne i
martwe, jak on cały. A jednak to wszystko podobało mi się o wiele mocniej, niż
czułe gesty Joela. Marie! Czy już oszalałaś do cna?
- Marie, próbowałem odejść –
przyznał z bólem. – Chciałem zostawić cię w twoim słonecznym, żywym świecie.
Ale gdy tylko dziś zakrzyknęłaś z bólem… ta przeklęta Mgła powiedziała mi o wszystkim,
a to Zrujnowane Ostrze kazało do ciebie biec. Jak mogłem odmówić, Marie?
- Więc nie odmawiaj też mi –
poprosiłam. – Zostań ze mną.
Viego westchnął tylko i oparł
swój podbródek o moją głowę. Mgła przyciskała nas do siebie tak mocno. Ona,
podobnie jak ja, nie chciała, by kończyło się to w ten sposób, smutno i bez
celu.
- Będę blisko – obiecał. – Ale
nie będziesz nigdy moja, szwaczko. Jesteś w Pałacu swego ukochanego króla,
Marie. Czyż nie tego pragnęłaś? Czy nie dlatego obudziłaś pradawne, zrujnowane
zło?
Pokręciłam tylko głową. Nawet
jeśli tego pragnęłam wtedy, wypływając w zdradliwe morze, to teraz moje
marzenia były całkowicie inne.
- Czy możesz chociaż raz dać
swemu ukochanemu królowi szansę? – zapytał cicho. – Jego troska o ciebie była
ogromna. Zabrał cię tutaj. Nie powinnaś go odrzucać. On, jako król pięknego
królestwa, nie może płakać i prosić o uwagę tak, jak ty, głupia i naiwna
szwaczko.
Oh, Viego! Tak logicznym w
szaleństwie możesz być tylko ty!
- Czy naprawdę mnie nie chcesz,
Viego? – zapytałam z bólem.
Poczułam, jak drgnął i jak
zamarł w jednej chwili. Zaraz jednak westchnął.
- Jestem martwym królem,
szwaczko. Nie chcę i nie pragnę już niczego – wyznał powoli. – Ta szalona Mgła
i to Zrujnowane Ostrze ukochały cię z głębi swego przekleństwa. I będą trwać
przy tobie, ale ja nie jestem nimi.
Coś w moim sercu pękło, coś w
mojej duszy rozdarło się na dwoje. Jego słowa, zimne jak on sam, bolały do
głębi.
- Powinnaś odpocząć, Marie –
zauważył, odsuwając się nieco. – I jutro spróbować być milsza dla swojego
ukochanego króla. Hm?
Chciałam płakać, chciałam
krzyczeć, ale milczałam z bólem. Viego ujął moją dłoń i poprowadził mnie do
łóżka, po czym poczekał, aż wsunę się pod koc.
- Zostaniesz na noc? –
zapytałam.
- Nie – odpowiedział. – Mam
bardzo dużo pracy, Marie. Śpij. Jutro rano twój ukochany król będzie na ciebie
czekał.
Wyciągnęłam do niego dłoń, ale
nie dotknął jej. Skłonił się lekko z uśmiechem i odwrócił, chociaż Mgła syczała
i kotłowała się obok niego w gniewie. Gdy zniknął, opuściłam rękę i opadłam na
poduszkę, łkając po raz kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz