41. Skrytobójca

 


- Marie. Wyglądasz pięknie. Nie denerwuj się, proszę.

Przełknęłam tylko ślinę, niepewna czy to, co robię, jest na pewno odpowiednie. Delegacja z Noxus złożona była z wysoko postawionych osób, szlachty, wojskowych i kupców. Przyjechali do króla Sudaro, spotkać się z arystokratami i bogatymi kupcami. Zwykła, naiwna i szalona szwaczka nie pasowała do tego. Nawet, jeśli Joel próbował podtrzymać mnie na duchu czułam, że to nieodpowiednie.

- Ja naprawdę nie powinnam… - spróbowałam jeszcze.

- Powinnaś – zaprzeczył szybko, mocniej ściskając moją dłoń. – Marie. Wszystko będzie w porządku.

Jego uśmiech sprawiał, że moje serce uspokajało się i, dotąd trzepoczące szaleńczo w klatce piersiowej, zaczęło bić spokojniej. Uśmiechnęłam się do Joela. Przy nim nic złego nie mogłoby mi się stać. Jego ciepło, uśmiech i czułość naprawdę mnie uspokajały.

Joel mocniej ścisnął moją dłoń i poprowadził mnie do wnętrza ogromnej jadalni. Sala była duża, może nie aż tak duża, jak sala balowa, ale imponowała zdobieniami i wyposażeniem. Posadzka ułożona była z kolorowych płytek, a ściany zdobiły przepiękne malowidła. Jeszcze piękniejsze freski znajdowały się na suficie. Środek sali zajmował solidny, dębowy stół, teraz przykryty śnieżnobiałym obrusem. Złota zastawa, kryształy i szklane wazony z kolorowymi kwiatami dopełniały reszty.

W sali znajdowała się już delegacja Noxusu. Joel zapewnił mnie, że nie ma tam ani Darkwilla, ani jego osławionego generała. Delegacja była ważna, ale według zapewnień Joela mogłam spokojnie mu w tym spotkaniu towarzyszyć.

Joel podszedł do noxiańskiej szlachty i kupców. Przywitał się z nimi i przedstawił mnie jak Marie, kompletnie pomijając jakiekolwiek tytuły czy wyjaśnienie mojego pochodzenia. Nim delegacja zapytała o to dziwaczne niedopatrzenie, Joel zaprosił wszystkich do stołu.

Usiadłam pomiędzy Joelem, u szczytu stołu. Po mojej prawej stronie siedział jeden z delegatów, brunet w średnim wieku z dziwnie zadziornym uśmiechem i niebezpiecznym błyskiem w oczach.

Służba ustawiła przed nami przystawki. Joel zadbał o to, bym nauczyła się pałacowej etykiety, sama też bardzo się do tego przyłożyłam, wiedząc, że będzie to kiedyś naprawdę potrzebne, w sytuacjach takich, jak ta teraz.

Joel szybko zajął się rozmową o handlu. Sudaro było niewielkim krajem, ale produkowaliśmy wysokiej jakości biżuterię, meble i tkaniny. Na sprzedaż nadawały się także produkty takie jak cukier, konopie i opium. Naszym głównym źródłem utrzymania był handel. Gdy bestie zniknęły z zatoki na nowo mogliśmy odżyć. Nowe szklaki handlowe i nowe umowy należało zatem utworzyć jak najszybciej, by znów uzyskać wysoki status na światowej arenie.

- Nie jesteś wysokiego rodu, prawda?

Zerknęłam płochliwie na noxiańczyka, który siedział obok mnie. Nie wydawał się być zniesmaczony, jego wzrok nie wyrażał też pogardy. Był zaciekawiony, zadziorny uśmiech wskazywał, że lubił prowokować, ale w jego oczach czaiło się coś dziwnego. Zło i szaleństwo, którego właściwie mogłam się bać.

- Mam na imię Talon – przedstawił się. – Zwykle zabijam wszystkich tych, których mi wskażą ci na górze w Noxus. A ty? Co zrobiłaś, że zawróciłaś w głowie samemu królowi?

Pokręciłam tylko głową, zapewne czerwona jak piwonia. Ten człowiek… był taki bezpośredni, dziwnie radosny, a do tego ewidentnie niebezpieczny. Mimo wszystko nie potrafiłam się go bać. Nawet, jeśli przyznał, że jest zabójcą, czułam, że nic złego mi nie zrobi.

Naiwna, głupia, szalona Marie…

- Wcale nie zawróciłam nikomu w głowie – odpowiedziałam cicho.

Talon zaśmiał się. Oczywiście, że mi nie uwierzył. Oczywiście, że miał rację.

- Co robisz na co dzień? – zapytał, niezrażony niczym.

- Ja… szyję – odpowiedziałam cicho. – Jestem szwaczką.

- Szwaczką? – zdziwił się. – Tak po prostu szwaczką?

Pokiwałam głową, spuszczając spojrzenie.

- To całkiem przyjemna robota, nie? – zapytał cichym, czułym tonem. – Spokojna. Coś bardziej uczciwego niż bycie zabójcą na zlecenie.

Zerknęłam ku niemu, niepewna jego słów i jego zachowania. Mówił tak szczerze… czułam, że nawet jeśli jest niebezpieczny, a jego aura jest niebezpieczna, to w głębi serca wcale nie jest taki groźny.

- Myślałem, że zaskarbiłaś sobie uwagę króla czymś zgoła innym – usprawiedliwił swoje wcześniejsze słowa. – Że jesteś szpiegiem albo… damą do towarzystwa. Ale szwaczka… musisz być nieprzyzwoicie urocza, że się tu znalazłaś, Marie.

Teraz ewidentnie byłam czerwona. Talon wydawał się z kolei wyjątkowo zadowolony z przebiegu rozmowy. Służba zabrała talerze z przystawkami i przyniosła pięknie pachnące danie główne.

- Skoro już wiem, że zawróciłaś w głowie królowi – ciągnął niczym niezrażony Talon. – powiedz mi, czy on tobie też siedzi w serduszku.

Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć mężczyźnie. Czy kochałam Joela? Zdecydowanie. Czy jednak taka odpowiedź w pełni oddawałaby cały obraz sytuacji? Wątpiłam.

- Marie? – Talon uniósł w górę jedną brew, jednocześnie niczym dziecko grzebiąc w talerzu jednym widelcem.

Zaskakiwał mnie raz po raz. Ewidentnie znał etykietę wysokich sfer i ewidentnie nie miał najmniejszego zamiaru się nią przejmować. Jadł, zachowywał się i mówił to, co chciał. Nagle poczułam się wyjątkowo zazdrosna dla jego odwagi bycia po prostu sobą.

- Lubię go – odpowiedziałam cicho. – Bardzo.

- Tylko? – Talon uśmiechnął się lekko. – Ty jednak jesteś nieprzyzwoicie urocza, Marie.

- Ja wcale nie… - jęknęłam.

- Jesteś – przerwał mi od razu. – To byłoby naprawdę cudowne mieć kogoś tak miłego obok siebie. Szwaczkę, piekarkę albo nie wiem… kwiaciarkę.

- Nie masz nikogo? – zapytałam, zadowolona, że mogę zmienić tok rozmowy.

- Moja praca raczej temu nie sprzyja – wyznał. – Ani moje…

Talon przerwał w pół słowa, unosząc swoją głowę. Zerknął w prawo, a potem w lewo, szybko ogarniając spojrzeniem sporą część sali. W jednej chwili jego wzrok spochmurniał mocno, stał się też nieprzyjemnie uważny niczym u niebezpiecznego drapieżnika.

- Czy coś się… - zaczęłam.

Krzyknęłam krótko, gdy Talon wstał zwinnie niczym dym, łapiąc jednego ze służących i przyciskając go do stołu tuż przy mnie. Joel zerwał się i przyciągnął mnie mocniej do siebie. Służący charknął, szarpnął się, a z jego ręki wypadł krótki, mokry od zielonej mazi sztylet.

- Ładnie, ładnie – zamruczał Talon, uśmiechając się niechętnie. – Prawie ci się udało.

- Udało się – charknął służący.

Talon natychmiast uniósł spojrzenie i szybkim ruchem odtrącił trzymanego dotąd służącego na bok, tuż pod stopy biegnącego ku nam Adona. Spojrzenie Talona osiadło na mnie, potem uniosło się nieco – noxiańczyk ruszył, wyciągając zza pleców krótkie ostrza.

Jego ruchy były szybkie i bardzo zabójcze. Nim się obejrzałam, kolejny z zabójców leżał u moich i Joela stóp, brocząc krwią i charcząc. Wystający z jego szyi krótki, srebrny sztylet błyszczał niebezpiecznie w blasku świec.

Joel przycisnął mnie mocniej ku sobie. Wokoło zaczął się robić niesamowity ruch, chaos, przez który nie wiedziałam, co tak naprawdę się działo. Kątem oka widziałam Talona i żołnierzy Joela. Służba rozpierzchła się na boki, jednak kilka osób ruszyło z krzykiem ku nam.

Cały ten zamęt trwał naprawdę krótko. Nie minęła minuta, a wszyscy zabójcy byli martwi lub obezwładnieni. Mimo to trwałam przyciśnięta do Joela, przerażona całym zajściem. Nogi uginały się pode mną, gdy chaos nieco przycichł, adrenalina opadła i poczułam się wyjątkowo słabo.

- M-Marie…

Uniosłam spojrzenie i jak za mgłą zobaczyłam obok siebie Talona.

- Marie!

Gdzieś w oddali krzyknął Joel. Jęknęłam tylko, gdyż uczucie słabości spotęgowało się na tyle, że nie byłam w stanie utrzymać się na własnych nogach. Osunęłam się na ziemię, podtrzymywana przez ręce Joela.

- Marie…

Westchnęłam. Chciałam unieść dłoń, uspokoić i Joela, i Talona, ale nie potrafiłam. Zerknęłam na moje ręce – były pełne czerwonej, jasnej krwi. Jak przez mgłę zauważyłam krótki sztylet, lśniący niebezpieczne, umazany w zielonej, lepkiej cieczy. Tkwił w moim brzuchu, a spod niego wypływała moja własna krew.

Przymknęłam tylko oczy. Jakie to ironiczne… może ten świat nie jest stworzony dla szwaczek, które kochają się w królach? Być może…

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz