- Marie!
Gdy otworzyłam oczy ponownie,
nie słyszałam już ani Wilka, ani Owcy. Byli daleko, zbyt daleko, bym ich
wyczuła lub usłyszała. Za to tuż obok znajdował się Viego, ze swoim przerażonym
wzrokiem, mokrymi policzkami i drżącymi rękoma na moich policzkach.
- Marie!
- V-Viego?
- Oh, Marie! – Zrujnowany król
przyciągnął mnie do siebie i wtulił mocno w swoje ciało. – Jesteś tu!
Oparłam się o niego, pozwalając
mu na ten nagły wybuch czułości. I dopiero po chwili poczułam, że przestał już
być taki zimny – wydawał się ciepły, czuły, bliski, jak jeszcze nigdy
wcześniej.
- Marie… nic ci nie jest –
westchnął. – Marie?
Uniosłam swoją dłoń i
przyjrzałam się jej dokładnie. Była trupio blada i świeciła dziwną, zielonkawą,
lekką poświatą. To światło… znałam je… takim samym blaskiem świeciły oczy
Viego, gdy używał swojej przeklętej magii.
Mgła owinęła się wokół mnie i
zrujnowanego króla. Była taka cicha, spokojna. Gdy sięgnęłam ku niej, bez
problemu zanurzyłam w niej palce, łapiąc ciemne, lekkie pasma. Mgła nie była
już taka ulotna. Czułam ją. Czułam jej magię i jej delikatny, czuły dotyk.
- V-Viego… - wyszeptałam
zachwycona.
- Oh, Marie… - Jego głos był
drżący i wyjątkowo smutny. – Marie… tak mi przykro, Marie…
Zerknęłam na niego zaskoczona.
Przykro? Dlaczego miałoby mu być przykro.
- Viego… - zaczęłam cicho,
układając dłoń na jego policzku. – Czy teraz mogę zostać z tobą?
Zrujnowany król zamrugał tylko
oczyma, a po chwili zaśmiał się cicho i przymykając oczy, ułożył swoją dłoń na
mojej, przytrzymując ją przy swojej twarzy.
- Szalona, głupia i naiwna
szwaczka – jęknął. – Myślisz, że możesz robić, co ci się żywnie podoba, tak?
Pokiwałam tylko głową.
- Czy nie tego mnie uczyłeś,
Viego? – zapytałam. – Brać to, czego chcę i robić to, co pragnę robić?
- Głupia szwaczka – skarcił
mnie. – Bezczelna do tego. Śmiesz używać mojej własnej filozofii przeciw mnie?
Pokiwałam tylko głową, a Viego
zaśmiał się ponownie. Gdy podniósł się, pomógł mi wstać. Czułam się dziwnie
słabo i niepewnie, ale z każdą mijającą sekundą to wrażenie znikało.
- Czy wiesz, na co ty w ogóle
się skazałaś, Marie? – zapytał mnie z troską, przytrzymując mnie przy sobie. –
Czy w ogóle wiesz, co oznacza, że tu jesteś?
- Zostanę z tobą, prawda? A ty
będziesz mógł zostać ze mną.
Viego uśmiechnął się i skinął
głową.
- Z nas dwojga myślałem, że to
ja jestem bardziej uparty – wyznał cicho – ale okazało się, że pokonała mnie
niespełna rozumu szwaczka.
- Viego…
Mężczyzna zaśmiał się i przytulił
się mocniej do mnie.
- Zostanę z tobą – wyszeptał. –
Tak długo, jak będziesz tego chciała, Marie.
- Chcę na zawsze –
odpowiedziałam. – Czy wieczność to odpowiedni czas?
Skinął głową.
- Niechaj zatem będzie i
wieczność – wyszeptał. – Marie…
- Tak? – odpowiedziałam od razu.
Zrujnowany król pochylił się
nade mną i czule ucałował mnie w usta. Przestał być tak zdystansowany – jego
ciepłe ciało pełne było ułudnego życia i chęci, ochoty na odrobinę szczęścia i
pragnienia niemożliwego. Ja też tego chciałam. Martwa, czy nie, szalona czy też
zdrowa na umyśle… to nie miało znaczenia. Teraz w ramionach zrujnowanego króla
w zrujnowanym świecie odnalazłam swoje wyjątkowe miejsce i wcale nie miałam
zamiaru go opuszczać.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz