Nadal stała na tej samej
polanie. Dwóch członków Brzasku zniknęło jednak, zostawiając ją samą w lesie.
‘Shikamaru i Choji pewnie
nawet nie wiedzą, że tu jestem.’ – stwierdziła w myślach.
Nagle usłyszała nikły
szelest. Odwróciła się tam natychmiast. Krzyknęła krótko i cofnęła się o krok.
Niefortunnie potknęła się i upadła na tyłek, patrząc szeroko otwartymi oczyma
na postać, stojącą na granicy lasu i polany. Był to ten sam karzeł z Brzasku,
który zabronił blondynowi ją zabić.
- K-kim jesteś? – zapytała
drżącym głosem.
Karzeł nie odpowiedział.
Sunął do niej, a z każdym krokiem przemieniał się w kogoś innego. W końcu nad
Ino stanął czekoladowooki mężczyzna. Rude kosmyki były rozwiane, nie przykrywał
ich już ciemny kaptur płaszcza.
- To ty... – szepnęła już
nieco spokojniej.
Mężczyzna skinął tylko głową,
podając jej rękę. Dziewczyna przyjęła pomoc i stanęła tak blisko rudego, że
niemal stykali się ciałami. Rudy wyjął zza pleców kwiat. Była to
krwistoczerwona róża o dużych, ładnie ułożonych płatkach. Ciemna zieleń jej
liści wspaniale komponowała się z kolorem kwiatu.
- Jest piękna – zauważyła
Ino.
Mężczyzna tylko uśmiechnął
się smutno. Puścił dotychczas trzymaną rękę dziewczyny i zrobił krok do tyłu.
- Poczekaj... – poprosiła go.
Mężczyzna jednak nagle
rozpłynął się w powietrzu. Ino osunęła się na kolana. Ścisnęła róże tak mocno,
że jej kolce wbiły się w dłoń. Czerwona krew spłynęła po zielonej łodydze...
~ * ~
Dziewczyna otworzyła oczy i
nieomal zmrużyła je ponownie, w ochronie przed rażącą bielą ścian szpitalnej
sali.
- Obudziła się! – usłyszała
czyjś głos.
Znała go... był jej znajomy,
nawet bardzo. Trochę monotonny w swym brzmieniu, słowa wypowiadane były na
odczepnego, z niechęcią i dystansem.
‘Shikamaru...’ – pomyślała.
- Upierdliwe te baby... – rzucił
jeszcze Nara.
- Co?! Jakie baby?! Shikamaru,
ja cię zaraz...!
Ino też znała ten głos. Należał
do jej najlepszej przyjaciółki, Sakury.
- Nie krzyczcie tak, mhm –
odezwał się inny głos, swą wypowiedź kończąc głośnym przełknięciem czegoś.
‘Choji...’ – pomyślała Ino.
W końcu dziewczyna całkiem
otworzyła oczy. Leżała w jednej ze szpitalnych sali, a wokół jej łóżka stało
kilka osób. Shikamaru właśnie obrywał od Sakury, Choji pałaszował paczkę
chipsów, obok stał Kiba wraz z Akamaru oraz nieśmiała Hinata.
- Jak się czujesz, Ino? –
zapytała drżącym głosem młoda Hyuga.
- Nieco skołowana – przyznała
cicho Yamanaka, siadając na łóżku. – Skąd takie zbiorowisko?
- To upierdliwe, ale wszyscy
przyszli do ciebie – wyjaśnił Shikamaru. – Znalazłem cię w na leśnej polanie,
kiedy wieczorem nie wróciłaś ze zwiadu. Byłaś nieprzytomna. Wróciliśmy więc do Liścia
z tobą. Co się stało?
- To Brzask – zaczęła młoda
Yamanaka. – Spotkałam dwóch z nich. Jeden miał na imię Deidara. Drugi był
jakimś karłem. Złapali mnie i zostawili nieprzytomną na polanie.
Nara w zamyśleniu skinął głową.
Po chwili do sali weszła Tsunade i wygoniwszy wszystkich kolegów i koleżanki
Ino, została z nią sam na sam.
Młoda Yamanaka powtórzyła każde
słowo, które padło z ust obu shinobi Brzasku. Piąta przyjęła wszystko ze
spokojem, a po skończonej rozmowie pozwoliło wrócić Ino do domu. Młoda Yamanaka
szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła ze szpitala. Dopiero w domu sprawdziła
datę i odetchnęła z dziwną ulgą.
‘O mały włos... – stwierdziła. –
Jeszcze dzień i byłoby po ptakach!’
Sama sobie dziwiła się, ale z
dziwnym utęsknieniem i nadzieją czekała na dzień, w którym ma przyjść
nieznajoma lub ktoś przez nią przysłany. Wiedziała, że być może stawi się ktoś
zupełnie jej obcy, ale głupie serce wzywało do siebie tylko chłopaka o
czekoladowych oczach.
- Mamo... – zaczęła cicho
Yamanaka. – Mogę posiedzieć dziś w kwiaciarni?
- Córuś, jesteś pewna? –
zapytała z troską kobieta, przekładając róże do wody. – Dopiero co wróciłaś ze
szpitala.
- Nic mi nie jest, mamo –
zaprzeczyła od razu dziewczyna. – Czuję się dobrze. Tak mi już brakowało
wieczorów w kwiaciarni... Mogę?
- No dobrze, córuś – zgodziła
się pani Yamanaka. – Tylko nie przemęczaj się nazbyt. I jakby coś, od razu mnie
zawołaj.
- Tak, mamo – zgodziła się
dziewczyna, ukrywając swoją radość.
Matka wyszła, zostawiając ją w
sklepie samą. Dziewczyna skończyła przekładać róże do wazonów. Kwiaty miał
herbaciane kolory. Żadna z nich nie była czerwona, nie mówiąc już o krwistej
czerwieni otrzymanego od rudego kwiatu.
‘To tylko sen, głupia! –
skarciła się od razu w myślach. – On nie dawałby ci żadnej róży!’
Dziewczyna westchnęła ciężko. W
czasie dnia obsłużyła kilkunastu klientów i przeżyła najazd jej znajomych. W
końcu nastał cichy wieczór. Młoda Yamanaka denerwowała się coraz bardziej – do
zamknięcia zostało kilka minut, a nie pojawił się nikt. Ino trzy razy
sprawdzała datę odebrania zamówienia, ale była zgodną z dzisiejszą. W końcu
drzwi kwiaciarni otworzyły się i do środka ktoś wszedł.
- Dobry wieczór... – przywitała
się z nieznajomym Ino, czując dzikie drżenie serca.
- Być może – odpowiedział jej
nieco chłodny głos, który właściwie rozpoznała od razu. – Przyszedłem odebrać
zamówienie.
Podał dziewczynie kartkę, a ta
wzięła ją nieco drżącą ręką.
- Już przyniosę... – szepnęła.
Wyszła na zaplecze i odetchnęła
głęboko. Znalazła niewielki worek z dwustoma sztukami zielonych kamyczków. Za
takie coś ludzie płacili fortunę. Młoda Yamanaka wyniosła woreczek i położyła
go na ladzie.
- Znajdę... lipę? – zapytał
niepewnie chłopak. – Zależy mi na suszonych kwiatach.
- Oczywiście – odpowiedziała
Yamnaka.
Dziewczyna okrążyła ladę i
wyszła na przestrzeń sklepu, mijając chłopaka. Obcy nie ruszył się nawet o
krok, wciąż stojąc przed ladą. Yamanaka przyniosła odpowiednią paczkę i
położyła ją na ladzie, w kasie wybijając odpowiednią cenę.
- Pył clove? – ciągnął
nieznajomy.
Dziewczyna drgnęła i skinęła
głową. Na zapleczu dosięgnęła niewielki słoiczek ze złotym pyłem w środku.
Specyfik uważany był za afrodyzjak i był nieziemsko drogi.
‘Jeśli tak dalej pójdzie,
kwiaciarnia przyniesie nam ogromne zyski – Ino przypomniała sobie słowa matki.
– Taki klient to skarb!’
Dziewczyna wyszła z zaplecza i
położyła słoik na ladzie. Chłopak przez cały ten czas nie podniósł wzroku, z
uporem chowając oczy pod kapturem płaszcza. Ino z utęsknieniem wpatrywała się w
ciemny materiał, mając nadzieję, że nieznajomy choć raz podniesie głowę. W
końcu z cichym westchnięciem zrezygnowania podliczyła wszystko.
- Susz z tarki iwańskiej? – zapytał
jeszcze chłopak.
- Nie mamy – odpowiedziała
dziewczyna. Nagle do jej głowy wpadł szalony pomysł. – Można zamówić...
Nieznajomy chwilę stał w
bezruchu, jakby analizując jej słowa.
- Ile to potrwa? – zapytał, a
jego głos drżał nieznacznie.
- Tydzień – odpowiedziała.
- Niech będzie... – stwierdził nieznajomy.
Dziewczyna zapisała zamówienie i
podała kartkę chłopakowi. Przez ułamek sekundy dotknęła palców chłopaka, ale
nie poczuła ich ciepła. Dłoń nieznajomego nie była chłodna, ale też i nie była gorąca...
miała po prostu temperaturę otoczenia.
Mężczyzna zebrał wszystkie
zamówione rzeczy i wrzucił je do worka, który Ino rozpoznała jako ten
podarowany dwa tygodnie temu.
- Do widzenia – rzuciła młoda
Yamanaka, gdy nieznajomy wychodził ze sklepu.
Obcy stanął i odwrócił się do
niej, mierząc ją swym wzrokiem. Ino niemal zadrżała pod naporem spojrzenia jego
czekoladowych oczu.
- Do widzenia – odpowiedział. –
Uważaj na siebie.
Mężczyzna wyszedł ze sklepu,
zostawiając w środku samą Ino. Dziewczyna szybko podbiegła do drzwi sklepowych
i zdziwiła się, gdy na ulicy nie zobaczyła już nikogo. Z nieco zniechęconą miną
zamknęła drzwi na klucz i sprzątnęła pomieszczenie. Przez zaplecze wróciła do
domu, a potem weszła do swojego pokoju. Okno było otwarte na oścież. Dziewczyna
podeszła do niego i odetchnęła świeżym powietrzem. Umyła się i przebrała do
snu, a po kilku minutach już spała...
~ * ~
Ino Yamanaka stała na leśnej
polanie. Nie przypomniała sobie, żeby kiedykolwiek tu była. A jednak w głębi
serca czuła, że to miejsce jest jej dobrze znane. Za sobą usłyszała cichy
głos...
- Ino...
Odwróciła się i napotkała
spojrzenie czekoladowych oczu. Tych oczu...
-Pamiętasz moje imię? –
zapytał cicho chłopak.
Pokręciła głową. Rudy tylko
spuścił wzrok. Po chwili zaczął znikać, rozpływając się coraz bardziej w
powietrzu.
- Nie idź – poprosiła go. –
Nie zostawiaj mnie znów samej.
Spojrzała płaczliwie w
brązowe tęczówki mężczyzny. Ten jednak uśmiechnął się do niej słabo i już na
wpół przejrzystą ręką ujął jej dłoń. Jego palce nie były ciepłe, ale Ino czuła,
jakby parzyły jej dłoń. Dziewczyna spojrzała na niewielki podarunek.
- Wybacz... – szepnął smutno
rudy.
Po minucie zniknął już
całkowicie, a Ino została znów na swej wyśnionej polanie z małym kwiatem w
ręku.
~ * ~
- A gdzie to się mój kochany
Sasori podziewał? – Kat przywitała się z rudym, stojąc w progu kuchni. – Nie
wiedziałam, że do Liść aż tak daleko, żeby przed wieczorem nie wrócić...
Skorpion tylko oddał jej bez
słowa worek z kwiaciarni. Szarooka powiodła za nim zaciekawionym wzrokiem. Gdy
Sasori wszedł do swojego pokoju, kobieta uśmiechnęła się lekko sama do siebie.
- No ładnie, ładnie… -
wymruczała.
- Co jest ładne? – zainteresował
się Tobi.
Kat zachichotała tylko.
- Takie tam drobnostki –
odpowiedziała.
Tymczasem Sasori wszedł do swojego pokoju i oparł się ciężko o drzwi, z westchnięciem unosząc oczy ku górze. Czuł się jednocześnie bardzo szczęśliwy i wyjątkowo przybity. Ta mieszanka uczuć wcale mu się nie podobała. W końcu jęknął, przeklął siarczyście i zsunął się na podłogę, obracając w palcach czerwoną, piękną różę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz