Kwiat trzeci: Sen o róży

 


Nadal stała na tej samej polanie. Dwóch członków Brzasku zniknęło jednak, zostawiając ją samą w lesie.

‘Shikamaru i Choji pewnie nawet nie wiedzą, że tu jestem.’ – stwierdziła w myślach.

Nagle usłyszała nikły szelest. Odwróciła się tam natychmiast. Krzyknęła krótko i cofnęła się o krok. Niefortunnie potknęła się i upadła na tyłek, patrząc szeroko otwartymi oczyma na postać, stojącą na granicy lasu i polany. Był to ten sam karzeł z Brzasku, który zabronił blondynowi ją zabić.

- K-kim jesteś? – zapytała drżącym głosem.

Karzeł nie odpowiedział. Sunął do niej, a z każdym krokiem przemieniał się w kogoś innego. W końcu nad Ino stanął czekoladowooki mężczyzna. Rude kosmyki były rozwiane, nie przykrywał ich już ciemny kaptur płaszcza.

- To ty... – szepnęła już nieco spokojniej.

Mężczyzna skinął tylko głową, podając jej rękę. Dziewczyna przyjęła pomoc i stanęła tak blisko rudego, że niemal stykali się ciałami. Rudy wyjął zza pleców kwiat. Była to krwistoczerwona róża o dużych, ładnie ułożonych płatkach. Ciemna zieleń jej liści wspaniale komponowała się z kolorem kwiatu.

- Jest piękna – zauważyła Ino.

Mężczyzna tylko uśmiechnął się smutno. Puścił dotychczas trzymaną rękę dziewczyny i zrobił krok do tyłu.

- Poczekaj... – poprosiła go.

Mężczyzna jednak nagle rozpłynął się w powietrzu. Ino osunęła się na kolana. Ścisnęła róże tak mocno, że jej kolce wbiły się w dłoń. Czerwona krew spłynęła po zielonej łodydze...

 

~ * ~

 

Dziewczyna otworzyła oczy i nieomal zmrużyła je ponownie, w ochronie przed rażącą bielą ścian szpitalnej sali.

- Obudziła się! – usłyszała czyjś głos.

Znała go... był jej znajomy, nawet bardzo. Trochę monotonny w swym brzmieniu, słowa wypowiadane były na odczepnego, z niechęcią i dystansem.

‘Shikamaru...’ – pomyślała.

- Upierdliwe te baby... – rzucił jeszcze Nara.

- Co?! Jakie baby?! Shikamaru, ja cię zaraz...!

Ino też znała ten głos. Należał do jej najlepszej przyjaciółki, Sakury.

- Nie krzyczcie tak, mhm – odezwał się inny głos, swą wypowiedź kończąc głośnym przełknięciem czegoś.

‘Choji...’ – pomyślała Ino.

W końcu dziewczyna całkiem otworzyła oczy. Leżała w jednej ze szpitalnych sali, a wokół jej łóżka stało kilka osób. Shikamaru właśnie obrywał od Sakury, Choji pałaszował paczkę chipsów, obok stał Kiba wraz z Akamaru oraz nieśmiała Hinata.

- Jak się czujesz, Ino? – zapytała drżącym głosem młoda Hyuga.

- Nieco skołowana – przyznała cicho Yamanaka, siadając na łóżku. – Skąd takie zbiorowisko?

- To upierdliwe, ale wszyscy przyszli do ciebie – wyjaśnił Shikamaru. – Znalazłem cię w na leśnej polanie, kiedy wieczorem nie wróciłaś ze zwiadu. Byłaś nieprzytomna. Wróciliśmy więc do Liścia z tobą. Co się stało?

- To Brzask – zaczęła młoda Yamanaka. – Spotkałam dwóch z nich. Jeden miał na imię Deidara. Drugi był jakimś karłem. Złapali mnie i zostawili nieprzytomną na polanie.

Nara w zamyśleniu skinął głową. Po chwili do sali weszła Tsunade i wygoniwszy wszystkich kolegów i koleżanki Ino, została z nią sam na sam.

Młoda Yamanaka powtórzyła każde słowo, które padło z ust obu shinobi Brzasku. Piąta przyjęła wszystko ze spokojem, a po skończonej rozmowie pozwoliło wrócić Ino do domu. Młoda Yamanaka szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła ze szpitala. Dopiero w domu sprawdziła datę i odetchnęła z dziwną ulgą.

‘O mały włos... – stwierdziła. – Jeszcze dzień i byłoby po ptakach!’

Sama sobie dziwiła się, ale z dziwnym utęsknieniem i nadzieją czekała na dzień, w którym ma przyjść nieznajoma lub ktoś przez nią przysłany. Wiedziała, że być może stawi się ktoś zupełnie jej obcy, ale głupie serce wzywało do siebie tylko chłopaka o czekoladowych oczach.

- Mamo... – zaczęła cicho Yamanaka. – Mogę posiedzieć dziś w kwiaciarni?

- Córuś, jesteś pewna? – zapytała z troską kobieta, przekładając róże do wody. – Dopiero co wróciłaś ze szpitala.

- Nic mi nie jest, mamo – zaprzeczyła od razu dziewczyna. – Czuję się dobrze. Tak mi już brakowało wieczorów w kwiaciarni... Mogę?

- No dobrze, córuś – zgodziła się pani Yamanaka. – Tylko nie przemęczaj się nazbyt. I jakby coś, od razu mnie zawołaj.

- Tak, mamo – zgodziła się dziewczyna, ukrywając swoją radość.

Matka wyszła, zostawiając ją w sklepie samą. Dziewczyna skończyła przekładać róże do wazonów. Kwiaty miał herbaciane kolory. Żadna z nich nie była czerwona, nie mówiąc już o krwistej czerwieni otrzymanego od rudego kwiatu.

‘To tylko sen, głupia! – skarciła się od razu w myślach. – On nie dawałby ci żadnej róży!’

Dziewczyna westchnęła ciężko. W czasie dnia obsłużyła kilkunastu klientów i przeżyła najazd jej znajomych. W końcu nastał cichy wieczór. Młoda Yamanaka denerwowała się coraz bardziej – do zamknięcia zostało kilka minut, a nie pojawił się nikt. Ino trzy razy sprawdzała datę odebrania zamówienia, ale była zgodną z dzisiejszą. W końcu drzwi kwiaciarni otworzyły się i do środka ktoś wszedł.

- Dobry wieczór... – przywitała się z nieznajomym Ino, czując dzikie drżenie serca.

- Być może – odpowiedział jej nieco chłodny głos, który właściwie rozpoznała od razu. – Przyszedłem odebrać zamówienie.

Podał dziewczynie kartkę, a ta wzięła ją nieco drżącą ręką.

- Już przyniosę... – szepnęła.

Wyszła na zaplecze i odetchnęła głęboko. Znalazła niewielki worek z dwustoma sztukami zielonych kamyczków. Za takie coś ludzie płacili fortunę. Młoda Yamanaka wyniosła woreczek i położyła go na ladzie.

- Znajdę... lipę? – zapytał niepewnie chłopak. – Zależy mi na suszonych kwiatach.

- Oczywiście – odpowiedziała Yamnaka.

Dziewczyna okrążyła ladę i wyszła na przestrzeń sklepu, mijając chłopaka. Obcy nie ruszył się nawet o krok, wciąż stojąc przed ladą. Yamanaka przyniosła odpowiednią paczkę i położyła ją na ladzie, w kasie wybijając odpowiednią cenę.

- Pył clove? – ciągnął nieznajomy.

Dziewczyna drgnęła i skinęła głową. Na zapleczu dosięgnęła niewielki słoiczek ze złotym pyłem w środku. Specyfik uważany był za afrodyzjak i był nieziemsko drogi.

‘Jeśli tak dalej pójdzie, kwiaciarnia przyniesie nam ogromne zyski – Ino przypomniała sobie słowa matki. – Taki klient to skarb!’

Dziewczyna wyszła z zaplecza i położyła słoik na ladzie. Chłopak przez cały ten czas nie podniósł wzroku, z uporem chowając oczy pod kapturem płaszcza. Ino z utęsknieniem wpatrywała się w ciemny materiał, mając nadzieję, że nieznajomy choć raz podniesie głowę. W końcu z cichym westchnięciem zrezygnowania podliczyła wszystko.

- Susz z tarki iwańskiej? – zapytał jeszcze chłopak.

- Nie mamy – odpowiedziała dziewczyna. Nagle do jej głowy wpadł szalony pomysł. – Można zamówić...

Nieznajomy chwilę stał w bezruchu, jakby analizując jej słowa.

- Ile to potrwa? – zapytał, a jego głos drżał nieznacznie.

- Tydzień – odpowiedziała.

 - Niech będzie... – stwierdził nieznajomy.

Dziewczyna zapisała zamówienie i podała kartkę chłopakowi. Przez ułamek sekundy dotknęła palców chłopaka, ale nie poczuła ich ciepła. Dłoń nieznajomego nie była chłodna, ale też i nie była gorąca... miała po prostu temperaturę otoczenia.

Mężczyzna zebrał wszystkie zamówione rzeczy i wrzucił je do worka, który Ino rozpoznała jako ten podarowany dwa tygodnie temu.

- Do widzenia – rzuciła młoda Yamanaka, gdy nieznajomy wychodził ze sklepu.

Obcy stanął i odwrócił się do niej, mierząc ją swym wzrokiem. Ino niemal zadrżała pod naporem spojrzenia jego czekoladowych oczu.

- Do widzenia – odpowiedział. – Uważaj na siebie.

Mężczyzna wyszedł ze sklepu, zostawiając w środku samą Ino. Dziewczyna szybko podbiegła do drzwi sklepowych i zdziwiła się, gdy na ulicy nie zobaczyła już nikogo. Z nieco zniechęconą miną zamknęła drzwi na klucz i sprzątnęła pomieszczenie. Przez zaplecze wróciła do domu, a potem weszła do swojego pokoju. Okno było otwarte na oścież. Dziewczyna podeszła do niego i odetchnęła świeżym powietrzem. Umyła się i przebrała do snu, a po kilku minutach już spała...

 

~ * ~

 

Ino Yamanaka stała na leśnej polanie. Nie przypomniała sobie, żeby kiedykolwiek tu była. A jednak w głębi serca czuła, że to miejsce jest jej dobrze znane. Za sobą usłyszała cichy głos...

- Ino...

Odwróciła się i napotkała spojrzenie czekoladowych oczu. Tych oczu...

-Pamiętasz moje imię? – zapytał cicho chłopak.

Pokręciła głową. Rudy tylko spuścił wzrok. Po chwili zaczął znikać, rozpływając się coraz bardziej w powietrzu.

- Nie idź – poprosiła go. – Nie zostawiaj mnie znów samej.

Spojrzała płaczliwie w brązowe tęczówki mężczyzny. Ten jednak uśmiechnął się do niej słabo i już na wpół przejrzystą ręką ujął jej dłoń. Jego palce nie były ciepłe, ale Ino czuła, jakby parzyły jej dłoń. Dziewczyna spojrzała na niewielki podarunek.

- Wybacz... – szepnął smutno rudy.

Po minucie zniknął już całkowicie, a Ino została znów na swej wyśnionej polanie z małym kwiatem w ręku.

 

~ * ~

 

- A gdzie to się mój kochany Sasori podziewał? – Kat przywitała się z rudym, stojąc w progu kuchni. – Nie wiedziałam, że do Liść aż tak daleko, żeby przed wieczorem nie wrócić...

Skorpion tylko oddał jej bez słowa worek z kwiaciarni. Szarooka powiodła za nim zaciekawionym wzrokiem. Gdy Sasori wszedł do swojego pokoju, kobieta uśmiechnęła się lekko sama do siebie.

- No ładnie, ładnie… - wymruczała.

- Co jest ładne? – zainteresował się Tobi.

Kat zachichotała tylko.

- Takie tam drobnostki – odpowiedziała.

Tymczasem Sasori wszedł do swojego pokoju i oparł się ciężko o drzwi, z westchnięciem unosząc oczy ku górze. Czuł się jednocześnie bardzo szczęśliwy i wyjątkowo przybity. Ta mieszanka uczuć wcale mu się nie podobała. W końcu jęknął, przeklął siarczyście i zsunął się na podłogę, obracając w palcach czerwoną, piękną różę.


Następny rozdział >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz