Ludzki kompleks naukowy był
pełen betonu, stali i szkła. Tikan wiedział o tym, chociaż właściwie teraz tego
nie widział – gdy otworzył delikatnie swoje oczy, oślepiające, białe światło od
razu go poraziło tak, że musiał znów przymknąć powieki.
Jeszcze wczoraj widział się z
Wierą. Zostawił kobietkę pod jej chatą, a ona jak zwykle zapytała, czy znowu
zobaczą się kolejnego dnia. Skinął głową, jak zawsze, ale wiedział, że nigdy
więcej nie zobaczy już kobiety. Wątpił, by ludzie wypuścili go kiedykolwiek z
tego kamienno-stalowego piekła.
Środki odurzające, które mu
podawali, były silne, ale co jakiś czas jego organizm dawał radę je zwalczyć i
wtedy Tikan otwierał oczy, próbował się poruszyć, warczał, a nawet szarpał się.
Za każdym razem, gdy to robił, gdzieś niedaleko rozlegał się alarm, wysoki,
bardzo irytujący dźwięk.
Nie wiedział, ile to trwało, ale
dość szybko zaczął w myślach błagać bogów, by go po prostu zabrali dalej, do
siebie.
~ * ~
Szara Skała była cicha i
spokojna. Większość młodych łowców wybierała Puszczę Południe lub Puszczę
Północ na nocne polowania, Rozpadliny pozostawiając bardziej doświadczonym
łowcom. Ostre głazy i pionowe ściany nie były bezpieczne, ale były też o wiele
ciekawsze, wyjątkowe w swoim zdradliwym charakterze.
Odetchnąłem głęboko i zerknąłem
w niebo. Trzeci księżyc właśnie pojawiał się ponad drzewami. Sir’ka powinna
pojawić się tutaj niedługo. O ile, rzecz jasna, nie wystraszyła się lub nie
złapali ją podczas wymykania się ojciec albo bracia.
Prychnąłem tylko, pocierając lekko
oparzony tors. Wystraszyłaby się, ta jasne. Ta dziewczyna nie bała się niczego,
a już na pewno nie Rozpadlin, ciemności ani Kiande. Przyjdzie, byłem tego pewny
tak samo mocno, jak tego, że dziś ten jej ogień otoczył mnie być może zbyt agresywnie.
Oczywiście, że całe to jej
opatrywanie, moja obietnica wycieczki na Rozpadliny, wszelkie odprowadzania jej
do domu, czy cokolwiek innego, przez co przez krótki moment czułem, że jest
lepiej, nic nie dało. Kolejny dzień, kolejna bójka.
- Będziesz tam tak siedział?
Zerknąłem w dół i zamruczałem
cicho. Sir’ka stała pod drzewem, na którym znalazłem sobie chwilowe
schronienie. Miała niezadowoloną i niepewną minę, ale mimo wszystko była tu.
Zeskoczyłem z drzewa i wylądowałem przed nią, a szwy na nodze znów zapiekły krótko.
- Dokładnie przez to nie mogłam
dziś tego ściągnąć – westchnęła.
- Martwisz się o mnie? –
zapytałem cicho.
- Pf! – prychnęła od razu. –
Niszczysz tylko moją pracę! Nie będę cię opatrywać co chwila.
Zamruczałem tylko rozbawiony, na
co Sir’ka rzuciła mi krótkie, ostrzegawcze spojrzenie.
- A jeśli chcę być opatrywany co
chwila? – zapytałem czułym tonem.
Kobieta zerknęła na mnie szeroko
otwartymi oczyma. Zdecydowanie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Szybko
jednak otrząsnęła się i prychnęła znowu.
- Możemy już iść? – zapytała
niezadowolona.
- Owszem – potwierdziłem.
- Rusz się zatem – mruknęła,
odwracając się ku Rozpadlinom.
Zamruczałem tylko rozbawiony, a
gdy Sir’ka nie zatrzymała się, zawołałem za nią:
- Sir’ka! Zejście jest tędy…
Kobieta zerknęła na mnie
niezadowolona, ale posłusznie zawróciła i zatrzymała się przy mnie na krawędzi
Szarej Skały.
- Sir’ka – zacząłem cicho. –
Bądź blisko, dobrze?
- Blisko? – zapytała niepewnie.
- Na tyle blisko, żebym w razie
czego ci pomógł – zauważyłem – i żebyś ty pomogła mi. Dobrze?
Sir’ka skinęła tylko głową, a
gdy skoczyłem w Rozpadliny, bez wahania podążyła za mną.
~ * ~
- Lordzie Hult’kain?
Stary łowca odwrócił się nieco
od ogromnej mapy i zerknął na Sir’kę. Kobieta siedziała jak zwykle na jego
wielkim krześle, przeglądając wyświetlane przed nią dane. Jej zmartwiona i
zaciekawiona mina uświadomiła Hult’kainowi, że znajdę znów dręczą jej nie raz
naiwne pytania.
- Hm? – zamruczał, wracając do
mapy.
- Skąd właściwie lord zna język
ludzi? – zapytała Sir’ka. – Niewielu łowców potrafi tak mówić.
Hult’kain nie poruszył się przez
chwilę, nie odpowiedział też od razu. Gdy w końcu się odezwał, jego głos był
cichy, spokojny i pełen bólu:
- Czy to ważne, znajdo?
- Nie – odpowiedziała. –
Chciałam tylko wiedzieć.
Hult’kain znów milczał dość
długo. Być może bił się z własnymi myślami, a być może tak naprawdę nie
wiedział, jak ująć to, co przepływało mu przez umysł, w słowa.
- Ktoś mnie nauczył – wyznał w
końcu. – Dawno temu na Ziemi.
- Czy trwało to długo? –
zainteresowała się.
- Dosyć – odpowiedział. – Mój
statek miał awarię, zarówno napędu, jak i systemu komunikacji. Minęły dwa
sezony, nim mój klan mnie odnalazł.
- Kto cię uczył, lordzie
Hult’kain?
Palce yautja zacisnęły się na
jego ramionach, szczęki zwarły się, a wzrok stał się wyjątkowo pusty.
- Przyjaciółka – wyrzucił z
siebie krótko. – Znajdo, zajmij się nauką, w porządku?
Sir’ka przez chwilę obserwowała
łowcę, ale w końcu skinęła tylko głową i wróciła do tabletu.
~ * ~
Statek, nad którym pracowałem,
nie był nawet w jednej czwartej skończony, ale i tak czułem się dumny z tego,
na jakim jest etapie. Leżąc na niskiej platformie, w połowie schowany pod
burtą, łączyłem elektronikę, która miała sterować podajnikami paliwa.
Gdy coś nagle wylądowało na
mnie, zerwałem się momentalnie, przez co huknąłem czołem o metalową burtę
mojego jeszcze nieskończonego statku. Mój głośny jęk i nieprzyjemne warczenie
skwitowane było bardzo charakterystycznym, słodkim, uroczym niczym dźwięk
tysiąca dzwoneczków śmiechem.
- Sir’ka… - jęknąłem.
- Wcale nie wygląda lepiej –
zauważyła kobieta, układając obie ręce na burcie statku. – Wciąż jesteś pewien,
że go składasz?
- Tak, ty paskudo – odpowiedziałem,
wysuwając się spod statku. – Co tu robisz, huh?
- Skończyłam lekcje na dzisiaj –
przyznała zadowolona. – Moglibyśmy…
- Chcę to skończyć – przerwałem
jej, prostując się i przytrzymując ją przy sobie. – Ty powinnaś za to ćwiczyć,
nie?
Sir’ka zrobiła niezadowoloną
minę, ale nie powiedziała nic więcej. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili,
a słowa ewidentnie były jej jednocześnie miłe i widocznie dla niej
nieodpowiednie.
- Mógłbyś poćwiczyć ze mną –
wymamrotała po chwili.
- Ćwiczyłem dzisiaj rano, nie
podobało mi się – parsknąłem, pokazując na swoje oparzone ramię.
Kobieta fuknęła tylko
niezadowolona przez nos, odwracając obrażone spojrzenie.
- Powiedz swojemu bratu, żeby on
walczył ze mną, zamiast ciebie, to przestaniesz obrywać – prychnęła.
Odetchnąłem tylko i oparłem się
wygodniej o zimną burtę statku. Jedna moja dłoń wciąż tkwiła na ciele Sir’ki,
na jej udzie tuż przed brzegiem jej krótkiej spódniczki. Kobieta miała na sobie
luźne, krótkie stroje, w końcu nasza planeta była ciepła nawet nocami. Skóra
Sir’ki była gorąca, a im więcej uwag robiłem, tym cieplejsza mi się wydawała.
- Sama mu to powiedz –
zamruczałem. – Na pewno się ucieszy.
Sir’ka zrobiła niezadowoloną
minę, ale nie odezwała się więcej.
- Wieczorem mogę cię zabrać na
Rozpadliny – zaproponowałem. – Chcesz?
Gdy zwróciła na mnie swoje
spojrzenie, wiedziałem idealnie, że owszem, chce i to bardzo. Zaśmiałem się w
duchu – tak łatwo było ją czymś zainteresować, odwrócić jej uwagę, o ile
wiedziało się, czego tak naprawdę w tym momencie może chcieć kobieta. Walka,
polowania i wszystko to, co groźne i niebezpieczne, działało zawsze i bez
wyjątku.
- Tuż po trzecim księżycu? Może
tym razem Puszcza, hm?
- Puszcza? – zdziwiła się nieco.
Odetchnąłem tylko. Rozpadliny,
oczywiście, interesowały ją o wiele mocniej, ale były też męczące, jeśli chodzi
o codzienne wyprawy. Puszcza była spokojniejsza i przyjemniejsza.
- Pokażę ci jeziora przy
mokradłach – zaproponowałem. – Albo stawy na płaskowyżu. Byłaś tam?
- Stawy są daleko? – zapytała.
- Nie aż tak daleko –
przyznałem. – Spodobają ci się. Koty polują w ich okolicy.
Dziewczyna przez chwilę
zastanawiała się, ale w końcu skinęła głową. Zamruczałem z zadowoleniem i
poklepałem ją po udach.
- Doskonale, a teraz zmykaj,
chcę to skończyć – poleciłem.
Sir’ka zsunęła się ze mnie i
skierowała do wyjścia z warsztatu.
- Tylko nie zaczynaj bójek z
Thweim, proszę – rzuciłem jeszcze, wsuwając się pod burtę statku. – Jak się nie
zgłaszam na ich alarm, są wściekli, a naprawdę chcę to skończyć.
Usłyszałem jej prychnięcie i
kroki na żwirze, szybko jednak wszystko ucichło. Odetchnąłem, opuściłem ręce i
spojrzałem na plątaninę kabli nad sobą. Przewodów było wiele, każdy miał ten
sam kolor i każdy był od czegoś innego. Ten chaos wydawał mi się jednak o wiele
bardziej logiczny niż ja, Sir’ka i wszystko to, co działo się między mną a nią.
~ * ~
Sezon trwał w najlepsze, doki
były prawie puste, a młodzi łowcy z klanu przygotowywali się do rytuału krwi.
Thwei ćwiczył jeszcze ciężej i już jedynie pod opieką ojca i starszych z klanu.
Czasami towarzyszyłem mu w tym razem z Theim, ale najczęściej, ku mojemu
zadowoleniu, ojciec pozwalał mi siedzieć w warsztacie, gdzie składałem swój
statek.
Rytuał zbliżał się wielkimi
krokami, a gdy nadszedł dzień wylotu, ojciec wpakował Thweiego i pozostałych
młodych klanu na jeden statek i ruszył z resztą klanów na Atov, który w tym
roku został wybrany jako jedno z miejsc do Rytuału.
Brak ojca sprawiał, że mieliśmy
z Theim sporo wolnego czasu. Ja wybrałem warsztat, a Thei – Puszczę. Każdy z
nas spędzał te chwile na miły dla siebie sposób. Wiedzieliśmy w końcu, że ta
pozorna wolność nie potrwa długo.
I nie trwała. Powrót klanu z
Rytuału był szybki i pełen świętowania – w tym roku zginęła nas zaledwie
połowa, ale to nie było ważne, gdyż ci, co przeżyli, mieli przed sobą świetlaną
przyszłość.
~ * ~
- It’chi?
Głos ojca sprawił, że uniosłem
spojrzenie znad ekranu i zerknąłem zarówno na przywódcę Guan, jak i na stojącą
tuż za nim Sir’kę. Kobieta też na mnie spojrzała, szybko jednak odwróciła
wzrok.
- Witaj, Hult’kain. Hult’ah. –
Lord It’chi przywitał się z nami, a ja skinąłem ku niemu głową.
- Odprowadzasz znajdę? –
parsknął śmiechem mój ojciec. – To nie zmniejszy ilości kłopotów, którą
przyciąga.
Zaśmiałem się w duchu, widząc
wyjątkowo niezadowoloną minę Sir’ki i jej pełne wyrzutu spojrzenie, które
rzuciła niemo ku mojemu ojcu. Oczywiście, nie sprzeciwiła mu się otwarcie, ale
musiała zaznaczyć, jak bardzo dotknęły ją jego słowa.
- Właściwie mam sprawę do
ciebie. – Lord It’chi zerknął krótko na córkę, ale szybko przeniósł spokojne
spojrzenie na mojego ojca. – Potrzebuję statku.
- Czy coś nie tak z poprzednim?
- Absolutnie, nie – zaprzeczył
Lord It’chi, dodatkowo pojednawczo wyciągając swoją dłoń. – K’juhte przeszedł
rytuał. Potrzebuję statku dla niego.
Mój ojciec milczał chwilę, ale w
końcu skinął głową.
- Hult’ah, weź Lorda It’chiego
do piątego doku, jest tak SR-3 i AT-7 – polecił mi. – W hangarze siódmym
wszystkie są do wzięcia. Będziesz mógł coś dla siebie wybrać, It’chi.
Lord It’chi skinął głową, a ja
podniosłem się i skierowałem do wyjścia.
- Dziękuję. – Guan skinął głową
ku memu ojcu. – Czy mogę też zostawić Sir’kę? Na lekcje?
- Owszem – potwierdził mój
ojciec. – Lepiej, żeby nie było jej przy statkach. Dość, że muszę łatać po niej
synów, statki byłoby o wiele ciężej.
Ten cichy jęk z ust Sir’ki był
doskonale słyszalny i rozbawił zarówno mnie, jak i mojego ojca. Lord It’chi z
kolei odetchnął, rzucił córce długie spojrzenie i skierował się za mną do
wyjścia.
Zaprowadziłem lorda It’chiego do
odpowiednich hal i pokazałem wszystkie statki. Ci z Kiande, którzy postanowili
wrócić po Rytuale lub nie wyruszyli w ogóle na ten sezon na polowania, rzucali
ku przywódcy Guan niechętne spojrzenia. Jego obecność nie była już jednak tak
drażniąca, jak dawniej – It’chi bywał w dokach i w Dworze częściej, niż
ktokolwiek by przypuszczał, często odprowadzając i przyprowadzając córkę na
lekcje u ojca.
- Coś ci się podoba, lordzie
It’chi? – zapytałem, pokazując ostatni ze statków.
- Cóż… właściwie wszystkie –
wyznał. – Zdam się na ciebie, Hult’ah. Co byś mi polecił?
- SR-3 – odpowiedziałem bez
wahania, wskazując na nieduży statek na końcu hali. – Jest niewielki, ale
idealny dla maksymalnie trzyosobowej grupy. Nie jest szybki jak AT-7, ale jest
wytrzymały. Ma wzmocnione tarcze, trochę mocniejszy, ale cięższy stop na poszyciu.
Silnik to piąta generacja, sądzę, że gdy K’juhte zdecyduje się na coś
szybszego, będziesz mógł spokojnie przekazać statek dalej. Dla Lar’jy. Albo
Sir’ki.
It’chi odetchnął tylko na moją
ostatnią uwagę, ale w końcu skinął głową. Zerknął na mnie krótko, ale z uwagą,
a ja przez chwilę zastanawiałem się, czy wie, czy jednak nie o tym, że Sir’ka
wymyka się nocami na wycieczki ze mną po ciemnej i pełnej niebezpieczeństw
Puszczy.
- Niech będzie – potwierdził
It’chi.
- Odstawię statek do doków Guan
do godziny – zapewniłem go. – Czy jeszcze w czymś mogę pomóc, lordzie It’chi?
Przez chwilę It’chi milczał, a
jego spojrzenie utkwione było w głównym budynku hal, gdzie przez ogromne okna
widać było zarówno mojego ojca, jak i Sir’kę.
- Nie, Hult’ah, dziękuję –
powiedział w końcu It’chi. – Prześlij rachunek, ureguluję wszystko od razu.
Skinąłem głową i odprowadziłem
przywódcę Guan wzrokiem. Potem moje spojrzenie podążyło ku mostkowi. Sir’ka
siedziała na moim miejscu, a na wyświetlaczu przed nią przesuwały się słowa i
obrazy. Kolejne lekcje trwały w najlepsze, a ja długo nie mogłem oderwać od
tego wzroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz