4. coś się zmienia, coś pozostaje

 


Ludzki kompleks naukowy był pełen betonu, stali i szkła. Tikan wiedział o tym, chociaż właściwie teraz tego nie widział – gdy otworzył delikatnie swoje oczy, oślepiające, białe światło od razu go poraziło tak, że musiał znów przymknąć powieki.

Jeszcze wczoraj widział się z Wierą. Zostawił kobietkę pod jej chatą, a ona jak zwykle zapytała, czy znowu zobaczą się kolejnego dnia. Skinął głową, jak zawsze, ale wiedział, że nigdy więcej nie zobaczy już kobiety. Wątpił, by ludzie wypuścili go kiedykolwiek z tego kamienno-stalowego piekła.

Środki odurzające, które mu podawali, były silne, ale co jakiś czas jego organizm dawał radę je zwalczyć i wtedy Tikan otwierał oczy, próbował się poruszyć, warczał, a nawet szarpał się. Za każdym razem, gdy to robił, gdzieś niedaleko rozlegał się alarm, wysoki, bardzo irytujący dźwięk.

Nie wiedział, ile to trwało, ale dość szybko zaczął w myślach błagać bogów, by go po prostu zabrali dalej, do siebie.

 

~ * ~

 

Szara Skała była cicha i spokojna. Większość młodych łowców wybierała Puszczę Południe lub Puszczę Północ na nocne polowania, Rozpadliny pozostawiając bardziej doświadczonym łowcom. Ostre głazy i pionowe ściany nie były bezpieczne, ale były też o wiele ciekawsze, wyjątkowe w swoim zdradliwym charakterze.

Odetchnąłem głęboko i zerknąłem w niebo. Trzeci księżyc właśnie pojawiał się ponad drzewami. Sir’ka powinna pojawić się tutaj niedługo. O ile, rzecz jasna, nie wystraszyła się lub nie złapali ją podczas wymykania się ojciec albo bracia.

Prychnąłem tylko, pocierając lekko oparzony tors. Wystraszyłaby się, ta jasne. Ta dziewczyna nie bała się niczego, a już na pewno nie Rozpadlin, ciemności ani Kiande. Przyjdzie, byłem tego pewny tak samo mocno, jak tego, że dziś ten jej ogień otoczył mnie być może zbyt agresywnie.

Oczywiście, że całe to jej opatrywanie, moja obietnica wycieczki na Rozpadliny, wszelkie odprowadzania jej do domu, czy cokolwiek innego, przez co przez krótki moment czułem, że jest lepiej, nic nie dało. Kolejny dzień, kolejna bójka.

- Będziesz tam tak siedział?

Zerknąłem w dół i zamruczałem cicho. Sir’ka stała pod drzewem, na którym znalazłem sobie chwilowe schronienie. Miała niezadowoloną i niepewną minę, ale mimo wszystko była tu. Zeskoczyłem z drzewa i wylądowałem przed nią, a szwy na nodze znów zapiekły krótko.

- Dokładnie przez to nie mogłam dziś tego ściągnąć – westchnęła.

- Martwisz się o mnie? – zapytałem cicho.

- Pf! – prychnęła od razu. – Niszczysz tylko moją pracę! Nie będę cię opatrywać co chwila.

Zamruczałem tylko rozbawiony, na co Sir’ka rzuciła mi krótkie, ostrzegawcze spojrzenie.

- A jeśli chcę być opatrywany co chwila? – zapytałem czułym tonem.

Kobieta zerknęła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zdecydowanie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Szybko jednak otrząsnęła się i prychnęła znowu.

- Możemy już iść? – zapytała niezadowolona.

- Owszem – potwierdziłem.

- Rusz się zatem – mruknęła, odwracając się ku Rozpadlinom.

Zamruczałem tylko rozbawiony, a gdy Sir’ka nie zatrzymała się, zawołałem za nią:

- Sir’ka! Zejście jest tędy…

Kobieta zerknęła na mnie niezadowolona, ale posłusznie zawróciła i zatrzymała się przy mnie na krawędzi Szarej Skały.

- Sir’ka – zacząłem cicho. – Bądź blisko, dobrze?

- Blisko? – zapytała niepewnie.

- Na tyle blisko, żebym w razie czego ci pomógł – zauważyłem – i żebyś ty pomogła mi. Dobrze?

Sir’ka skinęła tylko głową, a gdy skoczyłem w Rozpadliny, bez wahania podążyła za mną.

 

~ * ~

 

- Lordzie Hult’kain?

Stary łowca odwrócił się nieco od ogromnej mapy i zerknął na Sir’kę. Kobieta siedziała jak zwykle na jego wielkim krześle, przeglądając wyświetlane przed nią dane. Jej zmartwiona i zaciekawiona mina uświadomiła Hult’kainowi, że znajdę znów dręczą jej nie raz naiwne pytania.

- Hm? – zamruczał, wracając do mapy.

- Skąd właściwie lord zna język ludzi? – zapytała Sir’ka. – Niewielu łowców potrafi tak mówić.

Hult’kain nie poruszył się przez chwilę, nie odpowiedział też od razu. Gdy w końcu się odezwał, jego głos był cichy, spokojny i pełen bólu:

- Czy to ważne, znajdo?

- Nie – odpowiedziała. – Chciałam tylko wiedzieć.

Hult’kain znów milczał dość długo. Być może bił się z własnymi myślami, a być może tak naprawdę nie wiedział, jak ująć to, co przepływało mu przez umysł, w słowa.

- Ktoś mnie nauczył – wyznał w końcu. – Dawno temu na Ziemi.

- Czy trwało to długo? – zainteresowała się.

- Dosyć – odpowiedział. – Mój statek miał awarię, zarówno napędu, jak i systemu komunikacji. Minęły dwa sezony, nim mój klan mnie odnalazł.

- Kto cię uczył, lordzie Hult’kain?

Palce yautja zacisnęły się na jego ramionach, szczęki zwarły się, a wzrok stał się wyjątkowo pusty.

- Przyjaciółka – wyrzucił z siebie krótko. – Znajdo, zajmij się nauką, w porządku?

Sir’ka przez chwilę obserwowała łowcę, ale w końcu skinęła tylko głową i wróciła do tabletu.

 

~ * ~

 

Statek, nad którym pracowałem, nie był nawet w jednej czwartej skończony, ale i tak czułem się dumny z tego, na jakim jest etapie. Leżąc na niskiej platformie, w połowie schowany pod burtą, łączyłem elektronikę, która miała sterować podajnikami paliwa.

Gdy coś nagle wylądowało na mnie, zerwałem się momentalnie, przez co huknąłem czołem o metalową burtę mojego jeszcze nieskończonego statku. Mój głośny jęk i nieprzyjemne warczenie skwitowane było bardzo charakterystycznym, słodkim, uroczym niczym dźwięk tysiąca dzwoneczków śmiechem.

- Sir’ka… - jęknąłem.

- Wcale nie wygląda lepiej – zauważyła kobieta, układając obie ręce na burcie statku. – Wciąż jesteś pewien, że go składasz?

- Tak, ty paskudo – odpowiedziałem, wysuwając się spod statku. – Co tu robisz, huh?

- Skończyłam lekcje na dzisiaj – przyznała zadowolona. – Moglibyśmy…

- Chcę to skończyć – przerwałem jej, prostując się i przytrzymując ją przy sobie. – Ty powinnaś za to ćwiczyć, nie?

Sir’ka zrobiła niezadowoloną minę, ale nie powiedziała nic więcej. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili, a słowa ewidentnie były jej jednocześnie miłe i widocznie dla niej nieodpowiednie.

- Mógłbyś poćwiczyć ze mną – wymamrotała po chwili.

- Ćwiczyłem dzisiaj rano, nie podobało mi się – parsknąłem, pokazując na swoje oparzone ramię.

Kobieta fuknęła tylko niezadowolona przez nos, odwracając obrażone spojrzenie.

- Powiedz swojemu bratu, żeby on walczył ze mną, zamiast ciebie, to przestaniesz obrywać – prychnęła.

Odetchnąłem tylko i oparłem się wygodniej o zimną burtę statku. Jedna moja dłoń wciąż tkwiła na ciele Sir’ki, na jej udzie tuż przed brzegiem jej krótkiej spódniczki. Kobieta miała na sobie luźne, krótkie stroje, w końcu nasza planeta była ciepła nawet nocami. Skóra Sir’ki była gorąca, a im więcej uwag robiłem, tym cieplejsza mi się wydawała.

- Sama mu to powiedz – zamruczałem. – Na pewno się ucieszy.

Sir’ka zrobiła niezadowoloną minę, ale nie odezwała się więcej.

- Wieczorem mogę cię zabrać na Rozpadliny – zaproponowałem. – Chcesz?

Gdy zwróciła na mnie swoje spojrzenie, wiedziałem idealnie, że owszem, chce i to bardzo. Zaśmiałem się w duchu – tak łatwo było ją czymś zainteresować, odwrócić jej uwagę, o ile wiedziało się, czego tak naprawdę w tym momencie może chcieć kobieta. Walka, polowania i wszystko to, co groźne i niebezpieczne, działało zawsze i bez wyjątku.

- Tuż po trzecim księżycu? Może tym razem Puszcza, hm?

- Puszcza? – zdziwiła się nieco.

Odetchnąłem tylko. Rozpadliny, oczywiście, interesowały ją o wiele mocniej, ale były też męczące, jeśli chodzi o codzienne wyprawy. Puszcza była spokojniejsza i przyjemniejsza.

- Pokażę ci jeziora przy mokradłach – zaproponowałem. – Albo stawy na płaskowyżu. Byłaś tam?

- Stawy są daleko? – zapytała.

- Nie aż tak daleko – przyznałem. – Spodobają ci się. Koty polują w ich okolicy.

Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, ale w końcu skinęła głową. Zamruczałem z zadowoleniem i poklepałem ją po udach.

- Doskonale, a teraz zmykaj, chcę to skończyć – poleciłem.

Sir’ka zsunęła się ze mnie i skierowała do wyjścia z warsztatu.

- Tylko nie zaczynaj bójek z Thweim, proszę – rzuciłem jeszcze, wsuwając się pod burtę statku. – Jak się nie zgłaszam na ich alarm, są wściekli, a naprawdę chcę to skończyć.

Usłyszałem jej prychnięcie i kroki na żwirze, szybko jednak wszystko ucichło. Odetchnąłem, opuściłem ręce i spojrzałem na plątaninę kabli nad sobą. Przewodów było wiele, każdy miał ten sam kolor i każdy był od czegoś innego. Ten chaos wydawał mi się jednak o wiele bardziej logiczny niż ja, Sir’ka i wszystko to, co działo się między mną a nią.

 

~ * ~

 

Sezon trwał w najlepsze, doki były prawie puste, a młodzi łowcy z klanu przygotowywali się do rytuału krwi. Thwei ćwiczył jeszcze ciężej i już jedynie pod opieką ojca i starszych z klanu. Czasami towarzyszyłem mu w tym razem z Theim, ale najczęściej, ku mojemu zadowoleniu, ojciec pozwalał mi siedzieć w warsztacie, gdzie składałem swój statek.

Rytuał zbliżał się wielkimi krokami, a gdy nadszedł dzień wylotu, ojciec wpakował Thweiego i pozostałych młodych klanu na jeden statek i ruszył z resztą klanów na Atov, który w tym roku został wybrany jako jedno z miejsc do Rytuału.

Brak ojca sprawiał, że mieliśmy z Theim sporo wolnego czasu. Ja wybrałem warsztat, a Thei – Puszczę. Każdy z nas spędzał te chwile na miły dla siebie sposób. Wiedzieliśmy w końcu, że ta pozorna wolność nie potrwa długo.

I nie trwała. Powrót klanu z Rytuału był szybki i pełen świętowania – w tym roku zginęła nas zaledwie połowa, ale to nie było ważne, gdyż ci, co przeżyli, mieli przed sobą świetlaną przyszłość.

 

~ * ~

 

- It’chi?

Głos ojca sprawił, że uniosłem spojrzenie znad ekranu i zerknąłem zarówno na przywódcę Guan, jak i na stojącą tuż za nim Sir’kę. Kobieta też na mnie spojrzała, szybko jednak odwróciła wzrok.

- Witaj, Hult’kain. Hult’ah. – Lord It’chi przywitał się z nami, a ja skinąłem ku niemu głową.

- Odprowadzasz znajdę? – parsknął śmiechem mój ojciec. – To nie zmniejszy ilości kłopotów, którą przyciąga.

Zaśmiałem się w duchu, widząc wyjątkowo niezadowoloną minę Sir’ki i jej pełne wyrzutu spojrzenie, które rzuciła niemo ku mojemu ojcu. Oczywiście, nie sprzeciwiła mu się otwarcie, ale musiała zaznaczyć, jak bardzo dotknęły ją jego słowa.

- Właściwie mam sprawę do ciebie. – Lord It’chi zerknął krótko na córkę, ale szybko przeniósł spokojne spojrzenie na mojego ojca. – Potrzebuję statku.

- Czy coś nie tak z poprzednim?

- Absolutnie, nie – zaprzeczył Lord It’chi, dodatkowo pojednawczo wyciągając swoją dłoń. – K’juhte przeszedł rytuał. Potrzebuję statku dla niego.

Mój ojciec milczał chwilę, ale w końcu skinął głową.

- Hult’ah, weź Lorda It’chiego do piątego doku, jest tak SR-3 i AT-7 – polecił mi. – W hangarze siódmym wszystkie są do wzięcia. Będziesz mógł coś dla siebie wybrać, It’chi.

Lord It’chi skinął głową, a ja podniosłem się i skierowałem do wyjścia.

- Dziękuję. – Guan skinął głową ku memu ojcu. – Czy mogę też zostawić Sir’kę? Na lekcje?

- Owszem – potwierdził mój ojciec. – Lepiej, żeby nie było jej przy statkach. Dość, że muszę łatać po niej synów, statki byłoby o wiele ciężej.

Ten cichy jęk z ust Sir’ki był doskonale słyszalny i rozbawił zarówno mnie, jak i mojego ojca. Lord It’chi z kolei odetchnął, rzucił córce długie spojrzenie i skierował się za mną do wyjścia.

Zaprowadziłem lorda It’chiego do odpowiednich hal i pokazałem wszystkie statki. Ci z Kiande, którzy postanowili wrócić po Rytuale lub nie wyruszyli w ogóle na ten sezon na polowania, rzucali ku przywódcy Guan niechętne spojrzenia. Jego obecność nie była już jednak tak drażniąca, jak dawniej – It’chi bywał w dokach i w Dworze częściej, niż ktokolwiek by przypuszczał, często odprowadzając i przyprowadzając córkę na lekcje u ojca.

- Coś ci się podoba, lordzie It’chi? – zapytałem, pokazując ostatni ze statków.

- Cóż… właściwie wszystkie – wyznał. – Zdam się na ciebie, Hult’ah. Co byś mi polecił?

- SR-3 – odpowiedziałem bez wahania, wskazując na nieduży statek na końcu hali. – Jest niewielki, ale idealny dla maksymalnie trzyosobowej grupy. Nie jest szybki jak AT-7, ale jest wytrzymały. Ma wzmocnione tarcze, trochę mocniejszy, ale cięższy stop na poszyciu. Silnik to piąta generacja, sądzę, że gdy K’juhte zdecyduje się na coś szybszego, będziesz mógł spokojnie przekazać statek dalej. Dla Lar’jy. Albo Sir’ki.

It’chi odetchnął tylko na moją ostatnią uwagę, ale w końcu skinął głową. Zerknął na mnie krótko, ale z uwagą, a ja przez chwilę zastanawiałem się, czy wie, czy jednak nie o tym, że Sir’ka wymyka się nocami na wycieczki ze mną po ciemnej i pełnej niebezpieczeństw Puszczy.

- Niech będzie – potwierdził It’chi.

- Odstawię statek do doków Guan do godziny – zapewniłem go. – Czy jeszcze w czymś mogę pomóc, lordzie It’chi?

Przez chwilę It’chi milczał, a jego spojrzenie utkwione było w głównym budynku hal, gdzie przez ogromne okna widać było zarówno mojego ojca, jak i Sir’kę.

- Nie, Hult’ah, dziękuję – powiedział w końcu It’chi. – Prześlij rachunek, ureguluję wszystko od razu.

Skinąłem głową i odprowadziłem przywódcę Guan wzrokiem. Potem moje spojrzenie podążyło ku mostkowi. Sir’ka siedziała na moim miejscu, a na wyświetlaczu przed nią przesuwały się słowa i obrazy. Kolejne lekcje trwały w najlepsze, a ja długo nie mogłem oderwać od tego wzroku.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz