Budynki klanu Guan były już
widoczne między drzewami. Sir’ka odetchnęła z ulgą na ich widok. Gdy
wymykaliśmy się razem, czasami odprowadzałem ją, czasami sama znikała mi z
widoku, wracając samotnie do domu, ale za każdym razem, gdy pozwalała mi iść ze
sobą, widok domu wywoływał ulgę.
Kobieta skierowała się ku
budynkom, ale nim wyszła spomiędzy drzew, złapałem ją za rękę. Zerknęła na mnie
z uwagą. W jej oczach było sporo oczekiwania i ciepła. Właściwie nie wiem,
czego spodziewałem się po tym, co stało się przed chwilą, ale widok tych oczu
nieco koił moje zdenerwowanie.
- Sir’ka, ja… jeśli chodzi o to,
co się stało…
- Nikomu o tym nie powiem,
obiecuję – wyszeptała cicho, spuszczając nieco spojrzenie.
- Chcę, żebyś była moja –
wypaliłem.
Gdy uniosła spojrzenie, jej oczy
były pełne zaskoczenia, uroczego, nic niepojmującego zaskoczenia.
- Chcę cię ogłosić jako swoją –
dodałem, podchodząc do niej.
- Nie jesteś po Rytuale –
zauważyła ostrożnie, a jej spojrzenie stało się znów oczekujące i ciepłe. – Nie
masz prawa nikogo ogłosić jako swego, Hult’ah.
Ścisnąłem mocniej jej palce, a
drugą rękę ułożyłem na jej policzku.
- Chcę, żebyś to była ty –
zapewniłem ją. – Poczekasz na mnie?
Chwila jej zawahania się była dla
mnie niemal jak wieczność, ale w końcu kobieta skinęła głową.
- Jest już późno, Hult’ah –
zauważyła potulnie.
- Raczej zaczyna się robić
niepokojąco wcześnie – zaprzeczyłem, patrząc na coraz jaśniejsze niebo na
wschodzie. – Prześpisz się jeszcze?
- Ja tak – odparła, ściskając
moją dłoń – ale ty…
- O mnie się nie martw, to nie
będzie pierwsza nieprzespana noc – zapewniłam. – Pierwsza nieprzespana w tak
przyjemny sposób, jeśli chcesz wiedzieć.
- Hult’ah – jęknęła niepewnie,
czerwieniąc się w ten swój uroczy, ludzki sposób.
Zaśmiałem się tylko i cofnąłem
swoje ręce.
- Zobaczymy się później –
zapewniłem ją.
Skinęła głową, cofnęła się i po
chwili zniknęła między drzewami. Zobaczyłem, jak wskakuje jeszcze przez szeroko
otwarte okno do swojej sypialni. Dłużej nie czekałem – wiedziałem, że gdy wrócę
do domu, od razu powinienem zacząć ćwiczenia. Ojciec był bardziej niż
wymagający, jeśli chodzi o takie rzeczy.
~ * ~
- Skąd Kiande wiedzieli, że mają
modlić się do Ragty?
Hult’kain zerknął nieco
zaskoczony na kobietkę. Sir’ka jednak nie wydawała się żartować – oczekiwała na
odpowiedź z zainteresowaniem i tą dziecięcą, zwykłą sobie naiwnością.
- Nie mam pojęcia, znajdo –
wyznał przywódca Kiande. – Dawno temu moi przodkowie znaleźli naszą świątynię i
zbudowali tu swój dom, oddając się pod opiekę boga, który w tej kaplicy
mieszkał.
- Ragta jest bardzo potężny,
prawda?
- Chyba wiesz to lepiej, niż ja
– zaśmiał się Hult’kain. – Twoja pieczęć to tylko niewielka cząstka jego mocy.
Sir’ka odetchnęła i zerknęła na
swoje dłonie. Nie było w nich płomieni, ale Hult’kain czuł, że ogień, w którym
skąpane było jej serce, zamigotał radośnie na jego słowa.
- Skoro Ragta jest tak silny,
czemu wszyscy go nie wyznają?
Hult’kain zaśmiał się znowu.
- Zebrało ci się na dziwne
pytania, znajdo?
- To tylko pytania! – broniła
się.
- Być może inni bogowie są
równie silni – odpowiedział. – Twój klan wyznaje Guana, pana nocy. To twój bóg.
Czemu go wyznajesz?
- Mój ojciec go wyznaje –
przyznała cicho.
- Tak, jak jego ojciec i ojciec
jego ojca przed nim – potwierdził Hult’kain. – To też część naszej tradycji
klanowej, znajdo.
Sir’ka nie odpowiedziała, ale
Hult’kain znał już ją całkiem dobrze – widział po dziewczynie, że wciąż jest
ona niepewna.
- Nigdy nie czułaś obecności
swego boga, znajdo? – zapytał ją.
- Nie wiem. Guan jest… - zaczęła
niepewnie, po czym dodała: - Nie wiem, czy go czułam.
Hult’kain odetchnął tylko.
- Guan to tajemniczy bóg –
przyznał. – Pan Nocy. W dzień nie poczujesz jego obecności, ale o to zapytaj
lepiej swego ojca. On szybciej wskaże ci waszego boga.
Sir’ka skinęła głową. Nim
Hult’kain zaczął kolejną lekcję, zapytała:
- Czy często odczuwasz obecność
Ragty, lordzie Hult’kain?
- Czasami za często – przyznał z
ciężkim westchnięciem.
- Za często? – zainteresowała
się.
- Nie za dużo tych pytań? –
mruknął rozbawionym tonem. – Lepiej zabierz się za naukę. Ludzki język ma sporo
dialektów, a ty nie ogarnęłaś nawet połowy z nich. Zaczynaj.
Sir’ka zrobiła nieco niechętną
minę, ale zaraz zabrała się do nauki. Hult’kain z kolei podszedł do okna i
zerknął na plac. Na udeptanej na twardo ziemi ćwiczył Thwei i Thei. Hult’aha
nie było widać, ale lider klanu Kiande wiedział, że młody łowca nie próżnował –
był w warsztacie, gdzie pracował nad swoim statkiem lub w dokach, gdzie
naprawiał klanowe maszyny. Wiedział, że w innym wypadku gniew jego rodzica
byłby duży, a kara – sroga.
Noc zbliżała się wielkimi
krokami. Hult’kain wolał nie trzymać Sir’ki u siebie tak długo, odwrócił się
zatem od okna i spojrzał na kobietę.
- Wystarczy na dzisiaj –
zarządził. – Wracaj do domu.
- Ale… - zaczęła.
- Sir’ka – mruknął. – Znikaj.
Kobieta odetchnęła i zeskoczyła
ze swojego miejsca, po czym skierowała się do drzwi wyjściowych. Hult’kain
widział, jak wychodzi z jego domu, a idąc na plac treningowy, widział nawet,
jak wraca drogą do swojego domu. Czego jednak nie mógł widzieć? Zapewne tego,
że przy najbliższym zakręcie Sir’ka zeszła z drogi i zniknęła w ciemniejącej
Puszczy.
~ * ~
- K’juhte.
Młody łowca zatrzymał się
natychmiast i podniósł wzrok.
- Tak, ojcze?
- Gdzie jest Sir’ka?
Nikła niepewność zalśniła w
oczach K’juhte, co właściwie uszłoby uwadze It’chiego, gdyby nie to, że zbyt
dobrze znał swoje dzieci.
- Widziałem ją, jak była u
siebie – odpowiedział lekko K’juhte.
It’chi zamruczał niechętnie i
założył ręce na pierś. Coś mówiło mu, że albo jego syn kłamie, albo po prostu
nie mówi mu całej prawdy do końca.
- Nie ma jej w pokoju –
zauważył. – Wyszła z Lar’ją?
- Lar’ja jest w Mieście, pomaga
Matce Matek – odpowiedział K’juhte.
Tym razem mówił całkowitą prawdę,
o czym It’chi doskonale wiedział. Przywódca klanu Guan westchnął i przytknął
palce do czoła.
- Jest już późno – zauważył.
- Mogła iść do Kiande – podsunął
jeszcze K’juhte.
- Bez wezwania Hult’kaina ani
bez mojego polecenia nie zrobiłaby tego – stwierdził It’chi.
K’juhte nie odpowiedział.
Wpatrywał się w ojca ze spokojem, ale gdzieś w jego spojrzeniu czaiła się
troska i to ogromne uczucie, które kazało mu zawsze kłamać i bronić siostry za
wszelką cenę.
- Czy ona często się wymyka,
K’juhte?
Młody łowca nie odpowiedział.
Był opanowany i o wiele ciężej było z niego wyciągnąć cokolwiek niż z Lar’ji
lub samej Sir’ki.
- K’juhte. – Głos It’chiego stał
się zdecydowanie zimniejszy.
- Jest bezpieczna – zapewnił
młody łowca. – Nigdy nie jest sama.
- Od kiedy to trwa? – westchnął
It’chi.
- Nie jestem pewny – przyznał
K’juhte.
Przywódca Guan westchnął.
Martwił się o córkę i mimo ze wiedział, jak silna i pewna siebie jest, nadal nie
lubił, gdy znikała na długo i przebywała poza domem gdzieś, gdzie tak naprawdę
nie miał nad nią kontroli.
- Jest yautja, ojcze – zauważył
cicho K’juhte. – Każdy z yautja się wymyka.
- Jest człowiekiem – zaprzeczył
It’chi.
- Nauczonym, by być jedną z nas
– bronił swoich racji młody łowca. – Jest bezpieczna. Nie chodzi do Puszczy
sama.
- Do Puszczy? – It’chi wciągnął
głęboko powietrze.
K’juhte zamilkł nagle. W jego
oczach zalśniła o wiele mocniejsza niepewność. Być może zdał sobie sprawę, że
powiedział za dużo.
- Nie jest sama? Ale nie jest z
wami – ciągnął It’chi, gdy milczenie jego syna trwało zbyt długo. – K’juhte.
- Jest bezpieczna – powtórzył
znowu młody łowca. – Zaufaj jej, ojcze. Jest szczęśliwa i nic złego jej się nie
dzieje.
Starszy z yautja westchnął z
niepokojem.
- Wróć do siebie – polecił
jeszcze synowi. – Jeśli ją spotkasz… chcę z nią porozmawiać, K’juhte.
~ * ~
Sir’ka wskcozyła przesz okno. Zanim
jednak wyprostowała się, zanim poczuła, że coś jest nie tak, spokojny, cichy głos
rozległ się w jej pokoju.
- Nie za późno na powrót do
domu, Sir’ka?
Kobieta przełknęła ślinę i rzuciła
niepewne spojrzenie ku It’chiemu. Łowca siedział na jednym z krzeseł, przyglądając
się córce z uwagą.
- Dzień dobry, ojcze?
- Właśnie. Dzień. Jest tuż przed
pierwszym słońcem.
Kobieta nie odpowiedziała, ale It’chi
widział, jak bardzo niepewna jest i jak nie w smak jest jej to, że w końcu ojciec
odkrył jej nocne wycieczki.
- Gdzie byłaś tak długo? – zapytał.
- Ćwiczyłam – wyznała szybko.
- Gdzie byłaś, Sir’ka?
Gdy znów nie odpowiedziała, It’chi
westchnął i podniósł się.
- Chodź ze mną – polecił.
Gdy yautja wyszedł, Sir’ka podążyła
za nim. Dwójka wyszła na plac treningowy. Powietrze było świeże i pachniało wilgocią.
It’chi wiedział jednak, że niedługo gorąco znów uderzy, wysuszając rosę w zastraszającym
tempie. Yautja Prime była gorącą planetą.
- Iskierko. Nie chcę cię karać
za coś, co jest naturalne dla każdego yautja – zaczął po chwili It’chi. - Po
prostu chcę wiedzieć, gdzie jesteś i czy nic złego ci się nie dzieje.
- Byłam w Rozpadlinie – wyznała cicho.
- Rozpadlinie? – zdziwił się It’tchi,
a zaraz jego spojrzenie wypełniło się zmartwieniem. - Sir’ka.
- Radzę sobie! – zawołała od razu.
- Naprawdę.
It’chi westchnął tylko z bólem.
- Chodzenie samemu na Skały nie
jest mądre – zauważył, a gdy córka stała obok niego w milczeniu, niepewna i zmieszana,
dodał: - Iskierko.
- Nie byłam sama – wyznała szeptem.
It’chi przechylił nieco głowę na
bok.
- Twoi bracia byli tutaj, czyż
nie?
- Wiem. Nie chodziło mi o nich.
Przywódca Guan zamruczał z niepokojem.
- Z kim byłaś na Skałach, Sir’ka?
Sir’ka milczała długo, a gdy w końcu
się odezwała, jej szept był niemal niesłyszalny.
- Z Hult’ahem.
- Sir’ka? – zdziwił się It’chi.
Oczywiście, doskonale usłyszał i
zrozumiał jej słowa. Nie zmieniało to jednak faktu, że towarzysz Sir’ki po prostu
go zaskoczył. It’chi mógł spodziewać się wiele, a tego, że wychodziła razem z Kiande
– to nie do końca wydawało mu się prawdopodobne.
- Hult’ah był ze mną – powtórzyła
nieco głośniej.
- Ten Hult’ah? – zdziwił się It’chi.
- Mhm – potwierdziła cicho.
It’chi zamruczał z niepokojem, ale
też ogromnym zdziwieniem.
- Wróć do siebie – polecił cicho.
– Odpocznij. Po drugim słońcu masz trening z Ui’stbi, nie zapomnij.
- Tak, ojcze.
Sir’ka ruszyła do wnętrza domu, ale
dość szybko zatrzymała się.
- Ojcze?
- Tak? – odpowiedział jej od razu,
odwracając się ku niej.
- Jesteś zły? – zapytała.
Yautja westchnął, po czym zamruczał
cicho, czule. Ten zew uspokoił nieco Sir’kę.
- Nie, iskierko. Jestem tylko
szczerze zaskoczony.
- Zaskoczony? – zdziwiła się.
- Lepiej odpocznij – poradził jej.
- Dobrze, ojcze.
Sir’ka zniknęła w swoim pokoju, a
It’chi zwrócił swoje spojrzenie na widoczną w oddali Puszczę. W końcu jednak westchnął
i ruszył do kaplicy swego boga, Guan. Miał nadzieję, że medytacja i modlitwa mu
pomogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz