Słoneczny Dysk lśni na naszym niebie

 


Gdy ktoś zawołał ją po imieniu, odwróciła się i uśmiechnęła czule. Nasus, wyniesiony syn pustyni, górował nad nią niczym tytan. Pamiętała, że tak samo górował nad nią jej ojciec.

Swojego pełnego imienia nie słyszała przez wieki. Dziś wypowiadała go kolejna osoba kolejny raz. Za’ uważała, że to zarówno zabawne, jak i nieco nieodpowiednie.

- Wystarczy Za’… - westchnęła. – Czy w czymś mogę ci pomóc, mistrzu Nasusie?

- Pomogłaś już nam tak wiele – przyznał kustosz. – Nadal pytasz, czy możesz zrobić więcej?

Za’ skinęła głową z lekkim uśmiechem.

- Jeśli tylko bym potrafiła.

Nasus parsknął krótkim śmiechem i stanął obok kobiety, przyglądając się rozpościerającym w dole ogrodom. Stali na dużym balkonie pod osłoną płóciennych żagli. Mimo że słońce nie padało na nich bezpośrednio, wciąż oboje czuli upał. Gorąco pustyni było ogromne.

- Coś cię martwi, mistrzu Nasusie?

- Sporo rzeczy – wyznał. – Przywiodłaś do mnie mego brata, za co jestem ci ogromnie wdzięczny, ale przyniosłaś też bardzo niepokojące wieści.

- Zatem tobie też chodzi o Xeratha?

Nasus skinął głową.

- Azir wysłał mnie po niego – wyznała Za’. – Zatem spotkają się tak, jak chce tego Imperator. Potem jednak odejdą, każdy w swoją stronę.

- O czym ty mówisz?

Za’ zaśmiała się cicho, a jej cichy, czuły śmiech wywołał dziwne dreszcze w Nasusa. Z jednej strony kustosz był zaniepokojony, dziwnie w środku przerażony, ale z drugiej… nagle poczuł, że wszystko jest tak, jak powinno być.

- Niektóre rzeczy muszą się stać, by inne też miały szansę trwać – odpowiedziała Za’. – Xerath, tak, jak ty, Renekton i Azir, jest ważny dla mnie. Mogę go przyprowadzić do Azira, a mogę też pozwolić mu błąkać się po pustyni. Ani jedna, ani druga droga nie zmieni jednak tego, co stanie się na końcu.

Nasus zmarszczył brwi i przyjrzał się dokładnie kobiecie. To nie była ta zabłąkana, niepewna i butna dziewczyna, która pamiętał u boku jej ojca, matki i braci. Teraz miała w sobie o wiele więcej powagi i wiedzy, tej wiedzy, której ewidentnie nie chciała rozdawać byle gdzie, którą nie chciała się nadmiernie dzielić.

- Nie jesteś tu z powodu Xeratha – zauważył cicho Nasus. – Tak naprawdę nie jesteś tu też z powodu Renektona.

- Nie – wyznała. – Odnalezienie Renektona było jednak miłym aspektem.

- Dlaczego zatem tu jesteś?

Za’ nie odpowiedziała od razu, ale odwróciła się od ogrodów i zerknęła do wnętrza sali. Ustawiano tam już stoły i zastawiano je do posiłku. Azir stał przy swoim tronie, ale nie siedział na nim, Nasus widział to doskonale. Zdenerwowany chodził to w prawo, to w lewo, rozglądając się niespokojnie na boki. Kustosz mógł pomyśleć, że martwił się o Xeratha, ale prawda mogła być też całkiem inna.

- Wiedziałeś, że słowiki nie występują naturalnie w Shurimie?

Nasus uniósł do góry jedną brew.

- Owszem – potwierdził. – Występują naturalnie w Demacii i Noxusie, ale przelatują przez Shurimę do swoich zimowisk w Ixtal i na południe od Piltover.

- Do bardzo długa droga dla nich, niebezpieczna, głównie z powodu gorąca, braku wody i drapieżników – zauważyła Za’, przechylając głowę na bok, by lepiej usłyszeć rozlegającą się w sali muzykę. – Śpieszą się, zatem niewielki jest czas, gdy mogą zaśpiewać tutaj.

- Do czego dążysz?

- Że to chyba pierwszy i jedyny raz, gdy będę pomagała jastrzębiowi zdobyć słowika.

Nasus zmarszczył jeszcze raz brwi, a potem podążył za wzrokiem Za’. Kobieta wpatrywała się w Azira, który stał w bezruchu przy swym tronie, a jego wzrok utkwiony był gdzieś w punkcie wewnątrz sali. Nasus domyślał się, że ten punkt znajdował się bardzo blisko podestu tancerek i śpiewaczek. Po chwili Nasus parsknął tylko śmiechem.

- Naprawdę? Jesteś tutaj właśnie z tego powodu?

- Świat może się walić i płonąć, mistrzu Nasusie – westchnęła – ale mimo to każdy będzie miał kogoś do kochania. Wszyscy na to zasługujemy.

 

~ * ~

 

- Czekaj, możesz mi wytłumaczyć to jeszcze raz? – Talon stanął przed Za’, unosząc do góry swoje ręce. – Co mamy zrobić?

Za’ odetchnęła tylko i uśmiechnęła się czule do nożownika.

- Z Grobowca Imperatorów uciekł Xerath, wyniesiony mag, którego Imperator chce złapać. Mamy go odnaleźć.

- Ale to… Za’! – jęknął Talon.

Kobieta zaśmiała się i obwiązała wokół głowy i szyi lekki, jasny materiał. Drugą taką tkaninę zawiązała wokół Talona, a mężczyzna z jękiem zrezygnowania poddał się jej ruchom.

- To bez sensu – mruknął niechętnie. – Coś ty robiła u Imperatora? Czemu mamy szukać maga? Jak my mamy w ogóle go znaleźć, huh?

- Damy sobie radę – zauważyła pewnie Za’.

Kobieta podeszła do Zeda, który w ciszy siedział przy kuchennym stole.

- Czarny i metal na pustyni to zły pomysł – zauważyła czule.

Zed ściągnął z twarzy maskę i zsunął z głowy ciemny kaptur.

- Jakkolwiek by to nie brzmiało, Talon ma rację – zauważył cicho Zed, odbierając od kobiety jasne materiały. – Wyniesiony mag to nie jest zbyt bezpieczna sprawa, Za’. Ani ja, ani Talon nie znamy się na magii. Nie wiemy nawet, z czym idzie się nam mierzyć.

- Magia Xeratha to nasz najmniejszy problem. – Uśmiech Za’ nie przestawał być czuły. – Xerath jest bardzo inteligentny i do tego rozgoryczony, a to będzie o wiele ciężej pokonać.

- Znasz go – bardziej stwierdził niż zapytał Zed. – Skąd możesz go znać? O ile dobrze zrozumiałem, zamknęli go w Grobowcu trzy tysiące lat temu.

Za’ westchnęła tylko i poprawiła materiał na jego szyi.

- Poradzimy sobie – zapewniła. – Bądźcie tylko blisko i może… trochę bardziej sobie zaufajcie. Hm?

Zed zerknął niechętnie na Talona i takim samym spojrzeniem odwdzięczył się mu nożownik. Po chwili obaj prychnęli i odwrócili swój wzrok. Za’ odetchnęła i skierowała się do wyjścia.

Czuła, że praca z mężczyznami będzie trudna, ale właściwe radziła sobie już z gorszymi problemami.

 

~ * ~

 

Nasus przerzucił kilka ksiąg i rozwinął kilka zwojów. Zerknąłem na to z uwagą, chociaż właściwie wiedziałem, że nic nie pojmę z tego, co tam było napisane i narysowane. Byłem żołnierzem, nie naukowcem. To Nasus zwykle siedział w bibliotece, nie ja.

- Czy Azir nie wysłał czasem już kogoś po Xeratha? – zapytałem.

- Wysłał Za’ – odparł Nasus. – Chyba jednak woli zrobić wszystko, co w jego mocy, by upewnić się, że Xerath nie będzie nam zagrażał.

Prychnąłem tylko. Ten cholerny mag. Tysiące lat temu miałem co do niego złe przeczucia i jak widać wcale nie tak niepotrzebnie. Założyłem ręce na pierś i zerknąłem ku pustyni, widocznej z okien biblioteki. Po złotym piasku przepływały karawany. Imperium naprawdę się odradzało.

- Nie będzie łatwo go znaleźć – wyznałem. – Już jako człowiek był śliski, a co dopiero teraz, gdy ma moc wyniesionego.

- Damy sobie z tym radę – zapewnił Nasus, chociaż jego głos wydawał się być niezbyt pewny.

- Myślisz, że Za’ da sobie radę sama? – zapytałem.

- Ponoć nie jest sama – odpowiedział mi. – Ale nie znam jej aktualnych towarzyszy. To nie jest na pewno jej rodzina, więc… nie wiem, czego mogę się po nich spodziewać.

Parsknąłem krótkim śmiechem. Ta rodzina… doskonale pamiętałem ich, gdy była ich szóstka, dwoje rodziców i czwórka ich dzieci, wszyscy posiadający niemałą siłę, ogromne umiejętności i tyle zapasów dobroci w sercu, że aż dziw był, że wszelkie zadania Imperatora, nieraz wymagające brutalności i krwi, wykonywali bez mrugnięcia okiem, bez jednego krzyku i bez żadnych ran – zarówno po jednej, jak i drugiej stronie.

O ile dobrze zrozumiałem słowa Imperatora i Nasusa, z całej szóstki została już tylko ona, najmłodsza, Za’. Pamiętałem ją z czasów, gdy była o wiele młodsza, mniej rozważna, bardziej butna i niespokojna. Wiele musiało zmienić się w jej życiu. Teraz wydawała mi się odbiciem jej ojca. Zarówno, jeśli chodziło o spokój, jak i o to, co czaiło się za zasłoną jej pozornie ludzkiego wyglądu.

- Czy chcesz wysłać wojsko? – zapytałem po chwili, otrząsając się ze swoich myśli. – Mogę zorganizować kilka drużyn.

- Azir chce nas mieć przy sobie – zauważył Nasus. – Jakkolwiek by to nie brzmiało, najprawdopodobniej jest przerażony ucieczką Xeratha.

- Jakoś się nie dziwię – mruknąłem.

Trzy tysiące lat w zamknięciu z tym szalonym magiem dało mi wiele do myślenia. Nigdy nie byłem zbyt spokojny, ale w jego towarzystwie… ha!, nawet na samo jego wspomnienie moja krew burzyła się w żyłach.

- Za’ uważa, że to nie ma znaczenia, czy złapiemy Xeratha, czy nie – wyznał nagle Nasus.

- Że co? – warknąłem.

Mój brat podniósł na mnie spojrzenie i wiedziałem już, że nie żartuje.

- Ta dziewucha! – syknąłem.

- Wie o wiele więcej, niż byśmy podejrzewali – westchnął Nasus. – Nie wiem tylko, co chce z tą całą swoją wiedzą zrobić.

Prychnąłem tylko i wyprostowałem się.

- Przygotuję wojska. Przeczeszemy pustynię. Znajdziemy Xeratha.

- Przygotuj drużyny, ale nie idź z nimi – polecił Nasus. – Zostańmy przy Azirze tak, jak nam rozkazał. Renekton?

Niechętnie skinąłem głową.

- Wolałbym ruszyć na pustynię – mruknąłem.

- Wiem. Obawiam się jednak, że Xerath też to wie. Nie dajmy mu żadnej satysfakcji. Ani żadnej możliwości.

 

~ * ~

 

Talon odetchnął, przyklapł przy wodzie i ze zmęczeniem potarł własny kark białym materiałem, jaki Za’ owinęła wokół jego twarzy rano. Tkanina była mokra od jego potu. Stojący niedaleko Zed nie wyglądał lepiej, jemu gorąco również dało się mocno we znaki.

Z kolei Za’ nie wydawała się zmęczona ani długim biegiem, ani panującym na pustyni nieznośnym gorącem. Stała przy wodzie, wpatrując się w pustynię, a jej spojrzenie wydawało się uważne, wręcz drapieżne. Czasami szeptała coś, a czasami stałą tak w całkowitym milczeniu.

- Daleko jeszcze ten Xerath? – mruknął niechętnie Talon.

- Bardzo daleko – przyznała Za’. – Zanim go znajdziemy, minie sporo czasu.

- Zanim wrócimy do domu, jeszcze dłużej – mruknął nożownik.

Za’ uśmiechnęła się tylko czule.

- Owszem – przyznała. – Cóż, kiedyś możliwe, że rozwiążemy ten problem.

- Który problem? – Talon z niezadowoleniem zamachał ręką. – Ten, gdzie pakujesz nas w kłopoty, czy ten, gdzie nasz dom znajduje się na środku niczego?

- Ten, w którym dom jest pośrodku niczego – odparła ze śmiechem. – Nie zapomnijcie napełnić manierek z wodą. Wielka Sai nie jest przychylna tym, którzy nie potrafią się przygotować.

Talon westchnął tylko, a Za’ zniknęła pomiędzy drzewami. Noxiańczyk potarł kark jeszcze raz i wyciągnął manierkę, napełniając ją wodą.

- Wolałbym, żeby rozwiązała nasz problem pakowania się w kłopoty – mruknął Zed. – Jest… większy.

Talon parsknął śmiechem i zakręcił manierkę, przytwierdzając ją do pasa.

- Czuję, że to nie zmieni się zbyt szybko.

Zed prychnął tylko krótko, ale jego humor, podobnie jak u Talona, był wyjątkowo dobry. Mimo że obojgu doskwierało gorąco, a przyszłe zadanie było pełne niepewności i niebezpieczeństw, czułe słowa i opieka Za’ działały na nich naprawdę zbawiennie.

 

~ * ~

 

Ziemia tutaj była jałowa, ale było też tutaj coś, co wiło się i oddychało, żyło, chociaż to życie wydawało się złe i plugawe. Xerath odetchnął i pochylił się, zagarniając do swoich palców proch. Czarna ziemia była sucha, przesypywała się przez jego zbudowane z energii palce i rozwiewała się w powietrzu, mimo że nie wiał nawet najmniejszy wiatr.

Przed nim otworzyło się jakieś przejście. Ziemia rozstąpiła się na boki z cichym szelestem, po czym wysunął się z niej wąż. Xerath pomyślał, że był to wąż, ale wyglądał inaczej, niż pustynne żmije. Jego ciało składało się z pierścieni, które zespalały się ze sobą i rozchodziły się w miarę, jak istota się poruszała.

Czarno-fioletowe cielsko wyszło całkowicie ze szczeliny i spojrzało na Xeratha. Paszcza rozwarła się, spomiędzy czarnych zębisk wysunął się ciemny jęzor, który zafalował w powietrzu.

Xerath nie bał się. Trzy tysiące lat w Grobowcu Imperatorów pozwoliły mu nie tylko zapoznać się ze swoją siłą wyniesionego, ale również mocno rozwinąć nabyte podstępem umiejętności.

Nim jednak mag wyciągnął dłoń i wezwał swoją siłę, wąż opuścił łeb i wolno usunął się Xerathowi z drogi.  Xerath podniósł się i rozejrzał wokoło.

Ta część Imperium byłą opustoszała, zatem nadawała się doskonale do tego, by właśnie tutaj się ukrywać. Mag czuł, że musi się ukrywać, że coś ściga go i woła o jego jestestwo. Nie wiedział, co to było, po prostu czuł, że to coś niepokojącego, z czym na razie miałby wyjątkowe problemy, by sobie poradzić. Wolał zatem się ukryć, przynajmniej chwilowo.

Z jednej strony podejrzewał, że mógł być to Azir i jego wojsko, rozszalały Renekton lub nad wyraz inteligentny Nasus. Mogła to być też cała trójka, chociaż Xerath wątpił, by szaleństwo Renektona wygasło tak szybko samo od siebie.

Xerath odetchnął i zerknął na swoje ciało. Tutaj, w bladym świetle dnia jego dłonie wyglądały jak zbudowane z czystej energii, a ciało składało się z zaledwie kilku resztek  jego mięśni, skamieniałych i zamienionych w wypełnione energią cząstki. Nie do końca tego spodziewał się, zajmując siłą miejsce Azira. Nie było to wyjątkową przeszkodą, ale dziwną, śmieszną niedogodnością.

Idę po ciebie.

Xerath odwrócił się za siebie, gdy cichy szept przemknął obok jego ucha. Pustynie za nim, słoneczna i wypełniona złotym piaskiem, była pusta. Mag rozejrzał się wokoło, ale zarówno Wielka Sai za nim, jak i przeklęte ziemie przed nim były po prostu puste.

Zamruczawszy niechętnie, Xerath ruszył przed siebie, pozostawiając dziwne szepty w niepamięci.

 


~ * ~

 

Isis odetchnęła i uśmiechnęła się. Jej śpiew zachwycał wielu, zarówno gości, jak i służbę. W końcu nie od tak była nazywana Słowikiem Pustyni. Gdy skończyła kolejną pieśń, w sali rozległy się oklaski. Kobieta uśmiechnęła się słabo – mimo tego, że była najlepszą śpiewaczką w całym Imperium, wciąż nie przyzwyczaiła się do towarzyszącej temu faktowi sławie i uwielbieniu.

Jej spojrzenie mimowolnie podążyło ku końcowi sali, gdzie na tronie siedział Azir. Imperator właśnie odbierał jakiś zwój od Nasusa. Psi wyniesiony skłonił się lekko i cofnął o krok, a Azir dokładnie przyjrzał się dokumentowi.

Isis podniosła się i skierowała na taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Muzyka rozlegała się dalej, już bez jej śpiewu. Kobieta zerknęła na widoczne w dole ogrody i westchnęła.

Kiedy to było? Wczoraj? Tak, wczoraj… przechodziła przez te ogrody u boku Imperatora, ze swoją dłonią tkwiącą w delikatnym uścisku jego szponiastej rękawicy. Złoty metal był zimny, ale gest był wyjątkowo czuły. Być może nawet za czuły.

Słowik Pustyni odetchnęła raz jeszcze, tym razem głębiej i tęskniej. Nie powinna o tym myśleć! Jest tutaj dzięki woli Imperatora, dzięki jego sile, z dala od dawnego głodu, trosk i ludzkiej niechęci. Nie powinna jednak myśleć o takich rzeczach! Ma służyć z cichością i usłużnością. Prawda?

Ale wtedy… było jej tak dobrze. To nie byłą czcza duma z powodu uwagi Imperatora, to nie było też to, że jako doceniona przez władcę mogła mieć lepszą pozycję. Ten spacer, ten czuły gest Azira, to wszystko po prostu sprawiało, że młodziutkie serce Isis drżało od uczuć, których jeszcze nie potrafiła nazwać.

Isis jęknęła tylko, łapiąc się za głowę. Zdecydowanie nie powinna o tym myśleć!

Z drugiej strony jak miała jednak o tym nie myśleć? Imperator był wyniesionym, rytuał zmienił jego wygląd, Azir nie był już człowiekiem, ale nie przerażał Isis. Patrzyła na niego, jego lśniącą w słońcu zbroję i zachwycała się jego wyglądem. Nie chciała odrywać wzroku nawet wtedy, gdy jak wczoraj ściągnął swoje rękawice i ukazywał swoją prawdziwą postać.

- Czy coś cię martwi?

Kobieta odwróciła się natychmiast pokręciła głową, rozluźniając się nieco.

- Mistrz Nasus – wyszeptała, skłaniając się lekko.

- Wyglądasz na zmartwioną – zauważył wyniesiony. – Czy potrzebujesz pomocy, Isis?

- N-nie – zaprzeczyła. – Byłam tylko… zmęczona śpiewem. Wrócę zaraz do sali, mistrzu Nasusie.

- Właściwie, chciałem cię prosić o coś całkowicie innego – zauważył kustosz. – A jeśli jesteś zmęczona śpiewaniem, to dodatkowo przyda ci się odpoczynek od sali.

- Mistrzu? – zdziwiła się Isis.

- Możesz pójść ze mną, Isis?

Kobieta skinęła głową i cicho ruszyła za ogromnym wyniesionym.

- W czym mogę ci pomóc, mistrzu Nasusie?

- Pochodzisz z Marrowmark, prawda?

- T-tak – odpowiedziała cicho.

Nasus skinął głową i przysiadł na jednej z kamiennych ławeczek, a Isis usadziła się obok niego.

- Mieszkałaś tam długo? – zapytał Nasus.

- Długo. – Isis pokiwała głową. – Mieszkaliśmy z rodziną na obrzeżach miasta, ale… mój ojciec wpadł w długi i…

- Imperator kupił cię wraz z innymi dziewczętami na targu – dokończył Nasus, ciepłym głosem starając się uspokoić dziewczynę. – Pamiętasz ziemie na wschodzie?

- Na wschodzie? – Isis odetchnęła tylko. – Tam, gdzie… tam nie chodzili nawet ci, którzy nie mieli nic do stracenia. To bardzo złe miejsce, mistrzu.

Nasus skinął tylko głową.

- Byli jednak tacy, co tam chodzili – zauważył.

- Było ich mało – wyznała. – Większość nie wracała.

Kustosz milczał chwilę, aż w końcu skłonił się lekko.

- Dziękuję. Powinnaś wrócić do sali, Isis.

Kobieta skinęła głową i podniosła się, nie zdążyła jednak odejść za daleko.

- Isis. – Nasus zatrzymał ją, również podnosząc się ze swego miejsca. – Czy będziesz też tak miła i przekażesz Imperatorowi, że w razie, gdyby mnie potrzebował, będę w bibliotekach?

- Im-imperatorowi? – zdziwiła się.

- Tak – odparł zadowolony wyniesiony. – Idź już.

Isis skinęła głową i powoli skierowała się ku złocistemu tronowi Shurimy.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz