Krzyk wśród czarnego piasku

 


Ciche trzaski zaczęły się rozlegać coraz głośniej, uniosłem zatem głowę i rozejrzałem się niespokojnie wokoło. Pustynny obóz Azira był pełen głosów, śpiewów i szumu, ale te trzaski były szczególne, wywoływała je złość i idealnie rozpoznawałem to spomiędzy innych, radosnych dźwięków.

- Za'? - zapytałem, gdy w końcu zdołałem zauważyć, co wywoływało nieprzyjemne trzaski. - Wszystko w porządku?

Kobieta uniosła ku mnie pytające spojrzenie. Nie wiedziała, co się dzieje, widziałem to idealnie w jej oczach - nie miała pojęcia, jak mocno zaciskała dłoń na trzcinowym koszu, że pałąk powoli zaczynał pękać pod naporem ogromnej siły, że, o ile dobrze to zauważyłem, pod palcami zaczęły pojawiać się dziwne, małe, ale twarde, czerwone płyty, lśniące delikatnie niczym na pancerzach żuków pustynnych. Fragmenty zbroi zaczęły otaczać palce i dłoń kobiety, nim jednak wychyliły się mocniej, Za' wstrząsnęła głową, jej wzrok stał się bardziej przytomny, a dziwne pancerze - zniknęły.

- Zaciskasz pięści - zauważyłem jeszcze.

- Och, tak, przepraszam - mruknęła cicho, cofając swoje dłonie.

Kosz był ściśnięty tak mocno, że trzcina połamała się i popękała. Wykrzywiona plecionka wydawała się paskudna i nieprzydatna.

- Tak, ewidentnie ten kosz wymaga przeprosin.

- Zed - jęknęła kobieta, starając się wyprostować plecionkę.

- Wydajesz się rozdrażniona - zauważyłem spokojnie. - Co się stało?

Za' odetchnęła i spojrzała niepewnie na kosz. Nie udało się go wyprostować, ale znajdujące się w środku zioła wciąż nadawały się do obróbki.

- Ja... nie wiem właściwie - wyznała. - Wybacz, to tylko głupie przeczucie.

- Nie musisz mnie przepraszać. - Podniosłem się i podszedłem do kobiety, po czym ukucnąłem i używając sporo siły, nieco wyprostowałem brzeg plecionki. - Chcę tylko upewnić się, że wszystko z tobą w porządku.

- Jest w porządku, Zed - zapewniła mnie. – Chyba powinnam odpocząć, nim rankiem ruszymy.

- Zdecydowanie – parsknąłem. – Jeśli chcesz, sprawdzę teren wokoło.

- To nie będzie konieczne – wyznała. – Żołnierze Azira trzymają straż. Odpocznijmy jeszcze przed jutrem.

Skinąłem głową, a kobieta odłożyła zdewastowany kosz na bok i otuliła się szczelniej płaszczem. Obok niej drzemał już Talon, kobieta przysunęła się do niego nieco. Być może czuwała zawsze tak długo, bo o nas dbała, a być może w jej snach było coś, czego się bała. Nie wiedziałem tego, a sama kobieta niewiele nam mówiła.

- Dobranoc, Za’ – wymruczałem jeszcze.

- Dobranoc, Zed – odpowiedziała mi od razu.

Mimo że przymknęła oczy, sam nie potrafiłem pójść za jej i Talona przykładem. Dopiero gdy uświadczyłem jej spokojny, równomierny oddech, sen upomniał się o swoje prawa.

 

~ * ~

 

Odkąd Azir wyszedł, Isis nie opuściła jego namiotu, ale nie odważyła się też zasnąć. Siedziała na krześle, dokładnie tam, gdzie pozostawił ją Imperator. Była zmęczona, ale była też zbyt zrozpaczona, smutna i przerażona, aby sen przyszedł ją utulić.

W myślach karciła się za lekkomyślność, za samowolę i przede wszystkim za to głupie, czułe uczucie, na które sobie pozwoliła. Gdyby Azir nie był jej tak drogi, gdyby tak bardzo nie chciała przy nim być, nie wyruszyłaby samowolnie z Pałacu, nie ściągnęłaby też na siebie gniewu władcy. Nie zmieniłoby się nic – gdyby Azir wrócił, znów mogłaby mu śpiewać. A teraz? Jej los wydawał się taki niepewny…

- Dlaczego nie odpoczywasz, Isis? Jest późno, przeszliśmy kawał drogi. Musisz być zmęczona.

Serce Isis podskoczyło nagle, gdy do jej uszu dotarł spokojny, cichy i dziwnie zrezygnowany głos jej ukochanego Imperatora. Kobieta natychmiast spojrzała na swojego władcę – Azir stał w progu namiotu, jego potężna postać zajmowała niemal całą wysokość wejścia, a płaszcz zagarniał drobiny piasku z pustynnych wydm. Na złotej zbroi odbijał się blask ognisk, które służba rozpaliła w obozie oraz tańczące niemrawo płomienie lamp i świec, które ustawiono w namiocie.

- J-ja… - zaczęła niepewnie.

- Czy miejsce do snu ci nie odpowiada? – zapytał, wchodząc do namiotu.

- Nie, ja… - jęknęła. – To twój namiot, panie. Nie powinnam tu spać.

- Możesz spać, gdzie tylko chcesz – zapewnił ją, podchodząc bliżej. – Mówiłem już, nie jesteś moim więźniem, Isis.

Isis przełknęła tylko ślinę, a Azir widział jej strach. Nie chciał jednak, by się go bała. Siedziała na krześle, dziwnie zrozpaczona i przerażona, a serce Azira na ten widok niemal pękało na pół.

- Jeśli tylko chcesz, dostaniesz osobny namiot wyposażony tak, jak będziesz sobie tego życzyć – zaproponował.

Kobieta pokręciła głową, a jej ciemne włosy zafalowały w powietrzu wraz z tym gestem.

- Chociaż… - ciągnął cicho Azir, ściągając powoli rękawice ze swoich dłoni. – Wolałbym nie tracić cię z oczu. Masz tendencję do robienia głupich rzeczy, Isis.

Kobieta momentalnie spłonęła rumieńcem, ale nie był to ten przerażony rumieniec, który miała podczas wcześniejszej rozmowy. Teraz wydawała się uroczo zagubiona, zawstydzona jego słowami.

Azir zaśmiał się cicho i usiadł obok kobiety, na jednym ze zdobionych krzeseł. Miękkie skóry sprawiały, że siedzisko było bardzo komfortowe.

- Nie byłaś w moim orszaku – zauważył Azir. – Drugi orszak?

- T-tak – odpowiedziała cicho. – Szłam ze służbą.

- Szłaś? – zdziwił się. – Isis, przeszłaś całą tę drogę?

Kobieta skinęła głową.

- Czyś ty oszalała? – jęknął głośno władca, przykładając swoje szponiaste palce do skroni. – Isis, to Wielka Sai, a ty od kilku lat jesteś tylko w Pałacu. Nawet u siebie, w domu niewiele miałaś styczności z pustynią. Nie powinnaś tego robić.

- Wybacz, panie – wyszeptała.

- Byłoby mi łatwiej to zrozumieć, gdybym wiedział, dla kogo to zrobiłaś – westchnął. – Jeśli chcesz, ja… mogę go wezwać.

Isis pokręciła tylko głową, a rumieńce na jej policzkach powiększyły się. Azir westchnął tylko i oparł się wygodniej o siedzenie.

- Nie musisz się wstydzić, Isis – zapewnił. – Ani nie musisz tego ukrywać.

Kobieta przełknęła tylko ślinę.

- To… nie jest odpowiednie uczucie, mój panie – wyznała cicho.

- Nie jest odpowiednie? – zdziwił się. – Dlaczego?

Isis uśmiechnęła się tylko smutno. Wciąż siedziała na brzegu swojego krzesła, jej ręce złożone były na podołku. Nie patrzyła na Imperatora, chociaż jej spojrzenie raz po raz delikatnie się unosiło, by choć na chwilę, chociaż troszkę ogarnąć fragment jego wspaniałej postaci.

- Jesteś moją śpiewaczką, Isis – zauważył ostrożnie Imperator. – Jesteś Słowikiem Pustyni. Dlaczego uważasz, że to uczucie jest nieodpowiednie? Masz wysoki status, nawet doradcy i generałowie byliby zaszczyceni, będąc z tobą.

Kobieta nie odpowiedziała, ale jej lekki, smutny uśmiech wciąż tkwił na jej twarzy.

- To nie jest doradca ani generał – zauważył cicho Azir.

Isis pokręciła głową.

- Ktoś ze służby?

Kobieta znów pokręciła głową, a Imperator zmarszczył swoje brwi.

- Isis, jeśli to nie jest…

- Czy mogę ci zaśpiewać coś, mój panie?

Azir zerknął zaskoczony na kobietę, ale w końcu odetchnął ciężko i skinął głową.

- Tylko jedną pieśń, Isis – uprzedził. – Potem pójdziesz spać. Musisz odpocząć.

Kobieta uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać, a dla Azira właściwie wszystko inne przestało mieć znaczenie.

 

~ * ~

 

Rankiem zebraliśmy swoje rzeczy, jeszcze zanim służba Azira wstała. Nim jednak razem z Za’ ponownie ruszyliśmy na Xeratha, sam Imperator stanął przy nas. Za jego plecami stało równo jego wojsko, niewielki, ale ewidentnie niebezpieczny oddział.

- Czy nie lepiej, abyś tu został? – Za’ uśmiechnęła się uroczo do Azira. – Tu jest bezpieczniej, Imperatorze.

Azir prychnął tylko, a jego płaszcz zagarnął nieco piachu z pustyni. Drobiny zawirowały wokół niego i wiedziałem dobrze, że ma to związek z magią, którą posługiwał się pustynny władca.

- Chyba nie myślisz, że nie potrafię się bronić – syknął z niechęcią.

- Chyba nie myślisz, że pomyślałam o tobie – odparła rozbawiona Za’.

Azir zamarł, zaraz potem jego niespokojne spojrzenie powędrowało tam, gdzie znajdowały się namioty i gdzie przed nimi grzała się w pierwszych promieniach słońca ta słodka, urocza śpiewaczka, której cichy występ słyszałem w nocy. Imperator odchrząknął, a Za’ uśmiechnęła się tylko tym swoim ciepłym uśmiechem. W oczach Azira widziałem, że też nie przepada za tym słodkim wyrazem twarzy Uzdrowicielki.

- Weźmiesz jedną drużynę ze sobą – polecił w końcu Imperator. – Zostanę tutaj, w obozie.

- Tak będzie najlepiej – zdecydowała kobieta. – Idziemy.

Azir odsunął się na bok, a przygotowana przez niego drużyna ruszyła za Za’. Kobieta wskazała żołnierzom pustynię, a jej gest był prosty, jasny i wykonany z doświadczeniem, wojskowym doświadczeniem, o które nigdy bym Uzdrowicielki nie podejrzewał. Zerknąłem krótko na Talona – nożownik też idealnie to zauważył, ale jego spojrzenie mówiło teraz jasno, że lepiej nie denerwować Za’. Wychodziłem z tego samego założenia.

Gdy ruszaliśmy wraz z drużyną Azira na pustynię, miałem znów o wiele więcej pytań w sobie niż odpowiedzi na dręczące mnie zagadnienia.

 

~ * ~

 

Marsz był jednostajny, Za’ nie przyśpieszała ani nie zwalniała, zdarzało się jednak kilka razy, że zmieniała łagodnie kierunek, ale jej spojrzenie nie przestawało wpatrywać się w dal, gdzie, wiedziałem o tym idealnie, znajdował się Xerath.

Nagle Uzdrowicielka zatrzymała się, a spod piasku wynurzył się ogromny wąż. Gad rozwarł swój pysk i zasyczał, a drużyna Azira momentalnie stanęła w równym szyku i skierowała ku niemu włócznie. Zareagowałem podobnie, przyzywając swoje cienie, a Talon obok mnie wyjął zestaw noży.

Jako jedyna do walki nie przygotowała się Za’. Stała wyprostowana, a gdy wąż pochylił swój łeb, wysuwając cienki jęzor, zmrużyła jedynie oczy z dziwną złością.

- Stoisz mi na drodze. – Głos Za’ był nieprzyjemny, zimny i na jego dźwięk wzdrygnąłem się nieprzyjemnie, a Talon zerknął niepewnie na kobietę. – Ustąp albo zdychaj.

Twór pustki zasyczał niespokojnie, mrużąc swoje oczy i przechylając swój łeb na bok. Za’ nie ruszyła się z miejsca, nie przybrała ani obronnej, ani agresywnej postawy. Po prostu tak trwała, spokojna, z nieprzyjemnym spojrzeniem i zimnym głosem. W końcu wąż wycofał się, wciąż jednak obserwując kobietę.

Widziałem w oczach gada, jak bardzo bał się Uzdrowicielki. Żołnierze za naszymi plecami opuścili nieco włócznie, patrząc jednak z lekkim przestrachem na kobietę. Nie dziwiłem się im. Mnie ta sytuacja też się nie podobała.

- Ruszamy – zarządziła kobieta.

Gdy zebrała się do drogi, bez ociągania podążyliśmy za nią. Ten marsz okazał się jednak niezbyt długi – gdy minęliśmy ogromną grupę skał, Za’ znów się zatrzymała i spojrzała z uwagą przed siebie. Z tej odległości widziałem nawet białe namioty obozu Azira. Byliśmy właściwie nie aż tak daleko.

Wśród skał i spaczonych, powykręcanych roślin stał dziwny twór, który jednak nie należał do Pustki. Humanoidalne ciało wydawało się wybudowane z czystej energii i wypełnionych magią kryształów, które spajały błyszczące, dziwne łańcuchy.

Xerath. Zatem tak wyglądał wyniesiony mag, który zdradził Imperatora tyle tysięcy lat temu.

Mag też nas zauważył – odwrócił się ku nam i każdego z nas zmierzył wzrokiem. Jego oczy zmrużyły się na widok niewielkiej drużyny, ale szybko spojrzenie skupiło się na Za’.

- To ty… - Wyniesiony mag zmrużył coś, co wyglądało jak oczy.

Za’ nie odezwała się, stała też przed tym magiem tak, jak przed nami – cicha, usłużna i czuła. Ja z Talonem nie czuliśmy się tak swobodnie.

- Szłaś po mnie cały ten czas? – zapytał ze złością.

- Tak – odpowiedziała prosto.

- Azir? – Mag zacisnął coś, co wyglądało jak pięść. – Wysłał cię?

- Tak – potwierdziła znowu.

Mag parsknął śmiechem. Zew wydawał się gorzki i nieprzyjemny.

- Nie ma nawet odwagi, by stanąć sam naprzeciw mnie?! – warknął mag z wściekłością. – By sam mnie zabić?

- Azir nie wydał na ciebie wyroku, mistrzu Xerathcie – zauważyła potulnym tonem Za’, unosząc do góry swoją dłoń w pojednawczym geście. – Kazał cię sprowadzić. To jednak nie ma znaczenia. Możecie się teraz spotkać lub nie, nie zmieni to nic, wobec tego, co spotka nas na samym końcu.

Xerath wyprostował się, zapewne mieląc słowa kobiety nie mniej, niż ja, Talon i wojsko Azira z tyłu.

- Nie pójdę do niego – syknął Xerath. – Nie zmusisz mnie. Ani ty, ani ta twoja spaczona rodzina!

- Moja rodzina nie żyje, mistrzu Xerathcie – odparła spokojnie Za’. – Mojego ojca i matkę zabili ludzie, a bracia… nawet nie wiem, co ich spotkało.

Widziałem, jak mag wzdrygnął się na tę wiadomość.

- Zaareth… nie żyje? – zapytał.

Za’ uśmiechnęła się tylko lekko, ale w tym uśmiechu zawierało się naprawdę sporo bólu.

- Ile lat minęło? – jęknął cicho Xerath.

- Wiele – wyznała cicho. – Możemy porozmawiać, mistrzu Xerathcie? Azir będzie chciał też z tobą pomówić.

- Nie – odparł twardo mag. – Nie pójdę do Azira.

Za otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale szybko zatrzymała się. Gdy zerknęła za siebie, odetchnęła.

- Cóż, to może nie być takie łatwe, mistrzu Xerathcie – wyznała. – Nie chcę tego, ale właśnie to chce Azir.

Mag spojrzał ponad ramieniem Za’, a coś w jego postawie zmieniło się. Magia, która go wypełniała, roziskrzyła się. Zerknąłem też za siebie i zauważyłem ogromny tuman piachu, który zbliżał się ku nam bardzo szybko.

Żołnierze Azira odsunęli się, stając w równym rzędzie, a Za’ wskazała nam pozycje za nimi. Razem z Talonem ukryliśmy się za ich tarczami.

- Xerath!

- Azir. – Mag wyprostował się dumnie.

Nim zareagowaliśmy, Imperator doskoczył i zaatakował maga. Nim jednak mag zdołał wezwać swoją siłę, tuż przed nim wyrosła usłużna, cicha postać Za’. Kobieta złapała jedną dłonią włócznię Imperatora i skierowała broń ku ziemi. Szary piasek spaczonej krainy podniósł się w dużym tumanie kurzu, gdy magia z włóczni uderzyła w proch.

- Zejdź mi z drogi – warknął Imperator. – Zrobiłaś już swoje.

- Ja jeszcze nawet nie zaczęłam tu działać – zaprzeczyła, wciąż mocno przytrzymując włócznię. – Uspokój się, Imperatorze.

- Nie pouczaj mnie! – warknął. – Xerath zdradził Shurimę!

- A Shurima zdradziła jego – zauważyła spokojnie kobieta. – Nie zapominaj, że byłam tam, Imperatorze, gdy ogłaszałeś swoją chwałę.

Azir zamarł, tak samo zresztą, jak Xerath za nim. Obaj mielili słowa kobiety i obu zdania się nie podobały.

- Ustąp – warknął Azir.

- Nie ty jesteś moim królem – zauważyła zimnym tonem. – Lepiej zatem uważaj, czego żądasz, Imperatorze.

Azir wzdrygnął się. Słowa ewidentnie go uderzyły, ale mnie bardziej zastanowiło to, kto jest królem Za’, skoro nie Azir. Za’ ewidentnie była związana z pustynną Shurimą, jednak to nie Azir był jej władcą.

- Możecie porozmawiać, ale nie zaatakujecie się – zauważyła cicho Za’, wypuszczając z pewnego uścisku włócznię Azira. – Nie teraz. Nie potem.

Azir prychnął i cofnął włócznię, prostując się z dumą. Jego płaszcz powiewał na wietrze. Równie wojowniczo prezentował się Xerath.

- Nie chcę z nim rozmawiać – zaprzeczył Azir.

- Nie myśl sobie, że ja chcę! – warknął Xerath.

- Zrobiłeś się paskudnie wyszczekany, Xerath – parsknął Azir. – Moc Wyniesionego dodała ci miru, czy może twoja własna zdrada, hm?

- Nie mów tak do mnie. – Xerath przeciął powietrze ręką. – Nie mów do mnie tym imieniem!

- Ja nadałem ci to imię – warknął Azir.

- Zatem zabierz je! Nie chcę tego imienia!

- Nie jesteś niewolnikiem. Nie będziesz zatem bezimienny dla mnie. Xerath.

Xerath nie miał twarzy, ale lśniące kamienie zastępowały mu oczy, mrużyły się, rozszerzały i jako jedyne wskazywały na to, jaki humor może mieć mag. Teraz wydawały się zaskoczone, ale to szybko się zmieniło, ustępując miejsca szaleńczej wściekłości.

Nim jednak mag zdołał odpowiedzieć, wyrazić swoją niechęć, złość lub inne, równie niechętne emocje, coś zawyło głośno, rozległy się ludzkie krzyki i hałasy, a wszystko dobiegało nas z pozostawionego w oddali obozu.

- Obóz – jęknął Azir. – Isis…

Nim się spostrzegliśmy, Imperator pognał ku białym namiotom, które widoczne były w oddali. Zerknąłem tylko na Talona, ale nożownik też nie bardzo wiedział o co chodzi. Za’ natomiast wyglądała, jakby wszystko szło po jej myśli. To właściwie nie zaskoczyło mnie ani trochę.

- C-co? – Xerath posłał za Imperatorem zdziwione, głupie spojrzenie.

- Kto – zaśmiała się Za’.

Xerath zerknął na nią, ale zaskoczenie i niezrozumienie w jego oczach wcale się nie zmniejszyło.

- Istoty Pustki wydarły się z trzewi swej krainy – wyjaśniła Za’. – Talon, Zed, ruszamy. Będziemy tam potrzebni.

Skinęliśmy głowami.

- Czy będziesz tak miły, by nam pomóc, mistrzu Xeratcie? – zapytała jeszcze Za’.

- Pomóc? – Mag parsknął śmiechem. – Dlaczego miałbym niby wam pomagać?

- Azir jest twoim przyjacielem, czyż nie?

Xerath parsknął tylko śmiechem, gorzkim i złym. Za’ nie odpowiedziała na to. Wskazała nam obóz, skąd zaczynało dobiegać coraz więcej krzyków, tam też skierowaliśmy się razem z Talonem. Xerath został z tyłu, sam, trwając dokładnie tam, gdzie pozostawił go Azir.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz