Oaza na pustyni, pałac wśród murów

 


Potwór był ogromny, o wiele większy, niż ten, którego Za’ powstrzymała swoim twardym głosem i niezłomną postawą nie tak dawno temu. Ogromny, fioletowy łeb uzbrojony był w dwa rzędy ostrych zębów, a dodatkowo towarzyszyły tej szczęce cztery kły. Twarda, kościano-skórzasta korona tworzyła tył czaszki gada, a głównej głowie towarzyszyły dwie mniejsze szczęki po prawej i po lewej stronie. Ostre pazury mimo wszystko krótkich łap rozgrzebywały piasek, wzniecając wokoło tumany złoto-szarego kurzu.

- Co to jest do diabła? – parsknął Talon.

- Jedno z dzieci Pustki – odpowiedziała Za’. – Nawet jedno z władców tej krainy. Zed, będziemy potrzebować dezorientacji. Czy dasz sobie radę z Cieniami?

Skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że Cienie tak naprawdę nadal nie są mi do końca posłuszne. Liczyłem jednak na to, że obecność Za’ przerazi je tak, jak zwykle, że usłuchają mnie, bo będą się bały kobiety.

- Talon, zajmij się razem z Zedem ściągnięciem go na pustynię – poleciła Za’. – Uważaj na piasek. Jeśli jest jeden, może ich być jeszcze więcej.

Nożownik skinął głową. Zauważyłem go, jak przeskakiwał nad rozsypanymi owocami, potrzaskanymi skrzyniami i rozwalonymi namiotami. Tuż obok mnie zaszeleściły Cienie – pojawiły się, niechętne, ale posłuszne. Spojrzały na mnie złymi, nienawistnymi oczyma, ale ich wzrok zahaczył również o postać Za’. Gdy wskazałem im ogromnego potwora, ruszyły bez najmniejszego sprzeciwu.

Monstrum ryczało, uderzało pazurami w piach i niszczyło kolejne elementy obozowych namiotów. Służba biegała nieporadnie w prawo i w lewo, ratując własne życia, zapasy, a nawet złocone meble. Uciekli dopiero wtedy, gdy usłyszeli głos Azira.

Imperator skierował swoją włócznię ku potworowi, a z piasku wynurzyli się okryci w złote zbroje włócznicy. Ostrza skierowały się ku wężowi. Potwór zaryczał, uderzając ogromnymi pazurami.

Łapska gładko przeniknęły przez moje Cienie, nie czyniąc im żadnej krzywdy. Uderzeni piaskowi żołnierze Azira rozsypywali się w proch, ale ich miejsce zaraz zajmowali następni, tworząc zwarty mur. Nie widziałem już Talona, ale zdołałem zauważyć świszczące w powietrzu ostrza, do których nożownik przymocował dzwoneczki i małe materiały wybuchowe. Noże uderzały w łeb potwora z jednej strony, zmuszając maszkarę do odwrotu.

Kobiece piski i głośne krzyki mężczyzn zwróciły moją uwagę. Za kolejnym murem piaskowych żołnierzy chroniła się służba Azira, ale spod piachu wydostały się mniejsze, nie mniej jednak niebezpieczne węże. Do walki z nimi stanęli potężni wyniesieni, których Za’ pokazała mi wieczorem w obozie – psi Nasus walczył obok Renektona, którego potężne cielsko krokodyla miażdżyło wężowe ciała.

Chaos był ogromny, a ja skupiałem się tylko na poleceniach Za’. Kobieta stała wśród zrujnowanego obozu, podnosiła rannych, pouczała żołnierzy i wydawała rozkazy tym, którzy byli zbyt zagubieni, by myśleć samodzielnie. Miała spokojny, ale twardy głos. Zniknęła na chwilę jej czułość i usłużność – słuchaliśmy jej jak zaklęci, tego głosu, który nie znosił sprzeciwu, który czułem, że kiedyś prowadził miliony.

- Isis!

Krzyk Azira zwrócił moją uwagę. Imperator doskoczył do jednej z kobiet, a jego piaskowi żołnierze przeszyli włóczniami jedno z węży. Azir pochylił się nad kobietą, podniósł ją bez problemu i rozejrzał się wokoło.

Widziałem, jak zza jego pleców wyłania się ogromny wąż. Skierowałem tam swoje Cienie, mimo że wiedziałem, że to może nie wystarczyć, że mogą nie zdążyć sięgnąć potwora. Jednocześnie jednak nie musiały – coś innego uderzyło w węża.

 

~ * ~

 

Niebieska błyskawica, pełna szepczącej mocy, spadła znikąd na istotę pustki. Wąż zasyczał, zawył przerażająco i rozsypał się na tysiąc kawałków.

- Dałbyś się zabić dla kobiety! – warknął wściekle Xerath, lądując przy Azirze. – Z tego, co widzę, nawet nie twojej.

- To cię boli? – mruknął Azir, mocniej przytrzymując przy sobie Isis.

- Boli mnie wiele rzeczy – prychnął Xerath. – Jesteś głupcem, Azir!

- Jeśli wróciłeś tylko po to, żeby mi to powiedzieć, możesz już iść! – Głos Imperatora był równie zły, co drżący ze zdenerwowania.

Xerath prychnął jedynie. Jego oczy, pełne dziwacznej, biało-niebieskiej energii, opadły na postaci Isis. Kobieta była nieprzytomna, okurzona i ranna. W ramionach Azira jej drobna postać wydawała się jeszcze bardziej nieporadna i słaba.

- Dołączy do twojej kolekcji? – prychnął Xerath.

- Nie mam kolekcji – mruknął Azir, mimowolnie mocniej przygarniając do siebie kobietę. – Czego tu chcesz?

Mag prychnął niemiło.

- Chciała, abym wam pomógł – mruknął Xerath, głową wskazując na stojącą w oddali Za’. – Pomógł tobie.

- Obejdzie się – warknął Azir.

- Och, naprawdę? – Mag machnął ręką ze wściekłością na bok, a kolejna wiązka lśniącej, biało-niebieskiej energii uderzyła w wijące się wstrętnie cielsko węża. – Ciekawe, czy mówiłbyś to z takim samym zapałem, gdybyś był martwy, Azir!

- Nic mi nie jest – zaprzeczył Imperator. – Nie jestem już dzieckiem, Xerath. Ani jeden z nas nie jest. Nie musisz mnie bronić jak w ulicznych bójkach.

- To nie jest uliczna bójka, głupcze! – warknął Xerath. – Czemu zawsze…

Mag warknął i odwrócił się, zaciskając pięści, a kolejne wiązki jego mocy uderzyły w stwory pustki, rozszarpując je na drobne kawałki.

- Właśnie przez tą twoją dumę ja… - zaczął ponownie mag.

- Przez to zdradziłeś Shurimę? – zapytał Azir, unosząc z dumą swoją głowę.

- Przez to próbowałem coś zmienić! – warknął Xerath. – Gdybyś tylko mnie słuchał.

- Gdybyś tylko dał mi czas – odparł ze smutkiem Azir.

Xerath rozluźnił się nieco, prostując i cofając. W końcu jednak prychnął i pokręcił głową.

- Zabierz ją – polecił, wskazując na nieprzytomną śpiewaczkę. – Zajmę się resztą. Jak zawsze.

Azir westchnął tylko, ale pozwolił Xerathowi odwrócić się i skierować swój gniew i rozgoryczenie na potwory pustki. Sam otoczył mocniej nieprzytomną śpiewaczkę i skierował się ku Za’. Uzdrowicielka stała wśród chaosu i uśmiechała się lekko. Wydawała się równie spokojna, co przerażająca, a Azir nie wiedział, czy to uspokaja go, czy wręcz przeciwnie – ogarnia go strachem zimnym niczym mróz.

 

~ * ~

 

Spotkanie z Yevnai wydawało mu się tak dalekie, jak zeszłoroczny sen, a jednocześnie paliło go gdzieś w środku niespokojnymi uczuciami. Jak na złość te rozdzierające się światy wołały jeszcze głośniej i, ku niezadowoleniu Shena, jeszcze czulej ku niemu.

- Coś cię dręczy, przyjacielu. Coś złego.

Shen zerknął na Kennena, ale mimo że yorld był mu niesamowicie bliski, Shen właściwie nie wiedział, jak opowiedzieć wszystko to, co teraz się z nim działo. Stał przez to dość długo w milczeniu, wpatrując się w piękny krajobraz, wdzięczny Kennenowi mimo wszystko za to, że został i że nie popędzał go do wyjaśnień.

- Yevnai w ostatniej podróży została zaatakowana – wydusił z siebie w końcu ninja.

- Nic jej nie jest? – dopytał Kennen, wiedząc, ile kobieta znaczy dla Shena.

- Nie.

- Zdążyłeś zatem jak zawsze?

- Nie – odparł sucho Shen. – Dowiedziałem się o tym w czasie ostatniej wizyty u niej. Nie poczułem nic, Kennen. Od kilku tygodni jest tylko… to uczucie, te rozdzierające się światy. Widzę je coraz wyraźniej. W tym dymie i mgle coś jest. Nie mam jednak pojęcia, co.

- Mówiłeś, że duchy milczą – zauważył Kennen.

Shen skinął głową, a jego spojrzenie wydawało się szczególnie ponure.

- Milczą – potwierdził. – Nie każą mi ruszać za tym, ale… nie zabraniają mi tego. Pozostawiły ten wybór mnie. Uśmiechają się, wiedzą, co to wszystko znaczy. Nie wyjaśnią mi jednak niczego.

Kennen skinął głową i przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, co odpowiedzieć przyjacielowi.

- Wciąż uważam, że powinieneś tam iść – zauważył. – To może wyjaśnić wiele, Shen, uspokoić cię przede wszystkim.

- To rozdarcie, spaczenie – jęknął Shen. – Nie powinno tu tego być. Nie dość, że duchy nie chcą, bym się temu sprzeciwił, to jeszcze…

Shen urwał, a jego postawa wydawała się Kennenowi niepewna, speszona, jakby ninja wstydził się tego, co mógłby powiedzieć dalej.

- Jest coś jeszcze, prawda?

- To mnie woła, Kennen – wyznał Shen.

- Woła? – zdziwił się yorld.

- Tak, jak kiedyś… - Shen zaciął się po raz kolejny, po czym przyznał cicho: - Yevnai wołała mnie tak samo. Tylko teraz… to jest tak wyraźne. Jeszcze bardziej… jeszcze mocniejsze.

- Czy dlatego się tak wahasz? – zapytał Kennen. – Myślisz, że to coś złego.

- Nie mam pojęcia, co to jest – wyznał Shen. – Nie wiem, co z tym tak naprawdę zrobić.

- Powinieneś to sprawdzić, Shen – zauważył Kennen. – Bądź ostrożny jednak. To, co cię woła, może być równie dobre, co złe dla ciebie.

 

~ * ~

 

Patrzyłem, jak ogromny wąż ukrywa się w piachu, a mniejsze stwory znikają za nim. Te, które leżały martwe, szybko wciągali pod ziemię ich pobratymcy. Po chwili po brutalnym ataku pozostały jedynie ślady krwi, leżące gdzieniegdzie trupy służby oraz porwane namioty i roztrzaskane sprzęty.

Odetchnąłem głęboko i przeczesałem włosy palcami. Lepiły się od potu i wydawały się nieprzyjemne, niczym oblepione błotem.

- W porządku? – obok mnie stanął Talon. – Gdzie Za’?

- Nie widziałem jej – odparłem. – Czy to wszystkie?

- Na to wygląda – mruknął Talon.

Jego płaszcz był poszarpany tak samo, jak prawy rękaw jego kurtki. Materiał przesiąkł krwią, ale widziałem, że skóra nie była głęboko zadrapana. Za’ zajmie się jego ranami bez problemu, doskonale o tym wiedziałem.

Rozejrzałem się raz jeszcze wokoło. Służba powoli zbierała rozbite sprzęty, a żołnierze pomagali zebrać zwłoki na bok. W jednym z małych, ocalonych namiotów znajdował się Azir, klęcząc przy naprędce zrobionym łóżku. Na posłaniu leżała śpiewaczka, a ja miałem wrażenie, że jest droższa Imperatorowi niż cała jego pustynia i świat razem wzięte.

- Za’…

Odwróciłem się na dźwięk głosu Talona i również spojrzałem na Za’. Stała na skraju zniszczonego obozu, a tuż przed nią znajdował się Xerath. Rozmawiali, ona jak zwykle spokojna i usłużna, a on – zdenerwowany, gestykulujący ze złością, rozpaczą. W końcu kobieta wygrała. Jej cisza była tak trudna do pokonania, wiedziałem o tym doskonale. Wskazała magowi pustynię, a ten rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie na obóz i odszedł.

- Nie mieliśmy go złapać? – westchnąłem tylko.

- Nie – zauważył ponuro Talon. – Mieliśmy go znaleźć.

- Hm – mruknąłem tylko.

Któryś z żołnierzy Azira zauważył sytuację tak samo, jak my. Zaalarmowany przez niego Imperator pojawił się przed namiotem i spojrzał na oddalającego się szybko Xeratha. Piach uniósł się i Azir ruszył w pościg, ale gdzieś na granicy obozu stanęła przed nim Za’.

- Zejdź mi z drogi – warknął Azir.

- Nie – odpowiedziała cicho i pewnie.

- Zejdź. Mi. Z drogi – powtórzył.

Jego dłoń uniosła się, a z piachu podnieśli się piaskowi żołnierze. Otoczyli oni Za’ i unieśli swoje włócznie.

- Byłam martwa, Imperatorze – zauważyła ze smutnym uśmiechem Za’.

- Ja też – zauważył ponuro Azir.

- Nie boję się tej ciemności – zauważyła spokojnie, pojednawczo unosząc ręce – ale nie chcę tam wracać. Czy możemy porozmawiać?

Zerknąłem krótko na Talona, a potem obaj mocniej chwyciliśmy swoje bronie. Piaskowych żołnierzy było sporo, prawie dwa tuziny, każdy gotowy nawet na najmniejsze skinięcie swojego Imperatora. Mimo to Za’ stała niewzruszenie, nawet nie sięgając po nic, co mogłoby posłużyć jej za broń. Piaskowe włócznie trwały przy jej szyi, ale ona patrzyła tylko na Imperatora.

Ścisnąłem dłonie, przyzywając do siebie cienie. Nim jednak zaszeleściły obok mnie, Imperator opuścił swoją włócznię i cofnął żołnierzy.

- Dlaczego? – zapytał z nieukrywanym bólem. – Pozwoliłaś mu uciec. Dlaczego?

- Nie pozwoliłam – zaprzeczyła. – Pomogłam.

Azir wzdrygnął się – informacja widocznie go zaszokowała. Właściwie mnie też, tak samo zresztą, jak Talona.

- Kiedy martwi wstaną, by zdobyć ten świat, ty i on możecie stanąć przy mnie lub wciąż walczyć między sobą – wyjaśniła cicho – patrząc, jak wszystko znika. Proszę, Imperatorze. Nie musicie rezygnować z marzeń, które kiedyś należały do was dwóch.

Azir przymknął oczy i pokręcił głową.

- To nie powinno się tak skończyć – westchnął w końcu.

Gdy machnął ręką, piaskowi żołnierze rozsypali się i po chwili nie został po nich nawet ślad.

- Wszystko może się jeszcze zmienić – zauważyła czule Za’. – Już się zmieniło. Prawda?

Imperator uniósł swoje smutne spojrzenie, po czym zerknął na pustynię. W oddali błyskały tylko jasnoniebieskie światła. Być może Xerath w ten sposób uciekał, być może po prostu wyrażał swoją złość, a być może walczył – tego Azir nie wiedział.

- Może – westchnął. – Może się zmieniło.

Za’ uśmiechnęła się czule, po czym odwróciła się do nas, zostawiając Azira samego.

- Talon, jesteś ranny – jęknęła.

- Gotowy na opatrywanie. – Nożownik uśmiechnął się ze zwykłą sobie zadziornością.

Parsknąłem tylko śmiechem. Nawet jeśli coś w życiu Azira zmieniło się, nawet jeśli w moim, Talona i Za’ życiu też zmieniło się wiele, niektóre rzeczy wciąż zostały takie same.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz